piątek, 9 października 2020

Bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: Powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca (Koh 3, 20).
Uwielbiam jesienne dni- spowalniające tempo życia i dłuższe, jakby wymykające się regułom upływającego czasu. To pora roku która przekonuje nasze zmysły do wejścia w ascezę; rezygnację z powabów ogrzanej słońcem natury. Krajobrazy mieniące się paletą wyszukanych i szlachetnych barw, przechodzą w stan letargu, pokrywając kolorową pierzyną ziemię wydeptaną uprzednio stopami nieświadomych niczego wędrowców. „Jesień to wiosna w której każdy liść jest jak kwiat”- pisał A. Camus. Przyroda niczym przy dotknięciu potrafiącego czynić cudowności Midasa przemienia się w ulotnie piękne złoto, rozpadając się na drobiny atomów- widzianych możliwie ostatni już raz. „Cały świat zwraca się do nas z wezwaniem, któremu możemy nadać określony sens”(R. Habachi). Być może przyroda zmieniająca swój kostium, pozwala ludziom oderwać się od codziennej banalności; uchwycić pejzaż naznaczonego wzruszeniem piękna. Świat staje się świetlistym deseniem w którym najdrobniejsza partykuła przechodzi tułaczkę od budzącego się gwałtownie życia, ku spełnieniu, jakim jest przychodząca bez zapowiedzi śmierć. Przypominają mi się słowa Makarego z powieści Dostojewskiego Młokos: „Człowiek musi umrzeć w pełnym świetle swego ducha, w szczęściu i pięknie, pragnąc swojej ostatniej godziny, i odchodzi cały radosny, jak kłos w stogu siana, jego tajemnica się spełnia...” Doświadczyć przez zewnętrzny świat niesłychanych bogactw własnego wnętrza. Pośpiech i schematyczność ustępują miejsca zadziwieniu i pragnieniu wewnętrznej odnowy. W powietrzu wibrują zapachy wieczności które może jedynie oddać powabny i pełen ekspresji język mistyków i apokaliptycznych wizjonerów delektujących się powabami przestrzeni które potrafią odmalować na płótnach swoją wyobraźnią i talentem chociażby tacy artyści jak Isaac Levitan. Dni stają się coraz krótsze, uszczuplając nasz nabrzmiały od spotkań kalendarz. Patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość i myślę sobie: Bóg jest we wszystkim ! W powietrznych akrobacjach liścia wpadającego przez okno. W odbijającym się na kałuży promieniu słońca. W wolności małego dziecka, które beztrosko biegnie przed siebie i chłonie w siebie świat, niczym doznanie największego cudu. Istnienie w sercu istnienia ! Nieoczekiwana radość przeżywania Obecności w sercu cerowanego miłością świata który przechyla się w stronę Boga. Każda przelatująca przez umysł myśl i każda wydarta pośpiesznej egzystencji drobina samotności staję modlitewnym westchnieniem- filokalią.