czwartek, 28 listopada 2024

 

Być może przyszło nam żyć w świecie, gdzie wolność myślenia, mówienia naznaczona jest niebezpieczeństwem korekty i ideologicznego zastraszenia. Wolność przeżywana w sobie jest ryzykiem; egzystencją wymagającą nietuzinkowej błyskotliwości i odwagi. Heurystyka nie jest w cenie, tak nie jest w cenie mówienie tego, co się naprawę czuje i myśli. Nie można wszystkiego powiedzieć wprost, narażając się na opatrzenie etykietą - odstającego i anachronicznego wieszcza – odklejonego od postępowej i nie znoszącej sprzeciwu rzeczywistości. Trzeba czuć i myśleć jak większość, nawet jeśli otaczająca rzeczywistość gnije od korzeni i nie pozostawia złudzeń, co do faktyczności tego stanu rzeczy. Starcie humanizmów i bunt człowieka o łyk wolności ! Tylko głupiec rygluje się w bastionie czterech ścian, odbierając sobie przyjemność konfrontacji z głupotą i pseudointelektualnym natręctwem nowej maści spikerów i ekspertów od korekty świata. „Smutne zapatrywanie... Z kłamstwa robi się istotę porządku świata”(F. Kafka). Prawdziwi prorocy są niewidoczni, a ich głos zagłusza tuba, wieszcząca egzystencję dobrobytu i niczym nieskrępowanej wolności. To tylko pręga złudzenia i taniego wabika, iż jest lepiej niż gorzej. Stalker, główny bohater filmu Tarkovskiego, skłania się ku szczeremu wyznaniu i chirurgicznej diagnozie świata: „Oni cały czas myślą o tym jak się sprzedać. Jak dostać pieniądze  za każdy swój oddech. Myślą, że zostali stworzeni do wyższych celów, że muszą być czegoś powołani.” Choć pozornie marksizm wydaje się zamierzchłym reliktem przeszłości, to jego esencja przenika tkankę myślenia i działania mas. Człowiek nieustannie przywłaszcza sobie atrybut niczym nieskrępowanej władzy i kontroli nad słabszymi. Jest jak rozpleniony wirus, którego dynamiczna obecność drzemie pod naskórkiem proklamowanych prawd i działań. „Komunizm sam chce być religią, zastąpić chrześcijaństwo, pretenduje do tego, by dać odpowiedź na problemy o charakterze religijnym, nadać sens życiu. Komunizm jest integralny, chce ogarnąć całe życie, a nie tylko jakąś dziedzinę życia społecznego” – te słowa odlegle i ku przestrodze pisał Bierdiajew, aby przestrzec przed widmem obłąkanego światopoglądu, infekującego się w umysłach i duszach ludzkich. Te same idee proklamuje Unia Europejska, próbująca ubrać wszystkich w jeden kostium ideologicznej poprawności, podporządkowania i bezmyślności. „Jedni rządzą światem, inni są światem”(F. Pessoa).Wystrzegam się umiaru w tej napiętej niczym cięciwa diagnozie; ona musi zapiec i zaboleć szczególnie mocno tam, gdzie rozum ogarnął demon przyzwyczajenia i obojętności na los jutra. Człowiek narkotycznie otumaniony mediami i papką serwowaną przez poczytne portale internetowe, na sposób bezrefleksyjny wszystko przyjmuje i uważa za pewnik – punkt odniesienia i zakotwiczenia w „prawdzie.” Miał rację Kapuściński: „Media są ekranem świata, na którym bez przerwy pojawiają się coraz to nowe obrazy, wybrane obrazy. Ale kto je wybiera i według jakiego kryterium ?” Dlaczego jako katoliczka opowiadasz się za ugrupowaniem politycznym próbującym zalegalizować aborcję, eutanazję, i promującym kulturę Sodomy ? Otrzymuję natychmiastową odpowiedź: „Ponieważ i tak kobiety będą przerywały ciążę…” Pokrętna i podszyta jakąś kompletną abnegacją intelektu i duszy odpowiedź, nie tylko urąga istocie chrześcijaństwa, ale staje w opozycji do wartości, które wraz z przyjętym chrztem winien wnosi człowiek wiary w ten  rozdymany do czerwoności hipersynkretyczności świat. „Nieuporządkowane życie społeczne naszego przygodnego plemienia ciągle napełniać nas będzie lękiem, nie możemy bowiem wiedzieć, co przyniesie nam przyszłość, chociaż sami ją sobie niestrudzenie organizujemy”(R. Przybylski). Nasz świat wcale nie jest optymistycznie tęczowy, lecz monochromatyczny i szablonowy; zbiorowo i niezasłużenie marionetkowy. Cóż znaczy twoje lub moje zdanie, wobec bełkotu kilku ważnych decydentów w drogich garniturach ? Zupełnie nic ! Nie wsiąknie nawet przez pierwszą warstwę tego nieużytku. Jaka będzie duchowość jutra, pośród fanaberii i mdłości architektów naszego jutra ? Obym jak obwieszcza apokaliptycznie Biblia na końcu tych trudnych spraw „został zważony i znaleziony lekkim.”

niedziela, 24 listopada 2024

 

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego… (J 3,13-25). 

