Kiedy byłem dzieckiem,
nic nie wiedziałem na temat prawosławia. Żyłem w przekonaniu, że nie istnieje
nic poza rzymskim katolicyzmem i jego wielowiekową tradycją wtopioną w naszą
historię i kulturę. Mój tato wychowany na Kresach opowiadał mi o społecznej
symbiozie wielu religii i o cerkiewnych kopułach których blask złota był
fascynujący i pobudzał wyobraźnię. Ale to była zewnętrzność i fragmentaryczność
– powierzchowność na progu której pozostawały jedynie domysły i pewnego rodzaju
nieostre wyobrażenia. Jedynym słusznym przeświadczeniem była wiedza, że
Chrystus nie tylko zamieszkuje jedno miejsce, ale przybywa również tam, gdzie
postawienie stopy wymagało odwagi i przynaglającej umysł ciekawości. Moje
pierwsze kontakty z prawosławiem były czysto intelektualne. Pierwsze zetknięcie
z tym barwnym światem dokonało się przez literaturę i sztukę. Na pierwszym roku
filozofii wpadła mi w rękę książka Prawosławie
Evdokimova. Była olśnieniem dla mojego intelektu. Czytałem ją tak
namiętnie, choć nie rozumiałem połowy pojęć wokół których ów myśliciel
grawitował. Później wielokrotnie do niej wracałem, zakreślając poszczególne
cytaty jak w mojej podręcznej Biblii którą kupiłem sobie za własne zarobione
pieniądze w wieku kilkunastu lat. Po tej fascynującej lekturze przyszedł czas
na inne publikacje, czytane zawzięcie i z żarem nowicjusza wchodzącego
optymistycznie na grunt całkiem nowy, nieznany i poznawczo intrygujący. Ojcowie
Kościoła i myśliciele (Gogol, Dostojewski, Chomiakow, Afanasjew, Bierdiajew,
Bułgakow, Łosski, Ware, Clement,
Meyendorff, Spidlik, Schmemann, Bloom…) których myśl przenosiła mnie w inne krainy; do
pierwszych wieków chrześcijaństwa, zakreślając obszary których nie potrafiłem
dostrzec w katolicyzmie, którego refleksja kołysała się na nadwyrężonych fundamentach posoborowego risorgimento: podcięta, rozmyta na
bezdrożach różnych i nieostrych systemów teologicznych. Prawosławie o którym mi
opowiadano z taką nonszalancją i wyższością teologiczną katolicyzmu – jako
anachroniczne i zasklepione w sobie, bez właściwego zaplecza intelektualnego,
stygmatyzowanego nieuctwem rosyjskich popów – okazało się, wbrew tym
krzywdzącym opiniom, jako mistyczne, charyzmatyczne, zakorzenione w tak
nieprzedawnionej refleksji patrystycznej i liturgicznej, o nieprawdopodobnym rezonowaniu
życia duchowego i wyżynach myśli przy których tak wiele dywagacji intelektu
pokornieje. „Jest tylko jedna teologia – teologia miłości w prawdzie”(Demetrios).
Prawosławie pozbawione pychy moralizowania, prostoduszne i wychylone ku
Tajemnicy. „Chrześcijaństwo jest bowiem wielkim wydarzeniem paschalnym czyli
religią Zmartwychwstania”(N. Fiodorow”). Ojcowie Kościoła i pustyni nauczyli
mnie, że teologiem jest ten który się modli, a nie grzęźnie w pokusie pochwycenia
Boga w terminach, które przenika otchłań niemocy, separacji i ostatecznego
niepoznania. To, co najbardziej poruszyło głębią mojego serca to obraz
Chrystusa – Przyjaciela i miłośnika człowieka, oraz kategoria Piękna, której jakakolwiek próba opisu,
ustępuje powierzchownej refleksji na płaszczyźnie estetyki i zaangażowanej percepcji
wzroku. Piękny jest Chrystus i piękny jest człowiek przeistoczony muśnięciem
Ducha. Piękna jest wieczność, o której opowiada liturgia i ikona w modlitewnym
uniesieniu ludu, zanurzonego w nadziei i tęsknocie. Nigdzie indziej jak w
prawosławiu, eschatologiczna intuicja przenika serca i proklamuje radość
zbawionych i ostateczny triumf Miłości. „Człowiek stojąc na gruncie ortodoksji
przekracza perspektywę śmierci, perspektywę grzechu. Spogląda wówczas w stronę
rzeczywistości zmartwychwstałej, uzyskuje z nią realny kontakt”(J.
Nowosielski). Prawosławie jest pełne łez – „nowego chrztu” – pokajania, po
którym przychodzi ludzkie zmartwychwstanie i życie w Chrystusie poza
cierpieniem i śmiercią.