Wraz z sylwestrową nocą
rozpoczyna się czas karnawału. Powolność i nuda przestają istnieć. Nie ma tu
miejsca na życie ograniczone i umiarkowane ! Euforia szczęścia i pląsów, taniec
i naznaczająca go cielesność rozwibrowana głośną muzyką, ferią barw i świateł.
Bezbarwna i zmęczona twarz człowieka, rozbłyskuje blikami i brokatem. Przestaje
myśleć o powrocie do domu i prozaicznej rutynowości. Oszołomienie, zmęczenie i
ból głowy przyjdzie później – ale jeszcze nie teraz. To zbiorowy bunt przeciwko
upływowi czasu, starości i śmierci. Fenomen burzliwego tłumu połączonego
niewidzialną nicą płochliwego szczęścia, słyszanego nawet na horyzoncie kosmosu. Kunsztowna
zbytkowność wypisana na twarzach i odzwierciedlona w przywdzianym kostiumie
urodziwych kobiet i mężczyzn. „Prawdziwa radość to radość przeżywana wspólnie”-
twierdził Saint-Exupéry. Taniec to też pewna filozoficzna forma międzyludzkiego
dialogu, flirtu i zbliżenia. Zabawa bierze górę nad powszedniością i
powtarzalnością zwyczajnych dni i rytuałów, które zawieszone na jakiś czas –
dają upust nawarstwieniu rozrywki, przeżywanej beztrosko w zbiorowości
opatrzonej kulturowymi zwyczajami miejsca lub je porzucającymi na rzecz czegoś,
nieprzewidywalnie spontanicznego i pozbawionego reguł. Dystans pomiędzy ludźmi
się skraca, a swoboda i pęd ku zabawie podrywa wszystkich do radosnego
korowodu. Wyrafinowane jedzenie staje się przywilejem mas, niezważających na
finansowe rachowanie, czy zbyt małą pojemność brzucha. Nad wszystkim bierze
górę homo ludens rozwibrowany niczym
konfetti wystrzelone ku górze. W tak niełatwej do opisania sytuacji jest coś
magicznego i pogańskiego zarazem, komiczność i groteskowość, zdzierająca maski
kulturalnej powściągliwości i nie zwracania uwagi na spojrzenia i opinie
innych. Ruchliwość przenika szaleństwo nocy, inicjującej maskaradowość czasu i
spontaniczność gestów, jakże często stanowiących eksplozję miłości – mezalianse,
przeżywanej natychmiastowo i mimowolnie chwili erotycznego poruszenia ciał i
prawdopodobnego uścisku przedłużonego po świt lub nieplanowaną wieczność. Wszystko
jest nad wyraz zmysłowe i testujące możliwość ciał, dotykające granic
sprofanowanego seksualnością raju. Przestrzeń pełna fajerwerków i ludzkich
impulsów, staje się na wskroś komiczna i pełne błazenady- parodia sacra - ośmieszenia spraw poważnych, których obecność z
pozoru, wydaje się święta i nienaruszalna. „Karnawał – to święto czasu, który
wszystko niszczy i wszystko odnawia: tak można ująć jego sens zasadniczy”(M.
Bachtin). Wokół wielkich widowiskowych scen na placach miast, gromadzą się
tysiące ludzi, aby powstrzymać sen i noc zapłodnić wezbraną radością i donośnym
hałasem. „Śmiech karnawałowy spala wszystko, co konturowe i skostniałe, ale
oszczędza prawdziwie heroiczną osnowę postaci.” Ulice kipią od poruszonych
muzyką groteskowych ciał, kontaktu ze wszystkimi i ze wszystkim; żywiołu
podlewanego strugami różnorodnej preferencji trunków. Petardy przepruwają niebo
i czynią zgiełk wbrew racjonalnej spokojności nocy. Po tym chaosie i forte fortissimo z pomocą mogą przyjść
jedynie lekarze, bądź spowiednicy, wylewający cierpliwe swoje medykamenty na
cierpiącą i oskarżającą się duszę, bądź sponiewierane i obolałe ciało.