czwartek, 29 sierpnia 2024

 

W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,1-5).

Dzieci potrafią zdejmować zasłonę, stawiając pytania dorosłemu i nie pozwalając na moment zawahania, czy uniku. „Musimy stać się dorośli, aby zrozumieć, że dorośli nie istnieją i że zostaliśmy wychowani przez dzieci, których zbroja naszego śmiechu uczyniła je fałszywie nietykalnymi”(Ch. Bobin). Mój synek swoimi jakże prostymi pytaniami potrafi rozmontować mój uporządkowany sposób myślenia i pozostawić mnie z wątpliwościami nad którymi rozmyślam karkołomnie kilka godzin, a nieraz dni. U Kapuścińskiego w Lapidarium podkreśliłem sobie taką myśl: „Życzę ci, żebyś zawsze się dziwił. W dniu, w którym przestaniesz się dziwić – przestaniesz myśleć, a przede wszystkim – czuć.” Mały człowiek ma niezmącony umysł i wyobraźnię tak rozległą jak ocean zajmujący połacie globusa. Spostrzegawczość połączona z rozkosznym zadziwieniem nad rzeczami obok których dorośli przechodzą obojętnie i ospale. Być może w tym skomplikowanym świecie, jedyną słuszną odpowiedź udziela chłopiec wpatrzony w szybujący na niebie latawiec, czy przyglądający się podniesionemu z ziemi kamieniowi, który skądinąd może być świadkiem wielowiekowych dysput nad rzeczywistością i jej nawarstwiającymi się problemami. Nawet najbardziej zawiłe problemy natury teologicznej potrafi przetransponować na proste zdanie i gest – stanowiący choreograficzne dopełnienie mocy wypowiadanego z niewzruszoną pewnością słowa. „Szukam Boga. To najfajniejsze zajęcie”- usłyszała zbita z pantałyku wychowawczyni z przedszkola. Dlaczego ? Jak ? Powtarzane uparcie jak litania, wprawiają w zakłopotanie i uruchamiają lawinę nieprzewidzianych intelektualnie reakcji. Kiedy przekarmiony słowami pragnę milczeć, to mój syn śpiewa pieśń słoneczną: „Tatusiu w powietrzu unosi się zapach kwiatów. Drzewa tańczą na wietrze, a świeża trawa jest mieszkaniem dla małych zwierzątek.” Dzisiejszy człowiek wpatrzony kurczowo w ekran komputera czy telefonu jest święcie przeświadczony że wszystko wie. Sztuczna inteligencja objaśni mu każdym problem i w ciągu kilku sekund skonstruuje skondensowane objaśnienie danego zagadnienia i łamigłówki. Ale w tej papce pozbieranej z przedsionków Internetu wiedzy, nie ma emocji i drgania serca, błysku w oku i radości z faktu uchwycenia czegoś już zapewne rozwikłanego, a jednak własnego. „Szczęśliwi wędrowcy i podróżni, którzy nagromadzą dość pejzaży i horyzontów, by stworzyć w nich zaporę miedzy sobą a minionymi dniami…”(F. Mauriac). Moja koleżanka, nauczycielka z Liceum w którym uczę, przekonywała w krótkiej prezentacji, że wizja efektywnie działającej szkoły przyciągającej uczniów, zależy od tego jednego prostego wabika: „Musi być fajnie.” Wszystko ma być zabawą, uskuteczniającą amplitudę fajności. W tym upatruje świetlaną przyszłość i sukces instytucji którą niegdyś zwaną „świątynią mądrości” i „owocującym gajem.” ! Jeśli zredukujemy młodego człowieka do fajności, to nie pozostanie miejsca na mądrość, błyskotliwość, zaradność, spostrzegawczość, twórcza wola podbijania świata – w rzeczywistości wypuszczającej jak z rękawa gotowe odpowiedzi i powierzchowne wskazówki którymi się zadowalają leniwi i przyssani do komórki dyletanci. „Pozwalamy by cała bieżąca rzeczywistość uciekała nam z przed nosa; kto dojrzy fakty, kto się w nich pogrąży”- pyta niedościgniony mistrz ludzkiej psychiki Dostojewski. Od dziecka możemy uczyć się widzieć głębiej i wyraźniej, sondować tajemnice świata znajdujące się pod powiekami oczu.  

