Jaki
dom pragniesz dla mnie stworzyć – czytam w kartkowanym
pośpiesznie tomiku wierszy Bonnefoy’a. Lubię być wyganianym w świat, nawet za
cenę zadyszki, zmęczenia i uwierającego ciało dyskomfortu. Świat nas myśli i my
go myślimy, składując po kątach bagaże wspomnień. Po nocy spędzonej w pociągu
nie padam na łóżko, aby się wtopić w poduszkę, ale na świeżo przelewam myśli,
zapisuję je – z obawy przed uronieniem, czy zapomnieniem. Dwa dni w Warszawie i
cały szereg fascynujących spotkań mających jak myślę dalekosiężny wpływ na moją
przyszłość i towarzyszące mi przemyślenia. Intrygujące spotkanie ze
zwierzchnikiem Cerkwi Czarnogóry Borysem i jego zaprzyjaźnionymi od lat
Czarnogórczykami których gejzer historii rzucił w polskie środowisko, nie
odbierając im marzeń o wolnej, pięknej i duchowo spowinowaconej z chrześcijańską
tradycją Czarnogórze. Nie wertuje atlasu, przyglądam się i słucham z
rozwartymi ustami. Ojciec wokół którego gromadzą się dzieci wbrew pesymizmowi
odczuć rzeczywistości, dając posłuch nadziei i pięknu Ewangelii przekładanej na
prozę życia. Modlitwa przemieniająca argumenty siły w pokój, tak silnie złożony
na ołtarzu serca prawosławnych chrześcijan. Przy biesiadnym stole opowieść o
historii, kulturze i polityce nabiera szczególnej mocy profetycznego świadectwa.
„Cudze życie – to tak daleko”(Saint- Exupery). To fascynująca wędrówka w świat
skądinąd odległy dla Polaka, a zarazem bliski w odczuwaniu dramatycznych
wydarzeń żłobiących ciało narodu upominającego się o swoje miejsce na ziemi –
Ojczyznę i Cerkiew – dwie jakże wielkie przestrzenie promieniowania wolności i
własnej świadomości narodowej. Gospodarz nad którego głową zawieszona niczym
najcenniejsza świętość – czerwona flaga w której centrum widnieje dwugłowy
orzeł, trzymający atrybuty królewskiej władzy. On to, opowiada mi o podłościach
i małościach współczesnej władzy, szamotaninie i tęsknotach za miejscem które
od pokoleń naznaczone było nagłością śmierci i zmartwychwstaniem. Szybujący
orzeł to zwiastun wolności, której nikt nie może wydrzeć z duszy i rzucić na
szaniec zapomnienia czy nonsensu. Ta żarliwa diaspora z tej perspektywy widzi
zgoła szerzej, głębiej i realistyczniej. W tym pomniku zbiorowego natchnienia
jest ponadczasowe marzenie o ziemi którą trzeba całować i stąpać po niej jak
starotestamentalni prorocy. Ta żarliwa mniejszość opisuje tak ekspresyjnie i
dosadnie słowami historię w której łzy mieszają się z radością, poczucie dumy i
niesprawiedliwością, w dążeniu do demokratycznego stanowienia o swoim losie,
wbrew obcym podmiotom zakłamującym i zawłaszczającym historyczną prawdę i kulturowe
dziedzictwo tego kraju. Zakorzenienie w kulturze starej jak wino leżakujące w
beczkach; wierność tradycji i wspomnieniom zarejestrowanym na wyblakłych
fotografiach, stają się powodem do dumy której nie można porzucić, czy sprzedać
w imię świętego spokoju i zapomnienia, okraszonego doraźnymi interesami
polityków szamocących się ze sobą. Powróciłem do domu z pytaniem które jeszcze
długo będzie się odzywać w moim umyśle. Dlaczego ciągle odbiera się
Czarnogórczykom prawo do samookreślania się i posiadania wolnego od obcych
wpływów Państwa i Kościoła ? „Dlaczego więc ludziom jest niekiedy tak ciasno –
pytam za mądrością żydowską Bubera- Bo jeden chce zająć miejsce drugiego.” Serbski
faszyzm (ten skrót myślowy powraca niczym drzazga wbita w stopę. Boli okropnie
!) dla człowieka wrośniętego w ziemię jest nieustanną kontynuacją ekspansywnej
polityki podporządkowania siłą buta i ideologicznego kaprysu dominacji, jak to
miało miejsce w niezatartych jeszcze ranach bałkańskiego kotła lat dziewięćdziesiątych.
Człowiek, żyjąc w historii, odnajduje swoją wolność, swoje przeznaczenie i
swoją wspólnotę z innymi ludźmi. Trzeba przecierać tarcze zegarka i z nadzieją wyglądać
jutra. Scena świata jest tak zmienną i nieprzewidywalną w swojej trajektorii
zdarzeń, lecz na jej marginaliach Bóg wypisuje świetlaną przyszłość.