niedziela, 29 września 2024

 

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je (Mk 8,34-36).

W świecie dotkniętym ignorancją, który tak intensywnie upodobał sobie grzech i rozsmakowuje się nim, wznosi się ostatni już znak sprzeciwu i opamiętania, którego przecięte belki – przeszywają najbardziej zamrożoną otchłań duszy i karłowatość ludzkich wyborów. Krzyż brama zbawienia ! Nie ma chrześcijaństwa bez krzyża. Nie ma świata bez krzyża na którym Bóg stanął po stronie człowieka i odpowiedział najbardziej radykalnym aktem miłości. „Tylko ten, kto dojrzał w poniżonym i pokonanym, w postaci sługi, w ukrzyżowanym – Króla i Boga, ten włącza się w tajemnicę zbawienia”(M. Bierdiajew). To nic innego jak skandal druzgoczący posadami sumienia; szaleństwo odbierające władzę rozplenionemu złu i negacji. „Wierzący musi ciągle abstrahować od rzeczy tego świata, brać rzeczy tego świata w nawias zapomnienia, aby myśleć o Bogu, który jest ponad ludzkim zrozumieniem”(D. Staniloae). Inteligencja mistyczna i realizm szeroko otwartych oczu skierowanych na Bogu ogołoconym i zwycięskim zarazem. Krzyż twardy, chropowaty i uwierający, wrzynający się w ciało tych, którzy odkryli duchowy sens - filozofię cierpienia i łaski – potrafiąc się zaprzeć samych siebie i umierać, aby stać istotą zmartwychwstałą. Krzyż odciśnięty na sercu, umyśle, ustach i dłoniach błogosławiących wszystko i wszystkich w nadmiarze. Krzyż znak odkupionego człowieka ! Przyoblec się w upokorzonego Chrystusa, aby następnie wraz z Nim przejść ponad przepaściami lęku, odrzucenia, wyszydzenia i zdeptania. To hiobowe doświadczenie wynosi ku światłu Paschy i radości dziecka karmiącego się pierwszym promieniem wiosny. „Bóg ukrzyżowany bierze na Siebie całe nasze niewolnictwo, bierze na siebie śmierć – w całej jej duchowej głębi: śmierć jako piekło, jako nieobecność Boga, nieobecność miłości „zapłatę za grzech,” zapłatę za rozdzielenie, za nienawiść, zbrodnię i samobójstwo” – pisał O. Clement. Głębia tej katechezy dotyka sumienia i świadomości, podrywa uczniów do naśladowania i miłości Krzyża.

piątek, 27 września 2024

 

Świat mający cztery krańce dzisiaj uświęca się przez podniesienie mającego cztery końce krzyża Twego, Chryste Boże nasz, a wraz tym podnosi się moc wiernego ludu twego- tak stichera dzisiejszego dnia wychwala najważniejszy znak chrześcijaństwa; trofeum życiodajnego Krzyża. „Gdy wywyższycie Syna człowieczego poznacie, że ja Jestem”(J 8,28). Chrześcijaństwo przez kręte wieki historii spogląda na Krzyż i kontempluje na nim swego Pana - Baranka, Wojownika i Zbawcę. W krzyżu niczym w kadrze błony fotograficznej zostaje zatrzymana głębia miłości Boga, oddającego w ręce ludzi własnego umiłowanego i współistotnego Syna. „Jednakże ten, kto zna misterium Krzyża i Grobu- pisał Maksym Wyznawca- zna również podstawową rację wszystkich rzeczy.” Niezwykle podniosłe i teatralne w swojej oprawie jest nabożeństwo upamiętniające wydarzenie odnalezienia relikwii Krzyża przez cesarzową Helenę. „Podniesiony dobrowolnie na krzyżu Chryste Boże, daj swoje miłosierdzie  swemu nabytemu dziedzictwu daj ludowi swemu moc zwycięstwa nad wrogami, gdyż ma on moc Twojego oręża pokoju, niezwyciężony znak zwycięstwa”- tymi słowami liturgia wysławia największe palladium chrześcijaństwa- Znak Zbawienia i tajemnicę Odkupienia. Uroczystemu wniesieniu krzyża przez kapłana, towarzyszy moment największego uniżenia ze strony modlącego się Kościoła. Ludzie klękają i czołem dotykając ziemi- uznają swoją nicość przed Panem, który wstąpił na Krzyż jak Mocarz- przywracając światu na powrót Eden i miłość. Modlitwa na kolanach i gest największego uniżenia, jak zauważa Orygenes, „jest znakiem pokory i uniżenia”.  W tej chwili pełnej łaski, zdają się z jeszcze większą siłą wybrzmiewać słowa św. Pawła: „Aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych” (Flp 2,1). Teloleptos z Filadelfii podkreślał: „Niech każdemu pokłonowi towarzyszy duchowe wezwanie do Chrystusa, aby oddać cześć Bogu dusz i ciał skłonnych do ugięcia się, pochylając dusze i ciała przed Panem”. Krzyż uniesiony wysoko, okadzany i całowany z szacunkiem egzorcyzmuje świat z brudu grzechu i niweczy wszelkie działania demona. Utrwala w świadomości wierzących, że zło zostało zdruzgotane w posadach, a ostatecznie jaśnieje blask zwycięskiego oręża. „Niech powstanie Bóg i rozproszą się wrogowie Jego, niech uciekają przed Jego obliczem ci, którzy Go nienawidzą; jak znika i rozwiewa się dym, tak niech znikną biesy sprzed oblicza miłujących Boga i żegnających się znakiem Krzyża Świętego…” Patriarcha Bartłomiej w swojej medytacji do Drogi Krzyżowej w Koloseum napisał: „O Jezu z ramionami na zawsze otwartymi, z Twego przebitego boku tryskają wody chrztu i krew Eucharystii. Niech krople krwi odnawiają cały świat, jutrzenka Ducha podnosi się z torturowanego ciała. Potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga, abyśmy mieli moc odradzania się. Drzewo hańby stało się Drzewem Życia, osią świata, która gromadzi wszystkie nasze bóle, by oddać je ogniowi Ducha. To drzewo wznosi się z ziemi do nieba. Drabina Jakuba, droga aniołów, jego owoc kryje w sobie całe życie, my go spożywamy, a spożywając nie umrzemy.”

