niedziela, 10 listopada 2024

 

W dniu dzisiejszym niedzielną modlitwę przeżywałem wraz z franciszkanami na Świętej Górze Polanowskiej. „Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej.” Nasze ekumeniczne spotkanie miało na celu nie tylko uwielbienie Boga, ale nade wszystko pamięć i powierzenie opiece Maryi – Bramy Niebios – śp. Andrzeja Binkowskiego, naszego wspólnego przyjaciela i artystę, który dla tego miejsca i wielu innych cerkwi tworzył wspaniałe ikony i polichromie. Odszedł w czasie pandemii, gdzie pogrzeby odbywały się prawie w ciszy i asyście najbliższych jednie osób. Odszedł cicho i pokornie, prawie niezauważenie, bez patetycznego kazania, czy okolicznościowych przemówień osób mu bliskich. Stąd jego godne upamiętnienie musiało poczekać na czas i oprawę właściwą dla człowieka który był gorliwym chrześcijaninem, a nade wszystko teologiem wypisującym ten inny – cudowny świat – skąpany w ferii barw i zapachu Nieba. Nie sposób słowami wymalować jego barwnego życia. „Czynić i czyniąc, czynić siebie”(Renouvier). Miał w sobie prostotę dziecka i charyzmę mnicha pochylonego nad pieczołowicie przygotowanymi deskami pod ikony. Kochał sztukę i poprzez jej doświadczenie, przybliżył się do wiary. Odkrył ikonę i spoglądał z egzaltacją mistyka w jej oczy. Zrozumiał że jej siła nie leży w drewnie czy farbach, lecz świetle Taboru. Próbował przechylić odrobinę świat w stronę Piękna, które zbawia i zdziera z ludzkich twarzy brzydotę i maskę bestii. Jego myślenie o świecie, chrześcijaństwie i ludzkich losach, było niesamowicie spójne i nacechowane niebywałą wrażliwością i intuicją proroka. Był dobrym człowiekiem, ciągle ciekawym świata i ludzi. Talent Andrzeja polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości przenikniętej namacalnym odczuciem absolutnego Piękna. Choć był rzymskim katolikiem, odkrył bogactwo chrześcijańskiego Wschodu (prawosławia)- teologiczną estetykę i drogę ku przebóstwieniu. Jakże bliskie Mu były słowa zapisane przez Gogola: „Sztuka jedna nas z życiem, wprowadza w duszę porządek i harmonię… Jeśli artysta nie sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest jedynie przelotną pasją.” Był bezinteresownym w tym, co robił. Obdarował dziesiątkami ikon i polichromii, kościoły i cerkwie, będąc przeświadczonym, iż estetyka jest w pełni polifoniczna i eschatologiczna. Potrafił godzinami z nieprawdopodobną lotnością umysłu rozprawiać o kulturze, której ostateczny sens i spełnienie widział w komunii z wiarą. Przywołanie jego sylwetki jest wyrazem wdzięczności różnych wyznań chrześcijańskich i przyjaźni której żar emanował wprost od Chrystusa – „wewnętrznego faktu jego istoty.” Po uroczystej Eucharystii nastąpiło nabożeństwo panachidy za zmarłego i uroczyste poświęcenie krzyża upamiętniające mistrza i świadka, najmniej myślącego o sobie proroka pędzla. Jestem przekonany, że stał się jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – ubogim szczęśliwcem i synem światłości który uradował się gościnnością Tego, którego Oblicze tak starannie starał się oddać w ikonie. „Przez Ciebie, niech odnajdzie Raj, Bogurodzico czysta i błogosławiona.”