Słowa wyłaniają się
przenikającej wszystko ciszy. Powstają frazy na podobieństwo plam którymi
artysta maluje świat widziany i przeżywany w sobie. Kiedy dorastam do przypływu
myśli które się we mnie kotłują, to zaraz obezwładnia mnie przeświadczenie, że
ktoś mi przerwie ten intensywny namysł nad światem- tracąc ów strumień
wyobrażeń i pozostając wobec nich w punkcie wyjścia. „Poryw myśli rodzi się z
wołania bytu i z namiętności tego wołania. Wtedy właśnie rodzi się słowo, które
stanowi o naszym życiu”- ekstrakt z filozofii Heideggera. Euforia to pokłosie
zdumienia, obezwładnienia, degustacji rzeczywistości przeżywanej na sposób natychmiastowego
uszczęśliwienia które wbrew otrzeźwiającemu podszeptowi rozumu, chcę się
zatrzymać jak najdłużej i trwać. Miałem wczoraj rozmowę telefoniczną z moim
kolegą z dzieciństwa który podzielił się myślą, że w wieku już dojrzałym- grubo
po czterdziestce, rozpoczyna studia teologiczne. Nie byłem zdziwiony jego wyborem
i nawet ucieszony, podekscytowaniem mężczyzny wobec faktu, że zasiądzie w
uniwersyteckiej ławce i będzie spijał nektar Bożej nauki. Po paśmie życiowych
wzlotów i upadków, gnębiących umysł i duszę rozterek, podjął decyzję o studiach
które w gruncie rzeczy mogą go przybliżyć do Boga lub od Niego oddalić. Wobec
tak licznych projekcji Boga, trzeba obrać właściwą ze ścieżek i ostatecznie spotkać
Go w drodze, jak sparaliżowani strachem i ciężarem krzyża uczniowie podążający
do Emaus. Nie przekonywałem go o niebezpieczeństwach czyhających na niego i o
konsekwencjach rozlicznych dylematów, wobec których będzie musiał przyjąć postawę
przetrwania, walki, albo mistycznego przeczekania- niczym święty Antoni z
Tebaidy- naprzeciw wyłaniających się naprzód fantasmagorii i wzruszeń wojownika,
który ostatecznie z wewnętrznych potyczek wyszedł cało. Kogoś kto dzięki niezachwianej
wierze był przekonanym, że „Bóg zamknął otchłań demonów.” Teologia może być
źródłem zachwytu i zatracenia w Obecności wobec której staje się jak dziecko-
które stawia pytania za pytaniem- kłopocząc się kto na nie odpowie, kiedy On
milczy. Być może w tym strumieniu ciszy jest odpowiedź ? „Teolog to ktoś kto
się modli”- oddycha i żyje w Nim- przekonywali nas Ojcowie Kościoła. W tej
pierzei odrobinę mądrych podpowiedzi, zawsze jest troska o człowieka, który
przychodzi z pewnymi ideami, wyobrażeniami i intuicjami stanowiące na pozór
pewniki lub ich brak, w konfrontacji spraw które boleśnie się piętrzą i przerastają;
uwierając boleśnie, będą zrozumiałymi w pełnym oglądzie dopiero zapewne po
śmierci. Jesteśmy „katechumenami” ostatniej godziny, czekającymi na chrzest eschatologicznej
Pięćdziesiątnicy, po której wszystko będzie świetliste i poddane konfrontacji z
Prawdą która zbawia. Być może trzeba kierować się pełną przekonania i prostoty
mądrością rosyjskiego pielgrzyma: „Ach, jakże zachwycające są dzieła Boga…
wydaje mi się, że widzę Chrystusa nie tyle w niebiosach, ile raczej jako
żyjącego pośród nas na ziemi.” Nasza codzienność jest zaludniona dobrze
wykształconymi teologami którzy wynajdują alibi jak się Go pozbyć, pomniejszyć
i ośmieszyć, spychając na rubieże miejsca, gdzie nikt się nie będzie Nim interesował,
sprowadzając go do stanu ułomnej ludzkiej projekcji, odrętwienia i zaciemnienia
przestraszonego umysłu. „Bóg odszedł z poczuciem winy”- tak zatytułował jedną z
książek „teolog” którego myśl nie wykarmiła modlitwa, lecz własne „ja”- zadając
gwałt wszystkim wartościom które zapewne stały u podstawach jego pierwszych
życiowych wyborów i pasji. Wszystko wedle wypłowiałej zasady sceptyków i dobrze
wyedukowanych malkontentów: „Bóg jest kimś, kto przeszkadza być szczęśliwym.” Bycie
inteligentnym cenzorem Boga i chrześcijaństwa stało się dobrze opłacaną
profesją. Można pobłądzić i uparcie w poczuciu jakiego psychologicznie
wytłumaczalnego cierpienia, przeraźliwie krzyczeć, negując wszystko- włącznie z
sobą samym. „Ateizm jest szaleństwem dotykającym niewielu’- przekonywał święty
Augustyn, choć na tą jednostkę chorobową jest zawsze jakieś antidotum. „Tam,
gdzie nie ma Boga, nie ma też człowieka”- to czytelny bilans religii
zastępującej Boga człowiekiem. U góry umieściłem obraz Wojciecha Weisa pt. Opętanie to jedynie mądra przestroga dla
tumanu słów które przynoszą pustkę i purpurową zmazę judaszowego porzucenia i
zdrady. Odpowiedź chrześcijanina na ten stan rzeczy jest zwyczajnie prosta. To
wolność w której to On mnie spotyka i ja Jego. Życie staje się przeżyciem Jego
miłości w każdym włóknie mojego poranionego przez grzech człowieczeństwa. Od
tej pory jesteśmy nierozłączni, wbrew skowytowi wykwalifikowanych i zagniewanych
na religię elit. „Dobroczynny Bóg kochający ludzi prosi, aby w zamian kochano
Go dla Niego samego”- to wymagająca kapitulacji i bezbronności prawda
zmieniająca wszystko.