poniedziałek, 23 września 2024

 

Wbrew obiegowym schematom najłatwiej o wierze lub jej braku rozmawia mi się z młodymi ludźmi. Powtarzam nieustannie za Bierdiajewem „Człowiek zaczął poznawczo niepokoić się o siebie samego.” W tym tkwi tragiczność bytu i szamotanina wewnętrzna, niestety jakże często poza pragnieniem odkupienia i uściskiem wyjaśniającej tak wiele Miłości. Dorośli zakładają, że wszystko wiedzą, a jeśli czegoś nie rozumieją, porzucają błyskawicznie odwagę poszukiwania i przedzierania się przez gąszcz pytań i piętrzących się odpowiedzi. Mam znajomego który po marksistowsku upatruje w jakiejkolwiek religii destrukcyjny wpływ na wolność człowieka. W całym bogactwie niewytłumaczalnych odczuć widzi jedynie historyczny zabobon ogłupiający masy. Zamach na człowieka i jego samoświadomość decydowania o swoim losie. W wierze dostrzega zagrożenie dla siebie i swoich wydumanych oraz fałszywie buntowniczych poglądów. Jakże graniczna i spętana jest dusza człowiecza ! Nie wiem, co za tą postawą stoi ? Być może jakieś zranienie z młodości które podkopało wszystkie możliwe fundamenty, aby coś co można było rozbudzić i sprawić, aby zaowocowało – to natychmiast obumarło w zarodku. Ciągle się zastanawiam, co tak szarpie jego umysłem, rozdziera sumienie, wznieca porywczość ateistycznego buntownika. O takim jak on przenikliwie powiedział intelektualista Gustaw Thibon: „Czujesz, że ci ciasno. Marzysz o ucieczce. Wystrzegaj się jednak miraży. Nie biegnij, by uciec, nie uciekaj od siebie: raczej drąż to miejsce, które zostało ci dane: znajdziesz to Boga i wszystko. Bóg nie unosi się na twoim horyzoncie, ale śpi w twej głębi. Próżność biegnie, a miłość drąży. Jeśli uciekniesz od siebie, twe więzienie będzie biec za tobą i na wietrze towarzyszącym twojemu biegowi będzie się stawało coraz ciaśniejsze. Jeśli zagłębisz się w sobie, rozszerzy się ono w raj…”Wszelka dyskusja o sprawach przekraczających ciasny horyzont odczucia i postrzegania jest jedynie miałką szamotaniną mrówki z gałęzią drzewa i kołyszącym ją szumem wiatru. „Wiara jest faktem w tych, którzy ją posiadają; a jeśli rozprawiają o niej ci, którzy jej nie mają, to postępują tak, jakby społeczność ślepców dyskutowała o tym, co usłyszała o świetle od widzących”- trafnie rozmyślał Unamuno. Kiedy młodzi ludzie przychodzą do mnie pomiędzy lekcjami z różnymi zagwozdkami natury filozoficznej, to prawie zawsze rodzi się przestrzeń do doświadczenia Obecności tak nierozpoznawalnej przez nich i schowanej za fasadą ogłupiającego zewsząd świata. Cieszy mnie ich dociekliwość, błyskotliwość, taktowana, choć nie pozbawiona zadziorności nieustępliwość. Czym jest czas ? Czym jest los ? A czy nauka kwestionuje wydarzenia które miały miejsce w Biblii ? Litania pytań rozsianych tak szybko, iż trudno je uchwycić i nadać im właściwą wagę pierwszeństwa. Najczęściej odpowiadam, że wszystko jest tajemnicą w której Ktoś pozostawia swój ślad – papilarne linie – na obwodzie naszych zagmatwanych światów i zakurzonych oczu ! Kiedyś porwała mój umysł myśl Fedotova: „Każdy człowiek zrozumie zapewne kiedyś w głębi swej istoty własną niedoskonałość, jak również to, że pełnia i sens jego istnienia zawiera się we Wcieleniu Jezusa Chrystusa.” To jakże trudna i nieeuklidesowa prawda o którą tak wiele myśli się kruszy i zatrzymuje się bezpowrotnie. Wiara to mocowanie ze sobą i z Nim, niczym biblijny Jakub zaciskający zęby i muskularne ręce na skrzydłach anioła, spraszając ostatecznie błogosławieństwo i uśmiech.

