niedziela, 24 stycznia 2021

Gdy wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: «Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi» Rzekł mu Jezus: «Przyjdę i uzdrowię go». Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie… Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: «Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary… Do setnika zaś Jezus rzekł: «Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś». I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie (Mt 8,5-13). Zupełnie inaczej czyta się ten fragment Ewangelii po roku pandemicznej nawałnicy, gdzie wielu ludzi w sposób niezwykle namacalny doświadczyło choroby lub towarzyszyło milcząco przechodzeniu swoich bliskich przez bramę śmierci. Miarę głębi istoty ludzkiej stanowi jej postawa wobec choroby i konieczności przechodzenia na drugą stronę. Cierpliwe towarzyszenie, gdzie każda sekunda tykającego zegara może zwiastować wejście w „sen.” Jakże wielu z nas chciałoby posiadać tak bezpośrednią i pozbawioną rozpaczy ufność setnika. W tym miejscu przychodzą mi do głowy słowa ze Spowiedzi dziecięcia wieku Musseta: „Był to wielki krzyk bólu i kto wie, może w oczach Tego, który widzi wszystko była to modlitwa.” Osobiście boje się chrześcijan którzy za wszelką cenę pragną zobaczyć cudu. Przekonuję się za to, tak namacalnie, że wiara połączona z żarliwą modlitwą, pozwala przeżywać wydarzenia naprawdę dramatyczne, bardziej ufnie. „Skończoność życia wywołuje uczucie tęsknoty”- pisał M. Bierdiajew. Myślę, że wielu ludzi tęskni oraz szuka spotkania z anonimowym, być może bezimiennym Bogiem. Z Kimś kto odbierze choć na chwilę ciężar lęku, choroby, czy samotnie przeżywanej anonimowości w zaglądaniu śmierci w oczy. Oddanie się w ramiona tulącej Miłości. „Nie moja wola, lecz Twoja”(Łk 22, 42). Ta przerażająca i druzgocząca przestrzeń zmagania, staje się miejscem spotkania z Nieobecnością. Jest w tym jakiś tragizm ludzkiego losu opromieniony nadzieją. Biskup Antoni Bloom (który był lekarzem) w sposób niezwykle przystępny i przekonujący pisał o sposobach „nieobecności” Boga w miejscach- przeżywanego- ludzkiego cierpienia. „Dopiero przetworzone i rozświetlone cierpienie może przemienić samego człowieka, oczyścić go, uszlachetnić i pogłębić jego duchową dojrzałość. Gdyby wszystko układało się świetnie w naszym życiu, gdyby nie trzeba było zmagać się z niepowodzeniami i cierpieniem, może nigdy nie odkrylibyśmy głębszej prawdy o sobie samych. Może pozostalibyśmy płytkimi i samolubnymi istotami, które tracą poczucie szlachetności i potrzebę otwarcia na innych. Być może za swego życia nigdy nie zrozumiemy powodów wszystkich bolesnych doświadczeń… Czas życia pozostanie czasem pytania i zmagania”(W. Hryniewicz). Tam gdzie zmaga się ból i niedowierzanie, tam pojawia się uzdrawiająca Obecność. Wiara nie pozwala człowiekowi zakleszczyć się w poczuciu pustki, a strumień łez- choć wezbrany od niemożliwego do wypowiedzenia bólu, ostatecznie staje się modlitwą błagania: Panie, zmiłuj się ! „Łzy moje są mi pokarmem we dnie i w nocy”(Ps 41,4). Wiara, powie św. Jan Chryzostom „nie pozostawia ona naszej duszy przytłoczonej przez żadną obecną chorobę i przynosi jej ulgę w cierpieniach dzięki nadziei na przyszłość.” Niezaprzeczalnie istnieje jakiś „ekumenizm cierpienia” który łączy więzami osobistego zmagania, wszystkich cierpiących ludzi. Nie jesteśmy wrzuceni w świat absurdu i samotnego dźwigania krzyża. Chrześcijanin jest istotą nadziei, którego tęsknota wiary, czyni z niego homo paschalis- szczęśliwego człowieka przejścia.