wtorek, 29 lipca 2025

 

Mogiła… czy wiecie, że jej sens zwycięży cywilizację ? Zaczynam od sondującego umysł pytania Gogola. Bulwersująca sugestia potrafiąca sparaliżować na moment, aby uchwycić zupełnie inną perspektywę. Miejsce w którym wszyscy są dotknięci muśnięciem śmierci, wydobywa nas terapeutycznie od kłębowiska sprzeczności. Miejscem gdzie można jeszcze uchwycić ciszę – pejzaż bez zbędnego balastu słów. Jeszcze nie splantowane i ciągle narzucające się oczom przechodniów – wbrew logice nowoczesnej i „przyjaznej” życiu urbanizacji. W sercu i na peryferiach miasta cmentarz, jest on oazą spokoju, zatrzymania i refleksji. „Cisza jest tajemnicą przyszłego świata”- twierdził św. Izaak Syryjczyk. Wchodzisz ze zgiełku w przestrzeń którą spowija sen tych, których jedynym zajęciem jest oczekiwanie na przebudzenie. Błogosławiony bezruch będący przeciwieństwem pośpiechu, hałasu i gorączkowego bycia wszędzie na czas. Najgłębsze medytacje o eschatologii zrodziły się we mnie w czasie uskutecznianych spacerów po alejkach cmentarza. To miejsce zbiorowej pamięci i rys duchowości przez którą przewija się prawda o zmartwychpowstaniu. Z dogłębną świadomością można stwierdzić, że „cmentarz jest tekstem kultury, bo przecież każdy grób jest jakąś informacją o pochowanym w nim człowieku, każdy z nich obrazuje stosunek człowieka do śmierci”(J. Kolbuszewski). Mogiły potrafią przemawiać do umysłu i serca mocniej niż wielogodzinny wykład o kruchości i przygodności ludzkiego życia. Rejestrują one przemiany w kulturze mentalnej, wizualnej i religijnej danego czasu historii- przypominając że każdą wędrówkę wieńczy epizod zamykania oczu, drżenia ciała i ostatecznie śmierci. „Patrzę w lustrze na moją twarz, żeby dowiedzieć się, kim jestem, żeby dowiedzieć się, jak się zachowam za kilka godzin, kiedy stanie przed moimi oczami kres. Moje ciało może się bać; ja- nie”- pisał Borges w zbiorze opowieści Alef. Groby mogą być lustrami z nieprawdopodobną siłą przyciągania i przebudzenia wewnętrznej świadomości. Mądrość Ojców Kościoła powie: „Ten, kto jest oczyszczony, widzi duszę swego bliźniego.” Nawet wymazane imiona na kamiennych tablicach ugryzionych zębem czasu, budzą ciekawość i przywracają pamięć o kimś którego imię ostatecznie zostało wyryte na dłoniach Boga. „Dobrze mówi ten, który powiedział, że groby są śladami stóp aniołów”(H. Longfellow). Mam taką już stałą praktykę, że za każdym razem kiedy przyjeżdżam w odwiedziny do rodzinnego domu, to nawiedzam przy okazji groby zmarłych z rodzinny. To nie tylko wyraz pamięci, ale nade wszystko miłości i wdzięczności wobec tych którzy mnie za życia obdarowywali dobrem. Na grobie mojego ojca widnieje fragment prawosławnej modlitwy: „Miłosierdzia drzwi otwórz mu Bogurodzico.” To wyznanie nadziei i przyzywanie wstawiennictwa Tej która jako pierwsza doświadczyła małej Paschy. Tej sentymentalnej wędrówce po zbiorowej „sypialni” towarzyszy mi wezwanie z Boskiej liturgii: „I daj im odpoczynek tam, gdzie jaśnieje światłość oblicza Twego.”

niedziela, 27 lipca 2025

 

Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» I otworzyły się ich oczy… (Mt 9,27-35).

