poniedziałek, 11 listopada 2024

 

Patriotyzm to termin emblematyczny i tak pojemnościowy, że obfitego sensu jego znaczenia nie sposób przełożyć w kilku skondensowanych i przedłożonych refleksjach. „Prawdziwe zrozumienie historii wymaga, aby człowiek nie był tylko istotą historyczną, i aby ją znał z doświadczenia. Potrzeba świadomości duchowej”(O. Clement). Każdy naród posiada historię w której pewne wydarzenia urastają do rangi epopei – aspirują do wiecznie trwałej pamięci w której zbiorowe myślenie i istnienie narodu, odnajduje swoje witalne soki do kształtowania teraźniejszości i spoglądania z dumą w przyszłość. Każdy mniej więcej rozumie podglebie znaczenia patriotyzmu, choć przyjmuje wobec niego inną postawę, i nie koniecznie kolektywną, zbudowaną na utrwalonych i prawie pomnikowych symbolach. Każdy obywatel swojego kraju posiada wewnętrzną optykę widzenia spraw ważkich i przełomowych – wydarzeń które wyrzeźbiły realny kształt dzisiejszej rzeczywistości. W tym pejzażu postaw, wspomnień i różnorodnych aktów, przejawia się miłość do Ojczyzny – świadomie pisanej z dużej litery. Ponieważ Ojczyznę po Bogu, kocha się najmocniej, bardziej niż własne życie, czy życie swoich najbliższych. Dla Niej składa się ofiarę z krwi jeśli tylko zajdzie taka potrzeba – to nieprzedawniona idea wyrastająca na naszego martyrologium i opiewana słowami wieszczów. Nasza indywidualna tożsamość patriotyczna nie kształtuje się w izolacji od innych, ale w interakcji z tymi dla których ziemia, zakorzenienie, pochodzenie, rodzina i język, stanowią coś na miarę największej i chronionej świętości. Patriotyzm uzdrawia nierówność, egoizm i chęć zawłaszczenia dla siebie skrawka czegoś, co stanowi dobro wspólne przekazywane jak ojcowizna; depozyt ofiarowany najmłodszym i wybudzonym ku życiu w wolności. „Potrzeba takiego życia zbiorowego, które, otaczając każdą istotę ludzkim ciepłem, pozostawi wokół niej wolną przestrzeń i ciszę. Współczesne życie jest tego przeciwieństwem”- pisała Simone Weil. Dobry Polak to ten, który rozumie mechanizmy historii i robi wszystko, aby widmo zła nie powróciło i nie trzeba było osłaniać swoim ciałem swoich najbliższych lub przypadkowo przygniecionych stygmatem śmierci osób. Ileż na świecie jest miejsc w których rozlega wołanie o pokój i pojednanie. Gdzie na powierzchnię wychodzą potwory ludobójstwa, gwałtu, głodu, biedy, agresji o takiej rozpiętości, iż trudno to ogarnąć umysłem i wrażliwością człowieka żyjącego spokojnie w zaciszu własnego domu. „Wojna to nie tylko front, strzelanina, bombardowania, ruiny, uciekinierzy, zabici i ranni. To także pewien stan ducha, rozpędzona energia emocjonalna i mentalna, która musi się wyładować, wypalić niejako sama z siebie, zgodnie z własną inferalną dynamiką i logiką”(R. Kapuściński). Każdy rozumie mechanizmy i okropności wojny, ale nie rozumie jej wewnętrznego żywiołu z którym mierzą się ci, co zaglądają każdego dnia śmierci prosto w oczy. Patriotyzm to postawa nie tyle mierzenia się z możliwie przewidywalnym niebezpieczeństwem i w razie czego ochrona własnych granic, ale to nade wszystko proklamacja pokoju; gest otwartych dłoni i serc wobec tajemnicy ludzkiej nieprawości i zła. Patriotyzm to również obrona demokracji, wybudzenie z apatii i odrętwienia, niezamykanie oczu na gaszenie wolności w różnych przestrzeniach życia społecznego. To przeciwstawianie się przemocy wewnętrznej i kłamstwu które potrafi zachwaścić umysły i serca. Jak się jakiemuś społeczeństwu wmówi i zaszczepi kompleks niższości, niedowartościowania, wstecznictwa i niedostosowania do rzekomo cywilizowanej i postępowej Europy, to zgodzi się na wszystko, byleby odpasować się do większości – choćby ona była przeżarta od środka, moralnie zgniła i w akcie postępującej agonii. Szekspir twierdził, że „jesteśmy z takiej materii, z jakiej zrobione są nasze sny.” Ci, którzy złożyli swoje życie na ołtarzu historii, śnili o wolnej Polsce i jej magnetyzującej sile którą możemy wypatrzeć z obrazów Matejki, Malczewskiego i innych koryfeuszy śniących o wolności. Patrzymy na naszego sąsiada Rosję z tym samym niepokojem który frapował naszych bliskich z poprzedniego wieku. Odsuwamy paraliżujące przewidywania i pisane ukradkiem scenariusze. Wyrzucamy je na ścierniska, nie przestając się trapić wobec tego, co może niespodziewanie nadejść. Grudziński w Dzienniku pisanym nocą – bez mała pisanym trzydzieści lat temu, zawarł ponadczasową myśl: „Jeśli cokolwiek może zbliżyć Polaków i Rosjan, to mówienie na głos o krzywdach i świadomość wspólnego cierpienia. Ze wspólnego cierpienia powstaje wspólna nadzieja.” Prośby w tym dniu Boga o siłę do przekraczania ducha nienawiści, wyższości, pogardy i pychy. O zabliźnienie ran przeszłości i pokój przenikający przyszłość. O sumienie na obraz Boga który jest przebaczającą miłością. Tylko Miłość może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach naszego zaplątanego świata !

