wtorek, 30 stycznia 2024

 

Intelektualista skazany jest na dźwiganie świata, intensywność przeżywania go w sobie i batalią z racjonalnymi pobudkami, niepozwalającymi na wychylenie się ku idealnej wizji rzeczywistości - tak intensywnie przeżywanej chwili w korytarzu udręczonej duszy. Brzmią w moim wnętrzu słowa rumuńskiego poety: „Człowiek wychodzi powoli z oparów snu w świat konkretu, w agresję dnia… Człowiek wyłania się z pękających szczelin, spod linii zanurzenia…”(D. Flamand). Świat podekscytowany i paradoksalnie nudny w którym nie ma nic sensownego do zarejestrowania i przeżycia. Choć z zewnątrz wydaje się gorączkowy i podekscytowany, to jednak w środku jest pusty, odrętwiały, zagubiony w ceremonialnym pochodzie głupoty, flirtu i taniego poklasku. „W tym teraz prawda po brzegi wypełniona jest czasem, tak że wręcz pęka” – rozmyślał w Pasażach Walter Benjamin. Dlatego trzeba przekroczyć jego Rubikon i wejść w krajobraz duchowego poruszenia – od estetyki ku mistycznemu drganiu bytu – muśniętego palcem wiatru, zanurzonego w bezgranicznym oceanie miłości Boga. Krańcowość odczuć, szamotanina westchnień, pomiędzy zdumieniem a odczuciem przygniatającej pustki i bezsensu. Czasami wydaje mi się, że człowiek nie ma prawa istnieć, a jednak żyje na kredyt Tego, który przedłuża radość kolejnego poranka i upojenie krótką nocą. Powtarzalność stwarzania i wskrzeszania rozbitego naczynia ludzkiego bytu, pomimo nieznośnej turbulencji losu. Wzbijanie się poza przeciętność i marazm to wielka sztuka istnienia i przeżywania świata w sobie ! Jakże potrzeba uważnego spojrzenia na świat, pod którego naskórkiem drzemią ukryte źródła, zakopane studnie i stłoczeni przy nich ludzie – szukający po omacku „wody życia.” Kiedy już cysterny pękną, następuje upojenie i wyruszenie w dalszą drogę. Karkołomnej uporczywości poszukiwania szczęścia, towarzyszy nadzieja. Cud odkrycia przestrzeni, gdzie ziemia spotyka niebo; gdzie człowiek odkrywa w otchłani duszy, światło jeszcze wspanialszego świtu. Szeptam nieudolnie za Simone Weil: „Chciałbym zniknąć, aby te rzeczy, które widzę, stały się doskonale piękne przez to samo, że nie będą już rzeczami, które ja oglądam.” Zaczynam od wyłączenia telewizora !

niedziela, 28 stycznia 2024

 

Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?"  Tak ostatni będą pierwszymi,
a pierwsi ostatnimi»
(Mt 20, 1-16).

