wtorek, 31 grudnia 2024

 

Wraz z sylwestrową nocą rozpoczyna się czas karnawału. Powolność i nuda przestają istnieć. Nie ma tu miejsca na życie ograniczone i umiarkowane ! Euforia szczęścia i pląsów, taniec i naznaczająca go cielesność rozwibrowana głośną muzyką, ferią barw i świateł. Bezbarwna i zmęczona twarz człowieka, rozbłyskuje blikami i brokatem. Przestaje myśleć o powrocie do domu i prozaicznej rutynowości. Oszołomienie, zmęczenie i ból głowy przyjdzie później – ale jeszcze nie teraz. To zbiorowy bunt przeciwko upływowi czasu, starości i śmierci. Fenomen burzliwego tłumu połączonego niewidzialną nicą płochliwego szczęścia, słyszanego nawet na horyzoncie kosmosu. Kunsztowna zbytkowność wypisana na twarzach i odzwierciedlona w przywdzianym kostiumie urodziwych kobiet i mężczyzn. „Prawdziwa radość to radość przeżywana wspólnie”- twierdził Saint-Exupéry. Taniec to też pewna filozoficzna forma międzyludzkiego dialogu, flirtu i zbliżenia. Zabawa bierze górę nad powszedniością i powtarzalnością zwyczajnych dni i rytuałów, które zawieszone na jakiś czas – dają upust nawarstwieniu rozrywki, przeżywanej beztrosko w zbiorowości opatrzonej kulturowymi zwyczajami miejsca lub je porzucającymi na rzecz czegoś, nieprzewidywalnie spontanicznego i pozbawionego reguł. Dystans pomiędzy ludźmi się skraca, a swoboda i pęd ku zabawie podrywa wszystkich do radosnego korowodu. Wyrafinowane jedzenie staje się przywilejem mas, niezważających na finansowe rachowanie, czy zbyt małą pojemność brzucha. Nad wszystkim bierze górę homo ludens rozwibrowany niczym konfetti wystrzelone ku górze. W tak niełatwej do opisania sytuacji jest coś magicznego i pogańskiego zarazem, komiczność i groteskowość, zdzierająca maski kulturalnej powściągliwości i nie zwracania uwagi na spojrzenia i opinie innych. Ruchliwość przenika szaleństwo nocy, inicjującej maskaradowość czasu i spontaniczność gestów, jakże często stanowiących eksplozję miłości – mezalianse, przeżywanej natychmiastowo i mimowolnie chwili erotycznego poruszenia ciał i prawdopodobnego uścisku przedłużonego po świt lub nieplanowaną wieczność. Wszystko jest nad wyraz zmysłowe i testujące możliwość ciał, dotykające granic sprofanowanego seksualnością raju. Przestrzeń pełna fajerwerków i ludzkich impulsów, staje się na wskroś komiczna i pełne błazenady- parodia sacra - ośmieszenia spraw poważnych, których obecność z pozoru, wydaje się święta i nienaruszalna. „Karnawał – to święto czasu, który wszystko niszczy i wszystko odnawia: tak można ująć jego sens zasadniczy”(M. Bachtin). Wokół wielkich widowiskowych scen na placach miast, gromadzą się tysiące ludzi, aby powstrzymać sen i noc zapłodnić wezbraną radością i donośnym hałasem. „Śmiech karnawałowy spala wszystko, co konturowe i skostniałe, ale oszczędza prawdziwie heroiczną osnowę postaci.” Ulice kipią od poruszonych muzyką groteskowych ciał, kontaktu ze wszystkimi i ze wszystkim; żywiołu podlewanego strugami różnorodnej preferencji trunków. Petardy przepruwają niebo i czynią zgiełk wbrew racjonalnej spokojności nocy. Po tym chaosie i forte fortissimo z pomocą mogą przyjść jedynie lekarze, bądź spowiednicy, wylewający cierpliwe swoje medykamenty na cierpiącą i oskarżającą się duszę, bądź sponiewierane i obolałe ciało.

niedziela, 29 grudnia 2024

 

