niedziela, 30 czerwca 2024

 

Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10,32-33). Pierwsza Niedziela po Pięćdziesiątnicy w kalendarzu Cerkwi i tak radykalne wyznanie Chrystusa skierowane do swoich uczniów. W tych słowach jest świadectwo, obietnica i chropowatość, działająca niczym papier ścierny na powierzchnię duszy słuchaczy. Ewangelia potrafi uprzedzać fakty, rozpisywać scenariusze i alternatywne wyjścia z sytuacji, stawia przed oczy ludzką słabość, zaprzeczenie, odtrącenie i kapitulację której na moment doświadczą niektórzy z dwunastu wybranych uprzednio przez Mistrza. Zaparcie to pozostanie na powierzchni, lęk przed konfrontacją ze światem który wymierza w stronę wiary najmocniejsze pociski. Zaćma duszy i spodlenie ! Zaparcie można porównać do paraliżu podszytego natychmiastowym lękiem. To wejście w sam tumult bitwy, gdzie widać jedynie zarys sylwety wroga plującego na to, co dla ochrzczonych święte i niepodważalne. Brodząc w kałuży należy podnieść wzrok i ujrzeć na horyzoncie łunę światła. „Człowiek – powie Pascal – pośrodkiem między niczym a wszystkim.” Myślę, że każde pokolenie wierzących ma swoje momenty prób i zaparć – dróg na skróty, tak aby o Bogu nie powiedzieć za dużo i nazbyt nachalnie. Schowani w przedsionkach świątyń lub podpierający filary kościelnych wnętrz z taką świadomością jakby się miały zawalić. Jeśli nawet staną się one zgliszczami, to musi pozostać człowiek wiary – atleta i świadek. Ciągle płochliwi i nieufni pomimo czasu i historii dotykanej muśnięciami Ducha. Wycofani lub zwinięci niczym larwa, egzystują na marginesie świata który zobojętniał i przestał się pytać o Boga. Świat nie może być miejscem w którym człowiek znajduje tylko siebie i wampirycznie zaspokaja swoje pragnienia. Taktyka diabła polega na wpojeniu ludziom lęku, niedorzeczności, małości i niedowartościowania, aby ich stłamsić, sparaliżować, zacerować usta przed wypowiedzeniem Imienia, wobec którego wszystko drży i schyla w uniżeniu kark. Ile to postaci i postaw można wydobyć z człowieka konfrontując go z sytuacją dramatycznego wyboru lub presji. „Gdy człowiek traci oparcie, zaczyna rządzić nim strach, w którego wirach miota się ślepiec”(E. Junger). Paraliżujący lęk przed przyznaniem się do bycia uczniem Chrystusa. Zdezorientowanie i ryzykowna próba wiary ! W świecie gasnących oliwnych lamp, pustych kościołów i domów w których Bóg stał się słownikowym hasłem, tli się jeszcze iskra nadziei w tych wybudzonych o świcie, których czoła i dusze opieczętował miłością zwycięski Baranek. W świecie fragmentu, wielokulturowości i negacji, ciągle istnieją świadkowie Obecności i Wieczności, mozolnie proklamujący na dachach miast Dobrą Nowinę o sensie życia i zbawieniu człowieka. „Pogrążyć się w otchłań życia Trójcy Świętej, widzieć Syna Bożego przybierającego ludzkie oblicze i nazwanego człowiekiem, stać się synami Boga – zdumiewająca to przygoda dla istot z krwi i kości. Jest to absolutnie coś niezwykłego” (J. Danielou). Bezcenni są ludzie którzy wadzą się z Bogiem, a ich krzyk modlitwy przeszywa skorupę nerwowego i egoistycznie skupionego na swoich sprawach świata. „Stawać się duchem to żyć już Innym, to być już Innym – to doświadczenie eschatologiczne: Królestwo Boże znów staje się wewnętrzne wobec człowieka”(P. Evdokimov). Strach można przekuć w odwagę, a cisza może być okrzykiem zwycięstwa. Usta się otwierają jak portal prawdy, a uczeń staje się prorokiem, charyzmatykiem lub męczennikiem. „Czym trzeba być ? Trzeba być pożarem” – notuje na skrawku papieru Saint Exupery. Stać się ogniem jak Ten, który miłością z Krzyża napełnił świat.

środa, 26 czerwca 2024

 