Pierwsza i powierzchowna lektura przypowieści o najętych do pracy robotnikach, może wywołać przeświadczenie o niesprawiedliwości społecznej i być zarzewiem buntu- na sposób marksistowski – rewolucji przeciwko wyzyskowi i niesprawiedliwej zapłacie za wykonaną pracę. Bolszewicka zachłanność już wiele razy chciała zredukować chrześcijaństwo do czego czysto zewnętrznego, powierzchownego, sprowadzonego do wymiaru chleba rozdzielanego nerwowo dla mas. „Ewangelia – jak pisze Orygenes – jest słowem zawierającym dla wierzących obecność obwieszczanego dobra.” Klasa – proletariat – urzeczywistnia ten najbardziej pazerny stan wydarcia czegoś dla siebie, bez głębszego namysłu nad przyszłością. „Rewolucjonista sam chce być Chrystusem, a to pragnienie ofiary przeszkadza mu ujrzeć Chrystusa, uwierzyć w Jedynego Zbawcę” (M. Bierdiajew). Żeby uchwycić istotę przesłania Chrystusa, trzeba czytać ten fragment Ewangelii w określonym kontekście egzystencjalnym i teologicznym. Prawda jest początkiem odpowiedzialności. Przedrzeć się przez ekonomię i ludzką chciwość, aby uchwycić to dramatyczne napięcie eschatologiczne. Nastał czas winobrania, a właściciel potrzebuje rąk do pracy. Wynajmuje robotników sezonowych i z każdym z nich umawia się konkretnie o zapłatę. Sytuacja jest transparentna, tylko wraz z rozpiętością pracy w czasie, zaczynają się piętrzyć pretensje. Zapłatą za dzień pracy jest denar, bez względu na to, czy ktoś rozpoczął pracę rano, przedpołudniem, czy popołudniu. Każdy otrzymuje po równo, wedle zdeklarowanej sprawiedliwości finansowej. Każdy bez względu na czas i trud wykonanej pracy, otrzymuje ten sam pieniądz. W tym momencie wybucha protest i niezadowolenie rysujące się na twarzach oraz pięści zaciśnięte do perswazji siłowej. Właściciel pomimo zaistniałej wrzawy, zachowuje spokój i stanowczo argumentuje po raz kolejny warunki zawartej umowy. Logika Boga jest inna, niż kalkulacje które określają reguły i arytmetyka tego świata. Prawdziwy i wdzięczny robotnik, nie targuje się, ani nie licytuje ile otrzyma. Powinien być wdzięcznym, że jego trud, pot i łzy, użyźniają glebę Królestwa Bożego. Jego dłonie uczestniczą w czymś zgoła większym, niż kolektywna aktywność nastawiona na zysk i partykularny sukces. „W oczach Pana istotna jest nie tyle ciężka praca, co sama zgoda na pracę w Jego winnicy”(J. Radermakers). Każdy duchowny zatroskany o sprawy powierzonej sobie owczarni, powinien pochylić się nad przypowieścią i wedle niej zweryfikować swoje pobudki, działania, pragnienia i apostolską dyspozycyjność. Bezinteresowność służby i zbędność medialnego poklasku ! „Dlatego szaleństwem jest prosić Boga o coś innego poza Nim samym”(Mistrz Eckhart). Tyle delikatnego i kruchego piękna rozsianego jest w duszach ludzkich które pragnie odsłonić mądrość przypowieści. W odczytaniu intencji Boga, potrzebna jest postawa duchowej głębi, przenikliwości i dalekowzroczności, którą będzie przenikać bezinteresowna służba. Miał rację św. Jan Chryzostom, mówiąc: „Tu bowiem pierwsi stali się ostatnimi, ale wszyscy wbrew nadziei i oczekiwaniu tych samych dóbr dostąpili. A to nastąpiło wbrew nadziei i oczekiwaniu, i ci, którzy przyszli później, stali się równymi pierwszym. Tak i to, co nastąpi, będzie większe od tego i dziwniejsze, bo ostatni znajdą się przez pierwszymi a pierwsi dopiero po nich.” Pedagogia nadziei jest większa, niż obfitość portfela i afirmacja zaślepionej siłą pieniądza jednostki.

wtorek, 23 stycznia 2024

 

