Ile trzeba wysiłku, aby
nie poddać się dwoistości świata, transgresjom, natłokowi idei i szamotaninie z
coraz to nowymi niebezpieczeństwami, próbującymi pasożytniczo obezwładnić
duszę. „Nad człowiek tedy to nic innego, jak człowiek, który mierzy nad siebie
i wygląda poza siebie”(C. Wodziński), poza patrzeniem wewnątrz siebie. Heroiczna
walka z nienormalnościami egzystencji, podszeptami skażonej inteligencji,
bankructwami moralności, kotłowaniną i wybijającymi co jakiś czas- erupcjami maskarady
negacji i ateistycznej mody- może niepokoić i szarpać umysłem. Udręczony Bóg w
słowach które niczym meteory spadają i wbijają się w ziemię, czyniąc ją
kamienistą i trudną do przebycia. „Ponieważ Bóg jest najsłabszy, musi chronić
się przed naszą siłą, a wszechświat składa się tylko z jego kryjówek”(Ch.
Bobin). Chrześcijanie jakże często stoją w rozkroku, próbując lawirować pomiędzy
wiernością Ewangelii, a wąwozami ludzkich pomysłów na samostanowienie o sobie i
obsesyjnie uparte uczynienie Boga zapomnianym i zupełnie niepotrzebnym. Stajesz
na brzegu otaczających cię zjawisk i zastanawiasz się, czy rzeczywistość tak bliską
i pozornie oswojoną- już wypełniły demony obojętności- czy to dopiero początek
czegoś zgoła gorszego ? Apokaliptyczne szaleństwo sumień. To pulsowanie myśli
przygniata, uwiera i nie pozwala w jakieś duchowej higienie wzrastać; wzbijać
się wyżej i szybować ponad szczytami nieprzychylnych spojrzeń i sądów. Istnieją
już na świecie miasta w których za opłatą wdycha się łyk świeżego powietrza.
Kapsuły przetrwania z tlenem przedłużającym o minutę życie ! Za jakiś czas
nastanie jałowa pustynia; miejsce duchowej śmierci. Człowiek zacznie panicznie
poszukiwać miejsc w których utrwalą się ślady Boga, gdzie będzie można
zaczerpnąć hausty niezmąconej niczym wiary. Studnie istnienia- rezerwuary ducha-
oazy przetrwania, bastiony zbudowane z resztek Edenu. Tam, gdzie wyschnięte
pory, zaleje strumień Życia. Liturgia w której poruszenie miłości Ducha
Świętego, odnowi wszystko, czyniąc świat Kościołem pragnienia. Wejściem Prawdy
w sam rdzeń istnienia. Tak jak ruch w atomie odbywa się wiecznie, tak łaska szturmuje
bramę duszy, czyniąc ją świetlistą, wolną od przyprószeń wczorajszego dnia. „Dałeś
nam Boże holograficzne oczy, które z perspektywy naszych odległości
astronomicznych widzą piękno przyrody. Siatkówka oka pomniejsza nieskończony
obraz naszych wymiarów. I tak rodzi się każdy pejzaż, wschód i zachód słoneczny
lub księżycowy. Widzimy, jak człowiek wygląda. Patrzymy przez pomniejszony
hologram w niebieski strop gwiezdny”- pisał W. Sedlak. A jakże cudowne zdają
się oczy duszy i zwierciadła wieczności ? „Oblicze człowieka to wielkie
zwycięstwo ducha nad materialnym chaosem”(M. Bierdiajew). Rzeczywistość nas
otaczająca w wierze się ujawnia, rzeźbi, i scalona wychodzi ku Misterium. Oczy
widzące znaczniej szerzej i głębiej. Reinterpretujące zewnętrzność na sposób
mistyczny. „Wiara jest oczywista… By wierzyć wystarczy dać się ponieść,
wystarczy spojrzeć. Żeby nie wierzyć trzeba zadawać sobie gwałt, męczyć się,
dręczyć, przemagać się. Opierać. Walczyć z samym sobą. Łamać sobie głowę.
Wysilać się. Przestawiać się…” czytam w Przedsionku
tajemnicy drugiej cnoty Péguy'ego. Uratuje nas jedynie prostoduszna wiara
dziecka, wdrapującego się radośnie na kolana Boga i widzącego w oddali zarys
nowego świata.