piątek, 31 stycznia 2025

 

Istnieje sztuka która wyrywa ze zmęczenia i marazmu. Sztuka na obrzeżu krzykliwości, szoku i trywialności, świetlista nasycająca prozaiczną codzienność i zabieganie, nutą idylli -  skąpanej w zieleniach tak witalnych i jakże wybudzających oczy z matowości zimy oraz towarzyszącego jej sennego zmęczenia. Zaskakująca zmiana postrzegania, wolna od umysłowych diagnoz i estetycznych analogii. „Malarz jest malarzem dzięki temu, że używa farb zdolnych uwieść oko i naśladować naturę, jedynie kolor bowiem zdoła to uczynić”- pisał Blanchard. Ukradkowo, po całym dniu intensywnych zajęć w szkole, wpadłem na wernisaż malarstwa Jovity Żychniewicz. To było jednie kilkanaście chwil obcowania z obrazami, które dały mi ogromną satysfakcję estetyczną. Kolor istnieje kiedy zainteresowanie na niego patrzymy. Jest płodny kiedy zaskarbia nasz wzrok i powoduje uśmiech na twarzy. Cały strumień myśli został zawłaszczony przez święto zieleni. Starożytni byli przekonani, że zieleń to barwa nadziei- ratująca rzeczywistość z odrętwienia i kataklizmu zapomnienia. Kolor przeistoczonego losu ! Podoba ci się zielony – to jedyne pytanie oczekujące na natychmiastową odpowiedź widza. Malarstwo prostego motywu, fotograficznego kadru natury, odmalowanego tak soczyście i zachęcająco, jakby się człowiek znalazł w tajemniczym ogrodzie w sercu miasta – momentu biologicznego przebudzenia form i pigmentacji tak intensywnej, że nie pozwalało się oderwać oczom od płaszczyzny płótna. Patrzysz na rośliny wychylone ku górze, a one przestają być czymś malarsko skatalogowanym. Nie jest to atlas botaniki przeniesiony na krosno obrazu, lecz obiekty malarskie, których osnową jest wnętrze i spojrzenie malarki, przełożone na dukt pędzla i muzykę koloru.  W takim malarstwie jest coś pozaintelektualnego, zwolnionego od wyrafinowanego opisu ikonograficznego. Wegetacja i bycie naprzeciw łodygi, liścia, rozedrganego światłem klosza palmy, czy sztafażu architektury. Być może artystka próbuje zwrócić naszą uwagę na to, co ożywione i otaczające nas zewsząd, do czego przywykliśmy tak mocno, iż wypiera to trajektoria naszego wzroku. Wchodzisz na wystawę, gdzie na zewnątrz światła i kolory świata są wygaszone; czekające na przebudzenie. Zieleń zapowiada rozkwit wiosny, miłosne oczarowanie i wychylenie ku wybudzonemu z uśpienia życiu. Pod ciężarem przepracowania i wyczerpania nerwowego, potrzebna jest wrażliwość na naturę i jej rytm, którego kiełkowanie rozpoczyna się od donicy na oknie, po oczarowanie zielenią, kiedy ziemia przebudza się po śnie śmierci i staje się czymś uroczo orzeźwiającym, odsyłającym do granic Raju o którego istnieniu zdaje się zapomnieliśmy. Najprostsze obrazy natury wystarczą, aby móc odkryć witalizm świata w którym los człowieka splata się z liściem poruszanym tchnieniem wiatru i muśnięciem słońca.