środa, 20 stycznia 2021

Zastanawiałem się ostatnio nad pozytywnymi aspektami czasu pandemii. Wielu z nas tak szybko i zaangażowanie biegnie, iż przekraczając kolejne odcinki tego uporczywego maratonu, nie dostrzega już miejsca docelowego- oazy wytchnienia. „Dżuma atakuje życie jednostek i narodów; sprawia, że ich historia staje się bezkształtna, przypadkowa, chaotyczna, pozbawiona początku i końca”(I. Calvino). Pandemia przywróciła w nas poczucie wzruszenia i tęsknoty, uderzyła w uśpione akordy wnętrza. Myślę, że wartością dodaną jest spowolnienie ludzkiej egzystencji. „Powolność jest sprzeczna z zasadą rządzącą kulturą masową, filmem, mediami”(M. Janion). Powolność współczesnego świata stała się domeną jedynie mnichów, którzy wbrew rozmaitym przeciwnościom próbują ocalić przestrzenie ciszy i kontemplacyjnego zachwytu. „Absolutnie niczym nie zmącona uwaga jest modlitwą”- pisała S. Weil. Ocalić człowieka wnętrza ! Ci, którzy zatracali się w efektywnie przepracowywanym czasie, zatrzymali się na moment; pozwolili sobie na chwilę (luksus) autorefleksji. Człowiek masowej produkcji i rozpędzonej do granic możliwości komunikacji, natarczywej ekonomii i marketingu, stał się przez chwilę wyraźny- zauważony- bytem dostrzeżonym jako wartość sama w sobie. Być może zaczyna docierać przez szczeliny rezygnacji ewangeliczne przesłanie nadziei: „nie jesteś z tego świata, choć w nim egzystujesz.” Istota wyzwolona od zewnętrznych przymusów zaczyna odkrywać powiew wolności, piękno wnętrza w którym się dzieją rzeczy nie możliwe do pośpiesznego wyartykułowania lub opisania. „Bóg pozwala wszystkim rzeczom być tym, czym są”- powie Mistrz Eckhart. Deficyt mistyki- wyszeptają tytani ducha- których domem są klasztorne pustynie w sercu miast. Umysł uwolniony od natłoku pozornie ważnych kalkulacji, którego zapętlone zwoje spinała niewolnicza siła przychodów, stał się chłonny na inne potrzeby- zdolne przynieść wewnętrzną wolność i szczęście. Kultura wnętrza, której zaryglowane wrota otwiera moment skupienia, twórcza rozrzutność czasu powszechnie i banalnie uśmiercanego. Spoza nabrzmiałego od zgiełku świata, jeśli tylko potrafimy słuchać i patrzeć, dociera do nas pytanie o sens rzeczy. Rezonowanie tych pytań zaskakuje i nie pozostawia już nic na tym samym miejscu. Inteligencja ustępuje westchnieniu duszy, a oczy- zmęczone od dźwigania obrazów świata, pogrążają się w błogiej przeźroczystości innego spojrzenia- możliwie przeobrażonego. Pandemia obnażyła również ludzkie- społeczne egocentryzmy, przepalając je w midasowe złoto i podrywając do czynów szlachetnych, cechujących się bezinteresownie rozumianą miłością. Świat który zbyt często kręci się wokół ego, zaczął dostrzegać cierpiącą i samotną obecność innych. Histerycznie afirmowane „ja” odwróciło się ku innemu „ty,” czyniąc spotkanie przestrzenią daru. Ludzie zniewalającego postępu, wychodzą z ciasnej przestrzeni leków, powinności i zachłanności materii- ku pełni istnienia. Zapytaj tych udręczonych pomnażaniem zasobności swych kont, kiedy poczuli na twarzy szeptanie wiatru, ciepło wschodzącego słońca, śpiew natury objawiający piękno nawet w najmniejszych jego stworzeniach. Zbyt zajęci i ciągle niezaspokojeni. Duszność i niemoc istnienia podtrzymana pracą respiratora odwróciła bieg spraw- przewartościowała wszystko do cna. Dopiero kiedy śmierć zajrzała w ich oczy, zaczęli tęsknić za innymi świata i drobiazgowymi poruszeniami zmysłów. Paradoksalnie, ten świat przewrotności, powierzchowności i pustki, zostaje przemieniony od środka- muśnięty niewidzialnym palcem. „Zwyciężyłem wszystkie cierpienia- wyzna Mitia bohater powieści Dostojewskiego- aby powiedzieć i powtarzać w każdej chwili: ja jestem, ja istnieję.” Taka jest przynajmniej nadzieja tych, którzy potrafią patrzeć poza zasłonę zwątpienia i słuchać dźwięków milczenia.