sobota, 21 września 2024

 

Narodzenie Twoje, Bogurodzico Dziewico, radość dało całemu światu, albowiem z Ciebie zajaśniało Słońce Sprawiedliwości, Chrystus, Bóg nasz…(Troparion święta).

Każdemu narodzeniu dziecka towarzyszy uczucie radości i niepewności. Szczęście z obecności i niepokój jaka przyszłość będzie pisana tej kruchej istocie. To wielka tajemnica jutra które dopiero ma się stać i wykluć z ludzkich obaw i lęków. Z osłoną i czułością rodziców, a nade wszystko miłością, tak przeżywane odczucia topnieją – pozostawiając miejsce nadziei, że plan Boga okaże się wspaniałą przygodą, choć nie pozbawioną wyzwań, czy trosk. Macierzyństwo i ojcostwo jest aktem pragnienia, wolności, przerwaniem ogniwa śmierci i urzeczywistnieniem wieczności w pierwszym oddechu i westchnieniu wychodzącego ku światłu niemowlęcia. „Kobiety są życiem, a życie jest najbliżej uśmiechu Boga”(Ch. Bobin). Bezpłodność Anny zostaje cudownie przezwyciężona i wszystko od tej pory staje się dziełem łaski; muśnięciem Ducha. Oczy Joachima spowija blask ufności, a dłonie podnoszą skarb, aby następnie oddać go światu i do dyspozycji Przedwiecznemu. Historia Izraela staje prawdziwie błogosławioną i świętą, ponieważ Nieogarniony w zachwycie ujrzał Kobietę – Matkę z której zejdzie w ciemność zajętej sobą rzeczywistości w której kruchą wiarę oświetlał wątły promień światła. Od tej pory świat przestanie być labiryntem, a stanie się miejscem nawiedzenia, okupienia i przebóstwienia – świątynią – liturgią Źródła. Dzisiaj świętujemy dzień urodzin Matki Bożej i nasza myśl zwraca się do Niej. To powód do wdzięczności za dar jaki ludzkości złożyli Joachim i Anna, wydając światu najpiękniejszą i najczystszą niewiastę jaką jest Maryja. „Dzisiaj zaczyna się przezwyciężenie tego podziału, jaki istniał między Bogiem a człowiekiem od momentu upadku: urodziła się Ta, która stanie się mostem między niebem i ziemią; Ta, która stanie się Bramą Wcielenia, bramą otwierającą się na niebo. Dzisiaj będziemy myśleć o Niej z łaskawością, zadziwiać się Nią i prosić Ją, aby nauczyła nas, aby stać się godnymi być jednego z Nią rodzaju: rodzaju ludzkiego, z którego urodził się Bóg, dlatego że Ona okazała tak doskonałą wierność”(A. Bloom). W Maryi wszystko staje się dziękczynieniem i odwagą, wobec której wolność wielu kobiet zbyt pośpiesznie rezygnuje i poddaje się. W centrum chrześcijaństwa uobecnia się owa wrażliwość i misteryjność „duszy kobiecej”- potrafiącej na sposób wyjątkowy, przeżywać czas i przestrzeń w Bogu. Sacrum znajduje swój najdoskonalszy pierwowzór w kobiecie jaką jest nowa Ewa - „Bogurodzica, zawsze Błogosławiona i Najczystsza, Matka Boga, Czcigodniejsza od Cherubinów i Chwalebniejsza nad Serafinów, któraś bez skazy zrodziła Boga Słowo…” Chrześcijaństwo wyniosło piękną Dziewczynę z Nazaretu ponad wszelkie stworzenia, czyniąc ją przedmiotem uwielbienia, podziwu, personifikacji Kościoła i najżarliwszej modlitwy. Orantka i najpokorniejsza służebnica Baranka. „Nie żyłaś dla samej siebie, ale w Bogu, dla którego się urodziłaś, aby służyć tajemnicy zbawienia wszystkich i ażeby się stała wola Boża przez Wcielenie Logosu i przebóstwienie wszystkich”- powie św. Jan z Damaszku. W tym dniu każdy wierzący wyraża pragnienie, aby być jak pokorna Dziewczyna z Nazaretu na której zatrzymało się spojrzenie Boga.

