poniedziałek, 16 września 2024

 

Ostrzeżenie ! Powódź nawiedzająca niektóre części Europy w tym Polskę, nie jest wydarzeniem fikcyjnym dziejącym się za szybą ekranu lecz doświadczeniem namacalnym i dramatycznym w swoich skutkach. Plusk, kałuże, kręgi, wrzenie, rzeka, ciemność i panika zmuszająca do opuszczenia ziemi. Każda sekunda na patrzenie bez celu i założone ręce, opóźnia solidarne przeciwstawienie się wrogowi. Jak słusznie zauważył Claudel „kiedy człowiek próbuje wyobrazić sobie raj na ziemi, natychmiast wychodzi mu z tego całkiem wygodne piekło.” Tu jest coś poza jakimkolwiek wyobrażeniem. Czas ukazuje nam nietrwałość rzeczy. Przychodzi taki dzień gdzie musisz wyjść przez okno, bo drzwi już nikt nie otworzy. Natura potrafi zaskakiwać i oddychać niszczycielską siłą żywiołów. Kilka mrocznych dni może wywrócić życie do góry nogami. W odstępach czasu usilnie pokazuje człowiekowi skupionemu na własnych sprawach, iż życie i nagromadzone rzeczy są jedynie produktem który gwałtowny nurt rzeki może przenieść w inne miejsce – na ziemię niczyją – wysypisko śmieci. Żywioł niesie śmierć i kruszy tamy ludzkiej mentalności i warunkujących ją zabezpieczeń. Fizyczny ból natury – konwulsja wody zagarniającej tak wiele, i cierpienie – będące wypadkową kruchych istot poddanych ulotności i konieczności objawiającej ukradkiem śmierci. Nie zrozumiemy tego, nawet za cenę wykłócania się z Bogiem i obwieszczania swoich pretensji do mikrofonu nachalnych dziennikarzy. Wszystko jest tajemnicą losu, katechezą przemawiającą mocniej, niż najmądrzejsze słowa mędrców o zabarwieniu apokaliptycznym. „Wodo, ty jesteś źródłem każdej rzeczy i wszelkiego istnienia !”- głosi pewien tekst hinduski. Istnieją krajobrazy niczym ruchome piaski, po powierzchnią których drzemie napięcie czekające na nagłe uzewnętrznienie. Życie miasta może zostać przerwane obecnością intruza, wdzierającego się w każdą szczelinę ulic i domów. Niepytający o nic i zabierający wszystko co napotka na drodze. Nieznany pejzaż który ludzka świadomość i wyobraźnia odtrąca, uspokajając się pokrętnymi zapewnieniami polityków że będzie dobrze. Stoisz w kałuży błota i patrzysz na dom którym minut kilka odpłynął w dal. Paraliżująca umysł bezradność i niemoc. W jednym momencie z konsumenta i posiadacza czegokolwiek, stajesz się nędzarzem zdanym na łaskę innych. Paradoks ludzkiego losu i otwarta przestrzeń w którym widać jedynie ruch wody. Symbolika akwatyczna odsyła do wydarzenia biblijnego potopu, gdzie grzeszny i zbuntowany człowiek topi się w odmętach „wód śmierci.” Substancja w której można się obmyć, oczyścić, odmłodzić, odrodzić i co najtragiczniejsze – umrzeć, będąc wciągniętym w wir natychmiastowego pochwycenia. Woda likwiduje historię i zmienia bieg spraw. To jakiś koniec świata oswojonego, w którym codziennie wypijana kawa w kawiarni jest już wrzeźbiona w czas przeszły dokonany. „Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć późno, jeszcze więcej – bardzo późno, najwięcej – zbyt późno”- pisał R. Kapuściński w swoim Lapidarium. To o czym piszę, to już jest owo zbyt późno. Po tej koniunkcji czasu nie ma już, albo niewiele. „Historia ludzkości jest tylko historią światłości, która szuka większego światła w jądrze ciemności"- twierdzi Annick de Souzenelle. Pozostaje nadzieja, że wody opadną, a człowiek wypuści gołębicę jak Noe, która przyniesie nadzieje na promienne jutro. Kończę to rozważanie żarliwą modlitwą molebienu: „Aby nakazał obłokom przestać kropić niepotrzebny deszcz i mrokom panoszyć się, i niech zajaśnieje jasność słońca, do Pana módlmy się. Aby oszczędził ludzi i zwierzęta, i całą tę ziemię, i nie zniszczył jej strugami niepotrzebnego deszczu, do Pana módlmy się”

niedziela, 15 września 2024

 