Kiedy ukaże się Chrystus – życie wasze – wtedy i wy ukażecie się z Nim w chwale (Kol 3,4). Nastaje zima z kaprysami pogody i zmianą nastrojów tak silnie rzeźbiących twarze przemierzających w pośpiechu ludzi. Na zewnątrz wiatr z deszczem łamie kruche gałęzie drzew i zdziera z nich zmurszałe od zasiedzenia liście. Momentami przebudza się słońce, rozświetlając zimną poświatę nieba i szybujących bezwiednie ptaków. Moje serce przenika tęsknota za tymi których obok mnie nie ma. W zaciszu mieszkania jest jakoś spokojniej i refleksyjnej. Wnętrze przenika zapach goździków, miodu i cynamonu, obficie dodanego do piernikowego ciasta. Czas świętowania przedłuża się w oczekiwaniu na juliańskie Boże Narodzenie. Uświęcona tradycją przodków obrzędowość sprawia, że duch dziecięcych wspomnień powraca i przywraca obliczu dorosłości anielski uśmiech. Drzewko choinki przypomina, że mimo dotkniętej muśnięciem śmierci aury natury, zasadzone w wilgotnej ziemi ciągle zielenieje – muśnięte życiem w drobinach swojego igliwia żyje. Świat, widziany z poziomu łodygi przebijającej się przez skutą lodem ziemię, wydaje się czymś dramatycznym i godnym zatrzymania. Ale to nie smutek bierze górę nad tym, co zewnętrznie i namacalnie przeżywalne w konwulsji śmierci, lecz barwny świat wspomnień, nasycający duszę ciepłem po brzegi i siłą do dialogu miłości. Samotność natury poddanej paraliżującemu cyklowi obumierania i odradzania się, uświadamia prawdę o zmienności czasu, którego konieczność istnienia staje się źródłem głębokiej zadumy i współodczuwania wszystkiego w Pięknie zstępującym z góry w kruchym ciele Dziecka. Spotkanie z Nieogranionym staje się częścią naszego przeznaczenia i niesie znaczenie które trzeba rozwikłać. „Świat jest piękny tej nocy: Gwiazdy krążą w okrągłym tańcu; Ogień płonie i słychać śmiech, I w grocie znów zrobiło się jasno. Bicie dzwonów w raju - Zwiastun Bożego Narodzenia; Śpiewajmy Panu: Sam Bóg nam się objawił!” (R.R. Tolkien). To część ukrytego Misterium ponad przeciętnością upływających chwil i smagających duszą wątpliwości. Dom wypełniony Obecnością. Płomień lampady zawieszonej przed ikoną Maryi z Dzieciątkiem i zapach wydobywający się ze spalanych ziaren kadzidła, oczyszcza powietrze, czyniąc przestrzeń codziennego przebywania, przenikniętą obecnością świata którego ledwie widoczne zstępowanie, potrafią tylko dostrzec dzieci o anielskich oczach i uszach utkanych z szeptu niebiańskich kolęd. Każde Święta ochraniają świat od zapomnienia o Bogu. Ich podniosła cudowność przenika tkankę utrudzonej egzystencji, podnosząc ją ku wyżynom czegoś zgoła tak nieprawdopodobnego i mistycznego zarazem. Ta zażyłość ze światem duchowym budzi z rezygnacji i samotności, niweczy bunt i zło, nadając wszystkiemu rysy szlachetności i współczucia. Człowiek pychy i autoafirmacji, odkrywa prawdę o sobie i prostoduszności której brak rodzi głód – potrzebę natychmiastowego nasycenia.  Mądrość Cerkwi wskazuje na Boga, który stał się człowiekiem i który udźwignął naszą ziemską skończoność, wybrakowanie i ciążenie ku ziemi. Stał się pasją miłości Ojca, największego uzewnętrznia miłości na w głębinach ludzkiej samotności i odrzucenia.

wtorek, 24 grudnia 2024

 

W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1, 4-5). Żyjemy w kulturze pośpiechu i egoizmu który naznacza niezwykle mocno międzyludzkie relacje. „Człowiek chce stać się Bogiem bez Boga, ale Bóg nie chciał być Bogiem bez człowieka”- pisał już dawno temu Franz Baader. Dzisiejszą wigilią katolicy i część prawosławnych, rozpocznie celebrację świąt Narodzenia Pańskiego. Nie jest to święto obżarstwa, prezentów i świecidełek którymi nasyca nas zewnętrzny świat. Bóg nie stał się człowiekiem, abyśmy byli z siebie zadowoleni od nadmiaru altruizmu w te dni, czy materialnej rozrzutności do której przekonują nas media. Bóg nie zszedł w nasz czas i historię, abyśmy byli szczęśliwi, bogaci i wolni od chorób. Przedwieczny stał się Dzieckiem, aby ukazać nam bezgraniczną miłość. On stał się ekstazą miłości, skierowaną poza siebie samego, aby wszystkich napełnić swoim życiem. Tylko tak rozumiana miłość wyrywa z zaklętego kręgu śmierci i otwiera perspektywę  pełni życia. „Twarzyczka Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania” (O. Clement). Życzę Wam wszystkim, aby te dni były pełne błogosławieństwa; wypełnione tęsknotą za tym, co jest naszym największym brakiem- wiarą zdolną przemieniać świat. Niech towarzyszy nam zachwyt aniołów i pasterzy przebudzonych w nocy. Milczenie i zdumienie od nadmiaru którego- Miłość staje się autentycznie kochana !  