niedziela, 10 listopada 2024

 

W dniu dzisiejszym niedzielną modlitwę przeżywałem wraz z franciszkanami na Świętej Górze Polanowskiej. „Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej.” Nasze ekumeniczne spotkanie miało na celu nie tylko uwielbienie Boga, ale nade wszystko pamięć i powierzenie opiece Maryi – Bramy Niebios – śp. Andrzeja Binkowskiego, naszego wspólnego przyjaciela i artystę, który dla tego miejsca i wielu innych cerkwi tworzył wspaniałe ikony i polichromie. Odszedł w czasie pandemii, gdzie pogrzeby odbywały się prawie w ciszy i asyście najbliższych jednie osób. Odszedł cicho i pokornie, prawie niezauważenie, bez patetycznego kazania, czy okolicznościowych przemówień osób mu bliskich. Stąd jego godne upamiętnienie musiało poczekać na czas i oprawę właściwą dla człowieka który był gorliwym chrześcijaninem, a nade wszystko teologiem wypisującym ten inny – cudowny świat – skąpany w ferii barw i zapachu Nieba. Nie sposób słowami wymalować jego barwnego życia. „Czynić i czyniąc, czynić siebie”(Renouvier). Miał w sobie prostotę dziecka i charyzmę mnicha pochylonego nad pieczołowicie przygotowanymi deskami pod ikony. Kochał sztukę i poprzez jej doświadczenie, przybliżył się do wiary. Odkrył ikonę i spoglądał z egzaltacją mistyka w jej oczy. Zrozumiał że jej siła nie leży w drewnie czy farbach, lecz świetle Taboru. Próbował przechylić odrobinę świat w stronę Piękna, które zbawia i zdziera z ludzkich twarzy brzydotę i maskę bestii. Jego myślenie o świecie, chrześcijaństwie i ludzkich losach, było niesamowicie spójne i nacechowane niebywałą wrażliwością i intuicją proroka. Był dobrym człowiekiem, ciągle ciekawym świata i ludzi. Talent Andrzeja polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości przenikniętej namacalnym odczuciem absolutnego Piękna. Choć był rzymskim katolikiem, odkrył bogactwo chrześcijańskiego Wschodu (prawosławia)- teologiczną estetykę i drogę ku przebóstwieniu. Jakże bliskie Mu były słowa zapisane przez Gogola: „Sztuka jedna nas z życiem, wprowadza w duszę porządek i harmonię… Jeśli artysta nie sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest jedynie przelotną pasją.” Był bezinteresownym w tym, co robił. Obdarował dziesiątkami ikon i polichromii, kościoły i cerkwie, będąc przeświadczonym, iż estetyka jest w pełni polifoniczna i eschatologiczna. Potrafił godzinami z nieprawdopodobną lotnością umysłu rozprawiać o kulturze, której ostateczny sens i spełnienie widział w komunii z wiarą. Przywołanie jego sylwetki jest wyrazem wdzięczności różnych wyznań chrześcijańskich i przyjaźni której żar emanował wprost od Chrystusa – „wewnętrznego faktu jego istoty.” Po uroczystej Eucharystii nastąpiło nabożeństwo panachidy za zmarłego i uroczyste poświęcenie krzyża upamiętniające mistrza i świadka, najmniej myślącego o sobie proroka pędzla. Jestem przekonany, że stał się jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – ubogim szczęśliwcem i synem światłości który uradował się gościnnością Tego, którego Oblicze tak starannie starał się oddać w ikonie. „Przez Ciebie, niech odnajdzie Raj, Bogurodzico czysta i błogosławiona.”