środa, 28 sierpnia 2024

 

Raduj się, Raju zachwycający życia wiecznego. W prawosławnej tradycji śmierć nie jest wydarzeniem dramatycznym – unicestwieniem, niebytem, pęknięciem materii, czy biologiczną pauzą – lecz zaśnięciem rozumianym tylko i wyłącznie w misterium zmartwychwstania. „On i wszystko. On we wszystkim. Wszystko w Nim. Dzieci Racheli zmartwychwstają i Łazarz ostatecznie wychodzi z grobu, zapach pieczonej ryby nad brzegiem jeziora, długie włosy jawnogrzesznicy, ta chwila, kiedy poleca ludziom usiąść na trawie, by podzielić miedzy nich pięć chlebów, ta inna chwila, w której Piotrowi zostało wybaczone, każda chwila twego nędznego życia, w której przez twoje żyły płynęła krew istnienia: wszystko zmartwychwstało. Wszystko się rozpoczyna, można spróbować kochać, gdyż nie ma już śmierci, gdyż nawet śmierć jest pełna Boga”(O. Clément). To stan mistyczny, przeniknięty spokojem i błogosławieństwem. „Śmierć  nie jest absolutna i wszechmocna. Nadłamuje tylko drzewo życia, jest do pokonania, zwyciężona bowiem została przez Zmartwychwstałego Chrystusa”- pisał K. Ware. Człowiek jest ziarnem zasianym w ziemi, aby móc wydać życie, stając się życiem w Żyjącym ! „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”(Łk 1,49). Taką ziemską i w pełni ludzką drogę przeszła Bogurodzica otwierając jako córka Ewy, bramę wieczności i napełniając światłem przestrzeń lęku, niepewności i niedowierzania. Pogrzebana w ogrodzie Getsemani przez uczniów Chrystusa, zostaje przyjęta przez Przedwiecznego, tym samym nie pozostając w niewoli śmierci i rozkładu ciała. Przechodzi Ta, która zrodziła Źródło Życia, a światło wiecznej wiosny spowija wspólnotę wierzących. Wyraża to ekspresja i głębia tekstów liturgicznych przeznaczonych na ten dzień w Cerkwi: „Kiedy zstąpiłaś do śmierci, nieśmiertelna Matko Życia, wtedy otchłań zadziwiła się i ulękła, kiedy zaś ujrzała Ciebie, Maryjo, odchodzącą z grobu na niebiosa, wszystkie moce niebios wołały: Życiodajna Matko naszego Życia, chwała Tobie !” Maryja jest w nieustannej i głębokiej relacji do Chrystusa, a jej macierzyńska miłość od tego momentu przechodzi na wierzących, stając się Orędowniczką zagubionych, płaczących, niezrozumiałych, tych którym z wnętrz wyrwano tęsknotę za Rajem. „W zaśnięciu, o Theotokos, świata nie porzuciłaś.” Stara mniszka w Biesach Dostojewskiego mówi, że Bogurodzica jest „wilgotną ziemią” wskazując tym samym, że Jej macierzyństwo ma wymiar kosmiczny i ratuje świat od wchłonięcia przez nihilizm i śmierć. Apokaliptyczna Niewiasta proklamuje Królestwo które wcześniej było zakryte, a teraz staje się namacalnie obecne i zwrócone ku łaknącemu szczęścia sercu człowieka. „Jak przyjęło niebo Tę, która swą wielkością przewyższała niebo – pyta św. Jan z Damaszku – Jak przyjął grób Tę, która jest mieszkaniem Boga ? Tak, przyjął Ją i zatrzymał.” Przez to wielkie Święto objawia się nadzieja nieśmiertelności – naszej małej Paschy – wskrzeszenia i radości udzielonej dzieciom świtu. I wszystko będzie takie przeogromne. Będziemy szli poprzez „początki początków ku początkom, które nigdy nie będą miały końca”(św. Grzegorz z Nyssy), ku Bogu w którym wszystko doznaje przebudzenia i pocałunku miłości. Radość zjednoczenia w wieczności !

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

 

