We
śnie i w nocnym widzeniu, gdy spada sen na człowieka; i w czasie drzemki w
łóżku, otwiera On ludziom oczy (Hi 33,15-16).
Zbudź
się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus
(Ef 5,14).
Nigdy nie
przywiązywałem zbytniej uwagi do znaczenia snów w moim życiu. Od pewnego czasu
częściej nawiedzają mnie sny. Nie jestem ich autorem, jedynie poruszonym
odbiorcą. Być może stanowią jakąś wypadkową intensywnie przeżywanego życia;
pokłosiem przeszłości przebudzonej z miejsca niepamięci lub przyszłości
wyczuwalnej duchowo, jakby intuicyjnie. Być może to rodzaj lustra w którym
trzeba się przejrzeć, dokonać jakiejś korekty. „W każdym z nas jest ktoś, kogo
nie znamy. Przemawia do nas w snach i tłumaczy, że widzi nas zupełnie inaczej,
niż my siebie”(C.G. Jung). Pod ciężarem tych wizji człowiek wstaje w
natychmiastowym przynagleniu i próbuje na papier przelać jakieś na pierwszy
rzut oka niewyraźne przesłanie. „Gdyby tak można sfotografować sny”- wzdychał
E. Cioran. Niekiedy z chaotycznie nawarstwionych splotów obrazów wyłania się jakaś
trudna do odgadnięcia wiadomość, przestroga, pouczenie, konfrontacja z obrazami
które być może, nie są jedynie podświadomą projekcją zmęczonego umysłu lub nagłym
impulsem z zaświatów. Nie są to widziadła i mary które zaludniają płodny świat
sztuki i artystów pchają na krawędź zatracenia. „Śnię o malowaniu i wtedy maluję
swoje sny”(V. Gogh). Myślę raczej o projekcjach budujących i niepotrzebujących
wejrzenia psychoanalitycznego. Najczęściej śnią mi się ludzie, którzy pozostawili
jakiś ślad na moim życiu. Pełne światła horyzonty słońca i niewyraźne z daleka
kontury ludzkich postaci. Drobne sytuacje których ukryty sens zaczynam rozumieć
w całej rozciągłości dopiero po długim czasie. From twierdził, że „sny i mity
zawierają ważne przesłania od nas do siebie samych.” W snach wszystko urasta do
roli symbolu który trzeba scalić w jedno- wymaga natychmiastowego rozsupłania,
intensywnego namysłu. Być może „sny są zapomnianym językiem Boga.” Mądrzy
ludzie mówili, że sen jest przyjacielem śmierci i pewnie mieli rację, zważywszy
że śmierć jest postrzegana jako zaśnięcie- stan przejścia i nowej jakości
bytowania. „Sen i śmierć to bracia bliźniacy”- powie sędziwy Homer. Starsi
ludzie przywiązują do snów szczególną wagę; odczytują ich profetyczne
przesłanie zwłaszcza wtedy, kiedy zmarli stają namacalnie w zasięgu ich wzroku.
„Dlatego śnimy. Po śmierci wszystkie nasze sny zbierają się w całość i tworzą
krainę, świat, do którego wędrujemy po śmierci” (J. Carroll). Sen śmierci
prowokuje żyjących do kontemplacji spraw ukrytych za zasłoną niepoznania. „To,
co w snach jest najpiękniejsze, to niewiarygodne spotkanie ludzi i rzeczy,
które w normalnym życiu nigdy by się nie spotkały”(M. Kundera). Być może
istnieją tacy ludzie którzy uciekają od otaczającej ich rzeczywistości w sen-
krainę spełnionych marzeń i możliwych do zrealizowania pragnień. Taka ucieczka
wydaje się zbyt utopijna i ostatecznie prowadzi do depresji. Intrygują mnie
wydarzenia snów opisanych w Biblii. Są to poruszające historie spotkań, a nawet
gwałtownych wtargnięć. Natychmiastowego poruszenia i przebudzenia po którym
przyszłość staje się bardziej wyraźna- świetlista. Śmierć okazuje się mądrym i pełnym
daru spotkaniem z Tajemnicą. Sen gdzie Stwórca wyjmuje żebro z boku Adama i
lepi Ewę- ucieleśnione piękno. Sen w którym Bóg szepta jak niegdyś do
patriarchów i proroków, aby się poderwali z ziemi i wyruszyli ku przygodzie
wiary. Spoglądam oczami wyobraźni na Jakuba widzącego w objęciach snu na
świetlistą drabinę i korowód wstępujących i zstępujących po niej aniołów. Sen w którym anioł budzi strudzonych wędrowców i prowadzi
ich ku miejscom, gdzie mogą być w centrum ważnych, jeśli nie najważniejszych
wydarzeń. Piotr razem ze swymi towarzyszami został „zmorzony przez sen” w
chwili Przemienienia Chrystusa na Taborze. W końcu mój sen w którym podrywam
się z łóżka i szeptam w modlitwie oszołomienia: „Mów Panie, bo sługa twój
słucha.”