Jestem głęboko przekonany,
że wiele wydarzeń w życiu ludzi jest poprzedzone znakami, których sens uczymy się
odkrywać mozolnie i na miarę otwartości umysłu. „Jak widzieć to, czego oczy nie
widzą ? Jak robić to, czego ręce nie zrobią ? I jak powiedzieć to, czego słowa
nie wypowiedzą ?”- pyta pisarz Renard. Przypadkowość jest zabobonna, istnieje
jedynie realność pod której podskórnością tętnią ukryte źródła i drogi- w które
się wchodzi lub porzuca, kierując się boskim atrybutem jakim jest wolność
wyboru. Słowa muszą przejść przez osadniki, czy drobne sita, aby zbudować
namiastkę indywidualnej historii kogoś opatrzonego etykietą niepoznawalności i
tajemnicy. W świecie nachalnego uzewnętrznienia, jedynie autentycznymi są ci,
którzy najmniej się afiszują i skrywają się pod pierzyną szczelnie pielęgnowanej
anonimowości. Inwazja medialnego podglądactwa odbiera resztki okruchów wolności
tym, którzy przed koniecznym przynagleniem cywilizacji, schronili się w swoich
niszach i jedynie na chwilę wychylają głowy, łapczywie zasysając resztki względnie
świeżego powietrza. Rzeczywistość jak tak uroczo i fałszywie powabna,
podsycając nieustannie nowe pragnienia, potrzeby i chcenia – wybawiając człowieka
i kusząc go alternatywnymi krajobrazami już nie królestwa Bożego, a królestwa
materii, której należy złożyć poddańczo pocałunek wierności. Jakże dramatyczna
jest walka z produktami własnego geniuszu ! „Żyjemy pośród rzeczy i one właśnie
zastępują nam sny- pisał A. Turczyński- Rzeczy, które można doświadczać
zmysłami, prosto i bezpośrednio.” Jedni skaczą z euforii nad możliwościami
sztucznej inteligencji, a jeszcze inni lękają się dehumanizacji i zepchnięcia
człowieka na tor przygodnego bytu, gdzie po orwellowsku, znowu ktoś inny za
kogoś myśli i podejmuje ważkie decyzje. Jutro jest pełne obaw za której to
kurtyną stoją ambicje jednostek pragnących utrwalić pamięć o sobie, już nie na
spiżowych pomnikach, a być może krzemowych podzespołach mikrotechnologicznych
innowacji. Ignacy Witkiewicz, proroczo
odsłoni ten stan zapętlenia i nicości: „Krajobraz nieruchomy. Noc. Światło
księżyca. Białe obłoki płynące po niebie. Z rozbitej maszyny pozostała tylko
kupa żelastwa.” Na antypodach inteligencji może zrodzić się niebezpieczeństwo i
świat demonicznej grozy, będącej wypadkową pychy oraz chęci postawienia siebie
w miejscu Boga. Z pewnością ta nowa i nie możliwa już do zatrzymania rewolucja techniczna,
potrzebuje chrześcijaństwa z jego rewolucją ducha. Ta druga – odwołując się do
intuicji Simone Weil- może być tylko „powrotem do odwiecznego porządku,
chwilowo tylko zakłóconego.” Z pewnością w moich diagnozach jest nuta mizantropi
i przerysowania, choć nie pozbawiona wewnętrznej obawy o kształt jutra. Poruszamy
się do przodu jak ślepcy z obrazu Bruegla,
czy przeludnionego i dryfującego ku niewiadomej ziemi- statkowi głupców z
poematu Branta, czy groteskowej wizji Boscha i Millera. Płynność i nietrwałość określa
człowieka wirtualnej rzeczywistości, przyssanego do idoli którym bałwochwalczo
oddaje część. Człowiek znużony i wyczerpany w otchłani wszechświata, nie
dostrzega już obok siebie i w sobie Misterium. Pogrążony pokusą samostanowienia
o sobie, przestaje widzieć zarys pełniejszego życia, poza zwartymi klamrami
czasu. Pochylasz się w głąb czyjeś źrenicy i dostrzegasz jedynie paraliżująca
pustkę; bezkres nicości. Kiedy oczy przestają cokolwiek mówić, to świat zaczyna
matowieć i drętwieć w oniemieniu. Pozwólmy powstać prorokom. Niech otwierają
oczy i szkicują w nich piękno poranka na którego granicy widoczności pojawi się
słońce. Pokrzepia mnie myśl świętego Grzegorza z Nyssy: „Człowiek, który
powstał w pierwszym stworzeniu i ten, który nastąpi na końcu czasów, są tacy
sami, obaj noszą w sobie Boży obraz… Cała więc natura, rozciągająca się od
pierwszych do ostatnich, jest jednym obrazem Tego, Który Jest.”