W dniu dzisiejszym
niedzielną modlitwę przeżywałem wraz z franciszkanami na Świętej Górze
Polanowskiej. „Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle
Twojej chwały niebieskiej.” Nasze ekumeniczne spotkanie miało na celu nie tylko
uwielbienie Boga, ale nade wszystko pamięć i powierzenie opiece Maryi – Bramy
Niebios – śp. Andrzeja Binkowskiego, naszego wspólnego przyjaciela i artystę,
który dla tego miejsca i wielu innych cerkwi tworzył wspaniałe ikony i
polichromie. Odszedł w czasie pandemii, gdzie pogrzeby odbywały się prawie w
ciszy i asyście najbliższych jednie osób. Odszedł cicho i pokornie, prawie
niezauważenie, bez patetycznego kazania, czy okolicznościowych przemówień osób
mu bliskich. Stąd jego godne upamiętnienie musiało poczekać na czas i oprawę
właściwą dla człowieka który był gorliwym chrześcijaninem, a nade wszystko
teologiem wypisującym ten inny – cudowny świat – skąpany w ferii barw i zapachu
Nieba. Nie sposób słowami wymalować jego barwnego życia. „Czynić i czyniąc,
czynić siebie”(Renouvier). Miał w sobie prostotę dziecka i charyzmę mnicha
pochylonego nad pieczołowicie przygotowanymi deskami pod ikony. Kochał sztukę i
poprzez jej doświadczenie, przybliżył się do wiary. Odkrył ikonę i spoglądał z
egzaltacją mistyka w jej oczy. Zrozumiał że jej siła nie leży w drewnie czy
farbach, lecz świetle Taboru. Próbował przechylić odrobinę świat w stronę
Piękna, które zbawia i zdziera z ludzkich twarzy brzydotę i maskę bestii. Jego
myślenie o świecie, chrześcijaństwie i ludzkich losach, było niesamowicie
spójne i nacechowane niebywałą wrażliwością i intuicją proroka. Był dobrym
człowiekiem, ciągle ciekawym świata i ludzi. Talent Andrzeja polegał na
malowaniu ludzkiej rzeczywistości przenikniętej namacalnym odczuciem
absolutnego Piękna. Choć był rzymskim katolikiem, odkrył bogactwo
chrześcijańskiego Wschodu (prawosławia)- teologiczną estetykę i drogę ku
przebóstwieniu. Jakże bliskie Mu były słowa zapisane przez Gogola: „Sztuka
jedna nas z życiem, wprowadza w duszę porządek i harmonię… Jeśli artysta nie
sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest
jedynie przelotną pasją.” Był bezinteresownym w tym, co robił. Obdarował
dziesiątkami ikon i polichromii, kościoły i cerkwie, będąc przeświadczonym, iż
estetyka jest w pełni polifoniczna i eschatologiczna. Potrafił godzinami z
nieprawdopodobną lotnością umysłu rozprawiać o kulturze, której ostateczny sens
i spełnienie widział w komunii z wiarą. Przywołanie jego sylwetki jest wyrazem
wdzięczności różnych wyznań chrześcijańskich i przyjaźni której żar emanował
wprost od Chrystusa – „wewnętrznego faktu jego istoty.” Po uroczystej
Eucharystii nastąpiło nabożeństwo panachidy za zmarłego i uroczyste poświęcenie
krzyża upamiętniające mistrza i świadka, najmniej myślącego o sobie proroka
pędzla. Jestem przekonany, że stał się jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – ubogim
szczęśliwcem i synem światłości który uradował się gościnnością Tego, którego
Oblicze tak starannie starał się oddać w ikonie. „Przez Ciebie, niech odnajdzie
Raj, Bogurodzico czysta i błogosławiona.”