 

niedziela, 22 grudnia 2024

 

Dlatego nie bądźcie bezmyślni, ale starajcie się zrozumieć, co jest wolą Bożą (Ef 5,17). Nie chcę być posłusznym nawykowi życia i przyzwyczajeniom które utrwalone i powtarzane rzekomo dają poczucie stabilności; wzmacniając pewność siebie w kontekście zaskakujących z ukrycia prób, czy poderwanych niczym gwałtowny wicher wyzwań. Człowiek naszego wieku chciałby tak wiele rzeczy mieć pod kontrolą, będąc przekonanym, iż to pozwoli mu bezkolizyjnie przebrnąć przez najtrudniejsze sytuacje życia. Turbulencje są nieuchronne, a kąciki oczu nie da się wypchać lepiszczem z obawy przed nagle spulchniającym ziemie deszczem łez. Prawda o tych bezpiecznikach okazuje się nachalnie brutalna – nie możemy przewidzieć wielu rzeczy które mogą się pojawić za chwilę, potrafiąc zburzyć schematy i skorygować skrupulatnie zapisany scenariusz jutra. Przestałem naiwnie dowierzać teraźniejszości. „Nie przywiązanej nie odwiążesz łodzi. Cienia w futrzanych butach nie usłyszysz. W gęstwinie życia nie przemożesz strachu”- czytam w poezji Mandelsztama. Jakże szybko można popaść w nieuchronność myśli i odrętwienie; bezwład sił które przed momentem nakręcały do działania, a teraz się wyczerpały. „Nie ufajmy porażce, bo to byłaby nostalgia za sukcesem”- twierdził słusznie Blanchot. Wszystko zatem zdaje się zmaganiem, próbą, odbijaniem od przygniatających duszę spraw i kurczowym uczepianiem nadziei w momentach które zdają się wydane objęciom porażki. Po zwiotczeniu sił przychodzi moment powstania z ziemi, przebudzonej tęsknocie, wychyleniu ku przyszłości skąpanej w wątłej strudze światła. „W taki ranek – pewno przestanie się smutno oglądać do tyłu, ale ruszy przed siebie w stronę wstającego dnia, zamaszyście, w podskokach, pogwizdując. I nie będzie tu ostatniego skłamania ale prawdziwy początek drogi”(J.M. Maulpoix). Czasami trzeba udać na obrzeża i ominąć centrum, aby spotkać się ze sobą, poznać siebie i zrozumieć siebie. Peryferia to przestrzeń inna – zmienna i budząca uprzednio ustaloną trasę; zaskakująca nowość istnienia ! Być może trzeba wykonać ruch okrężny, aby znaleźć się w miejscu jako ktoś zupełnie już inny i przekonany o słuszności swoich słów i idei, pragnień oraz powziętych działań i trzeźwo oszacowanych planów. Według Pascala nasze myśli są zawsze zajęte przeszłością i przyszłością, a rzadko i bezwładnie myślimy o teraźniejszości. Nigdy zatem nie żyjemy, lecz wciąż mamy nadzieję żyć. Trzeba zatem wyzwolić się z tego paskudnego niedowierzania sobie i własnym możliwościom, skrytym pod powłoką wystraszonej wyzwaniami istoty. Na białym płótnie świata Bóg maluje rozwidlone drogi i daje wskazówki jak się nie zgubić.  Pewien rabin z Opowieści chasydów Bubera, powiedział: „Chciałbym urodzić się powtórnie jako krowa, aby każdy mógł przyjść z rana i wydoić trochę mleka, którym by się pokrzepił, zanim rozpocznie służbę Bożą.”

wtorek, 17 grudnia 2024

 

Na zewnątrz przedświąteczny pośpiech i gwar ludzi przemierzających podekscytowanie kilometry sklepowych ekspozycji z kuszącymi oczy towarami. Przyglądam się tej komicznej ruchliwości, dystansując się niejako od tego zbiorowego aktu rozrzutności. Dźwięczy mi w głowie aforyzm starożytnego mnicha: „Zacznij od refleksji. Następnie pomódl się ! Później przejdź do czynów, żeby ostatecznie znaleźć swoją chwałę w Bogu.” Czas wypełniony krzątaniną, porządkami, zakupami i ustawianiem spraw tak, aby w święta można było odpocząć w gronie najbliższych i celebrować tajemnicę narodzin Boga. Święta będę przeżywał podwójnie – ekumenicznie w pełnym tego słowa znaczeniu. Zapach siana i żywicznej choinki, cynamonu i goździków; smaków wiktuałów docierających wprost z kuchni, arcydzieła wprost z pod dłoni mojej mamy. Śpiew kolęd i ludzka życzliwość spinająca spojrzenia, gesty i słowa. Grudniowa katolicka wigilia, kolędowanie i pierwsze myśli wiodące w wprost do Betlejem – porzucenie samotności i tęsknota – przebudzona ewangelicznym nawoływaniem anielskich heroldów. „Pewnego dnia młoda dziewczyna w milczeniu i tajemnicy dała życie dziecku, dała światu życie, cud życia, życie wszystkich rzeczy, Tego, który jest Życiem”(B. Pasternak). Drugie świętowanie to juliańskie, nasycone prawosławną obrzędowością i bogactwem liturgii w której dokona się spotkanie z Miłością i zrodzeniem Miłości w duszy wraz z Maryją. Błogosławione rozwleczenie w czasie i myśli które wraz z zalegającymi prezentami będą cieszyć duszę. Każdemu z nas w różny sposób objawia się sens tych dni. Przeżywamy je obciążeni tradycjami rodzinnego domu, zakorzenionymi w odwiecznym i powtarzalnym rytuale przodków. „Dzieciństwo i religia żyją nie pojęciami, lecz symbolami i obrazami, dlatego pewnie Chrystus kazał swoim uczniom być podobnymi do dzieci”- pisał Pasierb w Czasie otwartym. W żadnym wypadku nie można wypierać z pamięci baśniowości chwil które dla dziecka wyczekującego pierwszej gwiazdki, są jak czekaniem na cud – objawieniem Obecności ! Przypominam sobie mojego ojca który tuż przed rozpoczęciem wieczerzy wigilijnej brał nas do drugiego pokoju i przed ikoną Bogurodzicy inicjował z każdym dzieckiem z osobną modlitwę. Po jej zakończeniu przepraszał nas za wszystko co było złe, wieńcząc ten cudowny akt pojednania czułym pocałunkiem w czoła. To bardziej do mnie przemawiało, niż wszystkie wysłuchane kazania i katechezy o człowieczeństwie nieporadnie artykułującym miłość względem innych. Darem miłości była obecność rodziców, ich zaangażowanie i modlitwa którą otulali każde ze swoich dzieci; pieczętując ich krętą drogę ku dorosłości w wierze. To najwspanialszy podarek losu. W nich objawiała się prawda o wcielonym Dziecku – przyobleczonej w kruche ciało miłości ! Ten Inny „który jest bardziej mną niż ja sam” – jak to trafnie określił poeta Claudel. To teologia prostoty i łaski. Koniunkcji wypatrywanej gwiazdy i łuny światła bijącego z miejsca, gdzie Chrystus przezwycięża miłością dialektykę ludzkiej niewiary, zwątpienia, cierpienia i buntu. Moim czytelnikom przygotowującym się bezpośrednio do świąt, pozostawiam proroczą przepowiednię: „Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel, Pan z wami.”

