sobota, 24 października 2020

Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze i utkałeś mnie w łonie mej matki (Ps 139, 13).
Jakże trudne jest snucie medytacji o ludzkiej egzystencji kiedy na powrót ludzkie umysły przenika poczucie leku i niewiadomej. Świat dojrzewający i przygotowujący się na możliwie najgorszy scenariusz. „Jestem człowiekiem, który się boi- pisał Harold Urcy- i który chce dzielić się swoim lękiem.” Sytuacja współczesnego człowieka staje się przenikliwym krzykiem istnienia- wypowiedzianym zewsząd bólem w obliczu choroby i następującej po niej śmierci. Pomimo tak powszechnego przerażenia wydobywa się ironiczny krzyk demona w ludziach dla których życie nie ma jakiejkolwiek wartości. „W ciele kształtem piękna jest dusza, a tym, co nas zachwyca w pięknie duszy, jest obraz Boga”(H. Corbin). Obserwuję w mediach nerwowe, agresywne kobiety wychodzące na ulice i domagające się prawa do swojego brzucha, macicy... Boskiego prawa do odebrania oddechu własnemu dziecku które noszą pod swoim sercem. Sprowadzona do czystej psychologii, zanika w ten sposób nie tylko tajemnica, ale i sama kobieta. „Bycie dla siebie” kobiety- feministki okazuje się byciem zasklepionym we własnej egoistycznie rozumianej przyjemności. Piszę te słowa tydzień po tym, jak moja żona poroniła. Było to nasza hiobowa próba wiary. Być może czuję się bardziej przynaglony, aby wejść w dyskurs ze światem tych kobiet, których cielesność stała się absolutną własnością- własnością separującą i odrzucającą życie. Tęczowa rewolucja ideowa wciąga kobiety w swoje tryby i stawia je pierwszej linii frontu, zadając tym samym cios więziom rodzinnym i wartościom od wieków chroniącym życie. „Jedni cierpia za potomstwem, jak inni cierpią z powodu dzieci”(św. Grzegorz z Nazajnzu). Wyemancypowana kobieta nowoczesności przestaje być biblijną „chwałą mężczyzny”(1 Kor 11,7), pragnienie definiować siebie poza mężczyzną- jako istota „wolna” i samostanowiąca o sobie; uwikłana w fałszywy aksjomat wolności ! Cywilizacja śmierci w której najwięcej do powiedzenia o życiu nienarodzonych dzieci mają ci, którym dano żyć. „Trudno jest mówić spokojnie o przerywaniu ciąży, gdyż dotyczy ono miłości i śmierci, czyli tego, co najważniejsze w ludzkich losach. Ponieważ dotyczy to kobiety w jej „dziwności” cielesnej, na którą składają się życie, śmierć, krew, tak jakby zawierała się w tym postać sacrum, która zresztą byłaby historycznie dwuznaczna. Dodajmy jeszcze, że kobieta całym swoim ciałem odczuwa znużenie, samotność, lęk, wobec których reakcje męskie wydają się powierzchowne”(O. Clement). Jakże to smutne kiedy kobieta mając w sobie życie, zaczyna formułować sądy na których kładzie się cień odrzucenia, wyparcia i śmierci: „zlepek komórek,” „płód,” „ciało obce,” „dziecko intruz”- coś zgoła nieplanowanego i odepchniętego określanego jako „piekło kobiet.” A przecież miłość zakłada dar życia- powołanie do istnienia kogoś, a nie czegoś. „Jestem życiem, które pragnie żyć, pośród życia, które pragnie żyć”- rozmyślał A. Schweitzer. Obok nas żyje tak wiele kobiet z traumą aborcji, gdzie dzieci powracają w ich snach przekonując, że istnieją. W świecie kolekcjonowania tylko i wyłącznie przyjemności, nie ma miejsca na odpowiedzialność. „Wspomagany przez zwulgaryzowaną psychoanalizę panseksualizm oznacza koniec wielkich namiętności... Miłość wyzuta z duchowości ofiarowuje ciała, w których brakuje duszy i powoduje spustoszenia umysłowe”(P. Evdokimov). Nawet cielesność przeszła z poziomu wzajemnego obdarowania do mechanicznego aktu samozaspokojenia; narcyzmu pozbawionego relacji i zobowiązań. Pamiętam wiele lat temu dziecko odnalezione zimową porą w śmietniku, tuż po urodzeniu owinięte w szmatę nasączoną benzyną i wyrzucone. Cudem odnalezione przez młodą dziewczynę, słyszącą cichy płacz wydartej śmieci istoty. Pamiętam kobietę która w wigilię Bożego Narodzenia zadzwoniła do mnie szukając pomocy. Totalnie rozbita walczyła z myślami czy podjąć decyzję o aborcji, ponieważ jej chłopak zostawił ją samą i uciekł. Próbowałem ją podnieść na duchu i wielu rozmowach telefonicznych przekonywałem, aby wydała na świat życie. Nawet znalazłem pełną miłości rodzinę, która zawalczyłaby o przyjęcie tego dziecka. Myślę, że świat nie zginie z powodu wojen, pandemii, czy nowotworów. Świat zginie w momencie kiedy kobieta odrzuci życie- stanie bezpłodna w miłości. Losy nowego świata spoczywają w ramionach matki, jak to cudownie oddaje jeden z wersetów Koranu: „Raj leży u stóp matki.” https://www.youtube.com/results?search_query=Nieplanowane