Zbaw,
Panie, lud Twój i błogosław dziedzictwo Twoje, zwycięstwem prawowiernych nad
przeciwnikami obdarzaj i przez Krzyż Twój ochraniaj społeczność Twoją.
Pewnie zabrzmi to paradoksalnie, ale chrześcijaństwo nieprzerwanie proklamuje
miłość wyrażoną w misterium Krzyża. Wszystko jest naznaczone tym znakiem.
„Historia krzyża, nie jest taka prosta- zauważa R. Jensen- Czy to znak,
artefakt, instrument, czy postać, krzyż został wrzucony w niezliczoną ilość
ról. Jaką dziś rolę odgrywa krzyż ?” Jeżeli byśmy stracili z perspektywy obraz
rozpiętego na drzewie Baranka, zagubilibyśmy fundament naszej wiary. To, co w
oczach świata wydaje się absurdem, skandalem, spektaklem okrucieństwa,
zbroczonym narzędziem tortury- dzięki największemu aktowi miłości Syna
Człowieczego, rozświetla wszystko oczywistością sensu. „Nie istnieje kult
samego drzewa- twierdził N. Perrot- pod tym wyobrażeniem kryje się zawsze jakiś
duchowy byt.” Wielu chrześcijan przez całe wieki historii postrzegało krzyż wyłącznie
jako narzędzie kaźni, pogrążając się w cierpiętliwym współczuciu i
dolorystycznej poufałości z Tym, którego przytwierdziło ludzkie poczucie
wolności i władzy. Kontemplacja nieprawdopodobnej agonii rozciągniętej w
czasie, zatrzymała spojrzenie tak wielu. Lecz czy rozświetliła ich życie
blaskiem wielkanocnego poranka ? W mojej głowie postrzegam dziesiątki
średniowiecznych krucyfiksów i tych późniejszych przedstawiających Chrystusa w
niewyobrażalnej agonii; pot, brud, konwulsyjnie wygięte ciało i krew tryskająca
z ran tak intensywnie, iż za nim spadnie na ziemię przemienia się w grona które
można zebrać do czaszy kielicha. W tych licznych krucyfiksach przejawiają się
dwie druzgoczące treści: cierpienie i miłość !
Na pewnym etapie trzeba przekroczyć ten miażdzący obraz cierpiącego i
martwego już człowieka. Trzeba pójść dalej... Krzyż z rozpiętym i rozpostartym
Barankiem, musi jawić się zawsze jako chwalebny- zwycięski znak powodujący
tąpnięcie w posadach piekła i świata zaślepionego grzechem. To ukazują
bizantyjskie przedstawienia na których Chrystus jest spokojny, śpi, ugodzony w
boju za chwilę zejdzie z drzewa kaźni i świat stanie się przejrzystym w
podarowanej mu przez akt ofiary miłości. W tym miejscu nasuwa mi się fragment
hinduskiej Rigewdy mówiącej o
kosmicznym drzewie: „W dół kierują się gałęzie, w górze znajdują się korzenie,
a promienie rozchodzą się ku nam.” Ukrzyżowany Chrystus jest już zwycięski-
emanujący niczym Słońce wschodzące na horyzoncie przebudzonego z nocy dnia.
Taka jest Boża filantropia. „Bez krzyża człowiek znalazłby się w
niebezpieczeństwie uważania tego świata za ostateczną rzeczywistość.” Krzyż
spina ziemię z niebem, a jego belki przecinają się w sercu człowieka-
przenosząc go na powrót do Raju naprzeciw drzewa które nigdy nie przestało
owocować. Cerkiew podnosi krzyż do góry i egzorcyzmuje nim rzeczywistość,
naznaczając wszystko zwycięstwem i Życiem które proklamuje już naszą paschę.