I
skąd to, że nie wiemy, dokąd biegniemy. Skąd ten krzyk – szybciej, szybciej.
Inaczej padniemy -wiersz Brylla oddaje coś z atmosfery
czasu obecnie przeżywanego. Obawiam się świata o którego losie decyduje dwóch
zasiadających na jego przeciwległych biegunach stołu ludzi, implementujących do
dialogu o pokoju, techniki biznesowe i ukradkowo ważące swój potencjał
finansowy i militarny. Trudny do opisania zamęt i zanieczyszczone tajemnice ! Każdy
pragnie coś ugrać dla siebie, nie zważając na dramat bezimiennych istnień –
umieszczonych lub nie - w katalogu niepowetowanych strat wojny i nekrologach
które rodziny przechowują jako bolesne tąpnięcie chwili, po której pozostaje stróżka
łez i poczucie niesprawiedliwości. To już nie jest widowisko, czy rozciągnięty
w przewidywalnych granicach czasu teatr, którego końcowy dialog stron
rozstrzyga wszystko. „Prawdziwa wielka tragedia następuje wtedy, gdy człowiek,
który ma moralną rację po swojej stronie, zderza się z szaleństwem grup
powiązanych chciwością i wspólnym interesem”(S. Marai). Tak wiele niewiadomych
i trudnych do przewidzenia scenariuszy, których rozpisane drobiazgowo
sekwencje, schowane są szczelnie przed oczami zirytowanych i domagających się
zrobienia czegokolwiek gapiów. Przyszłość jest tak mglista jak wspominanie
miejsc w których nigdy się nie było, a których zarys kreśli w umyśle płodna,
choć wadliwa wyobraźnia. Nadciąga burza i nie wiadomo skąd uderzy piorun. Na
naszym poletku politycznym nieustanne kolizje i wzajemne wyszarpywanie prawd –
których autorami są ludzie z pierwszych stron gazet - aspirujący do bycia
namiastką wczorajszych i nieprzystających na dziś autorytetów. W walce o fotel
prezydencki ludziom puszczają nerwy i padają słowa o ciężarze i sile kamieni,
mogących zranić a nawet zabić. Rzeczywistość nie jest czarno - biała, w której
są źli i dobrzy, a ich przewaga jest zmienna i dochodzi go głosu w zależności
od przychylnych wiatrów, przechylających wahadło raz tu i tam. „Błogosławieni
grzesznicy i święci, zbawiający się wzajem… Błogosławiony ból, który nas
uniża”- pisze poetka Dana Gioia. Rozmyślanie o polityce i pokoju są płoche i
przekładają się na szereg dywagacji, nie mających żadnego, a na pewno silnego
umocowania w tym, co dzieje się poza włączonymi kamerami mediów i etatowymi
prognostykami przyszłości. Słowa mielące słomę, nic nie wnoszą, jedynie
stanowią powierzchowne pocieszenie na czas próby i sprawdzian z drobin człowieczeństwa.
Deszcz papierowych obietnic trwa. Jestem nieufny wobec słów bez pokrycia. Domów
świetlanych do których nie można wejść. Świat który mnie otacza, staje się na
powrót „bolszewicki” i unicestwiający samodzielność myślenia, pośród
otumanionych mas na których to ustach cisną się nieustannie artykułowane litanie
roszczeń. Ludzie przestali mieć swoje własne poglądy na sprawy ważne, są jak
powielacz cudzych myśli – ideowych plewów – rozplenianych na kobiercach
ludzkich umysłów. Mam nadzieje, że to jedynie ulotne i podszyte lękiem chwile
zagubienia. „Czekanie, gdzie czas odwraca się, aby uspokoić strach”(M. Butor). Nadzieja
jest największym bogactwem człowieka refleksyjnego. Ten impas minie i nastanie
dzień którego krajobraz naznaczy obecność człowieka wolnego od narzekania,
cierpienia i śmierci.