środa, 6 listopada 2024

 

Budzą się w mojej pamięci zmarli, zaplatani w bliższych i dalszych odstępach czasu. Mieć źrenice rozszerzone i światłoczułe na obecność tych subtelnie zjawiających się krewnych. „Życie jest tylko zmarszczką uciekających fal”- wtóruję poecie badającemu odpływy i przypływy chwili. Bardzo wyraźnie widzę twarze tych, którzy odeszli na drugą stronę i pozostawili po sobie okruchy wspomnień w których to splotach uobecniło się obdarowanie dobrem, przyjaźnią i miłością. Jakże często budzi mnie dotyk i szelest słowa mojego ojca – przynaglający mnie do powstawania z kolan i mierzenia się z rzeczywistością, taką jaka jest; chropowatą a niekiedy promienną, obłaskawioną szczęściem. Dostrzegam jego błysk w oczach i uśmiech w którym zawiera się podpowiedź i powierzone kolejne zadanie do wykonania. Mówi do mnie, a ja próbuję rozszyfrować ten strumień natychmiastowo i ukradkiem przesyłanych wiadomości. Nie uważam, że martwi milczą – oni istnieją w zupełnie odmienny sposób od tego, który ogranicza perspektywę naszego postrzegania spraw ostatecznych. „Śmierć to nie oderwanie, ale zatonięcie, a po niej wyobrazić sobie nicość jest równie trudno jak wyobrazić sobie byt – pisał Mauriac -Buntujemy się, opieramy przed wrotami…, nie będąc w stanie przedstawić sobie, co się dzieje, a tylko odczuwając zgrozę i przerażenie wobec tych ciemności.” Odczucie mroku i brak natychmiastowych odpowiedzi na dręczące pytania, nie może paraliżować, obezwładniać, czy odbierać nadzieję. Wiara wyrywa z tego poczucia pustki i samotności, uchyla woal tajemnicy za którym już jest trudna i obezwładniająca prawidła rozumu, wkraczająca w to nasze podwórko wieczność. Na ateńskim Areopagu święty Paweł mówił do Greków o nieznanym Bogu poszukiwanym „niejako po omacku”(Dz 17,27). To Bóg „daje wszystkim życie i oddech, i wszystko”(Dz 17,25) i jest „niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”(Dz 17,27,28). Każdą cząstkę ludzkiego bytu, każdy atom poddanej przygodności czasu materii,  ruch cząsteczek i partykuł kurzu na zmieniającej kolor skórze - siła wskrzeszającej łaski podrywa do życia. Przemierzać ziemię z głową zatopioną w świetlistości przychodzącego świtu, to pragnienie stworzenia wyrwanego z konwulsyjnego bólu obumierania i przeistaczania się. Medytacja o życiu wiecznym, nie jest uczepianiem się ostatniej deski ratunku, czy asekuracją wobec mogących nadejść chorób, cierpienia i ewentualnie śmierci. To nie jest wentyl bezpieczeństwa i pociecha wymuszająca uśmiech pośród żywiołów tego świata. Spojrzenie wiary jest głębsze i potrafi dotykać tych obszarów, które kruchość, rozgoryczenie, niepewność i ból – przemieniają w siłę, która spowijała serca uczniów Chrystusa, kiedy po zmartwychwstaniu w zaryglowanym od strachu Wieczerniku, pokazał im rany – ślady triumfalnego zwycięstwa nad śmiercią. Mądrość Talmudu powie: „Bóg ma trzy klucze: klucz do deszczu, klucz do narodzin, klucz do zmartwychwstania.” Wszystko ma głębszy sens i wymiar do które należy przybliżać się z pokorą ślimaka dźwigającego na sobie cały inwentarz istnienia. Wszystko, co trwoży nasze serca i umysły, natychmiast pryska i odchodzi w niepamięć przy pełnym euforii okrzyku tętniącej liturgii: „Chrystus Zmartwychwstał !” Prawosławie w porywie rezurekcyjnego zachwytu, potrafi poszybować ponad największymi katastrofami człowieka i przygniatającej go rzeczywistości, ponieważ ma siłę życia, która drga posadami duszy i piekła. W troparionie Paschy drugiego tonu słyszymy: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie nieśmiertelne, wtedy otchłań zamarła od blasku Twojego bóstwa, kiedy zaś i umarłych podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco życia, Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” W wieku przyszłym, mówi Orygenes, „wszyscy znajdą spełnienie w Człowieku doskonałym i staną się jednym słońcem.” Pod drugiej stronie tak wiele się wyjaśni i rozstrzygnie. Grzeszne, ludzkie usta zarygluje Miłość i nie będą już zdolne do wyznania nienawiści i przekleństwa. Wszystko stanie się wieczne i wyprażone temperaturą miłości Tego, który w brzasku pierwszego dnia doglądał piękna Raju !

