Ostatnie akordy lata i
oprószone promieniami słońca dni, których czas skraca się pod wpływem kaprysów
przyrody i zmieniającej bez naszej zgody pory roku. Rotacja poszarpanych
refleksji mężczyzny osadzonego w krześle, naprzeciw wszystkiego, a szczególnie
przeistoczonej w dialog samotności. W momencie w którym ludzkość przestanie się
dziwić, zapadnie w obłęd dezorientacji i afirmacji siebie; przestanie oddychać.
Zdumienie to milczący i ponadczasowy język dialogu w sobie i z innymi. Dzięki
niemu można zrozumieć tak wiele. Fromentin w kontekście twórczości jednego z
holenderskich pejzażystów powie: „To wielkie oko, szeroko otwarte na wszystko,
co istnieje, to oko przyzwyczajone ogarniać zarówno wysokość, jak odległość,
wędruje nieustannie nie pomijając niczego.” Rozedrgany takt melodii ukryty w
szumie drzew, gwarze ptaków- quasi
sakralnego pejzażu istnień. „Szukamy tego kosmicznego dotyku w naturze, owego
mistycznego momentu zmysłów. Jaka więź istnieje między prawdziwą naturą a tą
chwilą”- pytał z wrażliwością mędrca Hamvas. Ostrość i rozstrzygnięcie tego
zapytania dokonuje się w każdym człowieku indywidualnie i nie pozostawia w tym
samym punkcie zatrzymania. Wielu przechodzi z dozą obojętności wobec bytów,
obrysowanych figlarnie niewidzialną dłonią Obecności. Jeszcze trochę i przyroda
zrzuci swój kostium zieleni, przywdziewając koloryt nad którym wzdychał nie
jeden artysta pióra i pędzla, obezwładniony powabem przekwitającego świata.
Kiedy śmierć pochłania życie, pojawia się nie spotykania konfuzja odczuć, myśli
i wrażeń- obłaskawiających wszystkie zmysły- którymi człowiek czyta
rzeczywistość i przeżywa ją dogłębnie w sobie wszystkimi porami ciała i duszy. Natarczywość
wzroku i kołatanie muzyki w czeluści ucha, to najpiękniejsze z doznań wędrowcy
na skraju nowego dnia, bo jak powie poeta: „bo każde spojrzenie jest
spojrzeniem pierwszym albo nie dostrzega nic.” Zachwyt uwalnia od ociężałych
pułapek intelektu, kaprysów utrudzonego rozumu, czy algorytmu perfekcyjnie
przeżytego dnia- podłóg podszeptów sztucznej inteligencji. To, co zewnętrzne i
pozornie oswojone jest jedynie powłoką pod którą znajdują się ukryte źródła i
konstelacje prawd czekających rozszyfrowania i przeniknięcia. „Dramat ludzkich
poszukiwań znajduje ostateczne rozstrzygnięcie dzięki temu, iż jedynie Bóg może
wznieść naszą kruchą skończoność w wymiar nieskończoności”- pisał J. Życiński.
Być może wiara jest jednym z tych kluczy, dzięki którym możemy uchylać
szczelinę, aby niezwykle wątła i ledwie dostrzegalna struga światła, przeniknęła
na wskroś źrenicę oka. Żyjemy w zbyt niespokojnych czasach, aby marnotrawić
czas na pesymizm i pośpiech, śmieci którymi przekarmione są nasze zmysły i
sumienia. „Piękno, jedna z najbardziej dyskretnych postaci obecności”- powie
Jean Mouton. Jedyna warta i godna poświecenia sprawa dla której warto żyć i
ostatecznie zbawić się. Elementarz
prostaczków czytających wszystko wokół siebie, podłóg teologii którą oznajmia
pierwszy krzyk narodzonego dziecka, śpiewa ptaka, muśnięcie wiatru na matowym
policzku starca zwracającego swój wzrok ku ziemi. Pozostawiam moich czytelników
z wierszem George’a Herberta The Elixir
„Naucz mnie, Królu mój i Boże, we wszystkich rzeczach Ciebie widzieć. I
cokolwiek czynię, czynić to dla Ciebie. Człowiek, który spogląda na szkoło, na
nim jego wzrok mógłby spocząć, lub, gdyby chciał, przeszedłby przez nie. A
wtedy niebiosa by oglądał.”