Piotr
wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego
wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus
natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej
wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi,
upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”
(Mt 14,22-36).
Wiara oznacza ryzyko
opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Przyglądania się światu i
rejestrowania niedogodności które Bóg czyni sprawdzianem dla kruchej i ospałej
wiary. „Jesteśmy zaprojektowani na niebezpieczeństwo, nasze oczy są dostrojone
do zagrożeń. Nie dostrzegamy mocy słabości i wrażliwości pokory…”(S. Freeman). Boimy
się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak
grom z jasnego nieba. „Człowiek stoi przed otchłanią nicości, doświadcza lęku i
przerażenia, gdyż jest oddzielony od Boga”(M. Bierdiajew). Dramatyczne jest
wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi. Przerażenie i lęk
wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek.
Wzburzone jezioro to metafora naszego życia i Cerkwi dryfującej ku swojemu
Oblubieńcowi. Kiedy słońce rozkłada
spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie
przenikającego spokoju, wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura
na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje
sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją.
Brzmienie kresu i nicości ! Lęk obezwładnia, a człowiek jest jak łupina zdana
na kaprys losu, furii i nawałnicy. W który momencie życia się znajdujesz ?
„Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię…
Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z druzgoczącym umysł
realizmem Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra
krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie
po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr
po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego
Pana na górze Tabor. Wydaje się, że nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak
Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Ewangelia potrafi rysować obrazy
i przemawiać wprost do wyobraźni. Chrystus spowity światłością z właściwym
sobie spokojem, spaceruje pośród kłębiących się fal. Groza żywiołu zostaje
przełamana świetlistością obecności Boga - Człowieka. Piotr podąża ku
Chrystusowi, mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę
pochłonie go żywioł wody. W myślach prowadzi wewnętrzny dialog: „Panie jak
wpadnę, złapiesz mnie ?” Jego twarz otulona blikami światła, jak na ikonach
ilustrujących scenę Przemienienia. Niczym echo z oddali historii wybrzmiewają
słowa św. Symeona Teologa: „Bóg jest Światłością i ci, których czyni godnymi,
by Go widzieli, widzą Go jako Światłość”. Tak silna emanacja światła sprawia,
że człowiek nie jest wstanie widzieć. „O światło substancjalne ! Szukam tylko
Ciebie, w Tobie jedynym jest moja radość i moje szczęście. Teraz, i mam
nadzieję – na wieki”(św. Dymitr z Rostowa). Piotr idzie na oślep, a pod nogami
kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie
można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk:
„Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez Pasierba:
„Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To
przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych
prób przemierzania krawędzi niebezpieczeństwa i pełnego bezradności wyczekiwania
cudu. To poszukiwanie obecności Boga i wewnętrzna szamotanina w otchłani serca.
Nasze życie, utkane ze spokojnych
wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów, tonięcia i wypływania na
powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w
wodę”.