Ewangelia to źródło, które nigdy nie wyschnie i nieprzerwanie będzie nasycać głód ludzkiej duszy. Pomiędzy słowami jest żywioł i smuga światła, wpadająca w sam środek ludzkiego osierocenia i bezdomności. Ewangelia zwiastuje Boga, który schodzi w świat i przynosi zbawienie każdemu, którego spękane od niemocy usta, są wstanie wyjąkać najprostsze z możliwych słów: Wierzę w Ciebie Chryste, Synu Boga żywego ! Antropologia chrześcijańska u samych swych źródeł jest przeniknięta świadomością całkowitej i bezwarunkowej miłości jako daru Boga; udzielonego obficie człowiekowi. Bóg nie potrafi inaczej jak tylko kochać i odpowiadać miłością. Jego miłość jest twórcza, stwarzająca, zdolna podnieść świat i człowieka z błota grzechu ku przeobrażającemu zmartwychwstaniu. Chrystus jest wstrząsającym i pewnie do końca przez nas niezgłębionym objawieniem miłości, która wyraża się przez Jego naznaczone stygmatami cierpienia człowieczeństwo. Miłość triumfująca, objawiająca się najpełniej w tajemnicy Odkupienia i Zbawienia. „Chrystus dlatego zwyciężył śmierć, że był wcieleniem uniwersalnej miłości Bożej- twierdził Bierdiajew- Ten, kto prawdziwie kocha jest zwycięzcą śmierci”. Wobec tego faktu człowiek może jedynie wypowiadać swoje uwielbienie: „Wyrwij ciernie wszystkich moich grzechów, oczyść moją duszę, uświęć moje serce, wzmocnij moje kolana i wyprostuj kości, oświeć moje zmysły i utwierdź mnie całego w Twojej miłości”- wyraża to prawosławna modlitwa po przyjęciu Eucharystii. Bóg w swoim Synu wskrzesił świat z bezczynności i niemocy kochania- siłą Ofiary Miłości. „Pragnął on osiągnąć najwyższy punkt nadziei- pisał św. Cyryl Jerozolimski- zniszczenie śmierci. Nie mogło się to stać inaczej, jak przez przebycie śmierci na rzecz wszystkich ludzi, aby w Nim mogli mieć życie.” Krzyż jest absolutnym potwierdzeniem tego daru. Zdaniem Sołowjowa „sens miłości polega na uznaniu drugiej osoby za mającą wartość absolutną”- zatem ostatecznym celem jest uchrystusowienie człowieka i zanurzenie w miłości Ojca, którą rozlewa życiodajnie Duch Święty. Człowiek potrzebuje miłości, która nie byłaby skazana na zapomnienie, czy unicestwienie. „Bóg jest mi potrzebny chociażby dlatego, że jest to jedyna istota, którą kochać można wiecznie”- twierdził Dostojewski. Dzięki takiej świadomości, człowiek odkrywa to, co najcenniejsze, macierzyńską i ojcowską miłość Przedwiecznego. Czym jest zatem Królestwo Boże ? Jest powrotem do matczynego łona Boga; do punku wyjścia- Omega- świata zanurzonego w wiecznej Miłości.

czwartek, 21 listopada 2024

 