Czas wakacji dobiega końca. Jednak pozostają wspomnienia i pozbawione profesjonalnego zacięcia fotografie. „Zachować się w całości, zapisać wszystkie chwile naszego życia, wszystkie otaczające nas przedmioty, wszystkie wypowiedziane i usłyszane słowa”(Ch. Boltanski). Mechanizm przypominania, utrwalania i selekcjonowania nabytej mimowolnie wiedzy ulega spowolnieniu od nadmiaru wrażeń, obrazów, rozmów i spotkań z ludźmi, których twarze przewijają się jak w kalejdoskopie i stanowią odrębny rezerwuar spostrzeżeń i słów. Obecność w tak wielu miejscach rodzi płochą zazdrość, iż człowiek nie jest częścią innej ziemi, historii i czasu gnającego na oślep. „Człowiek rodzi się tam, gdzie każe los. Nasze dziwne i nagłe pojawienie się na świecie jest momentem najzupełniej niezależnym od naszego wyboru” – pisał Jean Guitton. Masz wrażenie, że bałkański wschód i zachód słońca jest piękniejszy od tego, który onieśmiela ciebie każdego skrupulatnie zaplanowanego dnia. Spacerując po włoskiej plaży, doznajesz tego samego mistycznego upojenia które targało wnętrzem świętego Augustyna, wpatrującego się w horyzont morza i rozległość plaży której sceneria posłużyła do medytacji nad nieogarnionym dla intelektu Bogiem. Wdrapując się na szczyt góry dostrzegasz jak płochą jest wszelka dywagacja o sprawach którym przypisuje się istotny wpływ na bieg jutra. Będąc w wnętrzu średniowiecznego kościoła, stajesz się kamieniem szepczącym modlitwę milczenia i partykułą kosmicznej liturgii zwiastującej Paruzję. Migotliwe oblicza świętych na ścianach monasteru Ostrog, to jakże wymowny fakt symbiozy pomiędzy światem ducha, a cielesnością obezwładnioną miłością Zbawiciela. Zachwyt i jeszcze raz zachwyt, nie pozwala spać i zakotwicza w miejscu gdzie można dopełnić ostatniej minuty życia. W tej obezwładniającej przestrzeni kadrów, przypominają mi się pełne upojenia światem słowa Mouniera: „Jasność dnia stanie się odrobinę jaśniejsza, jabłoń będzie wyglądać na szczęśliwszą. Dąb będzie bardziej wieczny, a na każdej twarzy łaska wyjątkowych dni stanie się codziennością.” Podmuch nadziei wbrew pesymizmowi chwili którą chciałoby się egoistycznie zatrzymać tylko dla siebie. Uświadamiam sobie intensywnej, iż religia nie jest oderwana od świata i materii która w konwulsjach czeka na przeobrażenie. Istnieje pokusa tak silnie dręcząca umysł, aby być tam – poza miejscem w którym się jest i otwiera się zasklepioną źrenicę oka. Platoński Sokrates w swej przebłagalnej pieśni z Faidarosa- dotyka już „przestrzeni, która jest poza niebokręgiem,” miejsca będącego już poza pragnieniem, a jednocześnie stanowiącego to upragnione „dające się oglądać jedynie duszy.” Wszystkie nasze ziemskie impresje są jedynie przedsmakiem wieczności, nutą poranka którego blask obezwładnia wszystkie zmysły, dając asumpt ostatecznemu zjednoczeniu z Bogiem. „Inny pozostaje do odkrycia”(T. Todorov). Ewangeliczny brzeg jeziora Genezaret jest tą samą przystanią dla dzisiejszych uczniów, zauważających przez pryzmat wiary - obecność zmartwychwstałego Pana spożywającego pośpiesznie upieczone ryby. Przejrzyste ciało Boga w każdej komunii – wydane światu jako Miłość do spożycia i rozdania. To proklamacja Piękna które nadchodzi subtelnie, budząc nowego człowieka – oszołomionego w zaroślach zapomnianego i wyrzuconego z pamięci Raju. Istnieje życie którym my żyjemy. Życie którego doświadczamy spoglądając na innych i co najbardziej zdumiewające, życie Boga które otrzymujemy miarowo w odpryskach drobno rozrzuconego i ledwie dostrzegalnego deszczu szczęścia. U Kafki przemknęła mi niepokojąco odważna myśl ubrana w kostium paraboli: „Radości tego życia nie są jego radościami, lecz naszym strachem przed wzniesieniem się ku wyższemu życiu; udręki tego życia nie są jego udrękami, lecz naszą samoudręką wywołaną owym strachem.” Iść przed siebie wbrew nieprzydatności spojrzeń innych. Wyjść ku przygodzie, której krosno czasu tkać będzie niewidzialną mapę na której narożu znajduje się oznaczony punkt spotkania z Tym który ciężar ludzkich trosk zamknął w niewidzialności swojego Królestwa. 

niedziela, 25 sierpnia 2024

 

Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,22-36).

Wiara oznacza ryzyko opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Przyglądania się światu i rejestrowania niedogodności które Bóg czyni sprawdzianem dla kruchej i ospałej wiary. „Jesteśmy zaprojektowani na niebezpieczeństwo, nasze oczy są dostrojone do zagrożeń. Nie dostrzegamy mocy słabości i wrażliwości pokory…”(S. Freeman). Boimy się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego nieba. „Człowiek stoi przed otchłanią nicości, doświadcza lęku i przerażenia, gdyż jest oddzielony od Boga”(M. Bierdiajew). Dramatyczne jest wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi. Przerażenie i lęk wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek. Wzburzone jezioro to metafora naszego życia i Cerkwi dryfującej ku swojemu Oblubieńcowi.  Kiedy słońce rozkłada spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego spokoju, wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją. Brzmienie kresu i nicości ! Lęk obezwładnia, a człowiek jest jak łupina zdana na kaprys losu, furii i nawałnicy. W który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z druzgoczącym umysł realizmem Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor. Wydaje się, że nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Ewangelia potrafi rysować obrazy i przemawiać wprost do wyobraźni. Chrystus spowity światłością z właściwym sobie spokojem, spaceruje pośród kłębiących się fal. Groza żywiołu zostaje przełamana świetlistością obecności Boga - Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi, mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł wody. W myślach prowadzi wewnętrzny dialog: „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie ?” Jego twarz otulona blikami światła, jak na ikonach ilustrujących scenę Przemienienia. Niczym echo z oddali historii wybrzmiewają słowa św. Symeona Teologa: „Bóg jest Światłością i ci, których czyni godnymi, by Go widzieli, widzą Go jako Światłość”. Tak silna emanacja światła sprawia, że człowiek nie jest wstanie widzieć. „O światło substancjalne ! Szukam tylko Ciebie, w Tobie jedynym jest moja radość i moje szczęście. Teraz, i mam nadzieję – na wieki”(św. Dymitr z Rostowa). Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk: „Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych prób przemierzania krawędzi niebezpieczeństwa i pełnego bezradności wyczekiwania cudu. To poszukiwanie obecności Boga i wewnętrzna szamotanina w otchłani serca. Nasze życie,  utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.