Będziesz miłował Pana, swego Boga…, a swego bliźniego jak siebie samego (Łk 10,27). To hasło tegorocznego tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. Nie wiem, co jest gorsze - ekumeniczna ignorancja, czy kurtuazyjne spotkania miedzy różnymi wyznaniami - mającymi na celu wychylenie się na chwilę i zasygnalizowanie swojej eklezjalnej obecności. Tak jak kiedyś moje serce przenikała ekumeniczna gorliwość, tak teraz nie dostrzegam większego sensu w uczestniczeniu w tych spotkaniach, które w moim odczuciu, nic nie wnoszą do rzeczywistego dialogu, czy otwarcia, a już na pewno nie przyczyniają się do urzeczywistnienia komunii i pragnienia Chrystusa „aby byli jedno.” W indywidualnych spotkaniach z różnymi wyznawcami Chrystusa, staram się zachować ewangeliczną postawę brata – ciekawego inności, otwartego na dialog, z szacunkiem odnoszącego się do tradycji i wyrastającej z niej mądrości, którymi żyje dana konkretna wspólnota, ożywiona tchnieniem Ducha i świadectwem wyznawców. Uważam, że chrześcijaństwo jest zbyt namacalnie rozdarte i doktrynalnie odległe od siebie, iż trudno myśleć i mówić wspólnie, a co dopiero stawać do wspólnej liturgii. Kościoły jak piasek rozsiane w czasie, nie potrafią tworzyć „Ciała Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Boga.” Tak jak świat jest zsekularyzowany, tak również kościoły i wspólnoty chrześcijańskie, przenika jakaś nieunikniona i trudna do zatrzymania erozja i osłabienie mocy świadectwa. Cień lęku i śmierci. Zobojętnienie i okopanie się w swoich bastionach – aby jakoś przetrwać ! Ciągle pojawia się na horyzoncie widmo mniejszych lub większych schizm, teologicznych nieporozumień, dwuznaczności i wypaczenia tych prawd, które całe wieki karmiły świętych i mistyków. Na przeciwstawnych biegunach życia, chrześcijanie o tej samej Ewangelii Mistrza, mówią zupełnie różnym językiem; próbując wiarę dostosować do świata, lub świat przemienić płomieniem wiary ! „Kimś najbardziej odrzuconym, najgłębiej zapomnianym, najmniej znanym jest Bóg. Patrzy On i zastanawia się, czy istnieją jeszcze serca, które w wolności powierzą Mu siebie i otworzą się dla Niego. Bo jeżeli On będzie mógł przez nie wejść w świat, to świat się zmieni”(O. Clement). Chrześcijaństwo pełne apatii i zwątpienia w sensowność swojej misji, nie jest wstanie ruszyć z miejsca, a co dopiero uczynić świat napełnionym Bogiem i żarem zstępującego nań Ognia. Nowoczesność zastawia tak wiele pułapek na ludzi wiary, czyniąc z nich anachronicznych wyznawców Kogoś, kto się przedawnił, przeterminował, o którym inni zapomnieli lub mozolnie i świadomie wygumkowują z historii, czyniąc miejsca dla „oświeconej wolności” elit egzystujących poza Dekalogiem i Przykazaniem miłości. Mimo tak licznych podziałów i konfliktów Europa zbudowana na fundamentach chrześcijańskich, nie zatarła oblicza Chrystusa – Przyjaciela i Odkupiciela człowieka. Pomimo tak silnej świadomości, oddychanie światem jest tak toksyczne i zawłaszczające, iż zabija w duszy pragnienie Obecności.  „Brak obecności w świecie to zarazem brak wiary ewangelicznej. Bóg nigdy nie wyrównuje słabości człowieka – pisał P. Evdokimov – Bóg ogrania człowieka tam, gdzie jest on silny i potężny, i dlatego Ewangelia winna być obecna we wszystkich przedsięwzięciach i decyzjach ludzkiego losu.” Być może transfuzja wiary i miłości w dzisiejszych warunkach duchowego spustoszenia i obojętności, powinna się dokonać przez „sakrament brata” – na sposób indywidualny, a nie kolektywnie inwazyjny jak miało to miejsce do tej pory. Kościół małych wspólnot, jak tych które w starożytności gromadziły się po domach, aby słuchać Słowa i łamać Chleb. Modlitwa i służba na rzecz odnowionego ekumenizmu, mają uobecnić się na twarzach i sercach tych, których nie porwał wiatr tego czasu, lecz tchnienie Parakleta – tak silnie zawłaszczające i podrywające, że nie można usiedzieć w miejscu. Zwieńczeniem tego trudu jest Trójca – Komunia Miłości, jak z ikony Rublova „wielka, pogodna, cała przeniknięta wibrującą radością, źródło ludzkiego braterstwa. Rytm Jednego w Trzech i Trzech w Jednym daje cudowną perspektywę przyszłości…”

niedziela, 21 stycznia 2024

 

Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: «Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich» (Mt 8,1-4).

