sobota, 6 września 2025

 

Pascha mortis ! Wczoraj w późnych godzinach wieczornych zmarła nagle moja siostra Ania. Pogotowie reanimowało ją przez ponad godzinę, serce przestało bić i nastąpił zgon. W szpitalnej karcie pod rubryką przyczyna zgonu, napisano: powód niewiadomy. Lapidarna i nieprofesjonalna odpowiedź dla rodziny zaskoczonej tak dramatycznym obrotem spraw. Bolesny komunikat w chwili emocjonalnego zasklepienia w bólu; niewnoszący nic i niewyjaśniający niczego. Odeszła- dopowiem kierowany duchem wiary- zasnęła w Bogu i narodziła się dla Nieba. Nie ma nic boleśniejszego moment w którym matka chowa swoją córkę, a ta pozostawia męża i dzieci, odchodząc nagle i bez pożegnania- mętnym wzrokiem brodząc po ścianach mieszkania które było jej całym bezpiecznym światem. Ostatnie dźwięki i zacierające się kontury rzeczy wypełniających przywykłą od wspomnień przestrzeń życia. Wyszeptane do ucha słowa męża próbującego bezradnie powstrzymać uścisk śmierci. „Zostałaś rozłączona z mężem, ale jesteś złączona z Bogiem, nie masz współtowarzysza, sługi, tak jak i ty, ale masz Pana i Boga”- pisał św. Jan Chryzostom. Śmierć zaskakuje i zmienia sposób widzenia spraw które się bagatelizowało lub spychało z trajektorii widzenia. Nagle zaczynasz pojmować że jesteś śmiertelny, przygodny, a wszystko to, co sobie zaplanowałeś w jednym momencie niknie. Próbuję w moim umyśle dokonać retrospekcji jej życia- powrót do dziecięcych wspomnień młodszego brata, dla którego o wiele starsza siostra była niczym czuła matka i pełna wrażliwej cierpliwości powierniczka tajemnic. W tym miejscu pociesza mnie myśl Simone Weil: „Żyć potrafimy wyłącznie w czasie; myśleć potrafimy wyłącznie w przyszłości.” Jadąc samochodem do zakładu pogrzebowego rozmawiałem z jej najstarszym synem. Wymienialiśmy myśli i przywoływaliśmy wspomnienia o Niej, będąc wewnętrznie przekonanym że mamy jakiś niespłacony dług wdzięczności. Życie mojej siostry nie było usłane różami. Były w nim radości i ścierniska trosk, mozolna walka o codzienność w wymiarze materialnym i duchowym, miłość i błogosławieństwo kiedy pojawiało się kolejne z jej dzieci na świecie. Czułość to słowo klucz, pozwalające najlepiej opisać kogoś o tak spójnej osobowości. Największym szczęściem i bogactwem Ani były dzieci- wyczekiwane i upragnione- niczym prezenty, którymi Bóg obdarowuje ludzi najbiedniejszych a zarazem posiadających krystalicznie czyste dusze. Całe życie była dobra i łatwowierna. Bezgranicznie wierzyła w ludzi i ukryte w nich pokłady dobra. Nigdy nie usłyszałem od niej złego słowa o drugim człowieku. Zawsze wrażliwa i pokorna, wchłaniająca w siebie wszystkie defekty i niesprawiedliwości świata. Czasami sobie myślałem przewrotnie, iż nie pasuje do tego świata w którym ludzie biegną za pieniędzmi i widzą tylko czubek własnego nosa. Osoba która najmniej myślała o sobie. Taką ją zapamiętam i taką ją przyjmie Chrystus w którego oczach odbija się już pełne szczerości piękno człowieka nadziei. Zahartowana przez życie, wreszcie odpocznie i nasyci oczy światłem które ogrzewa tych, którzy przeszli zwycięsko przez ścieżkę bólu i niezrozumienia- wyrywając z ciała świata ciernie. W czasie porannej Liturgii modliłem się słowami pełnymi otuchy: „Panie, daj odpoczynek zmarłej Twojej służebnicy Annie w miejscu światłości, w miejscu szczęśliwości, w miejscu pokoju, skąd ucieka boleść i westchnienie.” Siostro do zobaczenia w Raju. Kocham !