Każde słowo które wychodzi z pod klawiatury komputera jest przetrawione, wydeptane, przeżute i rozdzielane niczym włos na dwoje w umyśle. Towarzyszy mu niespotykane napięcie, ponieważ ma stać się materią opisu rzeczywistości której ciężar ugina człowieka, czyniąc natychmiastowość syzyfowym wysiłkiem istnienia. Pisanie to „pękanie kręgosłupa pod ciężarem głazu”(T. Peiper). Kamień to ludzie, ich odruchy, zachowania, przemyślenia i nieprzewidziane sytuacje które wciągają w samo centrum, niczym rozszalałe tornado naprzeciw bezkresu życia. Świat pięknych ludzi o świetlistych twarzach, to jedna strona rzeczywistości na wskroś po edenicznej. Za nią obecność innych twarzy – na których opaśle spoczywa maska cyniczności, wyrachowania, pasożytniczego podejścia do wszystkiego, co może zaspokoić jadłospis najbardziej przyziemnych pragnień. „Jedynym dowodem za czy przeciw jakiemuś człowiekowi jest to, czy w pobliżu niego wznosimy się, czy opadamy” – pisał w Marzycielach Musil. Osobiście biorę nogi za pas i uciekam jak najdalej od ludzi którzy ciągną mnie w dół, przytłaczają, czy odbierają barwność mojej percepcji rzeczywistości. Najbardziej smuci mnie fakt, że ludzie wykarmieni Ewangelią, reagują na zewnętrzność w sposób daleki od standardów do których powinna ich inspirować wiara, modlitewny dialog, czy szlachetnie wpojona kultura intencjonalnych postaw. Zmurszenie duszy prowadzące do amnezji i zachłannego ego – niszczącego prostotę dziecka, piękno i miłość która powinna rzeźbić postawę ucznia Chrystusa. Gogolowska martwość duszy, pustka i bezdźwięczność w której słowa są jak umarłe liście drzewa. Czasami trzeba opuścić dom którego ściany pokrywa pleśń i zaduch nie możliwy do wytrzymania. Opuścić wnętrze w którym przekuto przyjaźń na nienawiść, a dialog na zawistny sposób perswazyjnej komunikacji. Kiedy przechodzisz pokonując próg wyjścia, chciałbyś ocalić resztkę nadziei, że wszystko może być inaczej – jak niegdyś, kiedy pierwszy impuls i spojrzenia dawały siłę do przenoszenia gór. Ale to już mgliste złudzenie za którego naocznością nie kryje się nic prócz odczuwalnego przemożnie zgrzytu i bólu. Wychodzisz i chcesz zapomnieć, zacząć od nowa z pustym bagażem czekającym na napełnienie. „Nasza indywidualna tożsamość nie kształtuje się w samotniczej izolacji, ale w interakcji z innymi – czytam u Kapuścińskiego – kształtuje się dialogicznie i dlatego od charakteru tych relacji, od treści i klimatu zależy, kim każdy z nas będzie.” Znam ludzi których nienawiść konserwuje, a na pełne miłości słowa, reagują jak rozjuszony byk na corridzie. Odnaleźć spokój wewnętrzny. Zatrzymać się w pół drogi. Przemówić do siebie ciszą, a wobec drugiego językiem subtelniejszym od tego, który zapala świat w nienawiści i wszczyna wojny. Odnaleźć przebaczenie i miłość to postulat ważki i na dziś.  

poniedziałek, 24 czerwca 2024

 

Tańcz z radości, Zachariaszu, śmiało wołając: Jest Prorokiem Najwyższego, który ma się narodzić. Zapowiedź świętego Archanioła Gabriela Zachariaszowi w świątyni rozpoczyna Ewangelię Nowego Testamentu i rzeczywistość Obecności ! To Bóg przez zatopionego w niemocy słów ojca, wyznacza mu imię i przeznacza do określonego zadania- staje się zwornikiem nowej mesjańskiej historii i nowym Eliaszem. „Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiedzieć tam Jego przyjście”- powie Orygenes. Mamy tu również reminiscencję starotestamentalnych wezwań: „Oto kładę moje słowa w twoje usta”(Jr 1,9) Poruszony tchnieniem Ducha Świętego, Zachariasz zapowiada misję własnego syna w następujących słowach: „A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie.” Jan Chrzciciel- homo viator-  jest wyjątkową postacią na styku Starego i Nowego Testamentu. „Zwiastun Słońca”- opisze go poetycko język teologicznej ekspresji. Przyjaciel i piewca Słońca zstępującego „z wysoka, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają.” Liturgia nazywa Jana „jasną gwiazdą zaranną,” której wzejście zapowiada jutrzenkę Świtu. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w liturgii Kościoła przypadają dwa ważne obchody tego Świętego- narodzenie i męczeńska śmierć. Narodzeniu Jana, podobnie jak narodzeniu Chrystusa, towarzyszy wiele cudownych znaków. Jego cudowne poczęcie zostaje oznajmione przez Anioła Maryi, jako znak, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego.” Aura tajemniczości spowijająca chłopca który stanie się „głosem wołającym na pustyni” i „największym z ludzi”- usłyszymy w podniosłej pochwale Mistrza z Nazaretu. „Anioł Pustyni” w wielbłądziej skórze i trzepoczącymi skrzydłami jak pokazuje go wymownie ikonografia ruska, którego słowa będą cierpkie i przemieniające na wskroś ludzkie dusze. Prorok który „zapowiada nadejście Chrystusa, czerpie rzeczną wodę w dłonie, by dać zakosztować przedsmaku nieopisanej świeżości, ulewy szarańczej miłości”(Ch. Bobin). Rzucił on z wielką łatwością wyzwanie naturze, czyniąc ją otwartą na przemianę- metanoia. Archetyp doskonałej męskości i ideał anachorety pod którego stopami pustynia rozkwitnie nawróconymi dla Królestwa Bożego duszami- na powrót zwróconymi Bogu. „Niech się oddalą od świata ludzi nieprawych i udadzą na pustynię, by tam prostować Jego ścieżki”- mówi Reguła wspólnoty esseńskiej z Qumran. Asceta wyrywających ludzi z idolatrii samych siebie. Ikona pełna światła i natchnionej samotności. Niekwestionowany autorytet moralny i opatrznościowy burzyciel sumień. Zwycięzca zła i głos przejmującej dogłębnie prawdy. W jednym z troparionów święta słyszymy: „Ponieważ walczyłeś odważnie za prawdę, tobie dane było obwieszczanie z radością tym, którzy stali nad przepaścią, że oto pojawił się w ciele ludzkim Bóg, który usunie grzechy tego świata.” Ludzką historię pełną pokus, upadków, zwątpień, tragicznej bezradności i ucieczki- Asceta pustyni czyni miejscem przeobrażonym; przestrzenią napełnioną Bogiem. Człowiek o spojrzeniu tak przeszywającym i transparentnym, że nic się nie ukryje przed Jego wzrokiem. Piewca świata stworzonego dla wolnych, dla silnych duchem. „Zbawienie świata jest wyparciem zła w sferę niebytu, umocnieniem świata prawdziwego i zniszczeniem świata fałszywego. Zafałszowany, złudny świat jest złem i niebytem; on nie powinien być broniony, jest godzien tylko ognia”- pisał M. Bierdiajew. Buntownik i niestrudzony orędownik tych, dla których droga duchowego ocalenia wydaje się mglista i pozbawiona nadziei. Heros wiary- zapalający ogniem świat i zatwardziałe ludzkie serca. Orędownik wielkiego wstawiennictwa który w towarzystwie Maryi – Deesis- będzie przedstawiał Zbawicielowi modlitewne westchnienia chrześcijańskiego ludu. Służebnica i Przyjaciel stają w blasku i radości triumfującego odwiecznie Pana. Pragnienie miłości Chrystusowej zwyciężyło w nim do końca. Męczennik, którego ścięta na misie głowa, stanie się emblematem heroiczności cnót i nieugiętej postawy wobec zła. Jan naraził się Herodowi, wypominając mu jego nieprawe małżeństwo z Herodiadą; w następstwie obietnicy danej przez króla Salome, córce Herodiady, został ścięty w twierdzy Macheront. „Prawda zrodziła nienawiść… Odpowiedzieli mu złem za dobro. Zasiał pszenicę, ale zebrał ciernie”(św. Augustyn). Jego grób był czczony w Sebeste, czyli w Samarii. Ojcowie Kościoła często podkreślali, że dzień narodzin Jana Chrzciciela należy do uroczystego święta- magnus dies, które promieniuje dla dzieci wiary obfitością łask. Wyrażają to słowa zapisane w Sakramentarzu z Werony: „Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający.”