niedziela, 15 grudnia 2024

 

Zapytał Go pewien dostojnik: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»  Jezus mu odpowiedział: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij swego ojca i matkę». On odrzekł: «Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości». A Jezus, usłyszawszy to, powiedział do niego: «Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź za Mną». On zaś, gdy to usłyszał, mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty (Łk 18,18-27).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzi życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

czwartek, 12 grudnia 2024

 

Kto patrzy wyostrzonym okiem, dostrzega więcej niż przeciętny przechodzień, weryfikujący swoją wiedzę na podstawie upodobanego przez siebie programu informacyjnego, czy natarczywych newsów zapychających pamięć telefonu; nachalnie dyszącego przerywanym sygnałem maltretującego umysł komunikatu. Istnieją ludzie dla których obejrzenie serwisu informacyjnego, tej czy innej stacji telewizyjnej, jest porównywalne z dobrze spełnioną powinnością obywatelską. Jeszcze inni przytuleni do ekranu telefonu w podróży do pracy, odczytują papkę informacji z internetowego portalu. To codzienny rytuał, wpisany w harmonogram cotygodniowego procesu poznawczego, dawkowanego niczym podtrzymująca funkcje życiowe kroplówka. Myślący człowiek to ktoś, kto twórczo i krytycznie weryfikuje dane, docierające do niego z różnych - a niekiedy peryferyjnych miejsc - bo takie wydają się najbardziej obiektywne i niezmącone palcem ideologicznych reżyserów, czy manipulatorów pracujących gorączkowo nad ukształtowaniem człowieka spolegliwego i intelektualnie biernego. „Im mniejszy fragment, tym lepsze wyobrażenie całości”- to starożytny zapisek ze strzępka pergaminu odnalezionego w Faras. Człowiek jest zamknięty w tak wielkiej bańce informacyjnej, iż potrzebuje coraz to sprawniejszych narzędzi selekcjonujących wiedzę; sita przez które przeleci szlam i osad, osiadając jak najdalej od umiejscowionej prawdy. McLuhan zauważył: „Kiedy informacja podróżuje z szybkością elektryczności, świat tendencji i plotek staje się światem rzeczywistym.” Nienawidzę świata w którym kłamstwo i kolportowana plotka, staje się planktonem zapychającym minimum informacyjne zabieganych i znerwicowanych mas. Wszystko jest tak pokrętnie i umiejętnie przewartościowane. Zwodniczy amalgamat prozaicznej egzystencji: dobro jest zgorszeniem; dziewictwo to wyświechtany frazes średniowiecznej moralności; religia to przeżytek staruszek i słabeuszy nie potrafiących się dostosować do postępu i wulgarnego uprzedmiotowienia wszystkiego; dziecko w łonie matki to tylko płód czekający na wyskrobanie; piękno sparaliżowane i przygniecione przez brzydotę; sztuka milczenia kontra krzyk i kakofonią głupoty; człowiek ducha przeciwstawiony komuś obsesyjnie skupionego ma materii uwikłanej w czas. Można mnożyć tych odchyleń od normy w nieskończoność, konstatować anomalie i poronienia naszej cywilizacji, demistyfikować i szukać antidotum na ten stan rzeczy. „Myśl mam teraz pochłoniętą tworzeniem wizji świata, gdzie człowiek okazałby się kluczem do jego zrozumienia, a nie jaką anomalią”- odnotował te słowa bez mała wiek temu Teilhard de Chardin. To spostrzeżenie wydaje się takie dzisiejsze, ponieważ przenika je dojmująca troska o człowieka który jeśli tylko chce i zdoła, może przekroczyć siebie i otaczający go świat absurdu, niedopowiedzenia, nonsensu, czy moralnego wyjałowienia. Być może przemianę tego świata trzeba zacząć od ewangelicznego zaczynu i życia na najwyższym poziomie świadomości i intensywności. Być może świeżość wiary jest lekarstwem na dezinformację, obłąkanie i paroksystyczne ucieczki w hedonizm, pieniądz, indywidualizm i tęczową utopię w sferze płci. Kończę optymistyczną prognozą francuskiego pisarza: „Od życia wiecznego dzieli nas tylko przegroda cieńsza niż ruchoma zasłona z gałęzi płaczącej wierzby.”