niedziela, 3 listopada 2024

 


Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu»…
(  Łk 16,19-31).

W świecie w którym wszystko wydaje się na sprzedaż, tak naprawdę nie ma nic. Dzisiejsza parabola demaskuje ludzką zachłanność i odsłania kulisy społecznej niesprawiedliwości dotykającej każdego okresu historii i uwikłanego w niej człowieka. Chrystus wbrew pojawiającym się opiniom, nie głosi rewolucji ploretariackiej w której to klasa uciskana- będąca na marginesie życia- wstaje z kolan i podnosi protest przeciwko bogatym wyzyskiwaczom. Bóg jest subtelniejszy w swojej mądrości i przenikliwości, niż chcieliby tego zabarwieni socjalizmem teologiczni dyletanci. Istnieją tacy którzy twierdzą, iż „chrześcijaństwa nie interesuje żaden program przemiany świata i nie ma też żadnych propozycji odnośnie reform politycznych i społecznych”(R. Bultmann). Sens przypowieści jest zgoła inny i na pewno nie proklamuje cnoty komunizmu chrześcijańskiego. Ewangelia wsączona w marksizm to utopijnie szatański bunt mas. Przypowieść jest przestrogą przed nadmiernym prymatem „mieć” nad „być.” Człowiek pozbawiony wewnętrznej głębi, staje się istotą niezaspokojoną- tak silnie uwikłaną w destrukcyjnych mechanizmach hedonistycznej egzystencji, pod warstwą której jest przerażająca umysł ciemność. Szatow powiada w Biesach do Mikołaja Stawrogina: „Pan zatracił zdolność rozróżniania dobra i zła…” Bogacz ma zamknięte serce na ludzką tragedię i dlatego duchowo bankrutuje. Oczy ubogich to najpiękniejszy krajobraz jaki przynosi wolność. Nie potrafi dostrzec w swoim obliczu zachłanności i bezduszności. Jego zachłanne dłonie zaciskają pieniądz jako narzędzie dominowania nad innymi. „Czyż nie jesteś łupieżcą, skoro to, co otrzymałeś we władanie, czynisz osobistą twoja własnością ? Czy ten, co obdziera z szat ubranego będzie nazywał się rabusiem, a ten, co nie przyodziewa nagiego, choć może to uczynić, zasługuje na inną nazwę ? Do łaknącego należy chleb, który ty zatrzymujesz; do nagiego szata, którą ty chowasz w skrzyni; do bosego obuwie, które u ciebie pleśnieje; do potrzebującego należą pieniądze, któreś zachował. To ty krzywdzisz tylu, iluś mógł obdarzyć”- nauczał św. Bazyli Wielki. Hałaśliwość i nieprzyzwoitość istnienia bogacza, skutecznie zamyka mu drzwi do wieczności. To perspektywa eschatologiczna wysuwa się na pierwszym miejscu, a potwierdzeniem jej jest postać ubogiego Łazarza, znajdującego ostatecznie swoje miejsce na „łonie Abrahama.” Bierdiajew twierdził, że „człowiek w swoim wymiarze głębi łączy się nie tylko z czasem, ale także z wiecznością. Jeśli człowiek jest całkowicie wrzucony w czas, jeśli nie istnieje w nim nic z wieczności i dla wieczności, to obraz człowieka, osoby, nie może zostać zachowany.” W tym świecie, który marzy tylko o bogactwie, pięknie i młodości, śmierć nadchodzi niezapowiedzianie i ukradkiem, jak przyczajony złodziej pod ukradkiem nocy. Rzeczywistość odwrócona i brak spłaty długu miłości. Bogacz zatopił się w konwulsji śmierci i otchłani, widząc w ułamku sekundy całe swoje paskudne życie. Nie ma już nad nim kontroli. Umiera spragnienia i samotności, zdany na kaprys boskiej sprawiedliwości i miłosierne westchnienie Łazarza.