niedziela, 25 sierpnia 2024

 

Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,22-36).

Wiara oznacza ryzyko opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Przyglądania się światu i rejestrowania niedogodności które Bóg czyni sprawdzianem dla kruchej i ospałej wiary. „Jesteśmy zaprojektowani na niebezpieczeństwo, nasze oczy są dostrojone do zagrożeń. Nie dostrzegamy mocy słabości i wrażliwości pokory…”(S. Freeman). Boimy się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego nieba. „Człowiek stoi przed otchłanią nicości, doświadcza lęku i przerażenia, gdyż jest oddzielony od Boga”(M. Bierdiajew). Dramatyczne jest wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi. Przerażenie i lęk wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek. Wzburzone jezioro to metafora naszego życia i Cerkwi dryfującej ku swojemu Oblubieńcowi.  Kiedy słońce rozkłada spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego spokoju, wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją. Brzmienie kresu i nicości ! Lęk obezwładnia, a człowiek jest jak łupina zdana na kaprys losu, furii i nawałnicy. W który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z druzgoczącym umysł realizmem Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor. Wydaje się, że nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Ewangelia potrafi rysować obrazy i przemawiać wprost do wyobraźni. Chrystus spowity światłością z właściwym sobie spokojem, spaceruje pośród kłębiących się fal. Groza żywiołu zostaje przełamana świetlistością obecności Boga - Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi, mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł wody. W myślach prowadzi wewnętrzny dialog: „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie ?” Jego twarz otulona blikami światła, jak na ikonach ilustrujących scenę Przemienienia. Niczym echo z oddali historii wybrzmiewają słowa św. Symeona Teologa: „Bóg jest Światłością i ci, których czyni godnymi, by Go widzieli, widzą Go jako Światłość”. Tak silna emanacja światła sprawia, że człowiek nie jest wstanie widzieć. „O światło substancjalne ! Szukam tylko Ciebie, w Tobie jedynym jest moja radość i moje szczęście. Teraz, i mam nadzieję – na wieki”(św. Dymitr z Rostowa). Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk: „Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych prób przemierzania krawędzi niebezpieczeństwa i pełnego bezradności wyczekiwania cudu. To poszukiwanie obecności Boga i wewnętrzna szamotanina w otchłani serca. Nasze życie,  utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.