A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?»… Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego…(Mt 19,16-26).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzie życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

środa, 11 września 2024

 

Ziemia urodzajna stała się pustynią (Jr 4,26). Żyjemy w czasach, kiedy ludzie przekroczyli tak wiele granic i objęli wzrokiem mnogość rozrzuconych odlegle od siebie horyzontów. Ulepieni z pierwiastków Raju, pytając nieprzerwanie – szukamy celu i sensu. Człowiek na progu jutra z łatwością postrzega i opisuje świat, który jeszcze tak niedawno był tajemnicą dla podróżników pokonujących równik i wyznaczających coraz to nowe cele na mapie. W biegu dni, nie musi budować statków, aby marzyć o naoczności i dotarciu na drugi brzeg świata. Wystarczy szybka decyzja o rezerwacji lotu sprawia, iż można dotrzeć tanio i szybko ku miejscu naszego podekscytowania i ciekawości. Potrafimy obserwować spadające meteory i uciekające galaktyki, rozbijając się o pytania nierozstrzygalne i podrywające dla istoty, próbującej się wyrwać paraliżującej ulotności czasu, lękowi przed zapomnieniem, czy unicestwieniem. Wiemy o istnieniu czarnych dziur i oceanicznych rowów których głębia odzwierciedla pustkę i chłód otchłani. „Światło i ciemność, życie i śmierć, prawe i lewe są braćmi; nie można oddzielić od siebie” – czytam w starożytnym tekście z Nag- Hammadi. Wszystko przenika tajemnica do której trzeba się przybliżać z pokorą mędrca któremu Bóg zawiązał na chwilę oczy i zapchał uszy słomą. Tak mocno zbrataliśmy się ze światem który nas otacza, że przegapiliśmy i porzuciliśmy trud oswajania się z nieskończonością – wiecznością, gdzie Obecność z za kulis przygląda się nam z dozą niewyrażalnego współczucia i grymasu. Przywykliśmy do naszych topografii i przestaliśmy nasłuchiwać ciszy. Osiadli w wygodnej niszy którą się opuszcza tylko na chwilę, kontrolując każdy ułamek szczelnie umeblowanej i pozornie bezpiecznej rzeczywistości. To nam wystarczy do szczęścia, a podróże galaktyczne i przetrawione światłem niewiadomej przestrzenie, pozostawiamy obłąkanym, samotniczym fantastom dla których glob jest za ciasny i chcieliby go poszerzyć o kolejny podbój czegoś nieodkrytego. Zajęci sobą i banalnością codziennych rytuałów, nie chcemy zgłębiać teologii – słyszeć o bezmiarze, poruszeniu duszy, zapachu Raju i szczęściu o którym pisali uwiedzeni miłością szaleńcy zakochani w Bogu. „Jeżeli świat staje przed człowiekiem jako objawienie Boga, zadaniem człowieka jest twórcze rozszyfrowanie tego objawienia, uczynienie ontologicznego wielbienia Boga przez rzeczy wielbieniem świadomym”(O. Clement). Być może potrzebujemy odwróconej perspektywy – jak w sztuce ikony- aby za zasłony dostrzec więcej, w nadmiarze obdarowania i ostatecznego spotkania. „Każdy z nas jest punktem, w którym zbiegają się wieczność i bezmiar – pisał odlegle w Dzienniku intymnym Unamuno – Wszystkie rzeczy są ze sobą połączone i wzajemnie na siebie oddziałują w sposób bezpośredni lub pośredni… Każde zjawisko jest skutkiem całego życia wszechświata, skutkiem jednej Przyczyny.” Pod naporem konieczności i tak trzeba będzie przejść przez próg, uchylić szczelinę drzwi, ponieważ ciekawość pokona obojętność i batalię serca z rozumem. Prawosławie naucza, że zbawienie jest kosmiczne i dotyka mocą przemienia każdego bytu – od źdźbła trawy, po skamieniała strukturę innych planet i gwiazd. „Oto czynię wszystko nowe… Ja jestem Alfa i Omega, Początek i Koniec”(Ap 21,5-6). Ostateczne przebóstwienie człowieka i świata – finalny akord metahistorii.

niedziela, 8 września 2024

 

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.  Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" (Mt 18,23-35).