wtorek, 10 grudnia 2024

 

Na zewnątrz przedświąteczny gwar i przygotowanie do świąt Narodzenia Pańskiego. To już kolejny rok w cieniu wojny na Ukrainie i punktów zapalnych na świecie, zdolnych wywołać globalnie zachłanne tąpnięcie zła. Te przebudzone wulkany historii zdają się bardziej niebezpieczne, niż wczorajsze konflikty z którymi się jeszcze nie rozprawiliśmy należycie na kartach książek i pamięci odchodzących przedwcześnie świadków. Nic nie jest pewne i przewidywalne, a wielu z nas towarzyszy przeświadczenie, że wojna toczy się gdzieś tam – daleko od nas i nie powinna odebrać nam przyjemności z konsumowania szczęścia, czy delektowania się świętowaniem w zaciszu rodzinnego domu i suto zastawionego stołu. „Teraźniejszość jest czymś, co nas wiąże. Przyszłość tworzymy sobie w wyobraźni. Tylko przeszłość jest czystą rzeczywistością”- pisała Simone Weil. Najgorsze, co może się przydarzyć, to krótkowzroczność i porzucenie trzeźwości myślenia oraz realizmu sytuacyjnego – stymulującego odruchową czujność człowieka eterycznego jutra. Żadna wojna, choćby najdalej rozgrywająca się od nas, nie jest estetyczną przyjemnością dla żadnej ze stron. Są tacy dla których wojny to intratny biznes, zatrważająco podnoszący słupki oglądalności w telewizji: „Człowiekowi dobrze robi oglądanie cierpienia”- twierdził paraliżująco Nietzsche. To jedynie groza, rozciągająca się poza czas i potęgująca poczucie bólu i niesprawiedliwości. W tej przestrzeni nie istnieje już fantazmat sprawiedliwości, tu wszystko dzieje się tak szybko, iż po zgliszczach – pozostaje zwyrodniała chęć odwetu i zemsty, lub przebaczenie – rozciągnięte na kilka pokoleń, zanim dokona się amputacja traumatycznej przeszłości. Imperium Putina, nie zakończy tej wojny za szybko jakby chciał tego naiwny Zachód, zanurzony w racjonalnej logice zysków i strat. „Rosja wiele widziała w ciągu tysiąca lat swoich dziejów. Jednego tylko nie widziała Rosja przez tysiąc lat – wolności”(W. Grossman). Dla tego olbrzyma z argumentami militarnej siły i zasobami atomowego sztafażu, refleksja o wolności i pokoju jest efemeryczna. Dla nich ta wojna jest „święta” i jest przejawem rosyjskiego geniuszu, nachalnego przeświadczenia o zaprojektowaniu nowego świata: „Nie możemy przegrać tej wojny. W przeciwnym razie cały świat zamieni się w wielki ogień”(A. Dugin). Tylko nieliczni jak niegdyś Nabokov, zapragnęli zerwać z matką Rosją i przywdziać nową tożsamość. Wyrwany z łona ziemi pisarz, boleśnie wzdychał: „Gotów jestem istnieć bez imienia, wciąż się czaić, kryć znów i znów. By w snach twego nie spotkać cienia, gotów jestem wcale nie mieć snów.” Pomimo tego, że ten świat mamy w zasięgu ręki, nie potrafimy z niego wytrzebić demonów i chimer, wracających w coraz to nowych odsłonach zwyrodnienia i przemocy. Nie czuję się upoważnionym do krytykowania tego rozległego kraju, gdzie ludzie z natury są prostoduszni, choć nie mają szczęścia do carów – pchających ich ciągle w paszczę imperialnych podbojów i śmierci. Nie jestem jego synem, ale czuję się przynaglony do przeciwstawienia się złu, które zabija jego prawosławną dusze. Niebawem Bóg się po raz wtóry narodzi, zejdzie w świat narcystycznego oślepienia i obojętności, dławiącego i przeświadczonego o swojej wolności człowieka. Jakże jesteśmy zawieszeni pomiędzy nicością a sensem – w niedokończeniu miłości, wyłaniającej się z betlejemskiej nocy odrzucenia i zdrady, wykluczenia Życia – jedynej i nieprzedawnionej gwarancji pokoju.

niedziela, 8 grudnia 2024

 

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona» (Łk 10, 38-42).

