środa, 15 stycznia 2025

 

Przemierzam ulice miasta poddany nachalnym kaprysom pogody, jej przeszywającej chłodem perswazji. Deszcz, śnieg, mróz i gwałtowna odwilż stanowi migotliwą panoramę chwili w którą wpadam jak zmęczony zawieszeniem u poszycia dachu sopel lodu. Kiedy broczysz w skutej zimnem i obłoconej drodze, zaczynasz rozumieć więcej z tak migotliwej filozofii życia. „Musisz drżeć, żeby się rozwijać”(R. Char). Wszystko jest takie zmienne, przeszłe, rozpostarte pomiędzy rozciągniętym marazmem natury, a myślami szamoczącymi się w czeluściach przemęczonego od nadmiaru bodźców umysłu. Istnieje coś, co można nazwać ociężałością i nie ma to nic wspólnego z odpływem czasu i starością. Wypatrywanie słonecznego jutra jest przywilejem nielicznych, których do ziemi nie przygwoździły roztargnienia, niepowodzenia i przelane łzy – mogące utopić kogoś nadchodzącego z naprzeciwka lub stać lavacrum duchowego odrodzenia. Los jest okrutny dla ludzi pozbawionych nadziei, larwalnie umiejscowionych w szczelinach świata i zalęknionych koniecznością kolejnego przebudzenia się po zmierzchu wczorajszego dnia. „Czy życie, którym żyjemy, jest życiem albo też czy życiem jest to, co my nazywamy śmiercią”- rozmyślał Montaigne. Samotność, trywialność, bezbarwność, dwuznaczność i niepewność człowieka, któremu mroźny wiatr tak okrutnie wieje w twarz i nie pozwala uczynić kolejnego kroku do przodu. Biel i szaruga ziemi, czekająca na promień światła, przytulenie i wybudzenie ze snu. Można żyć, a jednocześnie być tak absolutnie skutym i przeszytym do cna bólem istnienia; neurotycznym odrętwieniem na zakręcie życia, które już jakąś niewidzialną dla oka cząstką i dotyka śmierci. „Nasza epoka jest epoką ruin – pisał profetycznie Hamvas – chodzimy wśród ruin, ruin ojczyzny, ludzkich odczuć, cnót, nauk, moralności. Ale zniszczenie tych idei nie jest przejawem społecznej destrukcji. Tu nie idzie o to, że ludzie niszczą wartości. Chodzi o to, że walczą ze sobą dwie rzeczywistości: rzeczywistość życia i rzeczywistość śmierci. Byt i nicość.” Każda próba wyjaśniania sensu świata i siebie w nim usadowionego, może skłonić do rezygnacji i depresji. Trzeba się tego wystrzec z cenę niepoznawalności i odkrywania tajemnicy dla której trzeba przemierzyć wiele dróg, lub przepłynąć wiele odległych mórz. Nie myśl o dniu następnym, bo to zbyt wyczerpujące zajęcie dla kogoś, kto już zagląda poza zasłonę czasu i blask świtu. Przestań zmagać się chaosem, wybierając kładkę nad przepaścią otchłani. Pisze te słowa, aby zabrać siebie i kogoś, kto czyta te ulotne słowa, poza pejzaż zapomnienia i krainę śmierci. „Odwagą jest nie malować tego życia jako piekła, bo tak często jest ono piekłem: to widzieć je jako takie i mimo wszystko zachować nadzieję na raj” – pisał trafnie Bobin. Trzeba na nowo pozbierać człowieka i scalić go, niczym Przedwieczny i wypróbowany w pięknie rzeźbiarz, lepiący w dłoniach rajskiego mężczyznę i kobietę – wypowiedzianą jedność z materii boskiej miłości. Przekroczyć ten złowieszczy antrakt pesymistycznego odrętwienia i żyć tak intensywnie, jakby za lada moment, dusza miała eksplodować pod naporem żywiołu przepruwającego niebiański bezkres wieczności.