niedziela, 23 czerwca 2024

 

Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: «Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie!» Rzekł do nich Jezus: «Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. i nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy» (J 10,24-30).

Przeżywanie pytań to codzienność Ewangelii w której ludzka niecierpliwość próbuje dotrzeć do prawdy i napełnić nią porozdzierane w drodze bukłaki. „Jesteśmy bliżej Boga, kiedy zadajemy pytania, niż kiedy myślimy, że znamy odpowiedzi"(A. J. Heschel). Nawet owce które poznały Pasterza, nie pozostają w idyllicznym bezruchu, chcą poddać się promieniowaniu Obecności. Pragną sycić się mądrością i nadzieją Bogaczłowieka, posługującego się łagodną perswazją i szkicującego na piasku, zarys optymistycznego jutra. Wydaje się, że Jezus nigdy nie zaprzeczył publicznie, iż jest Mesjaszem, być może uważając to za równoznaczne z przeznaczeniem, że w ogóle jest Odkupicielem zwiastującym świat sprawiedliwości i miłosierdzia. „To jest wierny Pasterz. Mówi się o Tobie: Ty jesteś Księciem Izraelitów, Panem ziemi... Synem Najwyższego, Synem Świętego Boga... i łaskawą Szekinah”(Zohar). Pomazańca (Christos) potrafią rozpoznać ci, których oczy są pełne ognia, a uszy spowija bezbrzeżna cisza. Prostaczkowie zajmujący ostatnie miejsca i nieprzepychający się na czoło napierającego zewsząd ciekawskiego sensacji tłumu. Powiedziałem do migdałowca: "Bracie, opowiedz mi o Bogu. I zakwitło drzewo migdałowe.” Jakimi zmysłami potrafimy choć odrobinę doświadczyć i pojąć Tego, na słowo którego uciszyła się burza, drżą demony, niewidomy odzyskał wzrok, a dziewczyna zatopiona w śmierci- przebudziła się do życia ? Ten, który pozwala natrętnemu tłumowi błądzić po manowcach własnej wolności, objawia się nie jako zbrojne ramię Izraela- rewolucjonista z karabinem w dłoni, lecz odziane w szatę miłości- nieskończone Dobro i Piękno. „Nie możemy zmienić rzeczywistości, mówi bliski mi bizantyjski mistyk – zmieńmy więc oko, które widzi rzeczywistość.” Żydzi usłyszeli o Proroku przychodzącym zbawić człowieka i chwycili za kamienie, aby nie burzył ich świętego spokoju. Świat naszego ducha przeżywa zawał, ponieważ zepchnął pamięć o Bogu na peryferia, czyniąc wszystko projekcją, majakiem,  obłąkaniem i potrzebą bezsilnych ludzi. Tak narzucona logika nihilizmu jest skazana na porażkę, bowiem w wyczekiwanym Mesjaszu dokonuje się synteza rozproszenia i nieskończoności, paradosks naszej wolności i zagubienia, stanowiący przynaglenie do odnalezienia jak zagubiona z przypowieści owca. „Ponieważ Chrystus jest doskonałą Miłością, Jego życie na ziemi nigdy nie może stać się życiem z przeszłości. Jest On obecny dla całej wieczności”- rozmyślał św. Efrem. Ostatni akord Apokalipsy jest proklamacją triumfu Mesjasza i Zbawiciela: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a ON będzie BOGIEM Z NIMI”(21,3).