Zdruzgotany przez zalegająca ciemność wzrok nie wystarcza, aby zatrzymać uwagę Mistrza. Defekt ciała nie otwiera szczeliny miłosierdzia w sercu Boga. Do tego potrzebne jest słowo na krośnie którego spoczywa wystawiona na próbę wiara. Aby ożyć pod Jego tchnieniem – trzeba wołać i wierzyć ! Tak jak słowo Boga przenika każdą cząstkę świata, pieczętując wszystko dotknięciem i pocałunkiem miłości. On składa każdego dnia pocałunek stworzeniu, wcielając wieczność w kruchą i przygodną naturę istnień. W teologii „bycie w ciemnościach” w aspekcie duchowym jest już sytuacją graniczną, ocierającą się o świat demoniczny. Kto nie potrafi kochać innych, już trwa w ciemności wedle przepowiadania Chrystusa. Jeżeli w modlitwie zgadzamy się, ażeby przeniknęło nasze ciało i zmysły światło, to cały nasz byt zostanie przemieniony. „Apofaza, poczucie tajemnicy – pisał J.Y. Leloup – prowadzi duchową drogą pokory, a zarazem do przemienia całej swojej istoty w światłości i miłości.” Jeżeli przypomnimy sobie sparaliżowanych uczniów po wydarzeniach Golgoty, to zrozumiemy iż zasłona ciemności spoczywała na ich oczach – musiały im opaść łuski, aby uchwycili triumf zmartwychwstania i obecność przenikającego miejsca i czas Życia. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest. Na przykład czekasz na kogoś. Czekasz na ukochaną. Ma przyjść. Tak powiedziała. Obiecała. Przyjdzie tą drogą. Rysujesz horyzont, patrzysz na krajobraz… Widzimy na miarę naszej nadziei.” Tak to odczuwali niewidomi wypatrując na drodze cudu. Ich czekanie się opłacało i przysporzyło im oprócz odzyskanego wzroku – wiarę w Tego, który każdego dnia czyni świat – impresję światła. „Bóg jest światłością, i ci, których czyni on godnymi oglądania Go, widzą Go jako światłość; i ci, którzy Go otrzymali, otrzymali Go jako światłość. Światło bowiem Jego chwały poprzedza Jego oblicze i nie może On ukazać się inaczej jak tylko w świetle”(św. Teofan Zatwornik). Chodzi jednak nie tylko o zrozumienie, jakimi sposobami Chrystus uzdrawia ludzi, ale przede wszystkim o to, aby móc w Nim żyć. Duch Święty niczym najdoskonalszy artysta wypisuje w nas – jak na płaszczyźnie ikony- „obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – oświeca nas i przebóstwia. Liturgia prawosławna którą przenika misterium światła, zawiera się w wezwaniu wspólnoty: „Chwała Tobie Chryste, który objawiłeś nam Światłość.”

piątek, 25 lipca 2025

 

Nieustannie się módlcie ! (1Tes 5,17). Czas wakacji bez wątpienia sprzyja modlitwie. Nie tylko tej liturgicznej, gdzie doświadczamy miłosnego wrzenia wspólnoty – ale nade wszystko osobistej, skrytej – dokonującej się na peryferiach i otulonej ciszą samotności. Modlitwa to akt pamięci o Tym z którym chcemy dialogować i podtrzymywać intensywną relację. Rozmowa nigdy nie jest monologiem, nawet jeśli pojawi się drażniące umysł przeświadczenie, że Ten do którego mówię, przestał mnie słuchać i już nie odpowiada. Bóg nawet jeśli przysnął to słucha ! „Modlitwa jest „rozmową” rozumu z Bogiem – pouczał Ewagriusz z Pontu- Przeto poszukaj stanu potrzebnego umysłowi w tym celu, by bezpowrotnie zdążać do Pana i rozmawiać z Nim bez żadnych pośredników.” Modlitwa rzeźbi chrześcijanina i pozwala mu zachować trzeźwość umysłu, wyciszenie serca i świetlistość spojrzenia na świat który go zewsząd otacza. Ten sam wspomniany już mistrz życia duchowego przekonuje, że „jeśli jesteś teologiem, to modlisz się prawdziwie, a jeśli modlisz się prawdziwie, to jesteś teologiem.” Historia chrześcijaństwa to wielokrotnie poświadcza, że wielu wybitnych myślicieli potrafiło pobłądzić i zejść na manowce, kiedy porzucili intensywne życie duchowe wpadali w pułapkę herezji; pielęgnując jedynie przestrzeń intelektu i osobiste przeświadczenie o słuszności swoich mglistych prawd. „Gdy rozum napełni się miłością do Boga, potrafi zburzyć świat śmierci oraz pozbawia się obrazów, żądz, mędrkowania, aby stać się radością i dziękczynieniem. Wtedy właśnie doświadcza zwycięstwa nad śmiercią”(O. Clement). Potwierdzeniem tego są liczni święci prawosławia. Ich życie i oddech tak silnie się zintegrowały, że potrafili żyć w Bogu – obleczeni Jego światłem – nie przestając wołać: „Uczyń z mojej modlitwy sakrament Twojej obecności.” Można siedzieć nad brzegiem morza, naprzeciw kłębowiska roznegliżowanych ciał i modlić się, wchodząc w cudowne i najbardziej intymne przestrzenie Boga. To jest naprawdę możliwe, bez konieczności zwijania się w kokon i przymrużania oczu na natarczywą i barwną zewnętrzność. „Wezwaniu imienia Boga towarzyszy Jego bezpośrednie objawienie, gdyż imię jest formą Jego obecności”(P. Evdokimov). Dlatego tak charakterystyczna dla Wschodu „modlitwa serca” utkana z powtarzanego nieprzerwanie wezwania: „Panie Jezus Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem.” Modlitwa ewangelicznego celnika w której streszcza się pokora, absolutne oddanie i synowska miłość człowieka będącego kruchym naczyniem, czekającym napełnienia łaską. Tutaj wszystko jest pielgrzymką ku miejscu serca w którego centrum jest Obecność ! Świat w którym człowiek przestał się  modlić jest przestrzenią o zwiotczałej strukturze, skazanej na dotknięcie pesymizmem i cieniem śmierci. Bez modlitwy, człowiek skazany jest na afirmację siebie- pustkę w której rozlega się lodowata pokusa samounicestwienia. Dionizy Areopagita mówi o przezwyciężeniu tego impasu w traktacie pt. Imiona Boże: „Kolisty ruch duszy polega na jej wejściu w siebie przez oderwanie się od rzeczy zewnętrznych oraz jednoczące skupienie się jej mocy.” Mój przyjaciel zasadził drzewo cedrowe przywiezione z Palestyny. Ma wiele obaw czy przyjmie się w tym klimacie i właściwie zakorzeni. Usiadłem przy nim i jak biblijni starcy – wezwałem Imienia Pana !