W świecie starożytnym trąd był jedną z najbardziej strasznych i budzących obrzydzenie chorób. Potwierdzają to liczne świadectwa i obrzędy zachowywania czystości w Starym Testamencie, mające na celu uchronić człowieka przed mikrobem - inicjującym rozwój choroby w organizmie. Mycobacterium leprae jest bakterią, blisko spokrewnioną z prątkiem gruźlicy, znajdującą schronienie w ludzkim ciele, namnażając się wolno i niszcząc wszystko, co napotka na drodze. Niedostateczny brak higieny przyczynia się dynamicznego rozwoju bakterii, rozwijając się i powodując spustoszenie organizmu oraz bolesne zmiany fizyczne, często prowadząc do rozciągniętej w czasie agonii i ostatecznie śmierci. Kruchość ludzi „których ciała – jak pisze Jacques Berlioz – są igraszką nieprzewidywalnych warunków środowiska.” Dramatyzm, namacalność i uzewnętrznienie tego stanu rzeczy, możemy doświadczyć w postaci ewangelicznego trędowatego. Ile to razy snujący się po drodze człowiek, wołał do Boga: Ciało nie należy do mojego „ja.” Daj mi miejsce w słońcu, aby mnie ujrzeli. Rozpadlinę w skale, aby woda Twego deszczu mnie obmyła. Wiatr roznoszący zapachy kwiatów i ziół, aby przykrył mój odór. Śmiech dziecka, zwiastujący niezmąconą radość istnienia i wspomnienie ulotnego piękna. Inną dłoń, co zedrze ze mnie skórę martwego węża i przywdzieje szatę godową. Ewangelia mówi, iż Jezus dotknął trędowatego. Położył dłoń na twarzy, przemierzając jej brzegiem zachowane fragmenty wczorajszej cielesności w której jeszcze nie zalęgły się muchy. Głęboko zajrzał w jego wypłukane od łez oczy; przeniknął świat okropności i cierpienia. Otworzył duszę na natychmiastowe muśnięcie Ducha. Nieczysty drżał, a przez spękane słońcem usta, wydały nikłe słowa pragnienia i artykułowanej na skraju rozpaczy prośby. „Jest słowo zawierzone ciszy, które przekazuje nam cień” – powie poeta Jourdan. Mistrz przełamuje barierę lęku, okrywając go niewidzialną szatą współczucia. Dotyka go, stając się „Bogiem wyczuwalnym” ! Jest ucieleśnieniem świata w którym ostatnie słowo należy do nadziei. Od tej chwili  trędowaty „symbol grzechu par excellence,” jest także „obrazem Chrystusa biorącego na siebie wszystkie skalania ciała i stającego się najobrzydliwszym z obrzydliwych gwoli zbawienia ludzkości”(J. Agrimi). Świadomie próbując odsunąć, a nawet wyrwać paraliżujący lęk z uczniów, wobec samego faktu choroby, jak i człowieka, którego ciało cuchnęło, puchło i odpadało kawałkami, stając się jedną, wielką, broczącą ropą i krwią raną. Los trędowatego był naznaczony wygnaniem i izolacją, odseparowaniem od świata „żywych.” Kołatka lub dzwonek zaciśnięty w dłoni, oraz jękliwe i przejmujące wołanie z oddali: „nieczysty, nieczysty” miały na celu ostrzegać osoby zdrowe przed spotkaniem na drodze z chorym. Człowiek – żebrak miłosierdzia wydany śmierci i Bóg w Chrystusie, milcząca i współczująca Miłość ! Dla jednych to epizod szaleństwa, dla innych ekonomia miłosierdzia, oczyszczenia sięgającego przez włókna ciała do duszy, a może jeszcze dalej ku horyzontowi Raju. Tak, poza zdruzgotanym cierpieniem ciałem jest szczęście ocalenia i przebóstwienia.     

środa, 17 stycznia 2024

 