czwartek, 20 czerwca 2024

 

Za chwilę rozpocznie się czas wakacyjny i odrobina oddechu od życia zawodowego. Na boku pozostawia się sprawy, których rytm i ciężkość nie pozwalały na wolność zatrzymania się bez konieczności spoglądania na tarczę zegarka. „Nieustannie błądzimy w sobie i błądzimy w każdym człowieku”- rozmyślał poeta Brandstaetter. Potrzebna jest pauza, a nawet reset, aby uchwycić pulsującą na zewnątrz rzeczywistość okiem wewnętrznym i miarą wrażliwego serca. Po całorocznej mnogości zajęć i rozpiętości słów, przychodzi moment na słuchanie i ciszę; przeobrażenie w milczeniu: „Kiedy się modlisz, sam musisz milczeć. Niech przemówi modlitwa”(T. Colliander). Będąc w sercu tętniącego miasta, rodzi się człowiek oszczędny w słowach i wychylony ku przygodzie wiary. Nie mogąc tego w pełni zrozumieć, intelekt ustępuje miejsca duszy; nawożąc ją pierwiastkami wieczności. W świecie który systematycznie zabija w człowieku powolność, oderwanie się od jakiegokolwiek działania i obłędnego pragmatyzmu, kalkulowanego w kategoriach zysku lub straty – to nie tylko higiena dla ciała, a nade wszystko błogosławieństwo, pozwalające odbudować witalne siły wnętrza. Gmach rozświetlony światłem i łaską. To „uciszenie ducha” hezychia. Przestrzeń wnętrza –  gmach świątyni – w której istota napełniona Bogiem staje się jednością ze sobą i światem. „Ileż chwil bierności, nieuwagi, może stać się chwilami modlitwy, tak byśmy stali się czujni, obecni dla istot i rzeczy. Nawet zmartwienie, jeśli otwiera się w dialogu na Boga, w sporze, w oddaniu się. Można nawet ofiarować wyczerpanie, które nie pozwala się modlić, nawet niemożność modlenia się”(O. Clement). Krajobraz usłany jeziorami, górami, czy monotonnością płaskości, może stać się miejscem zachwytu, poruszenia, odpowiedzi na pytania które wydawały się już przedawnione. Zapach kwiatów, szept wiatru, taniec korony drzew i rytuały zwierząt, to tylko muśnięcia pędzlem wielkiego Artysty. Tak zdumiony istnieniem Boga – „świat jest napełniony Trójcą” – rozpisaną ikoną Obecności której podobraziem jest człowiek i harmonijnie z nim zespolone byty. Jakże wymowne w tym kontekście jest spostrzeżenie Kabasilasa: „Dusza ludzka pragnie nieskończoności. Oko zostało stworzone dla światła, ucho dla dźwięków, każda rzecz dla swojego celu, a pragnienie duszy po to, by wzbić się ku Chrystusowi.” Każdy akt człowieka wyraża pragnienie za Obecnością. „Cała ziemia jest żywą ikoną oblicza Boga”(św. Jan z Damaszku). Wejść do Raju ! Pierwsza myśl strudzonego pielgrzyma spoglądającego na poranione od kamiennej drogi stopy, choć „brzemiennego Obecnością.” Wszystko jest dziękczynieniem – Eucharystią, splotem miłości, komunią i oblubieńczym przynagleniem.

wtorek, 18 czerwca 2024

 

