poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Czy istnieje w nas manichejska pokusa postrzegania świata ? Kultura egzystującego człowieka zbyt łatwo żongluje leksykalnymi przeciwstawieniami: miłość i nienawiść; dobro i zło; życie i śmierć; białe i czarne; światło i ciemność; sacrum i profanum; piękne i brzydkie; trwałe i kruche… Na pierwszy rzut oka odczuwamy jakieś trudny do uzasadnienia przymus do opowiedzenia się ku którymś ze „światów” do którego przyłatane jest owo zgrabne w swej lapidarnej konstrukcji określenie. Słyszymy o kategoriach które paradoksalne wzajemnie się przenikają i wykluczają. Choć brzmi to niezwykle abstrakcyjnie, ale nie pozostaje bez wpływu na nasze życie. Te dwuznaczności szarpią naszym rozumem i sondują otchłanie duszy. Być może są i tacy, którzy uznają za słuszne wybrać drogę środka- jakąś szczelinę, czy wąwóz, którym będzie można przejść przez życie bez zbędnych obciążeń i piętrzących się dylematów. Kiedy nagle zapada ciemność, pojawia się bezradność i obijanie się o ściany niewidoczności. Jeśli jest nadmiar światła, wszystko wydaje się transparentne, rozwibrowane i transcendujące; ubity pod nogami grunt zaczyna drgać od nadmiaru impresji- choć nie jest to emanacja sztucznego światła ! Jakże oportunistyczne i ułomne są te ludzkie rozstrzygnięcia, kotłujące się w umysłach niezdecydowanych, zdezorientowanych, podejrzliwych, stojących jakże często w rozkroku. Tylko konieczność ostatecznych wyborów kształtuje istoty dojrzałe i w pełni odpowiedzialne za profil własnego życia. Istoty zdolne przezwyciężyć chaos. Bycie na rozstaju staje się źródłem niepokoju paraliżującego poruszanie się dalej. Ludzie, twierdził Dante, to stworzenia mające rozum i miłość. Chrześcijanin nie żyje filozofią ying i yang. Przez jego życie nie przebiega płynna granica pomiędzy zaciemnieniem a nadmiarem światła. „We wnętrzu świetlanego człowieka mieszka światło, które oświetla cały świat.” Chrześcijan jest dzieckiem cudu światła, sacrum, piękna- nawet wtedy jeśli daleko jest od Źródła, kiedy zewsząd rozciąga się jedynie pustynia wątpliwości. Człowiek wiary jest ślepcem któremu Bóg otwiera oczy. To jest już inny wymiar świadomości i poznania. „Teraz tęskniłem już nie do tego, by być pewniejszym Ciebie, lecz tylko do tego, by mocniej w Tobie trwać”- wyzna św. Augustyn w Wyznaniach. Również słowa pewnej mniszki ze wspólnoty monastycznej Betlejem poruszyły mnie do głębi: „Zapuść twe korzenie w milczeniu. I to milczenie zwiąże cię z braćmi w sposób o wiele silniejszy od słów.” Nasza codzienność eksploduje od nadmiaru słów i dysonansów rozpinających- zdaje się sztucznie- człowieka pomiędzy jedynie zarysowanym czymś. „Obyś był zimny albo gorący !”- rozbrzmiewa z cała stanowczością głos apokaliptycznego przynaglenia do przemiany życia. Miał rację Mistrz Eckhart: „W tym, kto zawsze przebywa w obecnym teraz, Bóg nieustannie rodzi swojego Syna.” Dla człowieka wiary każda chwila, westchnienie i łyk powietrza, staje się „sakramentem chwili obecnej” w której to nawrócenie i spotkanie, stają się otarciem z Tajemnicą obłaskawiającej Obecności. Stają się wyborem nieobciążonym dylematem i podszytym podskórnie lękiem. W Nim wszystko jest na „tak.”