Przemierzam ulice miasta
poddany nachalnym kaprysom pogody, jej przeszywającej chłodem perswazji. Deszcz, śnieg, mróz i
gwałtowna odwilż stanowi migotliwą panoramę chwili w którą wpadam jak zmęczony
zawieszeniem u poszycia dachu sopel lodu. Kiedy broczysz w skutej zimnem i
obłoconej drodze, zaczynasz rozumieć więcej z tak migotliwej filozofii życia. „Musisz
drżeć, żeby się rozwijać”(R. Char). Wszystko jest takie zmienne, przeszłe,
rozpostarte pomiędzy rozciągniętym marazmem natury, a myślami szamoczącymi się
w czeluściach przemęczonego od nadmiaru bodźców umysłu. Istnieje coś, co można
nazwać ociężałością i nie ma to nic wspólnego z odpływem czasu i starością. Wypatrywanie
słonecznego jutra jest przywilejem nielicznych, których do ziemi nie
przygwoździły roztargnienia, niepowodzenia i przelane łzy – mogące utopić kogoś
nadchodzącego z naprzeciwka lub stać lavacrum
duchowego odrodzenia. Los jest okrutny dla ludzi pozbawionych nadziei,
larwalnie umiejscowionych w szczelinach świata i zalęknionych koniecznością
kolejnego przebudzenia się po zmierzchu wczorajszego dnia. „Czy życie, którym
żyjemy, jest życiem albo też czy życiem jest to, co my nazywamy śmiercią”-
rozmyślał Montaigne. Samotność, trywialność, bezbarwność, dwuznaczność i
niepewność człowieka, któremu mroźny wiatr tak okrutnie wieje w twarz i nie
pozwala uczynić kolejnego kroku do przodu. Biel i szaruga ziemi, czekająca na
promień światła, przytulenie i wybudzenie ze snu. Można żyć, a jednocześnie być
tak absolutnie skutym i przeszytym do cna bólem istnienia; neurotycznym
odrętwieniem na zakręcie życia, które już jakąś niewidzialną dla oka cząstką i
dotyka śmierci. „Nasza epoka jest epoką ruin – pisał profetycznie Hamvas –
chodzimy wśród ruin, ruin ojczyzny, ludzkich odczuć, cnót, nauk, moralności.
Ale zniszczenie tych idei nie jest przejawem społecznej destrukcji. Tu nie
idzie o to, że ludzie niszczą wartości. Chodzi o to, że walczą ze sobą dwie
rzeczywistości: rzeczywistość życia i rzeczywistość śmierci. Byt i nicość.” Każda
próba wyjaśniania sensu świata i siebie w nim usadowionego, może skłonić do
rezygnacji i depresji. Trzeba się tego wystrzec z cenę niepoznawalności i odkrywania
tajemnicy dla której trzeba przemierzyć wiele dróg, lub przepłynąć wiele odległych
mórz. Nie myśl o dniu następnym, bo to zbyt wyczerpujące zajęcie dla kogoś, kto
już zagląda poza zasłonę czasu i blask świtu. Przestań zmagać się chaosem,
wybierając kładkę nad przepaścią otchłani. Pisze te słowa, aby zabrać siebie i kogoś,
kto czyta te ulotne słowa, poza pejzaż zapomnienia i krainę śmierci. „Odwagą
jest nie malować tego życia jako piekła, bo tak często jest ono piekłem: to
widzieć je jako takie i mimo wszystko zachować nadzieję na raj” – pisał trafnie
Bobin. Trzeba na nowo pozbierać człowieka i scalić go, niczym Przedwieczny i
wypróbowany w pięknie rzeźbiarz, lepiący w dłoniach rajskiego mężczyznę i
kobietę – wypowiedzianą jedność z materii boskiej miłości. Przekroczyć ten
złowieszczy antrakt pesymistycznego odrętwienia i żyć tak intensywnie, jakby za
lada moment, dusza miała eksplodować pod naporem żywiołu przepruwającego
niebiański bezkres wieczności.