poniedziałek, 21 lipca 2025

 

Pod naskórkiem rzeczywistości skwierczą siły których nie sposób pojąć i objąć trzeźwą oceną. „Szczęśliwy, kto oglądał świat w chwilach przemiany i przełomu”- pisał poeta Tituczew. Pomimo beztroskiego czasu wakacji na świecie rozgrywają się pełne obaw wydarzenia, a wentyl bezpieczeństwa okazuje się być nieszczelnym i nie prognozuje spokoju w który chcielibyśmy naiwnie wierzyć. Ukraińskie pociski niczym „świąteczne prezenty” uderzyły w Moskwę. Zamiana i bycie intruzem, spotka się z nowym odwetem i spektakularnym upuszczeniem krwi. To nie klincz, a jedynie brak czujności zatopionego w śnie miasta które przez wieki odstraszało wrogich olbrzymów. Tutaj role nie są rozpisane jak w teatrze, a u góry zapadają decyzje o których zwykły człowiek nie ma zielonego pojęcia. Czy jest wyjście z impasu wojny która dzieje się za naszą wschodnią granicą i zdaje się, że szybko nie nastąpi koniec – więcej rozszerzy swój krąg śmierci dalej ? To domino w którym jeden element wprawia w ruch następny, aż do finalnej katastrofy w której trudno deliberować kto jest faktycznym zwycięzcą a kto przegranym. Paliwem wojny są zawsze ludzkie istnienia i ceremonialny pokaz sił tych, którzy decydują z bezpiecznej odległości od frontu, gdzie ziemię spulchnia truchło poległych żołnierzy przekonanych o wyjątkowości osobistego patriotyzmu– wypadkowa bezsensownie zaaplikowanej śmierci. Różne siły próbują wyszarpać okruchy prawdy i usprawiedliwić swoje racje posunięte na rubieże bestialstwa i gwałtu. Wielka Mateczka Rosja prowadząc „świętą wojnę” próbuje wyjść z twarzą i będzie ją kontynuować, dopóki z ukraińskich miast nie pozostaną zgliszcza a jej dzieci zaczną mówić językiem Tołstoja. To intratny biznes dla każdej ze stron w cieniu których bogacą się ci, którzy wylewają do szkieł kamery łzy – pełni emocjonalnego i komicznego na wskroś rozrzewnienia. Ukraina się broni, ale jest pyszna będąc przekonaną, że jest obrończynią Zachodu i europejskiego porządku który w rzeczy samej wydaje się czymś płochym i zapleśniałym. „Człowiek jest nieszczęśliwy nie przez to, co mu się przydarza, ale przez to, jak to przyjmuje”(M. Gogol). Bronią się amerykańską bronią i miarowo oddychają, ponieważ kroplówka dolarów ciągle aplikuje możliwości kontynuowania czegoś, co wydaje się powolną agonią rozciągniętą w okrutnym fatum czasu. Nie wiem ile się jeszcze będzie bronić Ukraina, kiedy patrzę jak kwiat jej młodzieży siedzi na wakacjach w Polsce i spija zimne piwo w pubach. Pytam grupę młodych Ukraińców dlaczego nie walczą za swoją ojczyznę ? Popukali się w czoła i powiedzieli, że nie będą umierać za politykę oligarchów rozkradających kraj. Również Europa rozkłada się, ponieważ trawią ją wewnętrzne wojenki poszczególnych frakcji, okopanych po prawej i lewej stronie barykady. „Wskaż im tajemnicę wolności. Podaruj im dar wolności”- tak profetycznie wołałby Chomiakow- spoglądając ukradkowo na obecną wrzawę zwalczających się sił. Wszyscy tak bardzo marzą o pokoju, że zbroją się po zęby ! Tylko niczego nieświadomi turyści na plażach wyprażonych w słońcu, ulegają błogiemu przeświadczeniu, że wojna to gdzieś tam – gdzie już w hotelach nie serwują drinków, a zamiast głośnej muzyki zalega symfonia artyleryjskich dział i taniec porozrzucanych chaotycznie martwych ciał. Chciałbym mieć odrobinę więcej optymizmu którego sens tak dojmująco wyraża myśl Tischnera – „nie szuka się raju na zawsze utraconego, lecz ziemi od wieków obiecanej.” Najtrudniejsza jest droga tego dramatu, przez którą przeturla się historia i wraz z nią człowiek poszukujący namiastki świętego spokoju.