Cały świat zatacza wokół ciaśniejsze kręgi. Na szyi zaciska się sznur bezradności i poddania. Czy nie takie uczucia towarzyszą tym, których dług rośnie, a odsetki pęcznieją- odbierając dech i wolę życia ? Żywioł ludzkiego dramatu, naznaczony desperacką decyzją. „Popełnił samobójstwo, ponieważ nie zdołał spłacić długów.” Takie lapidarne informacje pojawiają się w prasowych nekrologach, będących niczym przestroga dla zwlekających z płatnościami na czas. „Życie jest wychowawcą i potrafi zmuszać do posłuszeństwa okropnymi sposobami”- twierdził Mauriac. Wbrew tragizmowi uprzedniej myśli, wobec Boga również jesteśmy niewypłacalnymi dłużnikami, ale nie musimy popełniać samobójstwa ! On nie jest twórcą zła, nie pragnie dla nas cierpienia, ciężarów które nie jesteśmy wstanie unieść. Stąd anulowanie win i rehabilitacja. „Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni”(1 Tm 2,4). To główny wątek niedzielnej przypowieści. Brutalna prawda o bezradności i zbawieniu, które wytryskuje z miłosiernego serca Boga. To zdaje się odpowiedź na targające umysł pytanie Piotra o bliźniego i arytmetykę przebaczenia. Ile razy mam przebaczyć ? Komu przebaczyć ? Mistrz odpowiada radykalnie: przebacz siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, wszędzie i każdemu (bez względu na okoliczności). Przebaczenie, nie jest aktem wybiórczym, odzwierciedlającym nasze aktualne preferencje. Naprawianie świata rozpoczyna się od gestów dotykających dna portfela i przechodzących następnie do przepastnych krajobrazów wnętrza. Król darował słudze dług w wysokości dziesięciu tysięcy talentów. To suma kosmiczna, zwarzywszy na realia życia w ówczesnej Palestynie. Żaden dzisiejszy bank nie anulowałby takiej ilości pieniędzy, nie mówiąc już o majętnych, choć ciągle pomnażających trzos- indywidualnych biznesmenach. Bezmiar hipokryzji i strzępy szczęścia; rozkład ducha. Wbrew twórczemu humanizmowi, pieniądze muszą pracować, pomnażać się, zamieniać świat w korporację. Niszczyć słabych i budować potęgę gigantów bez sumień. Przebaczenie dla świata jest objawem słabości, nawet szaleństwa. Piekło dzisiejszego świata objawia się w postawie zawłaszczania wszystkiego dla siebie. Brutalnym współzawodnictwie, oślepieniu pod wpływem pieniądza i rozrastającej po jej wpływem władzy. Każdy żyje na własną rękę, ulepiony z iluzji i  poddany perwersji posiadania. Ludzie miasta stają się jakże często pasożytniczą częścią materii pieniądza. Taką postawę przyjmuje sługa, nie potrafiąc ustąpić i darować długu człowiekowi od stu denarów. Nie zdał sprawdzianu z człowieczeństwa i miłości. „Smutna filozofia, która nie chce zrozumieć, że wieczność jest niczym innym jak życiem sprawiedliwego, życiem- jak pisał Czaadajew- którego wzór zapisał nam Syn Człowieczy.” Zawiódł na każdej linii, ogarnięty chciwością i zgubną kalkulacją, stał się istotą z piętnem bankructwa. Kiedy będą domykać wieko jego trumny, usłyszą żałosne brzmienie monet wysypujących się z kieszeni i nogawek. Zamknął tym samym sobie drogę do prawdziwej wolności dziecka Bożego. „Kiedy Bóg zaczyna liczyć nasze długi, to liczby są ogromne, gigantyczne, a ich ostateczną sumą jest śmierć”(A. Maillot). Cud tworzy wołanie o miłosierdzie, a każda sekunda zawahania, odbiera przebaczeniu i miłości siłę przeobrażenia świata w Królestwo Niebieskie. Nie pozwólmy zamknąć się w czasach odbierających oddech współczuciu i wyrównaniu szans dla słabych oraz przygniecionych ciężarem grzechów- ogołacaniu piekła z jego siły !

