Partykuły świetlistych
słów mogą przeobrazić życie i nadać mu niespotykany koloryt. Wszystko wydaje
się wertowaną Ewangelią na której marginaliach zachowały się ślady papilarne
palców i spojrzeń oczu których źrenice doznały natychmiastowego podekscytowania
i żaru. Ocieramy się o chwile w których zawierają się muśnięcia świętości,
detale w których Bóg utrwala swój ślad i przekonuje o swojej nieustannej
Obecności. „Ziemia jest pełna nieba, a każdy zwykły krzew płonie Bogiem. Ale
tylko ci, którzy go widzą, zdejmują sandały. Reszta siada i zrywa jagody”-
pisał E. B. Browning. Jakże trzeba być uważnym, aby nie przeoczyć czegoś
naprawdę ważnego. Nie zamknąć oczu i nie odwrócić się od bryzy otulającej każdą
szczelinę twarzy wyczekującej nadziei. Tak ociężale stąpamy po ziemi, że jej
ciężar i chropowatość przenika do świadomości, czyniąc ją równie niekomfortową
w konfrontacji z sytuacjami które mogą podnieść nas znacznie wyżej – czyniąc z
nas istoty wolne i świadome- onieśmielone pęcznieniem wiary na szczytach
jeszcze nieodkrytych gór i śpiewem wobec aniołów tańczących tango. Wdrapujesz
się na szczyt góry i zaczynasz rozumieć sens istnienia w Istnieniu. Siadasz na
kamieniu, a jego powierzchnia wydaje się ołtarzem kosmicznej liturgii z której
to, co ożywione, czerpie pokarm błogosławieństwa i przekazuje pierwiastek życia,
dopóki nie powróci do żywiołu pierwszego tchnienia. Bernard Bro w ujmujący,
osobisty i niezwykle plastyczny sposób wykreślił słowami doświadczenie natury w
której utajone jest kiełkowanie przemienienia: „A oto dosłownie zostałem zalany
światłem. Ze wszystkich stron spowijała nas, otaczała i obejmowała olbrzymia
draperia pokrywająca cały horyzont, całe niebo i całą ziemię. Po długiej chwili
zachwytu i milczenia, nie porozumiewając się ani jednym słowem, zaczęliśmy śpiewać
„Sanctus.” Całe niebo falowało objęte czerwonym, lilioworożowym, żółtym, żywym,
ruchomym, trudnym do określenia… Niebo zajaśniało chwałą, a nas przejmował lęk,
lęk wobec światła, przed którym nic nie mogą umknąć…Łagodne jej piękno może być
obrazem nieskończonej czułości Boga, który już teraz chce przygotować nas do
spotkania ze swoją dobrocią i światłem.” Ten opis wydaje się ujmująco malarskim
i przekonującym iż człowiek jest bytem otwartym na zdumienie i bezruch wywołany
tym zawłaszczającym zmysły wydarzeniem. Ten poruszający duszę sposób czytania i
przeżywania świata jest silnie zakorzeniony w mistyce prawosławnej i w sposób
bezpośredni prowadzi do pełnego świetlistości obcowania z Chrystusem. W hymnie świętego
Tichona Zadońskiego zatytułowanym Chrystus
duszę grzeszną do siebie przywołuje słyszymy głos samego Zbawcy: „Szczęścia
pragniesz ? Posiadam każde szczęście. Piękna pragniesz ? Co jest piękniejsze
niżeli Jam sam.” Bez wątpienia światu potrzeba mistyków – „światłoczułych i
światłochłonnych” apostołów świtu za którym to horyzontem wyłania się
wieczność. Bycie z Bogiem ! „Pewien brat przyszedł pod celę abba Arseniusza w
Sketis i zajrzał przez drzwi; i zobaczył starca jakby całego w ogniu, a brat ów
był godzien to oglądać. I gdy zapukał starzec wyszedł, a widząc zdumienie na
twarzy brata, zapytał go: „Od dawna pukasz ? Czyś może coś widział ?” On
odpowiedział: „Nie.” Starzec porozmawiał z nim i pożegnał go.”