Bywają
chwile przeciwności losu, w których człowiek walczy z nimi jak Jakub z Aniołem.
Życie nie jest wolne od konfrontacji, gwałtownych zderzeń z obcością myśli,
ludzkimi stanowiskami, wobec których trzeba zająć momentami postawę mediacyjną,
a w najgorszym przypadku wejść w intelektualny
klincz, czy podjąć natychmiastową szermierką na słowa. Otaczający świat przenika
pewnego rodzaju niepokój – napięcie, pchające wielu ludzi w bardzo skrajne i
zdaje się słabo zracjonalizowane poglądy i postawy. Czasami wystarczy jedna iskra,
aby wykrzesać ogień który zajmie nie tylko trzeźwość umysłu, ale dotknie
również krajobrazu duszy. Wielu ludzi stało się dla siebie bogami, będąc
przekonanymi, iż są oryginalni, ponad przeciętni, ambitni i absolutnie pewni,
iż świat leży im na dłoni. To żałosne poczucie wielkości i niezależności przysłania
im prawdę o ich czasowości – przygodności i przygniatającej pustce która niczym
czarna dziura ich wsysa do środka. To jedynie bogowie bezsilni, upojeni urojonym
poczuciem władzy nad powierzchownie przeżywaną egzystencją. „Im mocniejszy głos
pychy – pisał R. Girard – tym bardziej gorzka i samotna staje się świadomość
istnienia.” Jest to pewnego rodzaju piekło afirmacji siebie. Piekło podeptanych
marzeń, zerwanych relacji, wyświechtanych słów przynoszących ból i rozdarcie. Antybohater
Dostojewskiego wyzna: „Ja jestem jeden, a oni to wszyscy.” Jakże przygnębiające
i zarazem groteskowe jest takie przeświadczenie, świadczy ono o absolutnej odrębności
i człowieczeństwie wypłukanym z miłości. Egoizm to choroba nasze nowoczesności;
pasożytnicza i trudna do leczenia po natychmiastowym zdiagnozowaniu „Być
inteligentnym oznacza dziś rozumieć wszystko i nie wierzyć w nic.” Po drugiej
stronie tej barykady myślenia i postrzegania, stoi człowiek wiary – losu złożonego
na dłoni Boga. „Otchłań serca dąży ku otchłani Boga”(Angelus Silesius). Poddany
dialektyce odrzucenia, pogardy i krzyża, człowiek staje po stronie pełnego miłości
Zbawcy. „A na krzyżu Bóg bierze stronę człowieka przeciwko własnej boskości”(P.
Evdokimov). To najgłębsza z prawd, pozwalająca na wychylenie się poza siebie i dostrzeżeniu
prawdy na peryferiach własnej ograniczoności istnienia i odczuwania. Czubek własnego
nosa to nie jest szczyt z którego widzi się otaczającą przestrzeń i innych. Trzeba zejść do doliny własnej
małości, kompleksów, pochowanych zranień, aby je uczynić otwartymi na
uzdrowienie. Przechodząc przez różnego rodzaju dramaty, konflikty i szamotaniny,
stanąć naprzeciw Miłości która wszystko obezwładnia w człowieku: „Wszystko jest
w Tobie, Panie, ja należę do Ciebie, przyjmij mnie.”