czwartek, 5 września 2024

 

Pierwsze dni pracy w szkole. Nowe wyzwania, pomysły, oczekiwania i obawy. Ten który przekazuje wiedzę nie powinien się łudzić, że ma jakiś wielki wpływ na świat. Jedyną pociechą jest nadzieja, że wśród tych do których mówi, znajdzie się ktoś kto kiedyś zajmie to same miejsce, a wiedza którą posiądzie będzie źródłem osobistego szczęścia i intelektualnego spełnienia.  Bycie duchownym to jedno, ale bycie belfrem to jakby rewers tego jednego powołania i misji którą należy dobrze spełnić. Praca ma prowadzić ku zbawieniu. W oczach moich uczniów dostrzegam iskrę nadziei, że to o czym próbuję im mówić, natrafia na podatny grunt i jest przyjęte z odwzajemnioną wdzięcznością. Prowadzenie kogoś z rękę po krainie sztuki wymaga nie tylko poznawczej świeżości, ale nade wszystko pasji którą może rozpalić umysł i oczy kogoś, tak silnie zespolonego z telefonem i jego demiurgiczną mocą przyciągania i zatrzymywania uwagi. Poruszamy się jakże często w odmiennych światach idei i wyobrażeń, ale w pewnym punkcie następuje synergia i wzajemne obdarowanie. Spotkanie w krainie piękna na pograniczu spojrzeń i odczuć, gdzie można przystanąć i westchnąć bezceremonialnie. Pauza, milczenie, słowo i wyłaniające się dzieło – stają się styczną i punktem zbiegu myśli. „Akcent przesuwa się od słów do obrazów, od tego, co możliwe do powiedzenia, ku temu, co możliwe do zobaczenia”(Mitchell). Sztuka musi budzić w istnieniu, otwierać przestrzenie do tej pory nieodkryte, a będące w nieprawdopodobnej wprost bliskości człowieka wrażliwego na świat i ludzki akt tworzenia. Odpryski dłuta lub pędzla z wielkiej kuźni gigantów, trawiących rzeczywistość ogniem – bezmiaru przeżyć utrwalonych w okiełznanej materii. „Historia sztuki to rezultat zacieklej walki talentów i kierunków- pisał J. Czapski -  historia malarstwa składa się z szeregu „dziś” przeciwstawiających się „wczoraj.” Zwycięstwo czy porażki tych czy innych kierunków decydują o dalszym łożysku, w którym ma płynąć prąd sztuki, a do pewnego stopnia i prąd życia.” Znieruchomienie wzroku i tak intensywne bicie serca pod wpływem wizji którą urzeczywistnił artysta – zapalił w duszy jak latarnik w czeluściach ciemności. Każde dzieło sztuki niesie jakieś przesłanie i przebudzenie, filozoficzny namysł chwili w której twórca zawarł siebie i swój niepowtarzalny sposób percypowania rzeczywistości. Artysta zamyka w dłoni świat, aby następnie go wypuścić i ujawnić jego ukryte źródła ! Przybliża się do światła prawdy i proklamuje świt czego zupełnie nowego w wymiarze jakby ostatecznym. W jakimś ukrytym, czy zakamuflowanym sensie każda wielka sztuka ociera się o świat fenomenu i czegoś na wskroś misteryjnego. Przedzierając się przez warstwy, dociera do sacrum i pozostawia w zdumieniu. Kiedy opowiadam młodym ludziom, że autentyczna sztuka rodzi się ze śmierci, aby następnie wybuchnąć erupcją życia – to są w pierwszym momencie wstrząśnięci. „Tylko sztuka religijna dysponuje symbolami życia, które przerzucają mosty, transcendują próżnię, stają się modlitwą i oczekiwaniem. Sztuka to proroczo przedstawia, czyni obecnym i objawia świat z punktu widzenia spełnienia taki, jakim może on być w swojej ostatecznej prawdzie”(P. Evdokimov). Myślę, że każdy nauczyciel może być nie tylko mentorem, przewodnikiem, mędrcem, ale nade wszystko pokornym prorokiem spraw których sens będzie zrozumiały dopiero pojutrze.

niedziela, 1 września 2024

 

Gdy przyszli do tłumu, podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, prosił: «Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić». Na to Jezus odrzekł: «O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? Przyprowadźcie Mi go tutaj!» Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie… (Mt 17,14-23).