Minęło tysiąc dni od agresji rosyjskiej na Ukrainę. Sterylny Zachód tak majestatycznie uwielbia kroczyć w majestacie prawa. Wschód w ułamku sekundy potrafi je złamać – niczym uschniętą gałązkę brzozy – paraliżując i zatrzymując oddech umeblowanych perfekcyjnie społeczeństw. „Nikt nie upoważniał Rosjan do brania się za rozwiązywanie przemyślnych węzłów światowej historii”- rozmyślał nam odlegle w czasie Sołowjow. Dezorientacja, niczym jednostka chorobowa dociera do struktur umysłu i ogłupia wyuczoną postawę racjonalności. Jakże wiele spraw jest wrogich poprawnemu myśleniu i odczuwaniu ! „Nie znajdziesz granic zapomnienia, niezależnie od tego, jak daleko zapomniesz”(M. Blanchot). W medialnych doniesieniach dość skrupulatnie przeliczono czas i przystąpiono do bilansu zysków i strat. Niepewność Europy na której to peryferiach zarysowało się widmo wielomocarstwowej wojny. Wszystko zdaje się zagadką, którą za kulisami rozwiązują ci, którzy bezpośrednio pociągają za sznurki tego konfliktu. Tysiąc dni cierpienia narodu na którego przedmieściach i polach gniją truchła najeźdźców, a ich matki zapewne nigdy się nie dowiedzą, co się z ich synami się tak naprawdę stało. Zakrzyczana prawda i cierpienie wylewające się z łożyska historii, pisanej na okopowych klęczkach i przez łzy, których nie sposób pozbierać i uczynić studnią najboleśniejszego upamiętnienia. Czas okropnego exodusu ukraińskich dzieci, których personalia widnieją już w rosyjskich statystykach, świadcząc o wielkim wchłonięciu mas do kolejnego imperium, którego nowym wcieleniem Ivana Groźnego jest towarzysz Putin. Jakże wymowny obraz barbarzyństwa i hołoty, której genotyp nie leży w świadomości carskiej Rosji, lecz bolszewickiej zarazie – niosącej przemoc: gwałt i śmierć. Na tej psychologicznej glebie komunizmu połączonego ze wzniosłością myśli prawosławia, powstała ideologia - nie tylko obca duchowi Ewangelii, co bliższa biesom - które tak profetycznie przepowiedział Dostojewski. Świat okropnych i opętanych bluźnierców którzy krzyż, znak odkupionego człowieka, zamienili na karabin. Iwan wyznaje, że jeśli nie ma Boga i nieśmiertelności „wtedy wszystko jest dozwolone.” Jakże potworne zaimplementowanie zła w ciało narodu, stawiającego siebie na czele odnowicieli ducha i moralności. Słowiańska histeria wielkości i mesjanizmu ! Ruski gość przychodzi nie proszenie i w sposób najmniej cywilizowany zaprowadza swój porządek, gwałcąc wszelkie reguły gościnności i domowego miru. „Wprawiliśmy się w niegościnności na widok ruskiego mużika i sołdata…, proletariusza i komunisty. Odwracamy się z pogardą i ledwo skrywanym wstrętem”(C. Wodziński). Na dziś towarzyszy nam przed nuklearny niepokój i przycupnięcie dziecka przed drogą której kierunek jest mglisty. Wszyscy dostrzegamy bezsensowność tej wojny i ogłupiającą wykładnię anachronicznego mierzenia siły, ilością wypuszczonych pocisków i zbombardowanych miast. Zgliszcza ruin i krzyk dzieci którym odebrano dom i podwórko na którym można było śmiać się i grać w piłkę. Dzieci, które straciły ojców i matki – najcenniejszy skarb ziemi o której skrawek warto walczyć. Obok tych pomnożonych cierpień, wyrachowanie polityków, złodziejstwa oligarchów i pieniądze które wyparowały, nie wspierając ofiar wojny, lecz pomnożyły majątki pasożytów i dorobkiewiczów. Cóż, życie toczy się dalej w hezjodowym rytmie obojętności i wyparcia. Mamy się czego lękać, ponieważ nasze jutro rozgrywa się na stołach, do których blatów nie mamy dostępu i chyba obawiamy się tam zajrzeć. „Los znaczony nieść trzeba ze spokojem – czytam u tragika Ajschylosa – jako że niezłomna, niezwalczona jest twardej koniczności siła.” Tumult historii na którą pada cień śmierci i spowija iskra nadziei !

wtorek, 19 listopada 2024

 

W przeżywanej najgłębiej samotności można dość do miejsca, gdzie dialog człowieka ze światem przenosi się w inny wymiar poznania i bytowania. W amplitudzie wrażliwości, nawet najmniej istotne drobiazgi, nabierają zaskakującego znaczenia i sensu. Chwila w interwale czasu, zdając się na intuicję mądrzejszych ode mnie, wydaje się czymś tak niezmiernie zaskakującym, twórczym i ożywczym – pod warunkiem, że chcemy ją przeżywać w kategorii natychmiastowego obdarowania. Nawet dżdżysty jesienny dzień z właściwą sobie sennością, może być źródłem równowagi i przedzierającej się ukradkiem radości. Wszystko zdaje się natychmiastowe i nasycone treścią której ukryte przesłanie, staje się czytelne dopiero kolejnego dnia. „W obliczu tego, co życie ma najokrutniejsze, wszystkie myśli czasem się kruszą, pozbawione oparcia, a wystarczy poprosić drżące na wietrze drzewa, aby nauczyły nas tego współczucia, które świat ignoruje”- pisał Ch. Bobin. Dzisiejszy świat niepocieszenie, nie kocha wrażliwców i poetów, patrzących uparcie na krajobraz z którego dobywa się symfonia dźwięków i kolorów – obrazów wzbogacających imaginarium duszy. „Wspomnienie jakiegoś obrazu to tęsknota chwili; a domy, drogi, aleje są ulotne, niestety jak lata”- czytam z dojmującym smutkiem u Prousta. Być może potrzeba inteligencji wiary, aby przekroczyć pesymizm oraz wzbić się poza przygodność i próchnicę pamięci. Rozszyfrowywanie świata i ludzi jest zdumiewające dla tych, którzy zadają sobie trud przekraczania siebie i omijania zastawionych przez innych pułapek. W chrześcijańskiej tradycji życia duchowego i ascezy, wielu duchowych przewodników, posiadało „ontologiczną czułość” wobec otaczającej ich zewnętrzności. Kontemplacja stworzenia i rozszyfrowywania w jej wnętrzu wieczności. Feria liści tańczących na wietrze, chłód przebudzającego twarz powietrza, stukot deszczu o parapet okna i przenikanie z za chmur słońca to jedynie zapowiedź. „W końcu rzeczy nie są już wyposażeniem miejsca naszego wygnania, ale naszej świątyni”(P. Claudel). Być może świat jest wielką biblioteką po której spiętrzonych segmentach trzeba się wspiąć, aby stanąć na szczycie ukrytej tam mądrości. Inteligencja jest siłą samotną i niszczycielską, potrzeba jej żaru duszy i oczu potrafiących w najdrobniejszej szczelinie, dostrzec błysk światła i uśmiech który do nas dotrze w dwójnasób. Momenty zdziwień są jak obwoluty książek zatrzymujących spojrzenie i zapraszające do przerzucenia kolejnej strony i satysfakcjonującego upojenia. Od życia głębszego dzieli nas tylko wstęp, po którym ułamki nicości, przenika dotyk Obecności.  „Człowiek podlega przemianom, nieustannie przekracza siebie, wspinając się po stromym grzbiecie nieskończoności. Wszystko jest jedyne, nowe, nic nie wydarza się dwa razy, wszystko otrzymujemy jak nową łaskę paschalnej radości i wesela”(P. Evdokimov). Sublimacja naszych myśli i uczuć, stają się kluczem do Raju, którego wrota czekają na przekroczenie.  