Ewangeliczna Betania – miejsce w którym gościnność jest pieczołowicie pielęgnowaną cnotą. Miejsce wymarzone i przyjazne dla wędrowców odbijających od głównych szlaków, ignorujących wytyczne pergaminowej mapy zwiniętej w kieszeni tuniki. Krajobraz ukryty pośród gajów oliwnych i figowych sadów. Ziemia urodziwa i płodna. Jakże ciężko jest odtworzyć w pamięci architekturę domu do którego tak ochoczo i pełen radości wstępował Nauczyciel z Galilei. Sens zespolonych kamieni, ściany nasycone zapachem olejku nardowego i uśmiechem Łazarza, gwałtownie wybudzonego ze snu śmierci. Tętniące życie poza zapadnią czasu. Wnętrze przytulne, naznaczone czułością przodków budzących uśmiechem serdeczności świt. Tam się zapętliły więzi, wspomnienia, spoufalone rozmowy do późnych godzin nocnych. Przyjaźń tak silnie wpisana w pełne miłości nauczanie Jezusa, odarte z pozorów i sztuczności. Otwarty na innych dom, staje się ikoną Kościoła zanurzonego w kontemplacji i pokornej służbie innym. Taki dom przechowuje Misterium, uzdrawia od pokusy wygody; a każdy strudzony drogą pielgrzym, wstępujący do niego, staje się gospodarzem; a jeśli to On - Mistrzem ! „Tak więc przyjęty został Pan jako gość, który przyszedł do tego, co jest Jego własnością”- powie św. Augustyn. Teologia rodząca się z zasłuchania i zakochania, aby następnie móc być przełożoną na akt ewangelicznej aktywności, szkołą praktycznego i pozbawionego sztuczności miłosierdzia. Każda z sióstr ofiaruje to, co ma najcenniejszego – bogactwo swoich osobowości i intrygujące pejzaże duszy. Bogu potrzebne wydają się nad wyraz oczy i uszy Marii, aby następnie móc pobłogosławić zapracowane dłonie i obolałe stopy Marty, przygotowującej posiłek i dbającej, aby każdy szczegół spotkania móc przeobrazić w święto daru i miłości. Nie powinno się tych dwóch kobiecych postaw przeciwstawiać. Należy je widzieć komplementarnie. Chrześcijanin powinien być blisko Chrystusa- przechodząc od milczącego zdumienia, ku drganiu słów – aż po gwałtowne wtargnięcie w zajęty sobą świat. „Żyjemy w świecie, w którym cisza jest biedna, pusta, smutna. A więc ludzie wypełniają ją hałasem. Istnieje hałas wewnętrzny, natrętne myśli, skojarzenia, pożądania, marzenia, a kiedy tego nie ma przekręca się gałkę radia, włącza telewizor, zmienia się kanały. Żyjemy w świecie nieustannego hałasu, cały czas jesteśmy zajęci, ogromnie ważne jest więc, żeby nauczyć się trwać w ciszy i żeby równocześnie stawała się ona ciszą zamieszkaną”(O. Clement). Człowiek łapczywie i momentami boleśnie przeżywanej egzystencji, szuka takiego miejsca w którym mistyka, przenika sztukę gestu i pełnego charyzmatycznej otwartości człowieczeństwa. Przestrzeni w której jak nauczał św. Serafin „zyskujesz wewnętrzny pokój i mnóstwo ludzi znajdzie przy tobie zbawienie.”

czwartek, 5 grudnia 2024

 

Od kilku dni prawosławie przez post Filipowy, rozpoczęło coroczną wędrówkę ku Misterium Wcielenia. Prorocy widzą przychodzącego Wybawcę i proklamują Jego nadejście: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”(Lb 24,17). Ewangelia zaprasza Cerkiew do spotkania Boga i zamieszkania w Nim. „Od Abrahama do Maryi Duch Święty cierpliwie przygotowuje preliturgię Słowa, Jego ukrytą prothesis”(J. Corbon). Oto rozpoczął się Adwent,  prowadząc zaspanych i zajętych sobą chrześcijan różnych konfesji w stronę spotkania z Obecnością ! „Czemu nie dowieść, że Bóg jest tym, który nadejdzie, który przez całą wieczność ma nadejść, że jest czasem przyszłym, dojrzałym owocem drzewa, którego my jesteśmy liśćmi. Czy nie sądzicie, że wszystko, co się dzieje, jest jakimś początkiem ? Czy nie jest też początkiem Boga ?”(R.M. Rilke). Życie człowieka rozpina się na cięciwie czasu i przechodzi na sposób młodzieńczy ku dynamizmowi przyjścia i nawiedzenia- ciszę Betlejemskiej Nocy i szczelinę grobu w którego zalegającej szczelnie ciemności, nastąpi eksplozja światła- triumf Apokaliptycznego Baranka. Odnawia się czas i historia napełniając porowate bukłaki upojenia, winem Królestwa Niebieskiego, zwiastując tym samym radość obecności Oblubieńca. Kościół przygotowuje się na spotkanie Tego, który wypełnia świat podmuchem swojej miłości i wznieca w głębi ludzkiego jestestwa „rozpaczliwe przyciąganie.” Tak lapidarnie sformułowana tajemnica jest zawsze „stara i nowa zarazem, stara w figurze, nowa w rzeczywistości”(Meliton z Sardes). Adwent to również świt Paruzji którą chrześcijanie wypatrują i której podniosłość, próbują zgłębić rozległością umysłu i odnową serca. Jak twierdził Pasierb: „Bóg zbliża się często do ludzi poddanych próbie pustyni” i żywiołowi codzienności uwikłanej w nieustannym utrudzeniu pośpiechem i negacją. To czas zbawienia; scalenia glinianych i zmurszałych od obojętności naczyń duszy. „Teraz bowiem bliższe jest nasze zbawienie niż wówczas, gdy uwierzyliśmy”(Rz 13,11). To przestrzeń fides de non visis, aby na powrót stać się dzieckiem wiary- którego beztroskie i malownicze wzruszenie wyraża się w gościnnym i pełnym miłosnego podekscytowania okrzyku ust: Marana tha !

