Musimy
wiedzieć, jak porzucić jedno miejsce, aby przejść przez fragment świata i nim
się zachwycić. Kilkanaście dni wakacyjnego wypoczynku z rodziną. Rzeczywistość
drogi którą się przemierza, przekracza, na której odcinkowo wyznacza się
przestrzenie do których warto dotrzeć i pozwolić im zaistnieć w pamięci,
wyobraźni i pośpiesznie wykonanej fotografii. To czas pozostawionego w domu komputera
i ciężaru spraw których nachalność przytłacza i odbiera łyk świeżego powietrza.
Wolność w której odkrywasz gwałtownie pofałdowane krajobrazy świata, puls
natury i jej obłaskawiające zewsząd piękno. Zdumienie i mistyka chwili ! „Nie
odkryliśmy jeszcze języka, który za jednym zamachem mógłby wyrazić to, co
postrzegamy w mgnieniu oka”- pisała Natahlie Sarraute. Siedzisz nad brzegiem a
serce zaczyna się modlić. Przestajesz racjonalizować wszystko – delektujesz się,
a powieki oczu drgają od nadmiaru wrażeń. Pragnienie, słowo kompletnie niewystarczające
i niepojemne. Bliższe jest mi oczekiwanie. Rozciągnięty na ukwieconym skraju pola,
zaczynasz chłonąć życie tak intensywnie buzujące zewsząd. Kilka mrówek
przemierzających autostradę mojego ciała. Pozwalam im na to, nawiązując dialog
podobny do tego, który inicjował św. Franciszek z Asyżu. Powolne ciężkie niebo
po burzy, wschód słońca nad morzem, czy jeziorem, miękko kołyszące się drzewa, architektura
miejsca której nie oznaczają komercyjne przewodniki turystyczne, zapach skoszonej
trawy i śpiew ptaków których codzienna liturgia godzin przypomina, że człowiek
jest cząstka świata wychylonego ku Misterium. Wszystko staje się teksturą barw,
wyłonionych z pod ciężaru niezauważalnego na pierwszy rzut oka aktu Artysty. Po
chwili zaczynasz uświadamiać sobie, że wielu ludzi jest jak próchnica dla
świata harmonii, czyniąc go miejscem zawłaszczonym, śmietnikiem do którego się
dokłada coraz to nowe i niechciane rzeczy. Człowiek otoczony ze wszystkich stron
betonozą miasta i jego zadyszanym rytmem, pragnie uciekać na grzbiet raju,
gdzie zapach, dźwięk i percepcja nie zamyka w kokonie industrialnego obrazu
śmierci. Żelbeton uniemożliwia kontakt z żywą naturą. Człowiek jak rozmyślał
Pascal „jest pośrodkiem pomiędzy niczym a wszystkim.” Pochłania go pragnienie
posiadania, pomnażania i konsumowania bez jakichkolwiek hamulców. Brzmią mi w
głowie słowa niedzielnej Ewangelii: „Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a
ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani
żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie
jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną
chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio
troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani
przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany
jak jedna z nich…”(Mt 6, 25-29). Być podniesionym do godności pierwszego Adama –
postulat ważki i godny zaangażowania. „Jak dorosnę, pójdę po szerokim świecie
Go szukać”- miał jako dziecko postanowić sobie św. Sylwan z Atosu. Znalezienie w Bogu
tego, co upragnione, proste, obmyte świeżością poranka pierwszego dnia stworzenia.