niedziela, 17 listopada 2024

 

Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Niego; rzekł w przypowieściach: «Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny». Przy tych słowach wołał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»(Łk 8, 4-8).

Ewangelia jest księgą składającą się z wielu zdań, a w każdym ze zdań jest wiele krajobrazów poruszających zmysły choćby przypadkowego i niezorientowanego w egzegezie czytelnika. Jest tam szum drzew oliwnych, studnie dla strudzonych samotników, bryza wiatru z nad pustyni, stuk kopyt osiołków, zapach ryb ułowionych w nocnym zmaganiu z żywiołem wody, figowce smagane wiatrem i ziarna które rolnik z nadzieją rozrzuca, iż wpadną w płodne łono ziemi i staną się powszednim chlebem. U Orygenesa czytam: „Cała rzeczywistość zmysłowa, włącznie z niebem i tym, co zawiera, dla tego, kto się w nią wpatruje, jest jak owe białe pola gotowe do żniwa, albowiem odsłania się jej logos ukazujący się tym, którzy upodobnili się do obrazu Boga i zyskali oczy podobne do oczu Boga, które widziały, że stworzenie jest dobre.” Błogosławiona materia przez którą zwiastowana jest prawda o wieczności ! Galilea i jej odczucie ziemi rozsianej pośród górzystych wzniesień; krajobrazu nieprzewidywalnego w swych kaprysach. W takiej scenerii osadzona jest przypowieść o siewcy. Tu się zaczyna rezonowanie słowa- pęcznienie ziarna w uszach słuchaczy wrośniętych w ziemię i czerpiących z niej życie. Alegoria podąża drogą historii zbawienia. Trzeba porzucić mentalność człowieka wielkomiejskiej cywilizacji, aby zrozumieć sens Królestwa Bożego które przychodzi w ukryciu, pośród pasma niepowodzeń. Chrystus przekonuje nas, że Królestwo jest zasiewem- znojnie powtarzaną czynnością, nawet jeśli ten świat zamarzony przez Boga, musi przejść przez proces obumarcia, zakleszczenia w szczelinach i cierniach ludzkiego odtrącenia. Siewcę przenika nadzieja wzrostu i przekonanie o ostatecznym sukcesie. „Bóg jest hojny. Nie sieje tylko na dobrej glebie, nie chce nawet wiedzieć, kto jest chwastem, a kto żyzną ziemią. Nie wolno nam zatem ograniczać zasiewu tylko do żyznej ziemi…czy też do tej, którą my uważamy za żyzną”(A. Maillot). Największym zadaniem dla dzisiejszych chrześcijan to ocalić ziarno wiary. Osłonić je przed żywiołem zniszczenia, zagubienia i podeptania. Religia jest uchwyceniem tego sensu- zespoleniem z Tym, który zasiewa i uczestniczeniem w procesie wzrostu ziarna.

czwartek, 14 listopada 2024

 