niedziela, 20 lipca 2025

 

Abyście zaś wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów. Wtedy mówił paralitykowi: Wstań, weź łoże twoje i idź do domu twego (Mt 9,1-8).

Nasz świat w którym egzystujemy coraz bardziej staje się światem ludzi chorych. Chyba nie ma takiej rodziny w której nie byłoby doświadczenia osoby doświadczającej choroby, cierpienia, bezsilności… Przechodząc ulicami miast można spotkać wielu ludzi smutnych, przygniecionych ciężarem cierpienia. W ich twarzach i oczach wypisuje się tęsknota za nadzieją na uzdrowienie. Ludzie przekonani od swojej doskonałej kondycji fizycznej i witalności, za chwilę mogą przegrać z pojawiającym się niczym intruz nowotworem. Nerwowy i toksyczny świat uśmierzany farmakologicznymi znieczulaczami i psychologicznymi pocieszeniami na chwilę. Na każdym kroku jesteśmy bombardowani reklamami coraz to nowych leków mających rzekomo wyeliminować poczucie bólu. Kolejki do aptek i przychodni są dłuższe niż do świątyń. Każdy chce własnymi siłami i przy pomocy dostępnych środków zapobiec nieodwracalnemu procesowi chorobowej regresji. Wielu ludzi nie tylko cierpi fizycznie, często przeżywają o wiele bardziej dręczącą i konwulsyjną walkę duszy. Ilu jest ludzi poranionych i sparaliżowanych duchowo. Wielu przyzwyczaiło się do okłamywania samych siebie; wymuszony uśmiech ma oszukać spojrzenie innych ludzi. Znam ludzi przygniecionych tak wielkim cierpieniem- nie potrafiących zaakceptować swojego losu, którym pozostaje tylko nienawiść siebie i odtrącanie kochanych osób wyciągających do nich pomocną dłoń. Człowiek pragnie szczęścia, chciałby uniknąć cierpienia- a kiedy się ono pojawi, niczym intruz- to najlepiej uciec lub zepchnąć w nieświadomość. Jakże trudno jest powiedzieć Bogu: „Bądź wola Twoja”. Boimy się chodzić do lekarzy i z drżeniem duszy odbieramy wyniki zleconych odgórnie badań. Choroby są niczym uśpione wulkany, które za chwilę mogą wybuchnąć i zdestabilizować nasz poukładany świat. Człowiek chory uczepia się niczym tonący ostatniej deski ratunku. Niektórzy słysząc o wybitnym lekarzu lub klinice sprzedają swoje majątki i płyną za ocean, aby przedłużyć o jeden rok kalendarz swojego życia. Szukają lekarza. Ci cierpiący z dzisiejszej Ewangelii jedyne co mogli zrobić to przynieść swoich cierpiących do Jezusa. Bóg uzdrawiający człowieka ! Jak trafnie zauważył św. Jan Chryzostom: „Boski lekarz nie uzdrawia nas wbrew nam samym”. Powierzyć się Bogu. „Twoje rany nie przewyższają umiejętności lekarza. Tylko powierz mu się sam z wiarą, opowiedz swoją chorobę lekarzowi” (św. Cyryl Jerozolimski). Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Często pozostaje modlitwa- pełna łez i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.

