poniedziałek, 3 czerwca 2024

 

Kiedy byłem dzieckiem, nic nie wiedziałem na temat prawosławia. Żyłem w przekonaniu, że nie istnieje nic poza rzymskim katolicyzmem i jego wielowiekową tradycją wtopioną w naszą historię i kulturę. Mój tato wychowany na Kresach opowiadał mi o społecznej symbiozie wielu religii i o cerkiewnych kopułach których blask złota był fascynujący i pobudzał wyobraźnię. Ale to była zewnętrzność i fragmentaryczność – powierzchowność na progu której pozostawały jedynie domysły i pewnego rodzaju nieostre wyobrażenia. Jedynym słusznym przeświadczeniem była wiedza, że Chrystus nie tylko zamieszkuje jedno miejsce, ale przybywa również tam, gdzie postawienie stopy wymagało odwagi i przynaglającej umysł ciekawości. Moje pierwsze kontakty z prawosławiem były czysto intelektualne. Pierwsze zetknięcie z tym barwnym światem dokonało się przez literaturę i sztukę. Na pierwszym roku filozofii wpadła mi w rękę książka Prawosławie Evdokimova. Była olśnieniem dla mojego intelektu. Czytałem ją tak namiętnie, choć nie rozumiałem połowy pojęć wokół których ów myśliciel grawitował. Później wielokrotnie do niej wracałem, zakreślając poszczególne cytaty jak w mojej podręcznej Biblii którą kupiłem sobie za własne zarobione pieniądze w wieku kilkunastu lat. Po tej fascynującej lekturze przyszedł czas na inne publikacje, czytane zawzięcie i z żarem nowicjusza wchodzącego optymistycznie na grunt całkiem nowy, nieznany i poznawczo intrygujący. Ojcowie Kościoła i myśliciele (Gogol, Dostojewski, Chomiakow, Afanasjew, Bierdiajew, Bułgakow,  Łosski, Ware, Clement, Meyendorff, Spidlik, Schmemann, Bloom…)  których myśl przenosiła mnie w inne krainy; do pierwszych wieków chrześcijaństwa, zakreślając obszary których nie potrafiłem dostrzec w katolicyzmie, którego refleksja kołysała się na nadwyrężonych  fundamentach posoborowego risorgimento: podcięta, rozmyta na bezdrożach różnych i nieostrych systemów teologicznych. Prawosławie o którym mi opowiadano z taką nonszalancją i wyższością teologiczną katolicyzmu – jako anachroniczne i zasklepione w sobie, bez właściwego zaplecza intelektualnego, stygmatyzowanego nieuctwem rosyjskich popów – okazało się, wbrew tym krzywdzącym opiniom, jako mistyczne, charyzmatyczne, zakorzenione w tak nieprzedawnionej refleksji patrystycznej i liturgicznej, o nieprawdopodobnym rezonowaniu życia duchowego i wyżynach myśli przy których tak wiele dywagacji intelektu pokornieje. „Jest tylko jedna teologia – teologia miłości w prawdzie”(Demetrios). Prawosławie pozbawione pychy moralizowania, prostoduszne i wychylone ku Tajemnicy. „Chrześcijaństwo jest bowiem wielkim wydarzeniem paschalnym czyli religią Zmartwychwstania”(N. Fiodorow”). Ojcowie Kościoła i pustyni nauczyli mnie, że teologiem jest ten który się modli, a nie grzęźnie w pokusie pochwycenia Boga w terminach, które przenika otchłań niemocy, separacji i ostatecznego niepoznania. To, co najbardziej poruszyło głębią mojego serca to obraz Chrystusa – Przyjaciela i miłośnika człowieka, oraz kategoria  Piękna, której jakakolwiek próba opisu, ustępuje powierzchownej refleksji na płaszczyźnie estetyki i zaangażowanej percepcji wzroku. Piękny jest Chrystus i piękny jest człowiek przeistoczony muśnięciem Ducha. Piękna jest wieczność, o której opowiada liturgia i ikona w modlitewnym uniesieniu ludu, zanurzonego w nadziei i tęsknocie. Nigdzie indziej jak w prawosławiu, eschatologiczna intuicja przenika serca i proklamuje radość zbawionych i ostateczny triumf Miłości. „Człowiek stojąc na gruncie ortodoksji przekracza perspektywę śmierci, perspektywę grzechu. Spogląda wówczas w stronę rzeczywistości zmartwychwstałej, uzyskuje z nią realny kontakt”(J. Nowosielski). Prawosławie jest pełne łez – „nowego chrztu” – pokajania, po którym przychodzi ludzkie zmartwychwstanie i życie w Chrystusie poza cierpieniem i śmiercią.