Myślę, że w życiu i
historii każdego narodu istnieje Ściana
Płaczu stanowiąca kwintesencję zbiorowego cierpienia i okropności, jak
również indywidualnie przeżywanych dramatów, przechowywanych skrzętnie w
pamięci tych, którzy przeżyli i dając nadwątlone ulotnością czasu świadectwo
prawdzie. „Nie mówię, ponieważ mam moc mówienia. Mówię, bo nie mam siły milczeć”-
powie mądrość rabinacka. Ściana wchłaniająca potoki łez i modlitw, żalów, strat
i buntów zanoszonych przez ludzkość Bogu. „Nie istnieją strefy zapomnienia.
Przynajmniej jeden człowiek zawsze utrzyma się przy życiu i zda relację”(H.
Arendt). W kontekście przeżywanych ostatnio rocznic związanych z zagładą kilku
milionów Żydów polskich i samych Polaków oraz ich heroicznym bohaterstwie w
okresie II Wojny Światowej, ciągle żywą wydaje się dyskusja o dzisiejszym bezpieczeństwie
Europy i widmach zalegających nad przyszłością. Uprawiana namiętnie przez
badaczy faktografia lubi statystyki, ale to nie one są najważniejsze w
odsłanianiu realizmu historii. Fakty „ukazują swą martwą twarz, wykutą w
skamielinie i żużlu uczuć, w której odpycha dystans nie ewokujący nic poza
pustynnym krajobrazem spustoszenia”- pisał G. Herling- Grudziński. Świat po ideologiach
odczłowieczenia XX wieku, nie zaprzestał szafować cierpieniem i śmiercią. Rany zabliźnione
i zabandażowane na nowo broczą krwią, podnosząc świat ku wzmożonej czujności i
wyostrzonej percepcji. Ciągle pojawiają się pionierzy okrucieństwa w których to
oczach błyszczy pogardliwe spojrzenie bestii- jej krwiożercza aspiracja
unicestwienia pokoju i dobra. Małe rozbłyski konfliktów, zawsze paraliżują wewnętrznie
opinię publiczną, przyczyniając się do dwóch diametralnie różnych postaw: lęku
przed nieuchronnością zła i obojętnością połączoną z niemożliwością uczynienia
czegokolwiek. Przy suto zastawionym stole, dość szybko zapomina się o dramatach
przeszłości. O tych, co barbarzyńsko urągali Bogu i byli narzędziem unicestwienia
bezbronnych. Obozowych barakach i krematoryjnych kominach przez które
wychodziły w rozgrzanym dymie setki tysięcy ludzi. Górach usypanych ciał i
prochach które rozmiata beztrosko wiatr. Wichrach Kołymy- tej nieludzkiej ziemi
udręki i zimna, gdzie myślenie o jedzeniu zabijało i odbierało marzeniom sens
jutra. Czerwonych kazamatach, gdzie człowiek stawał się wielką spuchniętą raną,
wrzuconą w bezimienny dół niepamięci. „Ludzie to tkaniny które łatwo się
rozdzierają.” Sylwetki w stanie rozpadu, bielma kości chropowate jak z rzeźb
Giacomettiego; konwulsyjnie odciśniętym na sobie ciężarem egzystowania w piekle.
Otchłań znikczemnienia którą trzeba wyryć na kamieniach i umysłach młodego pokolenia.
Uchronić od zapomnienia i ukazywać jako przestrogę. Rasa ludzi z telefonem w
ręku i informacją śmigającą z prędkością światła, musi zatrzymać się na chwilę
i pomyśleć. Milczenie jest wymowniejsze niż słowa, przeistacza je i pozwala wrażliwości
wynieść człowieczeństwo do innego wymiaru poznania i reflektowania
rzeczywistości. Im bardziej historia deportuje mnie do przeszłości, tym więcej
rozumiem z chwili obecnej- z wolności która staje się pięknym, ale co bolesne
efemerycznym śpiewem ptaka. Nie można być niedosłyszącym, czy obojętnym na czas
w którym grawitują twarze zmarłych i żywych- spotykając się w bezszelestnym
dialogu łez. Piszę te słowa, aby ukazać że siła pamięci zatrzymuje zło. Tylko
wiara pozwala przeniknąć światłu przez szczeliny ściany, naprzeciw której stają
ocaleni i ci, wierzący w siłę miłości. Trzeba na nowo stanąć przed Ścianą Płaczu- symbolicznym grobem w
którym jest wyłom życia: „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał- pisał proroczo Sołowjow-
świat okazałby się niedorzecznością, królestwem złego, fałszu i śmierci; gdyby
Chrystus nie zmartwychwstał, to któżby mógł zmartwychwstać ?”