środa, 16 lipca 2025

 

Czy ChatGPT zwolni człowieka z twórczego myślenia o świecie i jego zawiłych problemach ? Czy nie trzeba już czytać książek i podejmować aktywności umysłu, tak aby reflektować świat wedle prawideł rzetelnie nagromadzonej wiedzy, popartej własną – osobistą refleksją ? A może szkoła, czy uniwersytet zdają się czymś anachronicznym, wobec tak sprawnych i błyskawicznie myślących z nas narzędzi, co raz to nowszych technologii przetwarzania i wykorzystywania wiedzy ? Szkoła w chmurze z wirtualnymi belframi dozującymi wiedzę do potrzeb i sprawności intelektualnych dzieci i młodzieży, zasiadających przed ekranem z paczką chipsów i puszką energetyka w dłoni ! W tych refleksjach jest niepokój o człowieka jutra. Jeżeli bliska mi osoba która wedle mojej wiedzy, w życiu przeczytała z dozą ogromnego trudu, zaledwie trzy książki, pisze do mnie spójne i rzeczowe sms., dotykające zawiłych problemów o których nie miałaby zielonego pojęcia, to już jest powód do zmartwienia. „Wyobrażam sobie, że za kilka lat na większość pytań zapytań w  wyszukiwarce uzyskasz odpowiedź bez konieczności zadawania pytań. System po prostu będzie wiedział, że chcesz to zobaczyć” – pisał ku mojemu przerażeniu Ray Kurzweil. Młody człowiek jak sum przyssany do telefonu, otrzymuje papkę wiedzy do której nie dochodził psychologicznie objaśnionymi etapami skoków rozwojowych – przechodząc przez wszystkie urokliwe stadia satysfakcji i ekscytacji wiedzą – odkładaną precyzyjnie, niczym warstwy smacznego tortu. Wszystko jest natychmiast poddane, poza prężącymi się zwojami synaps i drobnych eksplozji intelektu. Mądrość zdobywa się proporcjonalnie do tego, jak mocno jesteśmy wstanie wykrzesać w sobie wolę zgłębienia tego, co jeszcze nie zgłębione. Pozbawieni tego, powracamy do epoki kamienia łupanego – odciskając jedynie na ścianie groty kształt dłoni i mamrocząc coś w obawie przed mającym nadejść niebezpieczeństwem. Proces zaangażowanego myślenia, wymaga trudu i ociężałości, marszczącego się czoła pod brzemieniem ciężaru myśli. Wydajemy się z pozoru tacy inteligentni i elokwentni, ale jak przychodzi moment rzeczywistej weryfikacji wiedzy, wychodzi żenujące i pochmurne oblicze człowieka pustki, scalonego z krzemowym obwodem telefonu. Mam przed oczami XIX i XX wiecznych myślicieli otoczonych, warownymi murami książek z pod których wyłania się zarys człowieka poszukującego i stawiającego milowe pytania. Podążanie za pytaniami i nocnymi poderwaniami, aby uszczuplić komfort wypoczynku i zanotować na kartce papieru ideę – która jest tą własną i rewolucyjną – zmieniającą bieg jutra i ślad na drodze historii. Na każdej pożółkłej stronnicy wyciąganej i chowanej w jakimś określonym rytuale książki, pozostaje nie tylko odcisk linii papilarnych, ale zużycie, którego wypadkową jest poszerzanie kolejnych granic mądrości. Jestem realistą i mam świadomość, że pewnych procesów nie można już zatrzymać, można jedynie wciskać hamulec, aby wytwory tych skomplikowanych technologii w peletonie o laur zwycięstwa, choć trochę spowolniły i nie uczyniły z nas istot zdanych na wyrocznie wyszukiwarki, podłóg której kształtuje się nasz światopogląd i co gorsza, codzienna recepta na szczęśliwe życie. Obawiam się tych podszytych entuzjazmem prognoz dotyczących zastosowania sztucznej inteligencji, tego przeświadczenia bycia bogami nauki. „W nadchodzących latach będziemy świadkami technologii, które pozwolą nam sterować maszynami za pomocą umysłu, komunikować się telepatycznie i żyć znacznie dłużej”(M. Kaku). Przez te prognostyki przebija dla mnie poczucie niebezpieczeństwa i próba wydobycia na powrót kogoś na kształt nadczłowieka – próbującego się wydrzeć przemijaniu, śmierci, a nade wszystko mądrości i zamiarom Boga. W dialogu Kiriłłowa ze Stawroginem w powieści Biesy, pojawiają się słowa: „Przyjdzie, a imię jego będzie Człowiek-Bóg. Bóg-Człowiek ? Nie. Człowiek-Bóg, w tym cała różnica.”

niedziela, 13 lipca 2025

 

Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, , Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?» A opodal nich pasła się duża trzoda świń.  Złe duchy prosiły Go: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!» Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach...(Mt 8,28-9,1).

Drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, miejscowość Geraza i dwa wstrząsające obrazy które odsłania przed nami Ewangelia. „Bóg przewiduje najgorsze, a Jego miłość staje się tym bardziej troskliwa, gdy człowiek może odrzucić Boga i budować swe życie na tej odmowie. Co przeważy, miłość czy wolność – obie są nieskończone i pytanie to stawia piekło”(P. Evdokimov). W centrum tej scenerii Chrystus konfrontujący się z opętanymi których wnętrza pustoszą biesy. Obok tego stado świń – nie świadome tego, że zło przeniknie w ich zatłuszczone ciała i w amoku zginą, spadając w pędzie ze stoku urwiska w paszczę morza. „Duchowy brud jest brzemieniem, którym zło przygniata umysł”- twierdził mistrz ascezy Ewagriusz z Pontu. Egzorcyzm okazał się skuteczny, ale dokonała się trudna do oszacowania materialne strata trzody świń. Jednak wbrew wszelkim kalkulacjom, człowiek jest ważniejszy od świń - obwieszcza świadek tego wydarzenia - które i tak jako nieczyste zwierzęta, nie przejdą jako pokarm przez usta sprawiedliwych. Chrystus z jednej strony dokonuje miłosierdzia i uzdrowienia, a jednocześnie jest intruzem, zakłócającym społeczny spokój i stan finansowego posiadania kilku właścicieli; ponieważ uszczuplił się ich majątek. Ludzie są smutni gdy coś tracą. Ale są straty które niewiele znaczą w kontekście zbawienia. Na ich twarzach rysuje się grymas wyrzutu i pretensje, że nikt nie wypłacił im odszkodowania za utratę świń. „Każda śmierć jest skandalem”- pisał Lévinas - nawet tak ohydnego i wytarzanego w nieczystościach zwierzęcia jak wieprz. Pomimo tych pobocznych rozterek, najważniejszy jest człowiek skierowany ku wolności dziecka Bożego. Ku pięknu duszy w której nie rozbrzmiewa muzyka piekła i nie unosi się woń rozkładu. Czułość Boga usuwająca zasłonę grzechów i zła. „Niech Ojciec, który przedwiecznie zrodził Ciebie w łonie swoim, odnowi we mnie Twój obraz”- modlił się święty Izaak Syryjczyk. Człowiek wydobyty z lochu i ciemności, skierowany ku światłu, staje się na powrót ikoną Chrystusa.

wtorek, 8 lipca 2025

 

Rozrywką człowieka myślącego jest czytanie. Wakacje sprzyjają tej jakże relaksującej czynności. Mój stosunek do literatury, a konkretnie do książek w ich warstwie materialnej i treściowej – estetycznej, jest bardzo osobisty. W domu moich rodziców zawsze były książki, opaśle i szczelnie zalegające na półkach hebanowej biblioteczki do której dokładano systematycznie coraz to nowe zdobycze szeleszczącego papieru, których brzegi układały się w jakiś urokliwy fryz mądrości. Stosunek do książek i dzieł sztuki był quasi sakralny – spowity woalem wyjątkowości nadającej domowi duszę i cudowną atmosferę. Mój ojciec przez lata zakupywał różnej maści publikacje, obrazy i drobne bibeloty. Doskonałe reprodukcje polskiego malarstwa historycznego XIX wieku karmiły moją wyobraźnię i wyostrzały percepcję na to, co przeszłe – choć nieprzedawnione. Tak rozumiane zdobycze stanowiły osobliwy krajobraz miejsca w którym dojrzewał chłopiec obłaskawiony kulturą słowa i obrazu. Odziedziczyłem gen kolekcjonowania, istne fatum bibliofila. Humorystycznie odpowiadam znajomym, że nie wiem czy przytyłem od nadmiaru czytania tekstów, czy od miłości do gotowania, jeszcze jednego z talentów wyłuskanych z wielopokoleniowej tradycji in Terris. Intrygująca pasja. A w tych pozszywanych przez introligatora stronnicach „niewierne, lotne słowo, które nie potrafiło dotąd zaczepić się w żadnej komórce mózgu, przywiera do lepu syntaksy” – pisał Marai. Jakże smuci mnie fakt, że na uniwersytetach czytelnie bibliotek są wyludnione, a najmniej uczęszczają do nich studenci w których zrodził się chroniczny wstręt do słowa drukowanego. Calvino próbował przekonywać po co czytać klasyków: „Lubię Hemingwaya, bo jest matter of fact, understatment, wolą szczęścia, smutkiem. Lubię Stevensona, bo mam wrażenie, że lata… Lubię Gogola, bo zniekształca z precyzją, przewrotnością i umiarem. Lubię Dostojewskiego, bo zniekształca konsekwentnie, z pasją i bez umiaru. Lubię Balzaca, bo jest wizjonerski. Lubię Kafkę, bo jest realistą. Lubię Maupassanta, bo jest powierzchowny… Lubię Sveva, bo trzeba się będzie zestarzeć. Lubię…” Młodzi Prometeusze mądrość czerpią już z innych studni, których dojmująca płytkość nie tylko uśmierca intelekt, co wyjaławia z prężności pytań których zbędność jest porażająca dla człowieka, prawie przeżywającego młodość między regałami bibliotek. Pociesza mnie fakt, że istnieją punkty do wymiany książek; wpisały się one w strukturę wielu miast i co napawające nadzieją, zasilają wiedzą anonimowych przechodniów, stając się pokarmem w czasach wszędobylskiej głupoty. „Błogosławieni pisarze, którzy zdejmują z nas ciężar myślenia, którzy lekko od niechcenia tkają migotliwą zasłonę przesłaniającą całe skomplikowanie świata”(P. Valery). Taki osobisty mój apel. Nie odkładajmy książki do lamusa, nie wyrzekajmy się obcowania z tekstami których wartość jest ze wszech miar interesująca poznawczo. Każde miejsce wydaje się uprzywilejowanym do wejścia w świat który kreśli przed nami autor, skracając tym samym dystans pomiędzy ulotnym czasem, przestrzenią, szamotaniną problemów i uśmiechem wyłuskanym ze zdania które może zmienić w nas wszystko. Jeden z moich uczniów zapytał o pożyteczną książkę na wakacje. Nie zastanawiałem się długo i odparłem: Przeczytaj Lapidaria Kapuścińskiego, spostrzeż szybko jak słowa są ponadczasowe i mogą nadawać smak życiu. Ważki postulat: Być czytelnikiem wszystkożernym !