poniedziałek, 16 września 2024

 

Ostrzeżenie ! Powódź nawiedzająca niektóre części Europy w tym Polskę, nie jest wydarzeniem fikcyjnym dziejącym się za szybą ekranu lecz doświadczeniem namacalnym i dramatycznym w swoich skutkach. Plusk, kałuże, kręgi, wrzenie, rzeka, ciemność i panika zmuszająca do opuszczenia ziemi. Każda sekunda na patrzenie bez celu i założone ręce, opóźnia solidarne przeciwstawienie się wrogowi. Jak słusznie zauważył Claudel „kiedy człowiek próbuje wyobrazić sobie raj na ziemi, natychmiast wychodzi mu z tego całkiem wygodne piekło.” Tu jest coś poza jakimkolwiek wyobrażeniem. Czas ukazuje nam nietrwałość rzeczy. Przychodzi taki dzień gdzie musisz wyjść przez okno, bo drzwi już nikt nie otworzy. Natura potrafi zaskakiwać i oddychać niszczycielską siłą żywiołów. Kilka mrocznych dni może wywrócić życie do góry nogami. W odstępach czasu usilnie pokazuje człowiekowi skupionemu na własnych sprawach, iż życie i nagromadzone rzeczy są jedynie produktem który gwałtowny nurt rzeki może przenieść w inne miejsce – na ziemię niczyją – wysypisko śmieci. Żywioł niesie śmierć i kruszy tamy ludzkiej mentalności i warunkujących ją zabezpieczeń. Fizyczny ból natury – konwulsja wody zagarniającej tak wiele, i cierpienie – będące wypadkową kruchych istot poddanych ulotności i konieczności objawiającej ukradkiem śmierci. Nie zrozumiemy tego, nawet za cenę wykłócania się z Bogiem i obwieszczania swoich pretensji do mikrofonu nachalnych dziennikarzy. Wszystko jest tajemnicą losu, katechezą przemawiającą mocniej, niż najmądrzejsze słowa mędrców o zabarwieniu apokaliptycznym. „Wodo, ty jesteś źródłem każdej rzeczy i wszelkiego istnienia !”- głosi pewien tekst hinduski. Istnieją krajobrazy niczym ruchome piaski, po powierzchnią których drzemie napięcie czekające na nagłe uzewnętrznienie. Życie miasta może zostać przerwane obecnością intruza, wdzierającego się w każdą szczelinę ulic i domów. Niepytający o nic i zabierający wszystko co napotka na drodze. Nieznany pejzaż który ludzka świadomość i wyobraźnia odtrąca, uspokajając się pokrętnymi zapewnieniami polityków że będzie dobrze. Stoisz w kałuży błota i patrzysz na dom którym minut kilka odpłynął w dal. Paraliżująca umysł bezradność i niemoc. W jednym momencie z konsumenta i posiadacza czegokolwiek, stajesz się nędzarzem zdanym na łaskę innych. Paradoks ludzkiego losu i otwarta przestrzeń w którym widać jedynie ruch wody. Symbolika akwatyczna odsyła do wydarzenia biblijnego potopu, gdzie grzeszny i zbuntowany człowiek topi się w odmętach „wód śmierci.” Substancja w której można się obmyć, oczyścić, odmłodzić, odrodzić i co najtragiczniejsze – umrzeć, będąc wciągniętym w wir natychmiastowego pochwycenia. Woda likwiduje historię i zmienia bieg spraw. To jakiś koniec świata oswojonego, w którym codziennie wypijana kawa w kawiarni jest już wrzeźbiona w czas przeszły dokonany. „Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć późno, jeszcze więcej – bardzo późno, najwięcej – zbyt późno”- pisał R. Kapuściński w swoim Lapidarium. To o czym piszę, to już jest owo zbyt późno. Po tej koniunkcji czasu nie ma już, albo niewiele. „Historia ludzkości jest tylko historią światłości, która szuka większego światła w jądrze ciemności"- twierdzi Annick de Souzenelle. Pozostaje nadzieja, że wody opadną, a człowiek wypuści gołębicę jak Noe, która przyniesie nadzieje na promienne jutro. Kończę to rozważanie żarliwą modlitwą molebienu: „Aby nakazał obłokom przestać kropić niepotrzebny deszcz i mrokom panoszyć się, i niech zajaśnieje jasność słońca, do Pana módlmy się. Aby oszczędził ludzi i zwierzęta, i całą tę ziemię, i nie zniszczył jej strugami niepotrzebnego deszczu, do Pana módlmy się”

