Minęło tysiąc dni od
agresji rosyjskiej na Ukrainę. Sterylny Zachód tak majestatycznie uwielbia
kroczyć w majestacie prawa. Wschód w ułamku sekundy potrafi je złamać – niczym
uschniętą gałązkę brzozy – paraliżując i zatrzymując oddech umeblowanych perfekcyjnie
społeczeństw. „Nikt nie upoważniał Rosjan do brania się za rozwiązywanie
przemyślnych węzłów światowej historii”- rozmyślał nam odlegle w czasie
Sołowjow. Dezorientacja, niczym jednostka chorobowa dociera do struktur umysłu
i ogłupia wyuczoną postawę racjonalności. Jakże wiele spraw jest wrogich
poprawnemu myśleniu i odczuwaniu ! „Nie znajdziesz granic zapomnienia,
niezależnie od tego, jak daleko zapomniesz”(M. Blanchot). W medialnych
doniesieniach dość skrupulatnie przeliczono czas i przystąpiono do bilansu
zysków i strat. Niepewność Europy na której to peryferiach zarysowało się widmo
wielomocarstwowej wojny. Wszystko zdaje się zagadką, którą za kulisami
rozwiązują ci, którzy bezpośrednio pociągają za sznurki tego konfliktu. Tysiąc
dni cierpienia narodu na którego przedmieściach i polach gniją truchła
najeźdźców, a ich matki zapewne nigdy się nie dowiedzą, co się z ich synami się
tak naprawdę stało. Zakrzyczana prawda i cierpienie wylewające się z łożyska
historii, pisanej na okopowych klęczkach i przez łzy, których nie sposób
pozbierać i uczynić studnią najboleśniejszego upamiętnienia. Czas okropnego
exodusu ukraińskich dzieci, których personalia widnieją już w rosyjskich
statystykach, świadcząc o wielkim wchłonięciu mas do kolejnego imperium, którego
nowym wcieleniem Ivana Groźnego jest towarzysz Putin. Jakże wymowny obraz
barbarzyństwa i hołoty, której genotyp nie leży w świadomości carskiej Rosji,
lecz bolszewickiej zarazie – niosącej przemoc: gwałt i śmierć. Na tej
psychologicznej glebie komunizmu połączonego ze wzniosłością myśli prawosławia,
powstała ideologia - nie tylko obca duchowi Ewangelii, co bliższa biesom - które
tak profetycznie przepowiedział Dostojewski. Świat okropnych i opętanych
bluźnierców którzy krzyż, znak odkupionego człowieka, zamienili na karabin.
Iwan wyznaje, że jeśli nie ma Boga i nieśmiertelności „wtedy wszystko jest
dozwolone.” Jakże potworne zaimplementowanie zła w ciało narodu, stawiającego
siebie na czele odnowicieli ducha i moralności. Słowiańska histeria wielkości i
mesjanizmu ! Ruski gość przychodzi nie proszenie i w sposób najmniej
cywilizowany zaprowadza swój porządek, gwałcąc wszelkie reguły gościnności i
domowego miru. „Wprawiliśmy się w niegościnności na widok ruskiego mużika i
sołdata…, proletariusza i komunisty. Odwracamy się z pogardą i ledwo skrywanym
wstrętem”(C. Wodziński). Na dziś towarzyszy nam przed nuklearny niepokój i
przycupnięcie dziecka przed drogą której kierunek jest mglisty. Wszyscy
dostrzegamy bezsensowność tej wojny i ogłupiającą wykładnię anachronicznego
mierzenia siły, ilością wypuszczonych pocisków i zbombardowanych miast.
Zgliszcza ruin i krzyk dzieci którym odebrano dom i podwórko na którym można
było śmiać się i grać w piłkę. Dzieci, które straciły ojców i matki –
najcenniejszy skarb ziemi o której skrawek warto walczyć. Obok tych pomnożonych
cierpień, wyrachowanie polityków, złodziejstwa oligarchów i pieniądze które
wyparowały, nie wspierając ofiar wojny, lecz pomnożyły majątki pasożytów i
dorobkiewiczów. Cóż, życie toczy się dalej w hezjodowym rytmie obojętności i
wyparcia. Mamy się czego lękać, ponieważ nasze jutro rozgrywa się na stołach,
do których blatów nie mamy dostępu i chyba obawiamy się tam zajrzeć. „Los
znaczony nieść trzeba ze spokojem – czytam u tragika Ajschylosa – jako że
niezłomna, niezwalczona jest twardej koniczności siła.” Tumult historii na
którą pada cień śmierci i spowija iskra nadziei !