Żadne pytanie nie odzywa się z taką intensywnością i nie rezonuje w posadach duszy, jak to: w co wierzymy ? Pytanie powraca za każdym razem kiedy udręczenie codziennością i natłokiem zdarzeń przekracza amplitudę spokoju i zaburza pewien komfort życia. Pewien poeta powie: „Życie jest zmarszczką uciekających fal.” Tak wiele się dzisiaj mówi o człowieku wykorzenionym, skarłowaciałym, żyjącym wszystkim i w tak wielu obszarach życia aktywnym, a zarazem wewnętrznie wypłukanym – uciekającym od pytań które mogłyby go skonfrontować z wiarą, tak zręcznie omijaną w półsłówkach i wewnętrznych szamotaninach serca. Nieustannie powracający i upajający się konstatacją Najwyższego nadczłowiek Nietzschego. „Czy nie zauważacie, że w  przejawach kultury Europejczyk przekształcił Europę w fabrykę idoli? Prawie każdy przedmiot kultury stał się idolem. Nasza era jest przede wszystkim erą kultu bożków. Żaden inny kontynent nie jest tak przesiąknięty idolami, jak współczesna Europa. Nigdzie indziej rzeczy materialne nie są tak szanowane, nigdzie indziej ludzie nie żyją dla nich tak bardzo, jak w Europie. Jest to kult bożków najgorszego rodzaju, gdyż jest to kult gliny. Powiedz mi, czy człowiek nie czci gliny, kiedy samolubnie kocha swoje ziemskie ciało z gliny i uparcie twierdzi: Jestem ciałem i tylko ciałem?”- rozmyślał nad kondycją kruchego człowieka Justyn Popović. Najłatwiej się przyznawać do religii w chwilach społecznego entuzjazmu, jakiegoś trudno pojętego interesu jednostki. Problem pojawia się wtedy, kiedy wiara staje się wyzwaniem i wymaga radykalnej odpowiedzi w momencie próby, zmarginalizowania, opiłowywania przez ideologie i rzekomą tolerancję, która tak zgrabnie odbiera wolność innym, przy jednoczesnym poszerzaniu poletka nihilizmu, negacji i buntu skierowanego przeciw logice Ewangelii. „Dzieci naszych czasów, jesteście królami na pustyni”- pisał Ch. Bobin. Abstrakcyjna nowoczesność i pustkowie na którym ślepcy grzęzną w zwałach przysypanych piaskiem dróg. „Ewangelia mówi o opętanych, o elementach wichrzycielskich i o przewrotności serca człowieczego. Otchłanie, które odkrywamy są nawiedzane, istnieją tajemne szczeliny, w których potęgi czają się i rządzą nami, jeśli jesteśmy nieświadomi albo nieuważni”(P. Evdokimov). W rzeczywistości gdzie wszystko musi się skalkulować i opłacać, jedynie Bóg jest na ostatnim miejscu, a pytania o Niego – zdają się pozornie niespokojnym i przedawnionym szlochaniem babć w zaciszu wiejskiego kościoła. „Ręka która wykreśla, zapisuje prawdę”(Mistrz Eckhart). Dźwiganie ciężaru Boga jest uciążliwe, a pytanie o Niego wbrew okrutnym diagnozom codzienności, będzie odżywać w blasku nowych wschodów słońca, nieuniknionych pragnień ludzi, wychylonych ku innym horyzontom niż te, które odbierają tlen nadwyrężonej już i tak duszy. Kto zada sobie trud szukania Boga, odnajdzie go nawet w kałuży błota i pomiędzy szorstkimi słowami ludzi którzy z taką łatwością chcieliby umiejscowić chrześcijaństwo w piwnicy niezobaczenia, peryferiach, gdzie Prawda ma zgasnąć w ciemności obłędu i odtrącenia. W poemacie dramatycznym Brand Ibsen pozostawia katechetyczne przesłanie: „Tak was uczono…! Wy tańczycie. Zabawą jest wam życie ! Tańcz, tańcz, nie patrząc w dal: Kiedyś ci będzie żal !” W życiu nie warto iść na skróty. Nie warto poddać się wariactwu ogółu i obłędu. Wbrew zbiorowej hipokryzji, mieć odwagę zatracić się w Tajemnicy, ogarnąć ją wszystkimi władzami intelektu, ogrzać się w świetle i zapłonąć jak płomień świecy; stać się ogniem jak odlegli w czasie anachoreci, których twarze spowijał nimb wieczności. Być najniższym i oplutym pogardliwym śmiechem szyderstwa, a zarazem kimś największym – przyjacielem Boga i obywatelem Nieba !

piątek, 14 czerwca 2024

 

Życiu myśliciela musi nieustannie towarzyszyć przeświadczenie, że nie wolno porzucać refleksji o człowieku i otaczającym go świecie. W gruncie rzeczy mierzyć się ze sobą samym i pierwiastkami ulotnych chwil i spostrzeżeń przekuwanych na osobiste medytacje. „Słowo przybrane dziecko milczenia” odwołując się do impresji Claudela,  kaligrafowane pod osłoną nocy i natychmiastowego wybudzenia. Trzeba uparcie brnąć do przodu na przekór piętrzących się przeciwności, czy lęku przed zatrzymaniem i zwinięciem się niczym ślimak w bólu istnienia. Ewangeliczny czas urodzaju i suszy – nadmiaru błogosławieństwa i pustyni na której słyszy się własną zadyszkę i spowolnione bicie serca – pustkę nieurodzaju, jałowość umysłu, wiotkość idei, czy paraliż ust wysuszonych od wyświechtanych frazesów. W tej bezdomności i niemożności uczynienia niewiele, można zbierać jedynie okruchy wiedzy, drobne spostrzeżenia, prawie niewidoczne muśnięcia natchnień, pochwyceń ledwie dostrzegalnej nadziei. „Bo bywają w życiu takie momenty przepychu i nadmiaru: godziny, gdy pomysły wprost się tłoczą; okresy natchnienia, kiedy – zdawałoby się – słowa same płyną z ust lub z pod pióra, aż do ostatecznego znużenia; dni w których energia miłości zdaje się niewyczerpana; albo takie, gdy każdemu z odwiedzających przyjaciół umiemy powiedzieć to, co najwłaściwsze” – pisał J. Guitton w Dzienniku. To życie, które przypadło nam w udziale i które tak mozolnie pielęgnujemy, ceruje niewidoczna nić zdarzeń które potrafią zaskakiwać i korygować kalendarz szczelnie zaplanowanych spotkań i przedsięwzięć. „Świat jest teatrem” a człowiek aktorem zatrzymanym w pół sekundy przed wejściem na scenę. Stawiam pytania i nie znajduję na nie odpowiedzi. Rozglądam się łapczywie i nic nie widzę ! Zakłopotanie, zaniepokojenie i otępienie prowadzące na rubieże myśli. W tym prześwicie, być zatrzymanym i przynaglonym jednocześnie – niczym biblijni prorocy – nie bez oporu i wahania gotowi na realizację woli Boga. U Sergieja Chorużyja znalazłem niepozbawione fermentu pytanie: „Jak stracić siebie z pola widzenia i próbować potem odzyskać siebie ?” Jakże nieszczęsna jest ludzka egzystencja w której brakuje trudu przewartościowania własnych intencji, pragnień, intelektualnych pewników i schematów które nie pozwalają pójść dalej; wychylać się poza horyzont udeptanych przyzwyczajeń. Wiara, poręka tych dóbr wytęsknionych, potrafi przywracać sens i pewność istnienia. Pozwala widzieć i słyszeć, wbrew pozornym naocznościom zmęczonego świata. „Wiara jest poznaniem sensu ludzkiego życia, wskutek czego człowiek nie unicestwia swego istnienia, lecz żyje – odnotował te słowa nie wolny od osobistych rozterek i dylematów Tołstoj – Wiara jest siłą życia.” Poszukiwać siebie w sobie. Więcej, odnaleźć siebie w Nim !

