czwartek, 1 października 2020

Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy- odpowiedział sprawiedliwy Hiob swojej żonie nakłaniającej go do złorzeczenia Bogu.
Mąż Boży, starotestamentalna figura Chrystusa- „ikona cierpienia” i „świadek zmartwychwstania.” Historia ludzkości naznaczona jest doświadczaniem spadającego nagle cierpienia i otulenia cieniem śmierci. Tajemnica szczególnie trudna i nieprzenikniona, paraliżująca, lecz ostatecznie stawiająca człowieka przed pytaniami z którymi trzeba się odważnie zmierzyć. „Język cierpienia jest wspólny wszystkim ludziom. Jest to chyba język najbardziej ekumeniczny, przekraczający wszystkie podziały i różnice między ludźmi”- pisał W. Hryniewicz. Być może to najbardziej uniwersalny język komunikacji którego spoiwem są zraszające glebę łzy bezradności. Milczący dialog kruchych istot, otwierający rozległe przestrzenie serca na miłość i solidarność. „Musisz zobaczyć twarz śmierci, żeby zacząć pisać poważnie” (C. Fuentes). Lepić słowa pomiędzy którymi drży narracja o kruchym człowieczym bycie- wydanym niemocy istnienia. Tak naprawdę nikt nie może być wystarczająco dobrze przygotowanym na to, co może nastąpić. Słyszymy o fali nowych zachorowań i napięciu wzmagającym się w ludzkich umysłach i sercach. Doskonale to rozumiemy w czasie pandemii, gdzie nic nie jest pewne. „Żyć bez poczucia śmierci znaczy trwać w słodkiej nieświadomości człowieka pospolitego, który zachowuje się tak, jak gdyby śmierć nie była odwieczną, niepokojącą obecnością”(E. Cioran). Choroba i umieranie jest wielkim sprawdzianem naszej nadziei. „Czytam księgę Hioba, która ciągle wywołuje we mnie niezrównany zachwyt. Odkładam ją i powracam po godzinach, z trudem dławiąc łzy. Ta księga jest jedną z pierwszych, które wywarły wpływ na moje życie”- zwierzał się Dostojewski w jednym z listów. Historia Hioba próbuje rzucić światło na ludzkie zmaganie z nieszczęściami które spadają i miażdżą wszystko. Spoglądam na jeden z kapiteli zdobiących krużganki romańskiej katedry w Pampelunie, ukazującej niezwykle przenikliwie losy biblijnego Hioba. Wyrzeźbiona w kamieniu biografia człowieka który okazał się zdolnym do udźwignięcia krzyża – wydaje się niemożliwego po ludzku cierpienia. Czasami musimy zobaczyć twarz śmierci, aby zacząć w pełni żyć. Naturalistyczne bogactwo detali, pełen energii i dramatyzmu wyraz poszczególnych scen, czyni z tych płaskorzeźb kamienny język przesłania o nadziei silniejszej niż uporczywa i skradająca się śmierć. „Kiedy w przestrzeni zdarza się rozstanie z człowiekiem, domem, z miastem, ze zwierzęciem... towarzyszy temu odczucie, że być może, nigdy więcej ich nie zobaczymy, to jest to przeżywanie śmierci”(M. Bierdiajew). Nasza codzienność naznaczona jest obecnością cichych i anonimowych Hiobów. Ludzi zmagających się z nieszczęściem i miażdżącym cierpieniem; czują się jak ślepcy i trędowaci którym odebrano władzę nad swoim życiem. Choroba i następująca po niej niezapowiedziana w strumieniu czasu śmierć, ogołaca człowieka ze wszystkiego- czyni go bezdomnym, nagim dzieckiem w pozycji embrionalnej- oddanym w ręce innych ludzi i zimnej ziemi. „Jeżeli istnieje jakieś podstawowe stwierdzenie najstarszej tradycji chrześcijańskiej, to jest to twierdzenie, że Bóg nie stworzył śmierci. Bóg jest niewinny. Bóg cierpi w sposób okrutny z powodu śmierci człowieka, ostatecznie przyjmuje śmierć aż po krzyż, aby wypełnić ją światłem i otworzyć na zmartwychwstanie”- pisał O. Clement. Szczęśliwy koniec opowiadania o Hiobie niesie pełne optymizmu przesłanie nadziei. Proklamuje przesłanie że Bóg jest tym, który ma moc w nas przezwyciężyć lęk, cierpienie i sen śmierci.