poniedziałek, 7 września 2020


We śnie i w nocnym widzeniu, gdy spada sen na człowieka; i w czasie drzemki w łóżku, otwiera On ludziom oczy (Hi 33,15-16).

Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus (Ef 5,14).

Nigdy nie przywiązywałem zbytniej uwagi do znaczenia snów w moim życiu. Od pewnego czasu częściej nawiedzają mnie sny. Nie jestem ich autorem, jedynie poruszonym odbiorcą. Być może stanowią jakąś wypadkową intensywnie przeżywanego życia; pokłosiem przeszłości przebudzonej z miejsca niepamięci lub przyszłości wyczuwalnej duchowo, jakby intuicyjnie. Być może to rodzaj lustra w którym trzeba się przejrzeć, dokonać jakiejś korekty. „W każdym z nas jest ktoś, kogo nie znamy. Przemawia do nas w snach i tłumaczy, że widzi nas zupełnie inaczej, niż my siebie”(C.G. Jung). Pod ciężarem tych wizji człowiek wstaje w natychmiastowym przynagleniu i próbuje na papier przelać jakieś na pierwszy rzut oka niewyraźne przesłanie. „Gdyby tak można sfotografować sny”- wzdychał E. Cioran. Niekiedy z chaotycznie nawarstwionych splotów obrazów wyłania się jakaś trudna do odgadnięcia wiadomość, przestroga, pouczenie, konfrontacja z obrazami które być może, nie są jedynie podświadomą projekcją zmęczonego umysłu lub nagłym impulsem z zaświatów. Nie są to widziadła i mary które zaludniają płodny świat sztuki i artystów pchają na krawędź zatracenia. „Śnię o malowaniu i wtedy maluję swoje sny”(V. Gogh). Myślę raczej o projekcjach budujących i niepotrzebujących wejrzenia psychoanalitycznego. Najczęściej śnią mi się ludzie, którzy pozostawili jakiś ślad na moim życiu. Pełne światła horyzonty słońca i niewyraźne z daleka kontury ludzkich postaci. Drobne sytuacje których ukryty sens zaczynam rozumieć w całej rozciągłości dopiero po długim czasie. From twierdził, że „sny i mity zawierają ważne przesłania od nas do siebie samych.” W snach wszystko urasta do roli symbolu który trzeba scalić w jedno- wymaga natychmiastowego rozsupłania, intensywnego namysłu. Być może „sny są zapomnianym językiem Boga.” Mądrzy ludzie mówili, że sen jest przyjacielem śmierci i pewnie mieli rację, zważywszy że śmierć jest postrzegana jako zaśnięcie- stan przejścia i nowej jakości bytowania. „Sen i śmierć to bracia bliźniacy”- powie sędziwy Homer. Starsi ludzie przywiązują do snów szczególną wagę; odczytują ich profetyczne przesłanie zwłaszcza wtedy, kiedy zmarli stają namacalnie w zasięgu ich wzroku. „Dlatego śnimy. Po śmierci wszystkie nasze sny zbierają się w całość i tworzą krainę, świat, do którego wędrujemy po śmierci” (J. Carroll). Sen śmierci prowokuje żyjących do kontemplacji spraw ukrytych za zasłoną niepoznania. „To, co w snach jest najpiękniejsze, to niewiarygodne spotkanie ludzi i rzeczy, które w normalnym życiu nigdy by się nie spotkały”(M. Kundera). Być może istnieją tacy ludzie którzy uciekają od otaczającej ich rzeczywistości w sen- krainę spełnionych marzeń i możliwych do zrealizowania pragnień. Taka ucieczka wydaje się zbyt utopijna i ostatecznie prowadzi do depresji. Intrygują mnie wydarzenia snów opisanych w Biblii. Są to poruszające historie spotkań, a nawet gwałtownych wtargnięć. Natychmiastowego poruszenia i przebudzenia po którym przyszłość staje się bardziej wyraźna- świetlista. Śmierć okazuje się mądrym i pełnym daru spotkaniem z Tajemnicą. Sen gdzie Stwórca wyjmuje żebro z boku Adama i lepi Ewę- ucieleśnione piękno. Sen w którym Bóg szepta jak niegdyś do patriarchów i proroków, aby się poderwali z ziemi i wyruszyli ku przygodzie wiary. Spoglądam oczami wyobraźni na Jakuba widzącego w objęciach snu na świetlistą drabinę i korowód wstępujących i zstępujących po niej aniołów. Sen w którym anioł budzi strudzonych wędrowców i prowadzi ich ku miejscom, gdzie mogą być w centrum ważnych, jeśli nie najważniejszych wydarzeń. Piotr razem ze swymi towarzyszami został „zmorzony przez sen” w chwili Przemienienia Chrystusa na Taborze. W końcu mój sen w którym podrywam się z łóżka i szeptam w modlitwie oszołomienia: „Mów Panie, bo sługa twój słucha.”