środa, 12 czerwca 2024

 

Z okazji 250 rocznicy urodzin Caspara Davida Friedricha wybrałem się z moimi uczniami do Alte Nationalgalerie Staatliche Museen w Berlinie na wystawę dzieł tego wybitnego artysty romantyzmu. Obrazy wydobyte z milczenia, odzwierciedlające introwertyczną naturę malarza – drżenie bytu wobec żywiołu przyrody. „Pejzaż ust zamkniętych” i fałdy umysłu, gdzie skrywa się jakieś trudne do wyrażenia Misterium. „Istnieje widok wspanialszy niż niebo – wnętrze duszy ludzkiej” (W. Hugo). Nastrojowe płótna, przeniknięte nostalgią duszy, estetyką chwili wyrażoną w mistycznej konfrontacji z materią i nieustannym wypytywaniu o jej transcendentny sens. Heidegger określał pejzaż „nieocenionym darem życia i warsztatem pracy myślącego człowieka.” Uwidocznienie rzeczywistości w jej możności stawiania się i zdumienia. Jedyna realność to ta, znajdująca się poza horyzontem oczu wpatrzonych poza bezkres chwili. Mysterium fascinosum ! Poszukiwanie Absolutu pośród poszarpanych skał, rozbijających się o klify fal, samotnego krzyża u szczytu góry, czy ruin średniowiecznych budowli przenikniętych światłem niknącego słońca i smaganych wiatrem ulotnego czasu, to tylko kilka malarskich partytur Caspara. „Patrzeć i widzieć – to przeżywać coś nie tylko w jego zewnętrznej formie, ale też próbować otworzyć swoje oko na to, co tętni pod skórą, pod korą, pod powierzchnią świata, by zajrzeć na drugą, z pozoru niewidzialną stronę bytującego bytu. Aby otworzyć zamknięte, ujawnić ukryte”- pisał A. Turczyński. Patrząc na jego płótna, nie sposób nie skłonić ku istnieniu Kogoś obecnego poza scenografią tętniącego świata, wbrew tytanicznemu postępowi nowoczesnych technologii i naszej ślepej wierze w postęp. Największe i najgłębsze wrażenie zrobił na mnie obraz pt. Mnich nad morzem. W tej narzucającej się wzrokowi trójpasowej kompozycji, przebija się prawda o istnieniu naprzeciw Istnienia. Ogromna przestrzeń ciszy, poza mnogością piętrzących się w środku słów, byciu naprzeciw; błogosławione trwanie, którego osnową jest szept tańczących fal morza. Mnich wypytujący sercem o sekret świata oddychającego w Bogu. Drobna sylweta człowieka odwrócona do widza plecami, zapatrzona w dalekie przestrzenie, ciągnące się poza horyzont widzialnego świata. „Zerwanie ze światem sięga dalej niż zwyczajna ucieczka przed bliskością ludzi. Zdumiewająca doskonałość osiada na obrzeżach świata, i to nie po to, by znaleźć schronienie, lecz by budować nowy świat, antycypować Miasto niebieskie”(P. Evdokimv). Życie poza ciężarem i pośpiesznością ludzi sukcesu – to najpiękniejsze i najostrzejsze przesłanie jakie mi się nasuwa po egzegezie tego obrazu.

niedziela, 9 czerwca 2024

 

Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa nocą i powiedział Mu: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim”. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”(J 3, 3).