Historia każdego dnia staje się i wyłania ukradkiem, kiedy piszemy ją, tworzymy i odpowiedzialnie o niej rozmawiamy. W jej odmętach migotanie prawd jest równie intensywne jak zdolność do konfabulacji i kłamstwa. „Współczesne społeczeństwa przedstawiają się więc jako bezwładne ciała przemierzane przez gigantyczne procesy depodmiotywizacji, na które nie reaguje żadna realna subiektywizacja”(G. Agamben). Każdy człowiek i spoczywające na jego barkach wydarzenie jest częścią zgoła większej całości – mozaiki ludzkich losów w których ból egzystencji roztapia się w promieniach nadziei kolejnego dnia, uparcie zwiastującego świt czego zupełnie nowego i zaskakującego. „Cnotą jest dar uwagi – pisał w Dzienniku G.H. Grudziński – a jego brak więcej niż przyrodzoną ułomnością: ciężkim grzechem. Każde nieszczęście skłania do grzebania się w przeszłości i pozwala nagle zobaczyć na ile znaków, sygnałów było się ślepym, i jak brak uwagi albo jej niedowład sprzyjał powolnemu dojrzewaniu nieszczęścia.” Myślę, że wielu ludzi stępiło swoją uwagę na wszystko, co ich otacza i przenika. Homo tantum któremu specjaliści od „szczęścia” i samorozwoju podsyłają gotowe scenariusze i zbitki recept na życie. Nic bardziej dramatycznego i godnego skropienia łzami buntu ! Ludzie stali się bezkrytycznymi ślepcami, zdanymi na fragmentaryczność prawd serwowanych w przerwach pomiędzy prozą codziennych obowiązków a rozrywką, pod którą się podporządkowuje tak wiele banalnych myśli i aktywności. Bezradność wyrasta z braku twórczego poznania – dociekania i stawiania pytań tak intensywnych, że zdolne są kruszyć ściany klaustrofobicznych przestrzeni, stanowiących wirtualną przestrzeń wegetacji biernego widza. Los jak tych po drugiej stronie lustra w powieści Borgesa, skazanych na istnienie w postacie zwierciadlanego odbicia. W świecie perfekcyjnej manipulacji wrażeniami, emocjami i ludzkimi reakcjami, pozostaje jedynie ucieczka lub konfrontacja, wymagająca odwagi rozpoznania i nazwania spraw takimi jakim w rzeczy samej są. Ludziom towarzyszy dojmujące przeświadczenie, iż żyją na kredyt – musząc ciągle spłacać jakiś zaciągnięty wobec kogoś lub czegoś dług wdzięczności. Tak wyłuskana i uświadomiona prawda, zaczyna tłamsić, odbierać przestrzeń dla wolności postaw i potencjalności artykułowanych sądów.  Pocieszają mnie nieprzedawnione słowa Mircea Eliade: „Dla człowieka religijnego przestrzeń nie jest homogeniczna – wykazuje zerwania i szczeliny, zawiera części jakościowo różne od innych.” Chrześcijanin wie, że każdą bruzdę, szczelinę, spękanie i przestrzeń odartą z realności, może przeniknąć coś natychmiastowego, ingerującego z góry. „Ludzka miłość jest cudem, który może się przeciwstawić każdemu suchemu teoretyzowaniu na temat beznadziejności świata”(A. Tarkovski), Obok pragnienia sukcesu i łapczywego gromadzenia pieniędzy, istnieje człowiek ducha; wewnętrznie spójny, nie zredukowany do elementarnych instynktów, lecz widzący świat w blasku odczucia Obecności ! „Należy przerwać lunatyzm przez pogłębienie zarazem trwogi i zdumienia, tęsknoty nie za pięknem posiadania, ale za pięknem wspólnoty”(O. Clement). Być może trzeba powiedzieć głosem wróbla z powieści Bobina: „jestem okruszyną chleba w brodzie Chrystusa, źdźbłem Jego słowa, jest czym karmić świat aż do końca świata.”

niedziela, 14 stycznia 2024

 

