niedziela, 5 marca 2023

 

A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go
(Łk 15,20).

Jest to jeden z najpiękniejszych, a równocześnie najbardziej poruszających wewnętrznie fragmentów Ewangelii. Mamy tu zderzenie dwóch światów które wymagają nie tylko wnikliwego odczytania, ale nade wszystko percepcji serca. Jak twierdził Paul Ricoeur „nigdy ten, kto interpretuje, nie zbliży się do tego, co mówi tekst, jeżeli nie będzie żył w aurze interpretowanego tekstu.” Pierwiastek dobra i zła, grzechu i miłosierdzia, przenika na powierzchnię słów przytoczonej przez Chrystusa przypowieści. Wiele razy próbowałem odtworzyć w wyobraźni drogę syna, opuszczającego w pośpiechu dom z sakiewką zawieszoną u pasa tuniki i rozmyślającego o powabach tego świata. Wybiegł tak szybko w świat, nie zważając na czyhające na niego niebezpieczeństwa. Blask i pokusa posiadania, utopiona w złudnej wolności tak szybko odsłoni kulisy rynsztoka do którego można się raptownie stoczyć. Wbrew logice przyzwoitości i przewidywalności, wdepnie w koryto ześwinienia i obrzydzenia. Zacznie gnić jak stronki młócone zębami wieprzy. Bezczelny głupiec tułający się pomiędzy kasynami, karczmami, a domami publicznymi- uszczuplającymi wymuszoną- nie słusznie należną mu część majątku. Ewangelia pozwala nam zrozumieć prawdziwą naturę grzechu; życie pełnie cieni i niebezpieczeństwa. Bycie w amoku i eksploatowanie przyjemności, aż do granic duchowego obłędu. Nieprzytomność umysłu i rozpacz duszy. Można stać na skraju świata i mętnie spoglądać, jak życie mija w oddali. Opamiętanie przychodzi dopiero później. Sięgnięcie dna, uruchamia strumień łez i tęsknotę za domem. Powstanie z kolan to nie wszystko. Zagubiony syn stał się mężczyzną dotkniętym stygmatem błędu. Roztrzaskana doszczętnie dusza rozpoczyna monolog- pertraktacje, której przedmiotem jest żyć lub umrzeć: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem !” Tak powtarzał setki razy, aż język zastygł mu w gardle. Kiedy okrzepł, natychmiast wyruszył w drogę. Z młodzieńca opuszczającego pielesze domu, stał się śmierdzącym bezdomnym którego się omija z daleka. Dialektyka pychy ustępuje miejsca łasce i kiełkującej świadomości ocalenia. „Skrucha- czytam u św. Tichona- jest to żal po Bogu, który jak mawiał apostoł, skruchę tę zamienia w zbawienie.” Ostateczną konsekwencją skruchy jest motywacja do powrotu i pokajanie. Zobaczyć gest Ojca, który rozpościera w akcie miłości swoje ramiona, wychodzi na drogę z tęsknotą, wyczekując swojego zagubionego- zniszczonego przez grzechy- dziecka. „Przekreśl księgę moich win i zapisz imię moje w księdze życia i miej litość nad Twoimi stworzeniami i nade mną, tak bardzo grzesznym”- modlił się Nerses Snorhali. Pocałunek, przytulenie, wzruszenie i eksplozja miłości, która czyni chrześcijaństwo wrażliwym na przebaczenie, to wielkość wypływająca z pełnego miłosierdzia serca Boga. Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami, rozległością serca, źródłem łez które przynoszą oczyszczenie i wskrzeszają na nowo do życia. Ile to razy w naszym życiu zranieni jesteśmy grzechem, zagubieni, pełni buntu i wewnętrznej pychy. Przechodząc przez dramat upadku, potykając się o swoje iluzje szczęścia, w pewnym momencie przypominamy sobie, że On nas autentycznie kocha i się nami nie brzydzi. Bóg ciągle wychodzi cierpliwie na drogę i wygląda naszego powrotu, bo wie że jesteśmy poranieni i pełni lęku. Kiedy duma, pycha i egoizm się wyczerpią pozostanie tylko tęsknota za Miłością. Święty Ambroży wypowiedział taki zdumiewający pogląd: „Bóg stworzył człowieka i wówczas odpoczął mając wreszcie kogoś, komu może przebaczyć grzechy". Te słowa stanowią wielką  ekonomię miłosierdzia.  Odnaleźć w sobie marnotrawne dziecko. Odnaleźć dom Ojca !