niedziela, 15 września 2024

 

A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?»… Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego…(Mt 19,16-26).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzie życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

środa, 11 września 2024

 

Ziemia urodzajna stała się pustynią (Jr 4,26). Żyjemy w czasach, kiedy ludzie przekroczyli tak wiele granic i objęli wzrokiem mnogość rozrzuconych odlegle od siebie horyzontów. Ulepieni z pierwiastków Raju, pytając nieprzerwanie – szukamy celu i sensu. Człowiek na progu jutra z łatwością postrzega i opisuje świat, który jeszcze tak niedawno był tajemnicą dla podróżników pokonujących równik i wyznaczających coraz to nowe cele na mapie. W biegu dni, nie musi budować statków, aby marzyć o naoczności i dotarciu na drugi brzeg świata. Wystarczy szybka decyzja o rezerwacji lotu sprawia, iż można dotrzeć tanio i szybko ku miejscu naszego podekscytowania i ciekawości. Potrafimy obserwować spadające meteory i uciekające galaktyki, rozbijając się o pytania nierozstrzygalne i podrywające dla istoty, próbującej się wyrwać paraliżującej ulotności czasu, lękowi przed zapomnieniem, czy unicestwieniem. Wiemy o istnieniu czarnych dziur i oceanicznych rowów których głębia odzwierciedla pustkę i chłód otchłani. „Światło i ciemność, życie i śmierć, prawe i lewe są braćmi; nie można oddzielić od siebie” – czytam w starożytnym tekście z Nag- Hammadi. Wszystko przenika tajemnica do której trzeba się przybliżać z pokorą mędrca któremu Bóg zawiązał na chwilę oczy i zapchał uszy słomą. Tak mocno zbrataliśmy się ze światem który nas otacza, że przegapiliśmy i porzuciliśmy trud oswajania się z nieskończonością – wiecznością, gdzie Obecność z za kulis przygląda się nam z dozą niewyrażalnego współczucia i grymasu. Przywykliśmy do naszych topografii i przestaliśmy nasłuchiwać ciszy. Osiadli w wygodnej niszy którą się opuszcza tylko na chwilę, kontrolując każdy ułamek szczelnie umeblowanej i pozornie bezpiecznej rzeczywistości. To nam wystarczy do szczęścia, a podróże galaktyczne i przetrawione światłem niewiadomej przestrzenie, pozostawiamy obłąkanym, samotniczym fantastom dla których glob jest za ciasny i chcieliby go poszerzyć o kolejny podbój czegoś nieodkrytego. Zajęci sobą i banalnością codziennych rytuałów, nie chcemy zgłębiać teologii – słyszeć o bezmiarze, poruszeniu duszy, zapachu Raju i szczęściu o którym pisali uwiedzeni miłością szaleńcy zakochani w Bogu. „Jeżeli świat staje przed człowiekiem jako objawienie Boga, zadaniem człowieka jest twórcze rozszyfrowanie tego objawienia, uczynienie ontologicznego wielbienia Boga przez rzeczy wielbieniem świadomym”(O. Clement). Być może potrzebujemy odwróconej perspektywy – jak w sztuce ikony- aby za zasłony dostrzec więcej, w nadmiarze obdarowania i ostatecznego spotkania. „Każdy z nas jest punktem, w którym zbiegają się wieczność i bezmiar – pisał odlegle w Dzienniku intymnym Unamuno – Wszystkie rzeczy są ze sobą połączone i wzajemnie na siebie oddziałują w sposób bezpośredni lub pośredni… Każde zjawisko jest skutkiem całego życia wszechświata, skutkiem jednej Przyczyny.” Pod naporem konieczności i tak trzeba będzie przejść przez próg, uchylić szczelinę drzwi, ponieważ ciekawość pokona obojętność i batalię serca z rozumem. Prawosławie naucza, że zbawienie jest kosmiczne i dotyka mocą przemienia każdego bytu – od źdźbła trawy, po skamieniała strukturę innych planet i gwiazd. „Oto czynię wszystko nowe… Ja jestem Alfa i Omega, Początek i Koniec”(Ap 21,5-6). Ostateczne przebóstwienie człowieka i świata – finalny akord metahistorii.