wtorek, 3 grudnia 2024

 

Żyjemy w świecie pozorów, zakamuflowanych podtekstów i intencji, którymi cerowane jest życie człowieka i formatowany dwubiegunowo jego umysł. Historia dziejąca się na naszych oczach, nachalna polityka i wykrzywione usta – nieustannie młócące słowa – niczym ślinotok rozdrażnionego psa, wobec napierającego ukradkiem niebezpieczeństwa podniesionego kija. Obawiam się świata w którym ktoś będzie mi mówił jak mam żyć, myśleć i artykułować myśli wobec toczącej się naprzeciw mnie i we mnie rzeczywistości. Niepokoi mnie zewnętrzność w której butelka od mleka, napoju, czy wody ma taką samą zakrętkę, wymyśloną przez kilku pseudoekologicznych decydentów z Brukseli. Czy wszystko trzeba skrajać na miarę jednego systemu, ideologii, czy programu nad którym powiewa błękitny sztandar europejskiej kuźni wszędobylskiej „mądrości” i globalnego „Kraju Rad”? Przypomina mi to komunistyczną inżynierię dusz i mistyfikację, która towarzyszyła intelektualnemu i fizycznemu aktowi przemocy, której to osmozą jest wszechobecna i sprzedajna głupota, rozsiadła na szczytach skorumpowanej i przeżartej poczuciem urojonego prestiżu władzy. „Gdy semantyczna lobotomia języka staje się zupełna, słowom takim jak „wolność” nadaje się sens mglisty, nie do zdefiniowania, zmienny i uzyskujący wartość zależnie od okoliczności”- pisał nieprzedawnienie Aleksander Wat. Wszystko jakoś dziwnie gnije i puchnie, niczym brzuch wygłodzonego skazańca, od nadmiaru innowacji za pomocą których, człowiek jest już niepodobny człowiekowi. „Obecnie światem rządzi zegar, którego wskazówki kręcą się szybciej niż wcześniej” – twierdził Clavel. Pokusa przemodelowania wszystkiego, towarzyszy nowej generacji średniactwa z dyplomami w dłoniach i marzeniem o świecie w którym wszystko ma swoją cenę. Nie można ze świata stworzyć wielkiego eksperymentalnego laboratorium w którym raz wykiełkuje genetycznie modyfikowana żywność, a innym razem pozbawiony autorefleksji człowiek, którego duszę ktoś zamknął w ciemnym pudełku bez nazwy. Kiedy społeczeństwa zaludniają się widmami „Martwych dusz”- wtedy świat staje na głowie, ostatecznie przewalając się na lewą stronę, a tam jest już swąd piekła. Prorocze słowa Dostojewskiego się ziściły: „wyszedłszy z założeń absolutnej wolności, doszło się do zniewolenia absolutnego.” Na naszym polskim poletku, kultura i edukacja, stały się poligonem najohydniejszych ideologicznie eksperymentów na młodym pokoleniu, które chce się rzeźbić podłóg człowieka - człowieka zdeterminowanego jedynie biologią. Ciało, stanowi topografię uszczęśliwiającego zaspokojenia i zużycia -  ulokowanego poniżej pasa – ponawianym mechanicznie autoerotyzmie przeżytej chwili. Przestaliśmy młodzieży opowiadać o miłości i poświeceniu, a w jej miejsce wstaliśmy ciągle podsycane pragnienie auto przyjemności i kolekcjonowanie coraz to nowych w tej materii wrażeń. Nic nie jest bardziej plastyczne jak umysł i serce dziecka, którego różnej maści towarzystwo tęczowych edukatorów, będzie próbowało wychować podłóg instynktów „spolegliwego zwierzęcia” na dwóch nogach (niezdefiniowanego płciowo) – bez ducha i ambicji przekraczania siebie. „Lewica jest najzdolniejszym menedżerem kloaki”(G. Dávila). Prymat seksualnej tyranii w którą ma być uwikłany niewinny i do tej pory niczym niezmącony świat dziecka. Zamiast klocków i elementarza, otrzyma instruktaż własnego ciała z przełącznikiem wahadłowym penisa i waginy. Kultura uszlachetnionego Erosa, ustąpi miejsca narcyzmowi kochającego jednie siebie i ból swojej okaleczonej miłości. Obawiam się takiego świata, którego rodzicielstwu będzie towarzyszył paraliżujący lęk wobec wydania kolejnego życia. Przestrzeń reklamy, filmu i Internetu wypełniona jest ciałami, profanując je na wszelkie możliwe sposoby. Seksualność obsesyjna i nachalna instrumentalizuje wszystko, co napotka na swojej drodze. „Nie chodzi o to, by seksualność sama w sobie miała być zła. Przeciwnie, ona jest zasadniczo dobra, dobra jako uczestnictwo dwóch osób w Tchnieniu, które niesie świat, dobra jako najsilniejsza, najgwałtowniejsza mowa, jaką dwie istoty mogą się ze sobą porozumieć, ponieważ czyni z nich „jedno ciała” – pisał O. Clement. Dzisiaj wszystko zostaje tak spłycone i wyświechtane do granic możliwości. Łatwiej jest rozdawać młodym ludziom środki antykoncepcyjne i wyśmiewać się z cnoty czystości, niż podjąć dojrzały i rozważny dialog, który otworzy oczy na miłość, nie jako konsumpcję, ale dar. „Miłość wyzuta z duchowości ofiaruje tylko ciała, w których brakuje duszy i powoduje spustoszenia umysłowe”(P. Evdokimov). Najsmutniejsze jest to, że opowiadać i instruować o tej najdelikatniejszej sferze ludzkiego życia, mają ci – których wnętrza przenika głucha pustka – a nie wizja Erosa który jest zdolny zaślubić Agape.