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko… (1 Kor 13,11). Koniec czegoś, jest zapewne zapowiedzią czegoś nowego, co może się przydarzyć, zaskakując nieoczekiwanie. Każdy koniec rozpoczyna nowy początek – doskonale rozumie to umysł teologa, wydanego pęcznieniu czasu, aż do utraty tchu i nie możliwości wyrażenia czegokolwiek za pomocą dość powierzchownych słów, czy wyśrubowanych pojęć. Człowiek powraca do zatartego w pamięci dzieciństwa- „podwórka podświadomości”- gdzie świat był zdumiewająco wytłumaczalny, a rodzicie w przypływie sekundy odnajdywali sposób na najbardziej zagmatwany problem. Ci, co kochali z niezmienną czułością, już gasną, lub śpią przykryci kołdrą mroźnej ziemi. Plastyczność umysłu dziecka rejestruje najdrobniejsze okruchy codzienności, tkając z nich wielką przygodę istnienia i nieustannej zabawy. Istnieją również tacy ludzie, którzy „rozmijają się ze sobą” – jak sugerował Ringl - dążąc do zaprzepaszczenia wszystkiego i unicestwienia. Dwa odmienne spojrzenia i jakże skrajne. Z perspektywy wygaszonego czasu, wszystko jest niewyraźne i skomplikowane. „Wszystko jest gdzie indziej. A kim jest wszystko” – pyta poeta J.C. Renard. Jakaś część człowieka utkwiła w świecie marzeń i dziecięcych pragnień, wzmacniając mechanizm przypomnienia i tęsknoty. Wracamy do tego, co bezpieczne i nasycone szczęściem. „Przywołanie natychmiastowe” które sugerował Bergson, pozwala natychmiast zrekonstruować świat wspomnień i bezpiecznych nisz, w których można się schować jak w zabawie w chowanego i czekać na pełne euforii odnalezienie. „Może ściślejsze byłoby takie ujęcie – pisał św. Augustyn w Wyznaniach – że istnieją następujące trzy dziedziny czasu: obecność rzeczy minionych, obecność rzeczy teraźniejszych, obecność rzeczy przyszłych.” Wspomnienia wyłowione z morza czasu, kształtują naszą uwagę i ostrość widzenia tego, co dzisiejsze – nawet jeśli są one zapętlone do granic możliwości. Nie zgadzam się z opinią Berne, że rozpisujemy scenariusz swojego życia, podejmując decyzję w jaką rolę się wcielimy i tym samym wpłyniemy na kształt dziejącego się z nami i obok nas teatru życia. Człowiek nie jest częścią rozpisanej fabuły, ponieważ istnieje tak wiele niewiadomych wariantów w których raptownie i niezależnie od osobistych aktów decyzyjnych, może się znaleźć. Wczoraj był znanym i cenionym intelektualistą, a jutro jest kloszardem wyjadającym w przypływie głodu, resztki jedzenia z umiejscowionego naprzeciw jego dawnego domu śmietnika. Tak wiele niewiadomych z którymi trzeba się nieustannie konfrontować, mierzyć i prowadzić wewnętrzny dialog. Przeszłość jest zamieszkana, a przyszłość oczekuje na zamieszkanie i ostateczne rozstrzygnięcie. Z otwartego okna mieszkania, nie widać całego świata, tylko jego zmienny fragment poddany kaprysowi zmieniającej się aury. Jesień sprzyja taki dywagacjom i skłania do retrospektywnych podróży; penetracji pamięci i zewnętrzności. Ciemne poranki, a właściwie jeszcze noc, gdzie podrywasz się z łóżka i powracasz tam, gdzie wiecznie świeciło słońce, zatapiało kontury niepoznania w migotliwym świetle nowego dnia. Świat zaludniony ideami, obrazami i wartościami na których brzegu stoi mały chłopiec, czekający przypływ i przesunięcie strzałki czasu. Kolejna stronnica książki przerzucona. Zdobywam się na taki akt myśli, który pozwala mi rozwikłać tak wiele zagadek własnego życia, pozwalając bezkolizyjnie pójść dalej – poza horyzont czegoś oswojonego i przewidywalnego. „Każda chwila może otworzyć się od wewnątrz na inny wymiar, co pozwala nam przeżywać wieczność w chwili”(P. Evdokimov). Jak pozostać w tym miejscu, co jest jedynie przejściem – pyta wędrowiec szukający po omacku Boga.  

poniedziałek, 11 listopada 2024

 

