Budzą się w mojej pamięci
zmarli, zaplatani w bliższych i dalszych odstępach czasu. Mieć źrenice
rozszerzone i światłoczułe na obecność tych subtelnie zjawiających się krewnych.
„Życie jest tylko zmarszczką uciekających fal”- wtóruję poecie badającemu
odpływy i przypływy chwili. Bardzo wyraźnie widzę twarze tych, którzy odeszli
na drugą stronę i pozostawili po sobie okruchy wspomnień w których to splotach
uobecniło się obdarowanie dobrem, przyjaźnią i miłością. Jakże często budzi
mnie dotyk i szelest słowa mojego ojca – przynaglający mnie do powstawania z
kolan i mierzenia się z rzeczywistością, taką jaka jest; chropowatą a niekiedy
promienną, obłaskawioną szczęściem. Dostrzegam jego błysk w oczach i uśmiech w
którym zawiera się podpowiedź i powierzone kolejne zadanie do wykonania. Mówi
do mnie, a ja próbuję rozszyfrować ten strumień natychmiastowo i ukradkiem
przesyłanych wiadomości. Nie uważam, że martwi milczą – oni istnieją w zupełnie
odmienny sposób od tego, który ogranicza perspektywę naszego postrzegania spraw
ostatecznych. „Śmierć to nie oderwanie, ale zatonięcie, a po niej wyobrazić
sobie nicość jest równie trudno jak wyobrazić sobie byt – pisał Mauriac
-Buntujemy się, opieramy przed wrotami…, nie będąc w stanie przedstawić sobie,
co się dzieje, a tylko odczuwając zgrozę i przerażenie wobec tych ciemności.” Odczucie
mroku i brak natychmiastowych odpowiedzi na dręczące pytania, nie może
paraliżować, obezwładniać, czy odbierać nadzieję. Wiara wyrywa z tego poczucia
pustki i samotności, uchyla woal tajemnicy za którym już jest trudna i
obezwładniająca prawidła rozumu, wkraczająca w to nasze podwórko wieczność. Na
ateńskim Areopagu święty Paweł mówił do Greków o nieznanym Bogu poszukiwanym
„niejako po omacku”(Dz 17,27). To Bóg „daje wszystkim życie i oddech, i
wszystko”(Dz 17,25) i jest „niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy,
poruszamy się i jesteśmy”(Dz 17,27,28). Każdą cząstkę ludzkiego bytu, każdy
atom poddanej przygodności czasu materii, ruch cząsteczek i partykuł kurzu na
zmieniającej kolor skórze - siła wskrzeszającej łaski podrywa do życia.
Przemierzać ziemię z głową zatopioną w świetlistości przychodzącego świtu, to
pragnienie stworzenia wyrwanego z konwulsyjnego bólu obumierania i przeistaczania
się. Medytacja o życiu wiecznym, nie jest uczepianiem się ostatniej deski
ratunku, czy asekuracją wobec mogących nadejść chorób, cierpienia i ewentualnie
śmierci. To nie jest wentyl bezpieczeństwa i pociecha wymuszająca uśmiech
pośród żywiołów tego świata. Spojrzenie wiary jest głębsze i potrafi dotykać tych
obszarów, które kruchość, rozgoryczenie, niepewność i ból – przemieniają w
siłę, która spowijała serca uczniów Chrystusa, kiedy po zmartwychwstaniu w
zaryglowanym od strachu Wieczerniku, pokazał im rany – ślady triumfalnego
zwycięstwa nad śmiercią. Mądrość Talmudu powie: „Bóg ma trzy klucze: klucz do
deszczu, klucz do narodzin, klucz do zmartwychwstania.” Wszystko ma głębszy
sens i wymiar do które należy przybliżać się z pokorą ślimaka dźwigającego na sobie
cały inwentarz istnienia. Wszystko, co trwoży nasze serca i umysły, natychmiast
pryska i odchodzi w niepamięć przy pełnym euforii okrzyku tętniącej liturgii: „Chrystus
Zmartwychwstał !” Prawosławie w porywie rezurekcyjnego zachwytu, potrafi
poszybować ponad największymi katastrofami człowieka i przygniatającej go
rzeczywistości, ponieważ ma siłę życia, która drga posadami duszy i piekła. W
troparionie Paschy drugiego tonu słyszymy: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie
nieśmiertelne, wtedy otchłań zamarła od blasku Twojego bóstwa, kiedy zaś i
umarłych podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco
życia, Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” W wieku przyszłym, mówi Orygenes, „wszyscy
znajdą spełnienie w Człowieku doskonałym i staną się jednym słońcem.” Pod drugiej
stronie tak wiele się wyjaśni i rozstrzygnie. Grzeszne, ludzkie usta zarygluje Miłość
i nie będą już zdolne do wyznania nienawiści i przekleństwa. Wszystko stanie
się wieczne i wyprażone temperaturą miłości Tego, który w brzasku pierwszego
dnia doglądał piękna Raju !