wtorek, 20 sierpnia 2024

 

Być może dzisiejszym turystom po Grecji, towarzyszy muza przewodniczka o imieniu Urania, zmieniająca trasę w samochodowej nawigacji i naprowadzająca na miejsca skądinąd nieoczywiste i nie zmęczone tłumami gapiów, wyczekującymi resztek tego, co antyczne i odlegle w czasie. Tych, którzy udają się do świata śródziemnomorskiego można podzielić na kilka grup. Miłośnicy kultury rozkochani w literaturze i sztuce, pełni archeologicznej ciekawości z naukowymi publikacjami zalegającymi na dnie plecaka. Jeszcze inni to hotelowo- plażowi bywalcy, sączący drinki i upajający się słońcem którego jest zawsze w nadmiarze. Ci ostatni to pielgrzymi – czyniący z przemierzanej drogi duchowy sens i cel życia; nawiedzający sanktuaria i składający pocałunki na ikonach i relikwiach świętych. Poszukujący uwodzącej duszę cudowności i niesamowitości w którą obfituje rozsiadła na wzniesieniach kraina wydeptana stopami mnichów i męczenników. „Krajobraz grecki przemówił do mnie patetycznym głosem mitu i tragedii. Było to wrażenie dominujące. Natarczywa obecność nagiej ziemi,  mocno rzeźbionych mas skalnych spotęgowana jest nikłością szaty roślinnej” – to słowa Herberta zakochanego w Helladzie i nieustannie powracającego w miejsca, gdzie zaczęła się Europa. Mój serdeczny przyjaciel aktualnie przebywający na stypendium naukowym w Grecji, nieustannie podkreśla o prymacie tejże kultury w wielu obszarach codziennego życia. Być może przez zasiedzenie wszystko postrzega przez prymat błękitu, oddającego magiczny taniec morza i nieba. Z tego względu, że jest duchownym, postrzega myślenie i działanie Greków w kategoriach czego zupełnie absolutnego i wyznaczającego standardy w obszarze życia intelektualnego, ekonomii cerkiewnej, jak również rozstrzygania spraw trudnych z pokorną i szlachetną precyzją, które z natury rzeczy pomagają przerzucać pomosty nad nadwyrężonym i podzielonym światem prawosławia na dwa wielkie obszary wpływów: grecki i rosyjski. Akcentując, iż z łona greckiej Cerkwi (matecznika) zrodziły się inne kościoły, nawet te buńczucznie nastawione do tego, co helleńskie w prawdziwie już chrześcijańskim rozumieniu tego słowa. Ojczyzna Homera, wielkich filozofów i artystów po dziś magnetyzuje i nastraja do wypowiadania się i rozwijania dyskursu uporządkowanego – poddanego dyscyplinie umysłu i kotłowaniu idei które niczym uśpione żywioły w ziemi – czekają na trzęsienie i natychmiastową erupcję. „Zawsze patrzono na mitologię jak na jeden z najpiękniejszych tworów wyobraźni greckiej i była ona zbiorem nieśmiertelnych tematów, motywów, symbolów, bez których i dziś sztuka nie umie się obejść i wciąż do nich wraca”(J. Parandowski). To fundamenty europejskiej kultury i edukacji od najmłodszych lat. Zapytajcie dzieci o Prometeusza, Odyseusza, czy Afrodytę. Owe postacie tańczą w zbiorowej wyobraźni, naprzeciw rzeki czasu i Charona przewodnika przeprawiającego się bezszelestnie na drugą stronę brzegu. Simone Weil uważała, że oprócz mitotwórstwa i umiłowania mądrości, największą zdobyczą tejże cywilizacji jest tzw. „geometria moralna.” Nawet sztuka rozumiana jako kwintesencja bizantyjskiego geniuszu, opierała swoje postulaty jak pisał Tatakis na „czystości wzorów, logicznego porządku części, harmonii i szlachetności linii – oraz ciągle przyswajając sobie nowe formy natury religijnej przejęte z chrześcijaństwa.” Lubimy Greków za ich spokojne i bezstresowe podejście do życia. „Grecy są znani z ożywionej gestykulacji: rozkoszne trzeszczenie i grzechotanie greckich sylab aż się prosi, żeby je podkreślić wysunięciem dolnej szczęki czy rozłożeniem ramion. Grecy sporą część każdego dnia na pogawędkach przy kawiarnianym stoliku” – relacjonował w swoich opisach z podróży R.D. Kaplan. Te spostrzeżenia są jakże wymowne, oddają coś z tej archaicznej duszy narodu filozofów, artystów i żeglarzy, nieustannie poszukujących człowieka jak Diogenes z uczepionym do dłoni kagankiem i pytaniem rozdzierającym na wskroś wnętrze. Przeszłość zamieszkana i paradygmat ciągłości znajdujący swoje zakotwiczenia w tym, co dawne, wypróbowane i wytopione w tytanicznym tyglu mądrości i religii. To, co dla mnie jest najbardziej pożądane i godne marnotrawienia czasu to wszechobecna w Grecji kultura prawosławia odciśnięta w materialnych formach i mentalności narodu obmytego niegdyś w wodach chrztu i ogniu Ducha. „Chrześcijaństwo jest pierwiastkiem wschodnim naszej kultury”- odnotował w swoim dzienniku Amiel. Wyraża się to w płodnej myśli teologicznej w sakralnej architekturze świątyń, zawieszonych nad ziemią monasterów (meteory), przydrożnych kapliczek z ikonami i freskami, wonią kadzidła i wiarą którą z pokolenia na pokolenie przekazuje się niczym najcenniejszy posag. Wyraża to poezja Kawafisa: „Kiedy tam wchodzę, do kościoła Greków: wśród kadziedlanych wonności, liturgicznych śpiewów i symfonii, dostojnych postaci kapłanów, które blask felionów ozłocił, w poważnym rytmie każdego ich gestu – myśl moja biegnie do tej, która opromieniła nasz naród, bizantyjskiej wspaniałości.” Duchowość i mistyka, przenikająca kulturę międzyludzkich odniesień. Od matek błogosławiących olejem z lampad swoje dzieci, po degustację kawy i rozwleczone w czasie rozmowy – szybujące już ku wieczności tak niewiadomej, a jednak namacalnie wyczuwalnej. To jedynie fragment ciekawej i nieprzedawnionej rzeczywistości którą jedynie musnąłem słowem.