Patriotyzm to termin emblematyczny i tak pojemnościowy, że obfitego sensu jego znaczenia nie sposób przełożyć w kilku skondensowanych i przedłożonych refleksjach. „Prawdziwe zrozumienie historii wymaga, aby człowiek nie był tylko istotą historyczną, i aby ją znał z doświadczenia. Potrzeba świadomości duchowej”(O. Clement). Każdy naród posiada historię w której pewne wydarzenia urastają do rangi epopei – aspirują do wiecznie trwałej pamięci w której zbiorowe myślenie i istnienie narodu, odnajduje swoje witalne soki do kształtowania teraźniejszości i spoglądania z dumą w przyszłość. Każdy mniej więcej rozumie podglebie znaczenia patriotyzmu, choć przyjmuje wobec niego inną postawę, i nie koniecznie kolektywną, zbudowaną na utrwalonych i prawie pomnikowych symbolach. Każdy obywatel swojego kraju posiada wewnętrzną optykę widzenia spraw ważkich i przełomowych – wydarzeń które wyrzeźbiły realny kształt dzisiejszej rzeczywistości. W tym pejzażu postaw, wspomnień i różnorodnych aktów, przejawia się miłość do Ojczyzny – świadomie pisanej z dużej litery. Ponieważ Ojczyznę po Bogu, kocha się najmocniej, bardziej niż własne życie, czy życie swoich najbliższych. Dla Niej składa się ofiarę z krwi jeśli tylko zajdzie taka potrzeba – to nieprzedawniona idea wyrastająca na naszego martyrologium i opiewana słowami wieszczów. Nasza indywidualna tożsamość patriotyczna nie kształtuje się w izolacji od innych, ale w interakcji z tymi dla których ziemia, zakorzenienie, pochodzenie, rodzina i język, stanowią coś na miarę największej i chronionej świętości. Patriotyzm uzdrawia nierówność, egoizm i chęć zawłaszczenia dla siebie skrawka czegoś, co stanowi dobro wspólne przekazywane jak ojcowizna; depozyt ofiarowany najmłodszym i wybudzonym ku życiu w wolności. „Potrzeba takiego życia zbiorowego, które, otaczając każdą istotę ludzkim ciepłem, pozostawi wokół niej wolną przestrzeń i ciszę. Współczesne życie jest tego przeciwieństwem”- pisała Simone Weil. Dobry Polak to ten, który rozumie mechanizmy historii i robi wszystko, aby widmo zła nie powróciło i nie trzeba było osłaniać swoim ciałem swoich najbliższych lub przypadkowo przygniecionych stygmatem śmierci osób. Ileż na świecie jest miejsc w których rozlega wołanie o pokój i pojednanie. Gdzie na powierzchnię wychodzą potwory ludobójstwa, gwałtu, głodu, biedy, agresji o takiej rozpiętości, iż trudno to ogarnąć umysłem i wrażliwością człowieka żyjącego spokojnie w zaciszu własnego domu. „Wojna to nie tylko front, strzelanina, bombardowania, ruiny, uciekinierzy, zabici i ranni. To także pewien stan ducha, rozpędzona energia emocjonalna i mentalna, która musi się wyładować, wypalić niejako sama z siebie, zgodnie z własną inferalną dynamiką i logiką”(R. Kapuściński). Każdy rozumie mechanizmy i okropności wojny, ale nie rozumie jej wewnętrznego żywiołu z którym mierzą się ci, co zaglądają każdego dnia śmierci prosto w oczy. Patriotyzm to postawa nie tyle mierzenia się z możliwie przewidywalnym niebezpieczeństwem i w razie czego ochrona własnych granic, ale to nade wszystko proklamacja pokoju; gest otwartych dłoni i serc wobec tajemnicy ludzkiej nieprawości i zła. Patriotyzm to również obrona demokracji, wybudzenie z apatii i odrętwienia, niezamykanie oczu na gaszenie wolności w różnych przestrzeniach życia społecznego. To przeciwstawianie się przemocy wewnętrznej i kłamstwu które potrafi zachwaścić umysły i serca. Jak się jakiemuś społeczeństwu wmówi i zaszczepi kompleks niższości, niedowartościowania, wstecznictwa i niedostosowania do rzekomo cywilizowanej i postępowej Europy, to zgodzi się na wszystko, byleby odpasować się do większości – choćby ona była przeżarta od środka, moralnie zgniła i w akcie postępującej agonii. Szekspir twierdził, że „jesteśmy z takiej materii, z jakiej zrobione są nasze sny.” Ci, którzy złożyli swoje życie na ołtarzu historii, śnili o wolnej Polsce i jej magnetyzującej sile którą możemy wypatrzeć z obrazów Matejki, Malczewskiego i innych koryfeuszy śniących o wolności. Patrzymy na naszego sąsiada Rosję z tym samym niepokojem który frapował naszych bliskich z poprzedniego wieku. Odsuwamy paraliżujące przewidywania i pisane ukradkiem scenariusze. Wyrzucamy je na ścierniska, nie przestając się trapić wobec tego, co może niespodziewanie nadejść. Grudziński w Dzienniku pisanym nocą – bez mała pisanym trzydzieści lat temu, zawarł ponadczasową myśl: „Jeśli cokolwiek może zbliżyć Polaków i Rosjan, to mówienie na głos o krzywdach i świadomość wspólnego cierpienia. Ze wspólnego cierpienia powstaje wspólna nadzieja.” Prośby w tym dniu Boga o siłę do przekraczania ducha nienawiści, wyższości, pogardy i pychy. O zabliźnienie ran przeszłości i pokój przenikający przyszłość. O sumienie na obraz Boga który jest przebaczającą miłością. Tylko Miłość może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach naszego zaplątanego świata !

niedziela, 10 listopada 2024

 

W dniu dzisiejszym niedzielną modlitwę przeżywałem wraz z franciszkanami na Świętej Górze Polanowskiej. „Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej.” Nasze ekumeniczne spotkanie miało na celu nie tylko uwielbienie Boga, ale nade wszystko pamięć i powierzenie opiece Maryi – Bramy Niebios – śp. Andrzeja Binkowskiego, naszego wspólnego przyjaciela i artystę, który dla tego miejsca i wielu innych cerkwi tworzył wspaniałe ikony i polichromie. Odszedł w czasie pandemii, gdzie pogrzeby odbywały się prawie w ciszy i asyście najbliższych jednie osób. Odszedł cicho i pokornie, prawie niezauważenie, bez patetycznego kazania, czy okolicznościowych przemówień osób mu bliskich. Stąd jego godne upamiętnienie musiało poczekać na czas i oprawę właściwą dla człowieka który był gorliwym chrześcijaninem, a nade wszystko teologiem wypisującym ten inny – cudowny świat – skąpany w ferii barw i zapachu Nieba. Nie sposób słowami wymalować jego barwnego życia. „Czynić i czyniąc, czynić siebie”(Renouvier). Miał w sobie prostotę dziecka i charyzmę mnicha pochylonego nad pieczołowicie przygotowanymi deskami pod ikony. Kochał sztukę i poprzez jej doświadczenie, przybliżył się do wiary. Odkrył ikonę i spoglądał z egzaltacją mistyka w jej oczy. Zrozumiał że jej siła nie leży w drewnie czy farbach, lecz świetle Taboru. Próbował przechylić odrobinę świat w stronę Piękna, które zbawia i zdziera z ludzkich twarzy brzydotę i maskę bestii. Jego myślenie o świecie, chrześcijaństwie i ludzkich losach, było niesamowicie spójne i nacechowane niebywałą wrażliwością i intuicją proroka. Był dobrym człowiekiem, ciągle ciekawym świata i ludzi. Talent Andrzeja polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości przenikniętej namacalnym odczuciem absolutnego Piękna. Choć był rzymskim katolikiem, odkrył bogactwo chrześcijańskiego Wschodu (prawosławia)- teologiczną estetykę i drogę ku przebóstwieniu. Jakże bliskie Mu były słowa zapisane przez Gogola: „Sztuka jedna nas z życiem, wprowadza w duszę porządek i harmonię… Jeśli artysta nie sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest jedynie przelotną pasją.” Był bezinteresownym w tym, co robił. Obdarował dziesiątkami ikon i polichromii, kościoły i cerkwie, będąc przeświadczonym, iż estetyka jest w pełni polifoniczna i eschatologiczna. Potrafił godzinami z nieprawdopodobną lotnością umysłu rozprawiać o kulturze, której ostateczny sens i spełnienie widział w komunii z wiarą. Przywołanie jego sylwetki jest wyrazem wdzięczności różnych wyznań chrześcijańskich i przyjaźni której żar emanował wprost od Chrystusa – „wewnętrznego faktu jego istoty.” Po uroczystej Eucharystii nastąpiło nabożeństwo panachidy za zmarłego i uroczyste poświęcenie krzyża upamiętniające mistrza i świadka, najmniej myślącego o sobie proroka pędzla. Jestem przekonany, że stał się jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – ubogim szczęśliwcem i synem światłości który uradował się gościnnością Tego, którego Oblicze tak starannie starał się oddać w ikonie. „Przez Ciebie, niech odnajdzie Raj, Bogurodzico czysta i błogosławiona.”

