Pascha
mortis ! Wczoraj w późnych godzinach wieczornych zmarła nagle
moja siostra Ania. Pogotowie reanimowało ją przez ponad godzinę, serce
przestało bić i nastąpił zgon. W szpitalnej karcie pod rubryką przyczyna zgonu, napisano: powód niewiadomy.
Lapidarna i nieprofesjonalna odpowiedź dla rodziny zaskoczonej tak dramatycznym
obrotem spraw. Bolesny komunikat w chwili emocjonalnego zasklepienia w bólu;
niewnoszący nic i niewyjaśniający niczego. Odeszła- dopowiem kierowany duchem
wiary- zasnęła w Bogu i narodziła się dla Nieba. Nie ma nic boleśniejszego moment
w którym matka chowa swoją córkę, a ta pozostawia męża i dzieci, odchodząc
nagle i bez pożegnania- mętnym wzrokiem brodząc po ścianach mieszkania które
było jej całym bezpiecznym światem. Ostatnie dźwięki i zacierające się kontury
rzeczy wypełniających przywykłą od wspomnień przestrzeń życia. Wyszeptane do
ucha słowa męża próbującego bezradnie powstrzymać uścisk śmierci. „Zostałaś rozłączona
z mężem, ale jesteś złączona z Bogiem, nie masz współtowarzysza, sługi, tak jak
i ty, ale masz Pana i Boga”- pisał św. Jan Chryzostom. Śmierć zaskakuje i
zmienia sposób widzenia spraw które się bagatelizowało lub spychało z
trajektorii widzenia. Nagle zaczynasz pojmować że jesteś śmiertelny, przygodny,
a wszystko to, co sobie zaplanowałeś w jednym momencie niknie. Próbuję w moim
umyśle dokonać retrospekcji jej życia- powrót do dziecięcych wspomnień
młodszego brata, dla którego o wiele starsza siostra była niczym czuła matka i
pełna wrażliwej cierpliwości powierniczka tajemnic. W tym miejscu pociesza mnie
myśl Simone Weil: „Żyć potrafimy wyłącznie w czasie; myśleć potrafimy wyłącznie
w przyszłości.” Jadąc samochodem do zakładu pogrzebowego rozmawiałem z jej najstarszym
synem. Wymienialiśmy myśli i przywoływaliśmy wspomnienia o Niej, będąc
wewnętrznie przekonanym że mamy jakiś niespłacony dług wdzięczności. Życie
mojej siostry nie było usłane różami. Były w nim radości i ścierniska trosk, mozolna
walka o codzienność w wymiarze materialnym i duchowym, miłość i błogosławieństwo
kiedy pojawiało się kolejne z jej dzieci na świecie. Czułość to słowo klucz,
pozwalające najlepiej opisać kogoś o tak spójnej osobowości. Największym
szczęściem i bogactwem Ani były dzieci- wyczekiwane i upragnione- niczym prezenty,
którymi Bóg obdarowuje ludzi najbiedniejszych a zarazem posiadających
krystalicznie czyste dusze. Całe życie była dobra i łatwowierna. Bezgranicznie wierzyła
w ludzi i ukryte w nich pokłady dobra. Nigdy nie usłyszałem od niej złego słowa
o drugim człowieku. Zawsze wrażliwa i pokorna, wchłaniająca w siebie wszystkie
defekty i niesprawiedliwości świata. Czasami sobie myślałem przewrotnie, iż nie
pasuje do tego świata w którym ludzie biegną za pieniędzmi i widzą tylko czubek
własnego nosa. Osoba która najmniej myślała o sobie. Taką ją zapamiętam i taką
ją przyjmie Chrystus w którego oczach odbija się już pełne szczerości piękno
człowieka nadziei. Zahartowana przez życie, wreszcie odpocznie i nasyci oczy
światłem które ogrzewa tych, którzy przeszli zwycięsko przez ścieżkę bólu i
niezrozumienia- wyrywając z ciała świata ciernie. W czasie porannej Liturgii
modliłem się słowami pełnymi otuchy: „Panie, daj odpoczynek zmarłej Twojej
służebnicy Annie w miejscu światłości, w miejscu szczęśliwości, w miejscu
pokoju, skąd ucieka boleść i westchnienie.” Siostro do zobaczenia w Raju. Kocham
!