niedziela, 18 sierpnia 2024

 

Liturgia Wigilii Przemienienia Pańskiego wprowadza nas w jedno z najbardziej malowniczych świąt prawosławia. Synaj Nowego Testamentu, Apostolskie wznoszenie namiotów, Święto Światłości, Błogosławieństwo pierwocin ziemi, Przebłysk Królestwa, Antycypacja Wielkanocy, Przejrzystość Raju, Przebóstwienie człowieka i świata. Te wszystkie piękne określenia wydają się niewystarczające, aby opisać wielką iluminację tryskającą z ciała Bogaczłowieka. „Ja Jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”(J 8,12). Wigilia Przemienienia to oczekiwanie Słońca które spowite energiami zajaśniało na Taborze- „Światłość ze Światłości. Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”- wzejdzie w poranek zmartwychwstania i otuli jasnością pogrążony w mroku grzechu świat. Słońce, które wzniesie się na horyzoncie historii i zasiądzie na tronie sprawiedliwości. „Ty, odnawiasz oblicze ziemi”( Ps 104,3). Oczy Apokaliptycznego Jeźdźca będą świeciły niczym ogień. „Wielki spektakl światła Przemienienia Pańskiego jest tajemnicą ósmego dnia”- nauczał św. Grzegorz Palamas. Bóg obejmuje całe stworzenie, umożliwia poznanie, zwraca ludzką percepcję ku temu co transcendentne, lecz jednak możliwe do zobaczenia. Oczy zostają nasycone światłem, a ciało staje się miejscem „nawiedzenia”- Teofania. Człowiek stający naprzeciw Niepoznawalnego, zaczyna siebie rozumieć jako istnienie w Istniejącym. Dobrze to opisał św. Grzegorz z Nyssy: „Oto Bóg jest celem i przedmiotem oglądania tych, co mają serca oczyszczone”. Tak wiele znaczeń i sensów towarzyszy dzisiejszemu wydarzeniu przywoływanemu w liturgii. Zdumienie za którym nie może nadążyć rozum, a wszelkie wyobrażenia topnieją w bezgraniczności wiary. Wchodzimy w promienie boskiego światła- które przenikają oczy i dusze Piotra, Jakuba i Jana. Niesamowitość tej podniosłej chwili zapisze się w ich pamięci tak mocno, że Kościół po kilku wiekach utrwali tę scenę na przesyconych złotem ikonach. Wszystko jest skąpane w świetle- prześwietlone energiami bijącymi z  niezwykłą ekspresją z ciała Bogaczłowieka. „Jak słońce jest radością dla tych, którzy szukają jego dnia, tak moją radością jest Pan. Ponieważ On jest moim słońcem i Jego promienie sprawiły, że powstałem i Jego światło rozproszyło wszelkie ciemności z mojej twarzy. W Nim zyskałem oczy i ujrzałem Jego święty dzień” (Didache). Powróćmy na moment do apostołów; ich twarze zostają rozświetlone światłem- niczym błona fotograficzna. Od nadmiaru energii, nie mogą już widzieć świata takim jest- ich ciała zostają zanurzone w „świetlistym obłoku” Ducha Świętego. „Jest to zjednoczenie się Boga i człowieka w Duchu Świętym, w Duchu światła. W ten sposób Duch światłości Boga staje się duchem oświecającym człowieka dzięki łasce” (D. Staniloae). Ich twarze odbiły światło emanujące z ciała Chrystusa. „Miejsce w którym materia świata staje się w najwyższym stopniu przejrzysta dla osoby jest twarz- pisał św. Makary Wielki- a w twarzy spojrzenie.” Ich spojrzenie wyraża wszystko to, co nie jest wstanie wypowiedzieć słowo. Chcą stawiać namioty- „świątynie”- dla Boga i jego Proroków. Pragną przedłużyć w czasie tę chwilę szczęścia. Od tego momentu „chrześcijanin to ten, który, gdzie nie spojrzy, wszędzie dostrzega Chrystusa i raduje się Nim”(A. Schmemann). Kościół przez wieki będzie się wspinał na górę Tabor. Chrześcijanie będą nosili w sobie pragnienie uchwycenia się świetlistej szaty Chrystusa. Przebóstwienie stanie się drogą ludzi wiary. „Kościół oczekuje przeobrażenia ciała i wierzy w boskość materii, w możliwość prześwietlenia materii. Wyłącznie w Kościele dany jest bogomaterializm. Dlatego mistyka Kościoła jest właśnie mistyką zjednoczenia i przeistoczenia” (M .Bierdiajew). Za każdym razem kiedy celebruję Boską Liturgię, staję się uczestnikiem cudu Przemienienia. Dotykam i spożywam Chrystusa- Światłość Prawdziwą i napełniam się żarem Ognia- Duchem Świętym. Później pozostaje tylko zdumienie: Dobrze tu być z Tobą !