niedziela, 8 września 2024

 

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.  Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" (Mt 18,23-35).

Cały świat zatacza wokół ciaśniejsze kręgi. Na szyi zaciska się sznur bezradności i poddania. Czy nie takie uczucia towarzyszą tym, których dług rośnie, a odsetki pęcznieją- odbierając dech i wolę życia ? Żywioł ludzkiego dramatu, naznaczony desperacką decyzją. „Popełnił samobójstwo, ponieważ nie zdołał spłacić długów.” Takie lapidarne informacje pojawiają się w prasowych nekrologach, będących niczym przestroga dla zwlekających z płatnościami na czas. „Życie jest wychowawcą i potrafi zmuszać do posłuszeństwa okropnymi sposobami”- twierdził Mauriac. Wbrew tragizmowi uprzedniej myśli, wobec Boga również jesteśmy niewypłacalnymi dłużnikami, ale nie musimy popełniać samobójstwa ! On nie jest twórcą zła, nie pragnie dla nas cierpienia, ciężarów które nie jesteśmy wstanie unieść. Stąd anulowanie win i rehabilitacja. „Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni”(1 Tm 2,4). To główny wątek niedzielnej przypowieści. Brutalna prawda o bezradności i zbawieniu, które wytryskuje z miłosiernego serca Boga. To zdaje się odpowiedź na targające umysł pytanie Piotra o bliźniego i arytmetykę przebaczenia. Ile razy mam przebaczyć ? Komu przebaczyć ? Mistrz odpowiada radykalnie: przebacz siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, wszędzie i każdemu (bez względu na okoliczności). Przebaczenie, nie jest aktem wybiórczym, odzwierciedlającym nasze aktualne preferencje. Naprawianie świata rozpoczyna się od gestów dotykających dna portfela i przechodzących następnie do przepastnych krajobrazów wnętrza. Król darował słudze dług w wysokości dziesięciu tysięcy talentów. To suma kosmiczna, zwarzywszy na realia życia w ówczesnej Palestynie. Żaden dzisiejszy bank nie anulowałby takiej ilości pieniędzy, nie mówiąc już o majętnych, choć ciągle pomnażających trzos- indywidualnych biznesmenach. Bezmiar hipokryzji i strzępy szczęścia; rozkład ducha. Wbrew twórczemu humanizmowi, pieniądze muszą pracować, pomnażać się, zamieniać świat w korporację. Niszczyć słabych i budować potęgę gigantów bez sumień. Przebaczenie dla świata jest objawem słabości, nawet szaleństwa. Piekło dzisiejszego świata objawia się w postawie zawłaszczania wszystkiego dla siebie. Brutalnym współzawodnictwie, oślepieniu pod wpływem pieniądza i rozrastającej po jej wpływem władzy. Każdy żyje na własną rękę, ulepiony z iluzji i  poddany perwersji posiadania. Ludzie miasta stają się jakże często pasożytniczą częścią materii pieniądza. Taką postawę przyjmuje sługa, nie potrafiąc ustąpić i darować długu człowiekowi od stu denarów. Nie zdał sprawdzianu z człowieczeństwa i miłości. „Smutna filozofia, która nie chce zrozumieć, że wieczność jest niczym innym jak życiem sprawiedliwego, życiem- jak pisał Czaadajew- którego wzór zapisał nam Syn Człowieczy.” Zawiódł na każdej linii, ogarnięty chciwością i zgubną kalkulacją, stał się istotą z piętnem bankructwa. Kiedy będą domykać wieko jego trumny, usłyszą żałosne brzmienie monet wysypujących się z kieszeni i nogawek. Zamknął tym samym sobie drogę do prawdziwej wolności dziecka Bożego. „Kiedy Bóg zaczyna liczyć nasze długi, to liczby są ogromne, gigantyczne, a ich ostateczną sumą jest śmierć”(A. Maillot). Cud tworzy wołanie o miłosierdzie, a każda sekunda zawahania, odbiera przebaczeniu i miłości siłę przeobrażenia świata w Królestwo Niebieskie. Nie pozwólmy zamknąć się w czasach odbierających oddech współczuciu i wyrównaniu szans dla słabych oraz przygniecionych ciężarem grzechów- ogołacaniu piekła z jego siły !

