wtorek, 22 sierpnia 2023

 

Myślę, że w życiu każdego człowieka zdarzają się bezsenne noce, gdzie życie staje nam przed oczami jak w kalejdoskopie. Czoło się marszczy, a oczy przyjmują wyostrzoną konstelację. Dostrzega się z nadzwyczaj wyraźnie swoje cienie, upadki, grzechy, posiniaczenia, ciernie i niezabliźnione rany przeszłości. Powrót do rzeczywistości porzuconej i stłumionej, inicjującej nawrócenie świadomości; kruchość bytu ! Ile w kloace serca jest zatęchłego brudu, ościeni, bezmiaru wahań, pozorów, nieoswojonych instynktów, pożądań, przyzwoleń i ryczących niezauważenie biesów. „Czym jest czyste serce ? - pytał Kierkegaard – serce, które nie szuka, nie pragnie, nie stara się dostrzec tylko jednej rzeczy.” Noc przykrywa swoją poświatą i zaprasza do rachunku sumienia – rewizji umysłu i duszy- konfiguracji wnętrza, a po chrześcijańsku i mistycznie brzmiąco metanoi. „Oko, którym dostrzegam Boga, jest zarazem okiem, przez które patrzy na mnie Bóg” (Mistrz Eckhart). Najtrudniejsza jest świadomość nagości prawdy tak silnie stymulującej nadwyrężoną wypieraniem pamięć. Mądrość teologii z taktowną delikatnością pociesza, że grzechy wyznane i sakramentalnie rozgrzeszone, zostają przez Boga zapomniane. Przykrywa je woal niepamięci, błoga poświata miłosierdzia. Kiedy się zamknie oczy w wytężonym pragnieniu snu, można dostrzec nadmiar tego, co zawstydza, wstrząsa, ugina człowieka- niczym wiatr rosochate gałęzie drzew ku posłusznemu spotkaniu z ziemią, czekająca na wyznanie i odcisk warg. Pod nią są ukryte źródła, lecz trzeba się do nich dokopać. „Pokuta jest paktem z Bogiem, aby rozpocząć nowe życie”- podpowiada św. Jan Klimak. Zaczynamy się bać siebie, aby uświadomić sobie jak się jest nędzną i ciągle przywdziewającą maski istotą. „Nie pozwalajmy naszym namiętnościom ani zabić nas, ani umrzeć”(J. Donne). Trzeba się zmierzyć ze swoją samotnością i krajobrazem wnętrza, aby wyłuskać siebie, wyrzeźbić, wystawić ku światłu- mogącemu wytrawić wydobyte na zewnątrz defekty. Gruda żelaza z której wytopi się płonący kandelabr. Trzeba przejść przez jakiś rodzaj otchłani, aby następnie chwycić za pędzel i malować po wtóre Raj, do którego przez uchylone drzwi- niczym raczkujące dziecko- będzie można się prześlizgnąć niezauważenie. „Jakże tajemniczym chrztem są te łzy, które z trudem powstrzymujemy, kiedy twarz miłości pojawia się w naszym spojrzeniu, odsłaniając nam świat, o którym myśleliśmy, że być może został zniesiony, i do którego teraz czujemy, że należymy wszystkimi włóknami naszej istoty. Świat ducha i jakości, ciszy i jasności”- pisał M. Zundel. Czyż Ewangelia nie jest radością tych, którzy rozpoznali Pana i opłakiwali swoje grzechy ? Alosza z powieści Dostojewskiego, całując ziemię, wyznał: „Zroś ziemię łzami radości swojej i kochaj łzy swoje.” Kiedy uświadamiasz sobie kim jesteś i jaki jesteś to nastaje świt zmartwychwstania. To moment przesunięcia w kierunku wiary; wariacko i afektywnie artykułowanej, poza kurtuazją religijnej poprawności. Uznać w Chrystusie źródło wskrzeszającej mocy i zdumienia podrywającego z mar. Głosu przeszywającego odłogi czasu i śmierci:  Talitha kum !