piątek, 16 sierpnia 2024

 

Bałkany to obszar na który nie tyle się spogląda z pochłaniającym tak wiele apetytem turysty, co czyta się duszą której pory chłoną łapczywie i beztrosko. Nie jest to „etniczny śmietnik” jak wskazywał Marks, ale raczej „wesoła kraina zamieszkana przez dziarski lud, który lubuje się w ostrych potrawach, mocnych wódkach i krzykliwych strojach”(C.S. Sulzberger). Ludzie których twarze jak na ugryzionych zębem czasu ikonach mówią dużo, lub więcej niż trzeba. Ludzie których przenika odmienny etos i muzyka w której wyrażają to, przed czym kapitulują słowa i zbędne dywagacje. Każda cząstka tego krajobrazu zachowuje pamięć i historię o ludziach których życie wymyka się jednoznaczności człowieka nowoczesnej cywilizacji. Radość i niedowierzanie, ból i miłość, duchowość i ekspresja inności której trzeba chronić za wszelką cenę. Kolebka kultur których wrzenie niesie odmienność spostrzeżeń, które nie sposób oddać za pomocą słów. Ponad tydzień czasu spędziłem w Czarnogórze którą Bóg wyrzeźbił jako najpiękniejszą ze wszystkich znanych mi pejzaży - jako krainę wybrzuszonych lesistych gór – falujących zwiewnie i ogrzanych promieniami słońca. Jasne skały porośnięte lasami niczym mchem na którym się można położyć, niczym biblijni nomadzi i prorocy zwiastujący wolność. Można wdrapać się na jedną z gór, aby uchwycić się gwiazd i podążyć przepastną wędrówkę ku miejscom tak dziewiczym, że odbiera dech w piersi. Nie sposób nie wierzyć, że za tym pięknem nie kryje się Bóg Ten szlak naznaczają rozsiane zewsząd kamienne cerkwie i monastery których architektura odzwierciedla ową prostotę i bezpośredniość mieszkających tu ludzi. Staję na kamiennym balkonie i spoglądam na pasmo gór i brzegi morza punktowo rozświetlone położonymi u dołu plażami i hotelami których gwarność nie przytłacza i nie rozdrażnia jak w innych częściach tego globu. Odwiedziłem tak wiele miejsc, że nie sposób je opisać na zawołanie, czy choć cząstkę naszkicować czytelnikowi zastygłemu przed ekranem komputera. Podgorica i Cetynia to jedne z wielu miejsc które poznałem dobrze dzięki ludziom wrośniętym w ziemię którą trzeba chronić, dbać i wydzierać dla potomnych. Kiedy człowiek się wspina kamiennymi i wąskimi schodami ku miejscom które strzeże się z determinacją ptaków chroniących zawzięcie swoje gniazdo. Fenomen narodu w jakiś sposób ciągle okupowanego, niegdyś przez Turków a teraz przez Serbów (czetników) zakreślających po cichu i rękami przychylnych im polityków, obszar swoich kulturowych i religijnych wpływów. Choć jedni i drudzy są prawosławnymi to zachowawczo i podejrzliwie egzystują ze sobą, zacieśniając więzi do rodzinnych klanów. Do tego miejsca ściągnęło mnie prawosławie jakże odmienne od polskiego, rosyjskiego, czy ukraińskiego. Prawosławie w którym pobrzmiewa nuta bizantyjskiego ducha w bogactwie śpiewu i liturgii oraz ludzkiego marzenia, aby Chrystus mógł nasycić sobą historię i urzeczywistnić pokój. „Musimy spróbować spojrzeć oczami drugiego człowieka, aby odkryć jakiś dla nas nieoczekiwany lub przez nas zaniedbany aspekt oblicza Chrystusa”(O. Clement). Takiej gościnności jakie tam uświadczyłem, nie spotkałem nigdzie. Metropolita Borys Bojović opowiadający z takim przejęciem o tragicznych losach swojego narodu, odnowy życia duchowego, restauracji Cerkwi wolnej od obcych wpływów. Opowiadanie człowieka oddychającego wszystkim, co dzieje wokół i błogosławiącego lot przypadkowo przelatującej pszczoły. W Czarnogórze wiara jest żywa, a dążenie do wolność tak intensywne i czekające na erupcję. Tak liczne spotkania które były przedłużeniem Bożej Służby przy stole ludzkiej przyjaźni i serdeczności, potwierdzonej toastami rakiji w której nuta smutku przemieniona zostaje w szlachetną radość. Wysiadam z samochodu w  Nikšicy, a starzec kapłan Milutin z długą siwą brodą, na przywitanie całuje mnie w dłoń. Zaskoczenie, onieśmielenie i lekcja pokory której udziela mi człowiek o spracowanych dłoniach i drżącym z przejęcia głosie. Już dziś mogę potwierdzić, że moje życie zrosło się z tym miejscem i jego Cerkwią. Polskość została zaprawiona kroplą krwi narodu, który ustami swoich duchowych przewodników, powtarza z niezachwianą pewnością:  Jutro będzie słoneczne, ponieważ Chrystus każdego dnia Zmartwychwstaje !