Nie potrafię patrzeć wyraźnie i przenikliwie na świat oczami Chrystusa. Nie potrafię wierzyć tak mocno, aby moje spojrzenie, dotyk, czy słowo podnosiło zmiażdżonych chorobą, leczyło i dawało nadzieję. Chciałbym mieć wrażliwość i pokorę, pewność Galilejskiego Lekarza, diagnozującego i znajdującego natychmiast remedium na cierpienie, ludzką szamotaninę, a nawet śmierć. Nie jestem Bogiem, choć tak pragnę być Jemu podobny ! Zbyt wiele sprzeczności, pokusy zamieszkania w sobie, a nie w Nim. Wątłe światło wiary i tęsknota za cudem który powali na kolana i zakołacze posadami duszy, objaśni tak wiele innym. Świat nieustannie podsyca pragnienie spektakularności – widoczności czegoś, czego jeszcze nie transmitowano na ekranach telewizorów i nie obwieszczano na portalach Internetu. W tłumie nie widać chorych. Trzeba udać się na peryferia, wejść do szpitalnych wnętrz, odwiedzić mieszkania w których zapach powietrza mówi tak wiele, albo zbyt wiele. To zbitka myśli które towarzyszyły mi po przeczytaniu tego fragmentu Ewangelii. Bezradność i niemoc, smutek przenikający serce kapłana; bezużyteczne narzędzie w dłoniach Tego, który każdego ranka tworzy świat na nowo – lepiąc go z kruchej i przygodnej materii- odprysków niegdyś utraconego Raju. Hiobowa rozterka i mikrotektoniczny wstrząs niedowiarka. Ewangelia potrafi zatrwożyć, obezwładnić, sprowadzić do pozycji embriona zamkniętego w niewidzialnej dłoni Opatrzności. Przypomina mi się takie opis u Prousta: „Pogrzebano go, ale przez całą noc żałobną w oświetlonych witrynach książki jego, ułożone po trzy, czuwały jak anioły z rozpostartymi skrzydłami i zdawały się symbolem zmartwychwstania tego, którego już nie było.” Stoisz nad umierającym i nie znajdujesz adekwatnych słów, aby dodać otuchy, podnieść, wyrazić sens i wskazać wartość cierpienia w przechodzeniu na drugi brzeg. Wstrzymujesz oddech. Trzymasz chore dziecko na raka za dłoń i milcząc płaczesz wewnętrznie, bo nie rozumiesz iż to, co się teraz dzieje jest większe od twojego bólu i pretensji. Większe od krzyku rodziców z drugiego pokoju, oczekujących do ostatniego momentu na cud. Historia tego dziecka jest już historią Boga – podróżą otuloną światłem nowego poranka. „Radość jest wtedy, kiedy już nigdy nie jesteś u siebie, ale wciąż na zewnątrz, wszystkim osłabiony, wszystkiego głodny, wszędzie na zewnątrz świata, jak w brzuchu Boga.” Nagle zrywa się wiatr i wytryskuje źródło, w powietrzu unosi się zapach nardu, a dzień tonie w słońcu Chrystusa przychodzącego po swoją własność; zdolnego przebudzić z największego snu – wydać na świat po raz wtóry. „Miłość Jezusa jest boska a zbawia nas jedynie wówczas gdy, gdy staje się ludzka, przechodząc przez Jego udręki, Jego pot, Jego troski. Całą ludzka substancję, nieustannie przetwarzaną w miłość…”(J. Gullet). Wiara potrzebuje zaufania i szeroko otwartych oczu. Nadzieja leczy. Przynosi otuchę, daje siłę do wytrwałości w przeciwnościach losu, otwiera na uzdrowienie i pozwala błogosławić cierpienie. Jak pisał Bierdiajew, pozwala „nieść swój krzyż w sposób prześwietlony.”