wtorek, 20 sierpnia 2024

 

Być może dzisiejszym turystom po Grecji, towarzyszy muza przewodniczka o imieniu Urania, zmieniająca trasę w samochodowej nawigacji i naprowadzająca na miejsca skądinąd nieoczywiste i nie zmęczone tłumami gapiów, wyczekującymi resztek tego, co antyczne i odlegle w czasie. Tych, którzy udają się do świata śródziemnomorskiego można podzielić na kilka grup. Miłośnicy kultury rozkochani w literaturze i sztuce, pełni archeologicznej ciekawości z naukowymi publikacjami zalegającymi na dnie plecaka. Jeszcze inni to hotelowo- plażowi bywalcy, sączący drinki i upajający się słońcem którego jest zawsze w nadmiarze. Ci ostatni to pielgrzymi – czyniący z przemierzanej drogi duchowy sens i cel życia; nawiedzający sanktuaria i składający pocałunki na ikonach i relikwiach świętych. Poszukujący uwodzącej duszę cudowności i niesamowitości w którą obfituje rozsiadła na wzniesieniach kraina wydeptana stopami mnichów i męczenników. „Krajobraz grecki przemówił do mnie patetycznym głosem mitu i tragedii. Było to wrażenie dominujące. Natarczywa obecność nagiej ziemi,  mocno rzeźbionych mas skalnych spotęgowana jest nikłością szaty roślinnej” – to słowa Herberta zakochanego w Helladzie i nieustannie powracającego w miejsca, gdzie zaczęła się Europa. Mój serdeczny przyjaciel aktualnie przebywający na stypendium naukowym w Grecji, nieustannie podkreśla o prymacie tejże kultury w wielu obszarach codziennego życia. Być może przez zasiedzenie wszystko postrzega przez prymat błękitu, oddającego magiczny taniec morza i nieba. Z tego względu, że jest duchownym, postrzega myślenie i działanie Greków w kategoriach czego zupełnie absolutnego i wyznaczającego standardy w obszarze życia intelektualnego, ekonomii cerkiewnej, jak również rozstrzygania spraw trudnych z pokorną i szlachetną precyzją, które z natury rzeczy pomagają przerzucać pomosty nad nadwyrężonym i podzielonym światem prawosławia na dwa wielkie obszary wpływów: grecki i rosyjski. Akcentując, iż z łona greckiej Cerkwi (matecznika) zrodziły się inne kościoły, nawet te buńczucznie nastawione do tego, co helleńskie w prawdziwie już chrześcijańskim rozumieniu tego słowa. Ojczyzna Homera, wielkich filozofów i artystów po dziś magnetyzuje i nastraja do wypowiadania się i rozwijania dyskursu uporządkowanego – poddanego dyscyplinie umysłu i kotłowaniu idei które niczym uśpione żywioły w ziemi – czekają na trzęsienie i natychmiastową erupcję. „Zawsze patrzono na mitologię jak na jeden z najpiękniejszych tworów wyobraźni greckiej i była ona zbiorem nieśmiertelnych tematów, motywów, symbolów, bez których i dziś sztuka nie umie się obejść i wciąż do nich wraca”(J. Parandowski). To fundamenty europejskiej kultury i edukacji od najmłodszych lat. Zapytajcie dzieci o Prometeusza, Odyseusza, czy Afrodytę. Owe postacie tańczą w zbiorowej wyobraźni, naprzeciw rzeki czasu i Charona przewodnika przeprawiającego się bezszelestnie na drugą stronę brzegu. Simone Weil uważała, że oprócz mitotwórstwa i umiłowania mądrości, największą zdobyczą tejże cywilizacji jest tzw. „geometria moralna.” Nawet sztuka rozumiana jako kwintesencja bizantyjskiego geniuszu, opierała swoje postulaty jak pisał Tatakis na „czystości wzorów, logicznego porządku części, harmonii i szlachetności linii – oraz ciągle przyswajając sobie nowe formy natury religijnej przejęte z chrześcijaństwa.” Lubimy Greków za ich spokojne i bezstresowe podejście do życia. „Grecy są znani z ożywionej gestykulacji: rozkoszne trzeszczenie i grzechotanie greckich sylab aż się prosi, żeby je podkreślić wysunięciem dolnej szczęki czy rozłożeniem ramion. Grecy sporą część każdego dnia na pogawędkach przy kawiarnianym stoliku” – relacjonował w swoich opisach z podróży R.D. Kaplan. Te spostrzeżenia są jakże wymowne, oddają coś z tej archaicznej duszy narodu filozofów, artystów i żeglarzy, nieustannie poszukujących człowieka jak Diogenes z uczepionym do dłoni kagankiem i pytaniem rozdzierającym na wskroś wnętrze. Przeszłość zamieszkana i paradygmat ciągłości znajdujący swoje zakotwiczenia w tym, co dawne, wypróbowane i wytopione w tytanicznym tyglu mądrości i religii. To, co dla mnie jest najbardziej pożądane i godne marnotrawienia czasu to wszechobecna w Grecji kultura prawosławia odciśnięta w materialnych formach i mentalności narodu obmytego niegdyś w wodach chrztu i ogniu Ducha. „Chrześcijaństwo jest pierwiastkiem wschodnim naszej kultury”- odnotował w swoim dzienniku Amiel. Wyraża się to w płodnej myśli teologicznej w sakralnej architekturze świątyń, zawieszonych nad ziemią monasterów (meteory), przydrożnych kapliczek z ikonami i freskami, wonią kadzidła i wiarą którą z pokolenia na pokolenie przekazuje się niczym najcenniejszy posag. Wyraża to poezja Kawafisa: „Kiedy tam wchodzę, do kościoła Greków: wśród kadziedlanych wonności, liturgicznych śpiewów i symfonii, dostojnych postaci kapłanów, które blask felionów ozłocił, w poważnym rytmie każdego ich gestu – myśl moja biegnie do tej, która opromieniła nasz naród, bizantyjskiej wspaniałości.” Duchowość i mistyka, przenikająca kulturę międzyludzkich odniesień. Od matek błogosławiących olejem z lampad swoje dzieci, po degustację kawy i rozwleczone w czasie rozmowy – szybujące już ku wieczności tak niewiadomej, a jednak namacalnie wyczuwalnej. To jedynie fragment ciekawej i nieprzedawnionej rzeczywistości którą jedynie musnąłem słowem.