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

 

Spacerując po gwarnej ulicy miasta, uświadamiam sobie boleśnie, iż grozi nam przekleństwo Narcyza – kontemplacja własnego oblicza odbita w ekranie telefonu, witryny sklepowej, czy noszonego w kieszeni lusterka do którego się ukradkiem zerka – dając egoistyczny upust afirmacji siebie i tylko siebie. Tu nie chodzi o estetykę, czy schludność stroju który każdego poranka przywdziewamy, aby zakryć cielesność lub ją inaczej odsłonić. Twarz odbita w tafli szkła. Piękna i wolna od kaprysu czasu, czy ta chropowata i ukryta pod makijażem misternie odtwarzanym – kamuflującym rysę nadciągającej jak wiatr starości. „Każdy człowiek niesie przez życie lustro, niepowtarzalne i nieodłączne jak cień”- pisał w swoich esejach W.H. Auden. Człowiek przyśpieszonej, pełnej niepokoju egzystencji pragnie spoglądać na siebie i wzbudzać zainteresowanie sobą, manifestując swoje „ja” w każdym obszarze dostrzegalności. Niech o mnie mówią, piszą, podziwiają, niosą mnie na fali medialnej popularności i prestiżu. Niech Instagram puchnie od zdjęć przysparzających oglądalność i popularność. Fenomen naszej epoki – rozpoznawalność- za cenę prywatności i świętego spokoju. Ciągły niedosyt… Niech media krzyczą, statystyki wejść szaleją, a tłumy skandują jak na arenie wprawionego w ruch stadionu. Bycie wyeksponowanym i rozpoznawalnym przynosi profity i daje poczucie wyższości, kosztem wyzbycia się prywatności i spokoju. „Ludzie lubią przeglądać się w zamglonych lustrach”( P. Lagerkvist). Niegdyś człowiek przeglądał się prostodusznie i natychmiastowo w oczach innych. W tych zwierciadłach budził światy i odkrywał przestrzenie akceptacji, szacunku, czy miłości. Dzisiaj człowieka trawi samotność i fragmentaryczność pośród mijanego mimowolnie tłumu. Samotność elektroniczna i co paradoksalne, zintegrowana i komunikująca się z tysiącami podglądających, podsłuchujących i archiwizujących jednostek, stanowiących bezimienną i statystyczną masę Internetu. W „śmietniku informacyjnym” trudno jest znaleźć człowieka w człowieku; prawdziwą twarz kogoś, kogo możemy poznać i wejść z nim w rzeczywisty i twórczy dialog. Iluzoryczność ! Być może chrześcijaństwo jest ostatnim bastionem zrywającym maski i tłukącym lustra idolatrii. Sprowadzającym człowieka na właściwy tor. Dostrzegającym ludzką twarz i głębię oczu harmonijnie zespolonych z drganiem duszy. „Kuroi ze starożytnej Grecji, którym chrześcijaństwo dało oblicza, lecz których ciałem pogardziło, muszą ponownie zająć miejsce w Kościele, tak samo jak wspaniałe trzony starożytnych kolumn, które po tylu wiekach chrześcijańskiej modlitwy nie są już świątyniami bogów, lecz jedynie kosmicznym pięknem”(O. Clement). Dialektyka nadziei i ocalenia ludzkiego oblicza od karykatury siebie. „Wiara jest bramą tajemnic. Jak cielesne oczy widzą przedmioty zmysłowe – poucza św. Izaak Syryjczyk – tak wiara duchowymi oczyma patrzy na to, co ukryte.” Bycie ikoną Ikony !

niedziela, 4 sierpnia 2024

 

Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, rządcy Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały, [udzielając] ze swego mienia (Łk 8,1-3).