Wydarzenie nikodemowej nocy, spowija trudne do opisania słowami misterium spotkania, którego mroczność i nasycenie lękiem, rozprasza dialog z Chrystusem. Kamieniem filozoficznym jest dotykalność Obecności ! Osłona nocy to scenografia na którą nakłada się dramaturgia wnętrza człowieka- zbawcze pulsowanie słów, pozwalające się narodzić istocie wolnej- opromienionej blaskiem wiary. „Poryw duszy ku Bogu nierozerwalnie wiąże się z zejściem w głąb siebie”(R. Girard). To zdumiewające wahanie na progu blasku. Ciszę przenika szept Boga i przyśpiesza puls stworzenia otwierającego się na komunię. Tu po raz pierwszy mamy wyłożony czytelny zarys nauki Mistrza z Nazaretu, wyrażony w słowach: „Narodzić się powtórnie” – więcej, narodzić się z Ducha „Podmuchu wiatru” – rozmiatającego „człowieka gliny” ku ekspresji przemienienia i scalenia istoty obdarowania. Z tej intymności spotkania wyłania się coś o wiele większego, naznaczonego w przyszłości „uderzeniem gwałtownego wiatru” i napełnieniem Życiem. Komentuje ten fragment w swojej homilii Chromacjusz z Akwilei: „A więc cielesne narodzenie pochodzi od człowieka, duchowe narodzenie od Boga. Pierwsze przeto od człowieka, drugie od Boga, tamto rodzi dla świata, to zaś dla Boga rodzi. Tamto wydaje płód ziemi, to przynosi do nieba. Tamto zaczyna życie czasowe, to zaś wieczne. Wreszcie pierwsze wydaje dzieci ludzkie, drugie czyni dziećmi Bożymi.” Jezus tłumaczy swoją Ewangelię w długim monologu, jakby chciał podać kwintesencję tego, co najważniejsze i ostatecznie zbawcze. Dostojewski w Idiocie słowami prostej kobiety, wyraża prostoduszny zachwyt człowieka wiary: „cała istota chrześcijaństwa, czyli całe pojęcie o Bogu jako naszym Ojcu i o radości, jaką Bogu sprawia człowiek, podobnie jak Ojcu sprawia radość narodzone dziecko.” Prawda rozbłyska wtedy, kiedy człowiek w wolności ją przyjmuje i zaczyna za nią bezwarunkowo podążać. Następuje rozwarcie bram duszy i przez niewidzialną pępowinę zaczyna płynąć pokarm nieśmiertelnego nasycenia. „Znajdź drzwi do swego serca, a zobaczysz, że są to drzwi do Królestwa Bożego” (św. Jan Chryzostom). Nikodem ugina się pod naporem tchnienia, a jego ręce przyjmą ze szczytu Golgoty, ukrzyżowane ciało Boga, a następnie umysł i serce, pozwoli obdarować się wieścią o Tym, który prawdziwie zmartwychwstał i Jest. Grób wytrysnął iluminacją, a szczelina kamienna urwiska stała się sadzawką oświeconych. „Krzyż wznosi się na progu vita nova, a woda chrztu czerpie sakramentalną wartość krwi Chrystusa”(P. Evdokimov). Najstarsza tradycja Kościoła, przechowująca pamięć o Nikodemie, zwiąże go z osobą apostoła Piotra od którego przyjmie chrzest i następnie potwierdzi swoją wiarę męczeństwem. „Ciało musi zatem przejść przez oczyszczającą próbę wody, przez kąpiel oczyszczającą, zanurzyć się w tej wodzie, i zginąć w niej, umrzeć w sposób symbolicznie dosłowny, a potem wynurzając się z niej, zmartwychwstać… i dopiero wtedy wypełnione jest Panem o podwójnym obliczu Ducha i Wiatru, podniosłym Bytem, Prawdą, Życiem”- pisał R. Brandstaetter. Twarz Nikodema, nie jest już spowita łuną strachu, lecz światłem łaski; przebóstwieniem synów świtu.

piątek, 7 czerwca 2024

 

Bywają chwile przeciwności losu, w których człowiek walczy z nimi jak Jakub z Aniołem. Życie nie jest wolne od konfrontacji, gwałtownych zderzeń z obcością myśli, ludzkimi stanowiskami, wobec których trzeba zająć momentami postawę mediacyjną, a w najgorszym przypadku wejść w  intelektualny klincz, czy podjąć natychmiastową szermierką na słowa. Otaczający świat przenika pewnego rodzaju niepokój – napięcie, pchające wielu ludzi w bardzo skrajne i zdaje się słabo zracjonalizowane poglądy i postawy. Czasami wystarczy jedna iskra, aby wykrzesać ogień który zajmie nie tylko trzeźwość umysłu, ale dotknie również krajobrazu duszy. Wielu ludzi stało się dla siebie bogami, będąc przekonanymi, iż są oryginalni, ponad przeciętni, ambitni i absolutnie pewni, iż świat leży im na dłoni. To żałosne poczucie wielkości i niezależności przysłania im prawdę o ich czasowości – przygodności i przygniatającej pustce która niczym czarna dziura ich wsysa do środka. To jedynie bogowie bezsilni, upojeni urojonym poczuciem władzy nad powierzchownie przeżywaną egzystencją. „Im mocniejszy głos pychy – pisał R. Girard – tym bardziej gorzka i samotna staje się świadomość istnienia.” Jest to pewnego rodzaju piekło afirmacji siebie. Piekło podeptanych marzeń, zerwanych relacji, wyświechtanych słów przynoszących ból i rozdarcie. Antybohater Dostojewskiego wyzna: „Ja jestem jeden, a oni to wszyscy.” Jakże przygnębiające i zarazem groteskowe jest takie przeświadczenie, świadczy ono o absolutnej odrębności i człowieczeństwie wypłukanym z miłości. Egoizm to choroba nasze nowoczesności; pasożytnicza i trudna do leczenia po natychmiastowym zdiagnozowaniu „Być inteligentnym oznacza dziś rozumieć wszystko i nie wierzyć w nic.” Po drugiej stronie tej barykady myślenia i postrzegania, stoi człowiek wiary – losu złożonego na dłoni Boga. „Otchłań serca dąży ku otchłani Boga”(Angelus Silesius). Poddany dialektyce odrzucenia, pogardy i krzyża, człowiek staje po stronie pełnego miłości Zbawcy. „A na krzyżu Bóg bierze stronę człowieka przeciwko własnej boskości”(P. Evdokimov). To najgłębsza z prawd, pozwalająca na wychylenie się poza siebie i dostrzeżeniu prawdy na peryferiach własnej ograniczoności istnienia i odczuwania. Czubek własnego nosa to nie jest szczyt z którego widzi się otaczającą przestrzeń  i innych. Trzeba zejść do doliny własnej małości, kompleksów, pochowanych zranień, aby je uczynić otwartymi na uzdrowienie. Przechodząc przez różnego rodzaju dramaty, konflikty i szamotaniny, stanąć naprzeciw Miłości która wszystko obezwładnia w człowieku: „Wszystko jest w Tobie, Panie, ja należę do Ciebie, przyjmij mnie.”

