Spacerując po gwarnej
ulicy miasta, uświadamiam sobie boleśnie, iż grozi nam przekleństwo Narcyza –
kontemplacja własnego oblicza odbita w ekranie telefonu, witryny sklepowej, czy
noszonego w kieszeni lusterka do którego się ukradkiem zerka – dając
egoistyczny upust afirmacji siebie i tylko siebie. Tu nie chodzi o estetykę,
czy schludność stroju który każdego poranka przywdziewamy, aby zakryć
cielesność lub ją inaczej odsłonić. Twarz odbita w tafli szkła. Piękna i wolna
od kaprysu czasu, czy ta chropowata i ukryta pod makijażem misternie odtwarzanym
– kamuflującym rysę nadciągającej jak wiatr starości. „Każdy człowiek niesie
przez życie lustro, niepowtarzalne i nieodłączne jak cień”- pisał w swoich
esejach W.H. Auden. Człowiek przyśpieszonej, pełnej niepokoju egzystencji
pragnie spoglądać na siebie i wzbudzać zainteresowanie sobą, manifestując swoje
„ja” w każdym obszarze dostrzegalności. Niech o mnie mówią, piszą, podziwiają,
niosą mnie na fali medialnej popularności i prestiżu. Niech Instagram puchnie
od zdjęć przysparzających oglądalność i popularność. Fenomen naszej epoki –
rozpoznawalność- za cenę prywatności i świętego spokoju. Ciągły niedosyt… Niech
media krzyczą, statystyki wejść szaleją, a tłumy skandują jak na arenie wprawionego
w ruch stadionu. Bycie wyeksponowanym i rozpoznawalnym przynosi profity i daje
poczucie wyższości, kosztem wyzbycia się prywatności i spokoju. „Ludzie lubią
przeglądać się w zamglonych lustrach”( P. Lagerkvist). Niegdyś
człowiek przeglądał się prostodusznie i natychmiastowo w oczach innych. W tych
zwierciadłach budził światy i odkrywał przestrzenie akceptacji, szacunku, czy
miłości. Dzisiaj człowieka trawi samotność i fragmentaryczność pośród mijanego
mimowolnie tłumu. Samotność elektroniczna i co paradoksalne, zintegrowana i
komunikująca się z tysiącami podglądających, podsłuchujących i archiwizujących
jednostek, stanowiących bezimienną i statystyczną masę Internetu. W „śmietniku
informacyjnym” trudno jest znaleźć człowieka w człowieku; prawdziwą twarz kogoś,
kogo możemy poznać i wejść z nim w rzeczywisty i twórczy dialog. Iluzoryczność
! Być może chrześcijaństwo jest ostatnim bastionem zrywającym maski i tłukącym
lustra idolatrii. Sprowadzającym człowieka na właściwy tor. Dostrzegającym
ludzką twarz i głębię oczu harmonijnie zespolonych z drganiem duszy. „Kuroi ze starożytnej Grecji, którym
chrześcijaństwo dało oblicza, lecz których ciałem pogardziło, muszą ponownie
zająć miejsce w Kościele, tak samo jak wspaniałe trzony starożytnych kolumn,
które po tylu wiekach chrześcijańskiej modlitwy nie są już świątyniami bogów,
lecz jedynie kosmicznym pięknem”(O. Clement). Dialektyka nadziei i ocalenia
ludzkiego oblicza od karykatury siebie. „Wiara jest bramą tajemnic. Jak
cielesne oczy widzą przedmioty zmysłowe – poucza św. Izaak Syryjczyk – tak wiara
duchowymi oczyma patrzy na to, co ukryte.” Bycie ikoną Ikony !