czwartek, 5 września 2024

 

Pierwsze dni pracy w szkole. Nowe wyzwania, pomysły, oczekiwania i obawy. Ten który przekazuje wiedzę nie powinien się łudzić, że ma jakiś wielki wpływ na świat. Jedyną pociechą jest nadzieja, że wśród tych do których mówi, znajdzie się ktoś kto kiedyś zajmie to same miejsce, a wiedza którą posiądzie będzie źródłem osobistego szczęścia i intelektualnego spełnienia.  Bycie duchownym to jedno, ale bycie belfrem to jakby rewers tego jednego powołania i misji którą należy dobrze spełnić. Praca ma prowadzić ku zbawieniu. W oczach moich uczniów dostrzegam iskrę nadziei, że to o czym próbuję im mówić, natrafia na podatny grunt i jest przyjęte z odwzajemnioną wdzięcznością. Prowadzenie kogoś z rękę po krainie sztuki wymaga nie tylko poznawczej świeżości, ale nade wszystko pasji którą może rozpalić umysł i oczy kogoś, tak silnie zespolonego z telefonem i jego demiurgiczną mocą przyciągania i zatrzymywania uwagi. Poruszamy się jakże często w odmiennych światach idei i wyobrażeń, ale w pewnym punkcie następuje synergia i wzajemne obdarowanie. Spotkanie w krainie piękna na pograniczu spojrzeń i odczuć, gdzie można przystanąć i westchnąć bezceremonialnie. Pauza, milczenie, słowo i wyłaniające się dzieło – stają się styczną i punktem zbiegu myśli. „Akcent przesuwa się od słów do obrazów, od tego, co możliwe do powiedzenia, ku temu, co możliwe do zobaczenia”(Mitchell). Sztuka musi budzić w istnieniu, otwierać przestrzenie do tej pory nieodkryte, a będące w nieprawdopodobnej wprost bliskości człowieka wrażliwego na świat i ludzki akt tworzenia. Odpryski dłuta lub pędzla z wielkiej kuźni gigantów, trawiących rzeczywistość ogniem – bezmiaru przeżyć utrwalonych w okiełznanej materii. „Historia sztuki to rezultat zacieklej walki talentów i kierunków- pisał J. Czapski -  historia malarstwa składa się z szeregu „dziś” przeciwstawiających się „wczoraj.” Zwycięstwo czy porażki tych czy innych kierunków decydują o dalszym łożysku, w którym ma płynąć prąd sztuki, a do pewnego stopnia i prąd życia.” Znieruchomienie wzroku i tak intensywne bicie serca pod wpływem wizji którą urzeczywistnił artysta – zapalił w duszy jak latarnik w czeluściach ciemności. Każde dzieło sztuki niesie jakieś przesłanie i przebudzenie, filozoficzny namysł chwili w której twórca zawarł siebie i swój niepowtarzalny sposób percypowania rzeczywistości. Artysta zamyka w dłoni świat, aby następnie go wypuścić i ujawnić jego ukryte źródła ! Przybliża się do światła prawdy i proklamuje świt czego zupełnie nowego w wymiarze jakby ostatecznym. W jakimś ukrytym, czy zakamuflowanym sensie każda wielka sztuka ociera się o świat fenomenu i czegoś na wskroś misteryjnego. Przedzierając się przez warstwy, dociera do sacrum i pozostawia w zdumieniu. Kiedy opowiadam młodym ludziom, że autentyczna sztuka rodzi się ze śmierci, aby następnie wybuchnąć erupcją życia – to są w pierwszym momencie wstrząśnięci. „Tylko sztuka religijna dysponuje symbolami życia, które przerzucają mosty, transcendują próżnię, stają się modlitwą i oczekiwaniem. Sztuka to proroczo przedstawia, czyni obecnym i objawia świat z punktu widzenia spełnienia taki, jakim może on być w swojej ostatecznej prawdzie”(P. Evdokimov). Myślę, że każdy nauczyciel może być nie tylko mentorem, przewodnikiem, mędrcem, ale nade wszystko pokornym prorokiem spraw których sens będzie zrozumiały dopiero pojutrze.