poniedziałek, 3 czerwca 2024

 

Kiedy byłem dzieckiem, nic nie wiedziałem na temat prawosławia. Żyłem w przekonaniu, że nie istnieje nic poza rzymskim katolicyzmem i jego wielowiekową tradycją wtopioną w naszą historię i kulturę. Mój tato wychowany na Kresach opowiadał mi o społecznej symbiozie wielu religii i o cerkiewnych kopułach których blask złota był fascynujący i pobudzał wyobraźnię. Ale to była zewnętrzność i fragmentaryczność – powierzchowność na progu której pozostawały jedynie domysły i pewnego rodzaju nieostre wyobrażenia. Jedynym słusznym przeświadczeniem była wiedza, że Chrystus nie tylko zamieszkuje jedno miejsce, ale przybywa również tam, gdzie postawienie stopy wymagało odwagi i przynaglającej umysł ciekawości. Moje pierwsze kontakty z prawosławiem były czysto intelektualne. Pierwsze zetknięcie z tym barwnym światem dokonało się przez literaturę i sztukę. Na pierwszym roku filozofii wpadła mi w rękę książka Prawosławie Evdokimova. Była olśnieniem dla mojego intelektu. Czytałem ją tak namiętnie, choć nie rozumiałem połowy pojęć wokół których ów myśliciel grawitował. Później wielokrotnie do niej wracałem, zakreślając poszczególne cytaty jak w mojej podręcznej Biblii którą kupiłem sobie za własne zarobione pieniądze w wieku kilkunastu lat. Po tej fascynującej lekturze przyszedł czas na inne publikacje, czytane zawzięcie i z żarem nowicjusza wchodzącego optymistycznie na grunt całkiem nowy, nieznany i poznawczo intrygujący. Ojcowie Kościoła i myśliciele (Gogol, Dostojewski, Chomiakow, Afanasjew, Bierdiajew, Bułgakow,  Łosski, Ware, Clement, Meyendorff, Spidlik, Schmemann, Bloom…)  których myśl przenosiła mnie w inne krainy; do pierwszych wieków chrześcijaństwa, zakreślając obszary których nie potrafiłem dostrzec w katolicyzmie, którego refleksja kołysała się na nadwyrężonych  fundamentach posoborowego risorgimento: podcięta, rozmyta na bezdrożach różnych i nieostrych systemów teologicznych. Prawosławie o którym mi opowiadano z taką nonszalancją i wyższością teologiczną katolicyzmu – jako anachroniczne i zasklepione w sobie, bez właściwego zaplecza intelektualnego, stygmatyzowanego nieuctwem rosyjskich popów – okazało się, wbrew tym krzywdzącym opiniom, jako mistyczne, charyzmatyczne, zakorzenione w tak nieprzedawnionej refleksji patrystycznej i liturgicznej, o nieprawdopodobnym rezonowaniu życia duchowego i wyżynach myśli przy których tak wiele dywagacji intelektu pokornieje. „Jest tylko jedna teologia – teologia miłości w prawdzie”(Demetrios). Prawosławie pozbawione pychy moralizowania, prostoduszne i wychylone ku Tajemnicy. „Chrześcijaństwo jest bowiem wielkim wydarzeniem paschalnym czyli religią Zmartwychwstania”(N. Fiodorow”). Ojcowie Kościoła i pustyni nauczyli mnie, że teologiem jest ten który się modli, a nie grzęźnie w pokusie pochwycenia Boga w terminach, które przenika otchłań niemocy, separacji i ostatecznego niepoznania. To, co najbardziej poruszyło głębią mojego serca to obraz Chrystusa – Przyjaciela i miłośnika człowieka, oraz kategoria  Piękna, której jakakolwiek próba opisu, ustępuje powierzchownej refleksji na płaszczyźnie estetyki i zaangażowanej percepcji wzroku. Piękny jest Chrystus i piękny jest człowiek przeistoczony muśnięciem Ducha. Piękna jest wieczność, o której opowiada liturgia i ikona w modlitewnym uniesieniu ludu, zanurzonego w nadziei i tęsknocie. Nigdzie indziej jak w prawosławiu, eschatologiczna intuicja przenika serca i proklamuje radość zbawionych i ostateczny triumf Miłości. „Człowiek stojąc na gruncie ortodoksji przekracza perspektywę śmierci, perspektywę grzechu. Spogląda wówczas w stronę rzeczywistości zmartwychwstałej, uzyskuje z nią realny kontakt”(J. Nowosielski). Prawosławie jest pełne łez – „nowego chrztu” – pokajania, po którym przychodzi ludzkie zmartwychwstanie i życie w Chrystusie poza cierpieniem i śmiercią.