Myślę, że w życiu każdego
człowieka zdarzają się bezsenne noce, gdzie życie staje nam przed oczami jak w
kalejdoskopie. Czoło się marszczy, a oczy przyjmują wyostrzoną konstelację. Dostrzega
się z nadzwyczaj wyraźnie swoje cienie, upadki, grzechy, posiniaczenia, ciernie
i niezabliźnione rany przeszłości. Powrót do rzeczywistości porzuconej i
stłumionej, inicjującej nawrócenie świadomości; kruchość bytu ! Ile w kloace
serca jest zatęchłego brudu, ościeni, bezmiaru wahań, pozorów, nieoswojonych
instynktów, pożądań, przyzwoleń i ryczących niezauważenie biesów. „Czym jest
czyste serce ? - pytał Kierkegaard – serce, które nie szuka, nie pragnie, nie
stara się dostrzec tylko jednej rzeczy.” Noc przykrywa swoją poświatą i
zaprasza do rachunku sumienia – rewizji umysłu i duszy- konfiguracji wnętrza, a
po chrześcijańsku i mistycznie brzmiąco metanoi.
„Oko, którym dostrzegam Boga, jest zarazem okiem, przez które patrzy na mnie
Bóg” (Mistrz Eckhart). Najtrudniejsza jest świadomość nagości prawdy tak silnie
stymulującej nadwyrężoną wypieraniem pamięć. Mądrość teologii z taktowną
delikatnością pociesza, że grzechy wyznane i sakramentalnie rozgrzeszone,
zostają przez Boga zapomniane. Przykrywa je woal niepamięci, błoga poświata
miłosierdzia. Kiedy się zamknie oczy w wytężonym pragnieniu snu, można dostrzec
nadmiar tego, co zawstydza, wstrząsa, ugina człowieka- niczym wiatr rosochate
gałęzie drzew ku posłusznemu spotkaniu z ziemią, czekająca na wyznanie i odcisk
warg. Pod nią są ukryte źródła, lecz trzeba się do nich dokopać. „Pokuta jest
paktem z Bogiem, aby rozpocząć nowe życie”- podpowiada św. Jan Klimak. Zaczynamy
się bać siebie, aby uświadomić sobie jak się jest nędzną i ciągle
przywdziewającą maski istotą. „Nie pozwalajmy naszym namiętnościom ani zabić
nas, ani umrzeć”(J. Donne). Trzeba się zmierzyć ze swoją samotnością i
krajobrazem wnętrza, aby wyłuskać siebie, wyrzeźbić, wystawić ku światłu-
mogącemu wytrawić wydobyte na zewnątrz defekty. Gruda żelaza z której wytopi
się płonący kandelabr. Trzeba przejść przez jakiś rodzaj otchłani, aby
następnie chwycić za pędzel i malować po wtóre Raj, do którego przez uchylone
drzwi- niczym raczkujące dziecko- będzie można się prześlizgnąć niezauważenie. „Jakże
tajemniczym chrztem są te łzy, które z trudem powstrzymujemy, kiedy twarz
miłości pojawia się w naszym spojrzeniu, odsłaniając nam świat, o którym
myśleliśmy, że być może został zniesiony, i do którego teraz czujemy, że
należymy wszystkimi włóknami naszej istoty. Świat ducha i jakości, ciszy i
jasności”- pisał M. Zundel. Czyż Ewangelia nie jest radością tych, którzy
rozpoznali Pana i opłakiwali swoje grzechy ? Alosza z powieści Dostojewskiego,
całując ziemię, wyznał: „Zroś ziemię łzami radości swojej i kochaj łzy swoje.”
Kiedy uświadamiasz sobie kim jesteś i jaki jesteś to nastaje świt
zmartwychwstania. To moment przesunięcia w kierunku wiary; wariacko i
afektywnie artykułowanej, poza kurtuazją religijnej poprawności. Uznać w
Chrystusie źródło wskrzeszającej mocy i zdumienia podrywającego z mar. Głosu
przeszywającego odłogi czasu i śmierci: Talitha kum !