środa, 6 listopada 2024

 

Budzą się w mojej pamięci zmarli, zaplatani w bliższych i dalszych odstępach czasu. Mieć źrenice rozszerzone i światłoczułe na obecność tych subtelnie zjawiających się krewnych. „Życie jest tylko zmarszczką uciekających fal”- wtóruję poecie badającemu odpływy i przypływy chwili. Bardzo wyraźnie widzę twarze tych, którzy odeszli na drugą stronę i pozostawili po sobie okruchy wspomnień w których to splotach uobecniło się obdarowanie dobrem, przyjaźnią i miłością. Jakże często budzi mnie dotyk i szelest słowa mojego ojca – przynaglający mnie do powstawania z kolan i mierzenia się z rzeczywistością, taką jaka jest; chropowatą a niekiedy promienną, obłaskawioną szczęściem. Dostrzegam jego błysk w oczach i uśmiech w którym zawiera się podpowiedź i powierzone kolejne zadanie do wykonania. Mówi do mnie, a ja próbuję rozszyfrować ten strumień natychmiastowo i ukradkiem przesyłanych wiadomości. Nie uważam, że martwi milczą – oni istnieją w zupełnie odmienny sposób od tego, który ogranicza perspektywę naszego postrzegania spraw ostatecznych. „Śmierć to nie oderwanie, ale zatonięcie, a po niej wyobrazić sobie nicość jest równie trudno jak wyobrazić sobie byt – pisał Mauriac -Buntujemy się, opieramy przed wrotami…, nie będąc w stanie przedstawić sobie, co się dzieje, a tylko odczuwając zgrozę i przerażenie wobec tych ciemności.” Odczucie mroku i brak natychmiastowych odpowiedzi na dręczące pytania, nie może paraliżować, obezwładniać, czy odbierać nadzieję. Wiara wyrywa z tego poczucia pustki i samotności, uchyla woal tajemnicy za którym już jest trudna i obezwładniająca prawidła rozumu, wkraczająca w to nasze podwórko wieczność. Na ateńskim Areopagu święty Paweł mówił do Greków o nieznanym Bogu poszukiwanym „niejako po omacku”(Dz 17,27). To Bóg „daje wszystkim życie i oddech, i wszystko”(Dz 17,25) i jest „niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”(Dz 17,27,28). Każdą cząstkę ludzkiego bytu, każdy atom poddanej przygodności czasu materii,  ruch cząsteczek i partykuł kurzu na zmieniającej kolor skórze - siła wskrzeszającej łaski podrywa do życia. Przemierzać ziemię z głową zatopioną w świetlistości przychodzącego świtu, to pragnienie stworzenia wyrwanego z konwulsyjnego bólu obumierania i przeistaczania się. Medytacja o życiu wiecznym, nie jest uczepianiem się ostatniej deski ratunku, czy asekuracją wobec mogących nadejść chorób, cierpienia i ewentualnie śmierci. To nie jest wentyl bezpieczeństwa i pociecha wymuszająca uśmiech pośród żywiołów tego świata. Spojrzenie wiary jest głębsze i potrafi dotykać tych obszarów, które kruchość, rozgoryczenie, niepewność i ból – przemieniają w siłę, która spowijała serca uczniów Chrystusa, kiedy po zmartwychwstaniu w zaryglowanym od strachu Wieczerniku, pokazał im rany – ślady triumfalnego zwycięstwa nad śmiercią. Mądrość Talmudu powie: „Bóg ma trzy klucze: klucz do deszczu, klucz do narodzin, klucz do zmartwychwstania.” Wszystko ma głębszy sens i wymiar do które należy przybliżać się z pokorą ślimaka dźwigającego na sobie cały inwentarz istnienia. Wszystko, co trwoży nasze serca i umysły, natychmiast pryska i odchodzi w niepamięć przy pełnym euforii okrzyku tętniącej liturgii: „Chrystus Zmartwychwstał !” Prawosławie w porywie rezurekcyjnego zachwytu, potrafi poszybować ponad największymi katastrofami człowieka i przygniatającej go rzeczywistości, ponieważ ma siłę życia, która drga posadami duszy i piekła. W troparionie Paschy drugiego tonu słyszymy: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie nieśmiertelne, wtedy otchłań zamarła od blasku Twojego bóstwa, kiedy zaś i umarłych podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco życia, Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” W wieku przyszłym, mówi Orygenes, „wszyscy znajdą spełnienie w Człowieku doskonałym i staną się jednym słońcem.” Pod drugiej stronie tak wiele się wyjaśni i rozstrzygnie. Grzeszne, ludzkie usta zarygluje Miłość i nie będą już zdolne do wyznania nienawiści i przekleństwa. Wszystko stanie się wieczne i wyprażone temperaturą miłości Tego, który w brzasku pierwszego dnia doglądał piękna Raju !