niedziela, 6 lipca 2025

 

Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi»”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8,5- 13).

Rozglądam się w scenerii dzisiejszej Ewangelii i muszę ze smutkiem stwierdzić, że bardzo często brakuje mi wiary setnika - rzymskiego centuriona. Wrażliwości i czułości mężczyzny, reagującego natychmiast na agonię drugiego człowieka. Tej determinacji, odwagi i ufności w możliwość uzdrowienia, wbrew dramatycznym okolicznościom czasu i miejsca. W obliczu cierpienia, choroby, gaśnięcia życia - Bóg i człowiek są sobie bliscy – połączeni niewidzialną nicą miłości i milczącego porozumienia. „Znalezienie w Bogu tego, co absolutnie upragnione, i złożenie tam swego serca odsłaniają zdumiewającą bliskość Boga”(P. Evdokimov). Ikoniczność „Samarytanina” o szeroko otwartych oczach i sercu. Mozolne naciskanie na Mistrza, aby wybłagać cud na odległość, bez fatygi i narażania się na otarcie z nieczystością domu człowieka i jego najbliższych – przez wyszeptane słowo, mające moc przywracania wszystkiego, poza ciekawskimi oczami tłumu cwaniaków, niedowiarków, naciągaczy, zdrajców i plotkarzy od kolportowania galilejskich nowinek, jak również paradoksom losu. „Obecność dyskretnego Boga zda się nieobecnością… Cechą cudów Bożych jest dyskrecja.” Trud zrozumienia ponadczasowości sensu tego wydarzenia, odsłania jakże powierzchowną i pełną wahań wiarę współczesnych chrześcijan. Można się potykać o ciała cierpiących braci, nie zauważać ich, ignorować, iść przed siebie i myśleć tylko o sobie. „Samolubny jest ten, kto kocha tylko siebie samego, z czego wynika dlań fakt braku miłości dla siebie”(Teofilakt). Antropologiczna martwota postaw i emocjonalny chłód. Łatwiej się uprząta zmarłych (utylizuje), niż pochyla się nad chorymi i podnosi się ich ku nadziei nowego świtu. Ludzie miasta są częścią tej jakże chorej tkanki, skazanej na obojętność i bezruch. „Tym, czym się nie staliście, tym nie jesteście”- pouczał św. Grzegorz z Nyssy. Przestaliśmy być ludźmi pragnienia, prośby, człowieczeństwa osuwającego się na kolana i błagającego Boga o wejrzenie i podmuch miłosierdzia. Nie przenika naszego wnętrza ten wielki powiew miłości, budzący olbrzymów podtrzymujących w posadach kruchy i ledwie chwiejący się świat który przeobrazi się niebawem w szpital. Polegamy na sobie i zabezpieczeniach które w chwilach dramatycznej próby, tak naprawdę nie są wstanie nic zmienić – jedynie zatrzymają na chwilę wskazówkę zegara. Wiara pozwala zdiagnozować w człowieku to, co święty Jan z Karpathos nazywa „chorobą niedowiarstwa.” Być dla innych świadkami czułej miłości Jezusa ! U Quoista przeczytałem takie intrygujące i bardzo osobiste wspomnienie: „Tej nocy umarł mój przyjaciel, Panie, i płaczę. Ale moje serce jest pełne pokoju. Bo tej nocy umarł mój przyjaciel, ale razem z Tobą dał mi życie.”

