Czas wakacji dobiega
końca. Jednak pozostają wspomnienia i pozbawione profesjonalnego zacięcia
fotografie. „Zachować się w całości, zapisać wszystkie chwile naszego życia,
wszystkie otaczające nas przedmioty, wszystkie wypowiedziane i usłyszane
słowa”(Ch. Boltanski). Mechanizm przypominania, utrwalania i selekcjonowania
nabytej mimowolnie wiedzy ulega spowolnieniu od nadmiaru wrażeń, obrazów,
rozmów i spotkań z ludźmi, których twarze przewijają się jak w kalejdoskopie i
stanowią odrębny rezerwuar spostrzeżeń i słów. Obecność w tak wielu miejscach
rodzi płochą zazdrość, iż człowiek nie jest częścią innej ziemi, historii i
czasu gnającego na oślep. „Człowiek rodzi się tam, gdzie każe los. Nasze dziwne
i nagłe pojawienie się na świecie jest momentem najzupełniej niezależnym od
naszego wyboru” – pisał Jean Guitton. Masz wrażenie, że bałkański wschód i
zachód słońca jest piękniejszy od tego, który onieśmiela ciebie każdego
skrupulatnie zaplanowanego dnia. Spacerując po włoskiej plaży, doznajesz tego
samego mistycznego upojenia które targało wnętrzem świętego Augustyna,
wpatrującego się w horyzont morza i rozległość plaży której sceneria posłużyła
do medytacji nad nieogarnionym dla intelektu Bogiem. Wdrapując się na szczyt
góry dostrzegasz jak płochą jest wszelka dywagacja o sprawach którym przypisuje
się istotny wpływ na bieg jutra. Będąc w wnętrzu średniowiecznego kościoła,
stajesz się kamieniem szepczącym modlitwę milczenia i partykułą kosmicznej
liturgii zwiastującej Paruzję. Migotliwe oblicza świętych na ścianach monasteru
Ostrog, to jakże wymowny fakt symbiozy pomiędzy światem ducha, a cielesnością
obezwładnioną miłością Zbawiciela. Zachwyt i jeszcze raz zachwyt, nie pozwala
spać i zakotwicza w miejscu gdzie można dopełnić ostatniej minuty życia. W tej obezwładniającej
przestrzeni kadrów, przypominają mi się pełne upojenia światem słowa Mouniera:
„Jasność dnia stanie się odrobinę jaśniejsza, jabłoń będzie wyglądać na
szczęśliwszą. Dąb będzie bardziej wieczny, a na każdej twarzy łaska wyjątkowych
dni stanie się codziennością.” Podmuch nadziei wbrew pesymizmowi chwili którą
chciałoby się egoistycznie zatrzymać tylko dla siebie. Uświadamiam sobie
intensywnej, iż religia nie jest oderwana od świata i materii która w
konwulsjach czeka na przeobrażenie. Istnieje pokusa tak silnie dręcząca umysł,
aby być tam – poza miejscem w którym się jest i otwiera się zasklepioną źrenicę
oka. Platoński Sokrates w swej przebłagalnej pieśni z Faidarosa- dotyka już „przestrzeni, która jest poza niebokręgiem,”
miejsca będącego już poza pragnieniem, a jednocześnie stanowiącego to
upragnione „dające się oglądać jedynie duszy.” Wszystkie nasze ziemskie
impresje są jedynie przedsmakiem wieczności, nutą poranka którego blask
obezwładnia wszystkie zmysły, dając asumpt ostatecznemu zjednoczeniu z Bogiem. „Inny
pozostaje do odkrycia”(T. Todorov). Ewangeliczny brzeg jeziora Genezaret jest
tą samą przystanią dla dzisiejszych uczniów, zauważających przez pryzmat wiary
- obecność zmartwychwstałego Pana spożywającego pośpiesznie upieczone ryby.
Przejrzyste ciało Boga w każdej komunii – wydane światu jako Miłość do spożycia
i rozdania. To proklamacja Piękna które nadchodzi subtelnie, budząc nowego
człowieka – oszołomionego w zaroślach zapomnianego i wyrzuconego z pamięci
Raju. Istnieje życie którym my żyjemy. Życie którego doświadczamy spoglądając
na innych i co najbardziej zdumiewające, życie Boga które otrzymujemy miarowo w
odpryskach drobno rozrzuconego i ledwie dostrzegalnego deszczu szczęścia. U
Kafki przemknęła mi niepokojąco odważna myśl ubrana w kostium paraboli:
„Radości tego życia nie są jego radościami, lecz naszym strachem przed
wzniesieniem się ku wyższemu życiu; udręki tego życia nie są jego udrękami,
lecz naszą samoudręką wywołaną owym strachem.” Iść przed siebie wbrew
nieprzydatności spojrzeń innych. Wyjść ku przygodzie, której krosno czasu tkać
będzie niewidzialną mapę na której narożu znajduje się oznaczony punkt
spotkania z Tym który ciężar ludzkich trosk zamknął w niewidzialności swojego
Królestwa.