niedziela, 1 września 2024

 

Gdy przyszli do tłumu, podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, prosił: «Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić». Na to Jezus odrzekł: «O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? Przyprowadźcie Mi go tutaj!» Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie… (Mt 17,14-23).

Nie potrafię patrzeć wyraźnie i przenikliwie na świat oczami Chrystusa. Nie potrafię wierzyć tak mocno, aby moje spojrzenie, dotyk, czy słowo podnosiło zmiażdżonych chorobą, leczyło i dawało nadzieję. Chciałbym mieć wrażliwość i pokorę, pewność Galilejskiego Lekarza, diagnozującego i znajdującego natychmiast remedium na cierpienie, ludzką szamotaninę, a nawet śmierć. Nie jestem Bogiem, choć tak pragnę być Jemu podobny ! Zbyt wiele sprzeczności, pokusy zamieszkania w sobie, a nie w Nim. Wątłe światło wiary i tęsknota za cudem który powali na kolana i zakołacze posadami duszy, objaśni tak wiele innym. Świat nieustannie podsyca pragnienie spektakularności – widoczności czegoś, czego jeszcze nie transmitowano na ekranach telewizorów i nie obwieszczano na portalach Internetu. W tłumie nie widać chorych. Trzeba udać się na peryferia, wejść do szpitalnych wnętrz, odwiedzić mieszkania w których zapach powietrza mówi tak wiele, albo zbyt wiele. To zbitka myśli które towarzyszyły mi po przeczytaniu tego fragmentu Ewangelii. Bezradność i niemoc, smutek przenikający serce kapłana; bezużyteczne narzędzie w dłoniach Tego, który każdego ranka tworzy świat na nowo – lepiąc go z kruchej i przygodnej materii- odprysków niegdyś utraconego Raju. Hiobowa rozterka i mikrotektoniczny wstrząs niedowiarka. Ewangelia potrafi zatrwożyć, obezwładnić, sprowadzić do pozycji embriona zamkniętego w niewidzialnej dłoni Opatrzności. Przypomina mi się takie opis u Prousta: „Pogrzebano go, ale przez całą noc żałobną w oświetlonych witrynach książki jego, ułożone po trzy, czuwały jak anioły z rozpostartymi skrzydłami i zdawały się symbolem zmartwychwstania tego, którego już nie było.” Stoisz nad umierającym i nie znajdujesz adekwatnych słów, aby dodać otuchy, podnieść, wyrazić sens i wskazać wartość cierpienia w przechodzeniu na drugi brzeg. Wstrzymujesz oddech. Trzymasz chore dziecko na raka za dłoń i milcząc płaczesz wewnętrznie, bo nie rozumiesz iż to, co się teraz dzieje jest większe od twojego bólu i pretensji. Większe od krzyku rodziców z drugiego pokoju, oczekujących do ostatniego momentu na cud. Historia tego dziecka jest już historią Boga – podróżą otuloną światłem nowego poranka. „Radość jest wtedy, kiedy już nigdy nie jesteś u siebie, ale wciąż na zewnątrz, wszystkim osłabiony, wszystkiego głodny, wszędzie na zewnątrz świata, jak w brzuchu Boga.” Nagle zrywa się wiatr i wytryskuje źródło, w powietrzu unosi się zapach nardu, a dzień tonie w słońcu Chrystusa przychodzącego po swoją własność; zdolnego przebudzić z największego snu – wydać na świat po raz wtóry. „Miłość Jezusa jest boska a zbawia nas jedynie wówczas gdy, gdy staje się ludzka, przechodząc przez Jego udręki, Jego pot, Jego troski. Całą ludzka substancję, nieustannie przetwarzaną w miłość…”(J. Gullet). Wiara potrzebuje zaufania i szeroko otwartych oczu. Nadzieja leczy. Przynosi otuchę, daje siłę do wytrwałości w przeciwnościach losu, otwiera na uzdrowienie i pozwala błogosławić cierpienie. Jak pisał Bierdiajew, pozwala „nieść swój krzyż w sposób prześwietlony.”