środa, 2 lipca 2025

 

Czas wakacyjnego odpoczynku sprzyja refleksji nad dniem wczorajszym – sukcesami i porażkami które naturalnie składają się na tropy ludzkiego życia. Plątanina przebudzonych myśli. „Życie jest darem, którego sznurki rozwiązuję każdego ranka, kiedy się budzę” – pisał Ch. Bobin. Siedzę z notatnikiem na brzegu jeziora, budząc świt i nie będąc nachalnym wobec wylegujących się w zgiełkliwym tłumie plażowiczów. Samotność wyostrza spostrzegawczość i umożliwia oczom uchwycić przeźroczyste ciało świata. „W moim ciele szukasz wzgórza, którego słońce jest zakopane w lesie.” Jestem sam otoczony natura i będącą w deficycie ciszą. Niebo malowane szerokim pędzlem Artysty, naznaczone prześwitami słońca i muśnięciami wiatru fałdującego wodę w którą zanurzę za chwilę moje odrętwiałe ciało. Pulsowanie myśli i życia obecnego w każdym szczególe sztafażu, który Bóg rozpisuje na wstępie dnia w sposób absolutnie nowy i fascynujący. Na szczęście przyroda jest galerią piękna, pod której powłoką istnieją światy które wykraczają poza zewnętrzność i kierują ku czemuś, co można określić jako kwintesencja wieczności. Uważność percepcji i prostoduszna błyskotliwość, pozawala uchwycić dryfujący i porośnięty mchem pień drzewa, z egzystencją człowieka nabrzmiałą od warstw niepowodzeń i radości na które trzeba spojrzeć refleksyjnie, dojrzale, a nade wszystko z dystansem. To był dla mnie trudny rok – naznaczony błogosławieństwami i katastrofami z pod których musiałem się podnosić z kolan – dźwigając ciężary spadających na mnie głazów, szczególnie od tych, których powinno definiować w najbliższej relacji słowo miłość. Żywioł osobistego dramatu, fermentującego wydarzeniami których ukryty sens, nauczyłem się czytać wedle pewnego klucza. Iluż to ludzi specjalizuje się w słowach i działaniach destruktywnych; wirtuozi w emanowaniu złej energii, fałszywych uśmiechów za których horyzontem ukrywa się perfidna kalkulacja i złorzeczenie. Czasami czułem się jak sparaliżowany bezradnością biblijny Hiob, siedzący na ściernisku i zaciskany przez ogłupiający wszystko ból. Straciłem tak wiele, ale nie utraciłem wiary. „Nie można budować szczęścia na gruzach długotrwałej nędzy”- powie Herve Bazin. Wobec tych nieprzewidzianych szarpnięć, niesprawiedliwych stłamszeń, degradujących umysł epitetów, a nade wszystko wystawiających wiarę na próbę sytuacji, towarzyszy mi wewnętrzy spokój i orzeźwienie - usytuowane naprzeciw bolesnego realizmu mojego wczoraj. Pomimo tych zawirowań i uwierających serce spraw, pocieszają mnie jakże wymowne słowa Pasternaka: „Ileż to spraw na tym świecie zasługuje na naszą lojalność ? Myślę, że człowiek winien być lojalny wobec nieśmiertelności. A słowo: nieśmiertelny jest wzmocnionym synonimem słowa: życie. Człowiek winien być wierny nieśmiertelności, wierny Chrystusowi.” Teologiczna perspektywa pozwala spoglądać dalej, głębiej, postrzegać ludzi nie przez ich obskurność i perfidność, ale w kluczu dobra kiełkującego pod bruzdami udeptanej ziemi i deszczu łaski który może ją spulchnić, użyźnić, przeistoczyć. Czasami droga do szczęścia przechodzi przez tygiel cierpienia. Los bawi się ze mną w dość zaskakujący sposób ! Mądrość myślicieli starożytnego chrześcijaństwa, pozwala uchwycić świeżość przesłania o poranku i człowieku który otrzymuje postulat stania się obrazem Boga i przez to zjednoczyć się z Nim ostatecznie. Z głową pełną świtu, otwieram nowe drzwi i idę dalej.