niedziela, 3 listopada 2024

 


Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu»…
(  Łk 16,19-31).

W świecie w którym wszystko wydaje się na sprzedaż, tak naprawdę nie ma nic. Dzisiejsza parabola demaskuje ludzką zachłanność i odsłania kulisy społecznej niesprawiedliwości dotykającej każdego okresu historii i uwikłanego w niej człowieka. Chrystus wbrew pojawiającym się opiniom, nie głosi rewolucji ploretariackiej w której to klasa uciskana- będąca na marginesie życia- wstaje z kolan i podnosi protest przeciwko bogatym wyzyskiwaczom. Bóg jest subtelniejszy w swojej mądrości i przenikliwości, niż chcieliby tego zabarwieni socjalizmem teologiczni dyletanci. Istnieją tacy którzy twierdzą, iż „chrześcijaństwa nie interesuje żaden program przemiany świata i nie ma też żadnych propozycji odnośnie reform politycznych i społecznych”(R. Bultmann). Sens przypowieści jest zgoła inny i na pewno nie proklamuje cnoty komunizmu chrześcijańskiego. Ewangelia wsączona w marksizm to utopijnie szatański bunt mas. Przypowieść jest przestrogą przed nadmiernym prymatem „mieć” nad „być.” Człowiek pozbawiony wewnętrznej głębi, staje się istotą niezaspokojoną- tak silnie uwikłaną w destrukcyjnych mechanizmach hedonistycznej egzystencji, pod warstwą której jest przerażająca umysł ciemność. Szatow powiada w Biesach do Mikołaja Stawrogina: „Pan zatracił zdolność rozróżniania dobra i zła…” Bogacz ma zamknięte serce na ludzką tragedię i dlatego duchowo bankrutuje. Oczy ubogich to najpiękniejszy krajobraz jaki przynosi wolność. Nie potrafi dostrzec w swoim obliczu zachłanności i bezduszności. Jego zachłanne dłonie zaciskają pieniądz jako narzędzie dominowania nad innymi. „Czyż nie jesteś łupieżcą, skoro to, co otrzymałeś we władanie, czynisz osobistą twoja własnością ? Czy ten, co obdziera z szat ubranego będzie nazywał się rabusiem, a ten, co nie przyodziewa nagiego, choć może to uczynić, zasługuje na inną nazwę ? Do łaknącego należy chleb, który ty zatrzymujesz; do nagiego szata, którą ty chowasz w skrzyni; do bosego obuwie, które u ciebie pleśnieje; do potrzebującego należą pieniądze, któreś zachował. To ty krzywdzisz tylu, iluś mógł obdarzyć”- nauczał św. Bazyli Wielki. Hałaśliwość i nieprzyzwoitość istnienia bogacza, skutecznie zamyka mu drzwi do wieczności. To perspektywa eschatologiczna wysuwa się na pierwszym miejscu, a potwierdzeniem jej jest postać ubogiego Łazarza, znajdującego ostatecznie swoje miejsce na „łonie Abrahama.” Bierdiajew twierdził, że „człowiek w swoim wymiarze głębi łączy się nie tylko z czasem, ale także z wiecznością. Jeśli człowiek jest całkowicie wrzucony w czas, jeśli nie istnieje w nim nic z wieczności i dla wieczności, to obraz człowieka, osoby, nie może zostać zachowany.” W tym świecie, który marzy tylko o bogactwie, pięknie i młodości, śmierć nadchodzi niezapowiedzianie i ukradkiem, jak przyczajony złodziej pod ukradkiem nocy. Rzeczywistość odwrócona i brak spłaty długu miłości. Bogacz zatopił się w konwulsji śmierci i otchłani, widząc w ułamku sekundy całe swoje paskudne życie. Nie ma już nad nim kontroli. Umiera spragnienia i samotności, zdany na kaprys boskiej sprawiedliwości i miłosierne westchnienie Łazarza.