W liturgii szóstej Niedzieli po Pięćdziesiątnicy, przypada wspomnienie świętej i równej Apostołom Marii Magdaleny. „Wiara to wierzyć, że Bóg jest miłością i niczym więcej”(S. Weil). Ocalona przez Chrystusa od demonów i ukamieniowania naprzeciw Bramy Nikanora, gdzie Mistrz wbrew fałszywej sprawiedliwości faryzeuszów i tłumu, wypisywał na piachu grzechy ciskających w dłoniach kamienie. Jej wstyd i grzech zostaje przykryty szatą miłosierdzia. Cudowny dialog „ludzkiej nędzy z miłosierdziem”-  powie św. Augustyn. Nawrócenie, podążanie za Chrystusem, aby u końca życia usunąć się w cień i poświęcić się kontemplacji. Kwiat Kościoła, Perła Chrystusa, Klejnot Raju – tak średniowieczna kultura mówiła o świętości kobiet opieczętowanych miłością i zaproszonych do powtórnego dziewictwa. „Stojąc z wieloma innymi przy krzyżu Zbawcy, Przesławna, i współcierpiąc z Matką Pana, łzy toczyłaś, przynosząc je ku chwale i mówiąc: Cóż to za dziwny cud ? Ten, który trzyma całe stworzenie, zechciał ucierpieć, chwała Twemu panowaniu”(troparion). Mamy do czynienia z kobietą na wskroś dotkniętą promieniującym z krzyża i pustego grobu światłem, opromieniającym Zwycięzcę śmierci. Nawrócona grzesznica, ocierająca się o tajemnicę Życia, które eksplodowało niczym wulkan w poranek wielkanocny. Maria Magdalena wzbudziła tyle zainteresowania i sensacji swoim życiem, że historia chrześcijaństwa nadała jej zasłużony przydomek „świętej grzesznicy”. Pierwsza córa Kościoła, której dane było po zmartwychwstaniu spotkać Chrystusa i obwieścić paschalny kerygmat. Wcale nie było Jej łatwo. Nawet będąc w pełni zrehabilitowaną w oczach Boga, zapewne była podejrzliwie postrzeganą w oczach innych ludzi- a szczególnie pierwotnego Kościoła. Ilu to ludzi do dzisiaj jest zazdrosnych o miłość ? Maria Magdalena, a wraz z Nią uczniowie, stają się „sakramentem” obecności zmartwychwstałego Pana. Usłyszała znajomy głos: Miriam ! Odpowiedziała w entuzjazmie chwili: Rabbuni !- krzyknęła i przypadła Mu do nóg. Nie dotykaj Mnie- przestrzegł ją Jezus. Ale idź oznajmić moim braciom. Maria, oszalała ze szczęścia, ledwie rozumiejąc co się stało, wybiegła pędem z ogrodu i biegła ile tylko sił w nogach. Serce jej biło tak mocno, jakby miało za chwilę wyskoczyć. Wpadała do zaryglowanych w Wieczerniku uczniów, aby wykrzyczeć im radosną wieść; ale nikt nie potraktował jej poważnie. Wszyscy myśleli, że zwariowała z rozpaczy. Wszystko, co mówiła przez łzy radości, wydawało im się czczą gadaniną. Dopiero później sami przekonali się, że On naprawdę żyje, a ta której niedowierzali jest wybranym narzędziem łaski. Kiedy na drodze własnego życia spotkała Chrystusa- tylko On stał się dla niej największą wartością, sensem życia; przywrócił Jej nie tylko utracone piękno człowieczeństwa (kobiecości), ale nade wszystko czystość serca. Bruno Forte pisał: „Człowiek czystego serca żyje w obecności Bożej i Bóg żyje w nim, w otchłaniach jego duszy nasyconej światłem, pięknem, miłością.” Jawnogrzesznica porzuciła dawne grzeszne życie- mamy tu do czynienia z antropologią nawrócenia, tak bliską doświadczeniom każdego człowieka- każdego z nas. Od tej pory będzie spoglądać w niebo jak często ją ukazuje zachodnia ikonografia i smakować się miłosnym spojrzeniem Chrystusa. Na ikonach jest niewiastą w średnim wieku odzianą w długą szatę. Biała chusta przykrywa jej długie włosy. W prawej ręce trzyma krzyż, a w lewej naczynie z olejkiem lub wielkanocne jako. Wpatrując się w osobę św. Marii Magdaleny możemy postawić sobie mnóstwo pytań, tych wypieranych, niechcianych, ulokowanych na peryferiach naszej duszy, prowadzących do duchowej przemiany. Maria Magdalena wierzyła, kochała i należała do Chrystusa- Piękny Kwiat zasadzony na łące Raju !