niedziela, 1 grudnia 2024

 

I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem» (Łk 12,16-21).

Jaką energię muszą mieć słowa, aby złożyć się w wyczerpujący komentarz do dzisiejszej Ewangelii. Przypowieści Chrystusa towarzyszy napięcie i bolesna diagnoza, ponieważ obnaża ludzką małostkowość, krótkowzroczność i cwaniactwo. Mistrz poddaje nas egzaminowi z ubóstwa i zaufania, którego osnową jest wiara. Przeciwstawia tej rzeczywistości, płytkość myślenia i wyrachowanie, którego materią jest chroniczna pożądliwość posiadania i pomnażania, jakże charakterystyczna dla otaczającej nas rzeczywistości. Wszystko jest tak paskudnie spłycone i wystawione na sprzedaż. Pieniądz - remedium neurotycznej i zabieganej ludzkości ! Nasz świat ogłupiał na punkcie konsumowania i gromadzenia; pogoni za pieniądzem – współczesnym bożkiem cywilizacji – wypłukanej ze świata ducha i moralnych wartości. Zerowa zbiorowość z komicznym uśmiechem na twarzy i zaciśniętą w dłoniach kartą kredytową. „Głupotę chciwca mierzy się nie tym, co traci w życiu, lecz według tego, co traci w przyszłym – pisał R. Cantalamessa- Jest to kontynuacja błogosławieństw. Ubogi jest błogosławiony, ponieważ posiądzie Królestwo; bogacz jest nieszczęśliwy, albowiem Królestwa nie odziedziczy.” Człowiek z przypowieści jest uwikłany w niszczycielską pokusę posiadania i pomnażania bez umiaru. Demoniczna etiologia zachłanności. To jeden z patologicznie najpotężniejszych nałogów ludzkości. „Biedny on z powodu dobrych zbiorów, nędzny z powodu posiadanych dóbr, nędzniejszy z powodu oczekiwanych”- komentował ten ustęp Ewangelii św. Bazyli Wielki. Kiedy rozbrzmiewa nagle dramatyczny wyrok: „Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie,” wtedy cały napompowany niczym balon świat luksu pęka i pozostaje nagie oblicze śmierci – odzierającej boleśnie ze wszystkiego. Na jego bezimiennym nagrobku ktoś wyrytuje napis: „Tu leży ktoś, kto posiadał wiele i bezczelnie gardził wszystkimi, zamykając sobie drzwi do Raju.” Człowiek wiary potrafi mieć dystans do rzeczy tego świata, zachowując trzeźwość i równowagę ducha. „Brak posiadania staje się potrzebą nieposiadania. Przestrzeń bezinteresownej wolności między duchem a rzeczami przywraca zdolność kochania ich jako daru Bożego. Żyć w tym, co dane jest jako naddatek, to żyć pomiędzy nędzą a zbytkiem”(P. Evdokimov). Chrześcijanin jest człowiekiem obdarowanym i obdarowującym. Jego dłonie nie zaciskają nic, są opróżnione, a jednocześnie wychylone ku bogactwu zstępującej w przypływie łaski Obecności. Chrześcijanin to dziecko adwentowego świtu, szlachetnie przeświadczone, że świat wokół przeminie, aby mogła ostatecznie nastać „nowa ziemia” i przeistoczony człowiek ducha.