Kana Galilejska, zwana współcześnie Kafr Kanna, stanowiące dzisiaj arabskie osiedle z zachowanymi fragmentarycznie ruinami miejsca, gdzie Chrystus miał dokonać pierwszego cudu i zainicjować publiczną działalność. Przy wjeździe do miejscowości od strony Nazaretu, po dziś dzień znajduje się źródło, z którego wedle zachowanej tradycji miała być zaczerpnięta woda, przelana do kamiennych stągwi i przemieniona w wyborne wino. „Pierwszy i jakżeż miły cud – powie Alosza z Braci Karamazow – gdy Chrystus nawiedza ludzką radość, a nie ludzkie cierpienie.” Droga z Betsaidy do Kany wznosi się stromo pod górę. W miarę jak się droga pnie ku górze opuszczając strefę i przechodząc w przestrzeń winnic i falujących łanów zboża, horyzont robi się coraz szerszy. Nieopodal rozciąga się rozległa zatoka do której wpada rzeka Jordan. Jakże błogosławione miejsca naznaczone stopami Mistrza udającego się na święto miłości. Tak silnie zatarte ślady w topografii i archeologii, skłaniają egzegetów do uruchomienia wyobraźni- aby odtworzyć scenerię owej uroczystości na której to, dzięki wrażliwej czujności Matki i słowom upartego przekonywania, Chrystus interweniuje. Wszystko wydaje się takie sugestywne i poruszające wyobraźnię o aurze tej podniosłej uroczystości. Zapach ciastek z tartych migdałów, placki zaprawione cynamonem i miętą, podpłomyki, pieczona baranina i inne potrawy mające zadowolić najbardziej wymagające podniebienia gości. Do tego napoje, tak aby ich starczyło na kilka długich dni wesela. Lecz nie o cud wina, ani o jego nieprawdopodobny koloryt i smak się rozchodzi, lecz o wiarę która poszerza horyzont spostrzeżenia uczniów i radość biesiadników z błogosławieństwa Boga. „Na swoim stole ofiarnym uświęcił misterium pokoju i naszej jedności”(św. Augustyn). Mądrość żydowska powie: „Człowiek bez żony żyje w świecie bez radości, bez błogosławieństwa, bez dobra.” To praktyczna teologia chwili, wpleciona w radość nowożeńców i wizję małżeństwa jako charyzmatu i sakramentu. „Miłość jest bramą poznania”- twierdził Ewagriusz z Pontu. Obecność Chrystusa daje małżonkom dar sakramentalny, gdzie woda ludzkich namiętności, przekształci się w owoce winnego krzewu – misterium życiodajnej liturgii. Od tej pory, jak powie święty Jan Chryzostom: „Małżeństwo stanie się tajemniczą ikoną Kościoła.”

czwartek, 11 stycznia 2024

 

Pisanie o polityce zawsze jest problematyczne i przysparza wiele kłopotów, a przynajmniej dylematów nie pozwalających się wycofać i zobojętnieć, czy zamknąć się w przysłowiowym kokonie marazmu. Zapiski teologa o meandrach polityki, nic nie znaczą, pozostając milczącym upomnieniem się o transparencję i próbą zrelacjonowania nachalnej hipokryzji. „Demokratyczne wybory rozstrzygają o tym, kto będzie uciskany w majestacie prawa”- rozmyślał Nicolás Gómez Dávila. Od kilkunastu dni możemy się przekonać na polskim poletku, że jedynym instrumentem legitymizacji nowej władzy, jest daleka od standardów europejskich przemoc. Nie usłyszymy o tym w mediach tzw. „mętnego nurtu”- zabezpieczającego kapitał i interesy obcych wpływów i podskórnie działających organizacji. Dzieje się źle i tylko ci, którzy poważnie rozmyślają o odmętach historii, widzą dalej i głębiej. Tego rodzaju deprecjacja społeczeństwa pozostaje w rażącej sprzeczności z poczuciem sprawiedliwości, przyzwoitości i wolności o której kształt tak staranie oraz silnie przez lata opresyjnej komuny zabiegaliśmy. Ciśnienie zła się nasila. Neo-bolszewickie widma powracają: „Bo przekonania się zmieniają, ale strach pozostaje.” Rząd który miał uchodzić za proeuropejski i cywilizowany, przesunął się w stronę Białorusi, Rosji, Korei, czy działań kacyków z Ameryki Łacińskiej. Ideał na dobrą sprawę przypominający ten stalinowski, tylko uniformy są u podszewki wycyzelowane gwiazdkami na błękitnym tle. Orwellowskie i gogolowskie „mordy i ryje” zanurzone w korycie – łapczywie konsumujące przywileje „większości,” nie zważają  na potencjalną wrażliwość mas i prawo jednostki do oddychania świeżym powietrzem. Powraca tu destrukcyjna intencja Bakunina: „Nie wierzyć w nic, myśleć tylko o jednym, o skręceniu karku rządzącym (tym poległym po wyborach), o niszczeniu, niszczeniu i jeszcze raz niszczeniu.” Być może w imię sopockiej, żelaznej przyjaźni, towarzysz Włodzimierz udostępni jakiś opuszczony ośrodek karny dla niechcianego i reakcyjnego elementu politycznego na Kołymie. „Ironia rodzi się w jawnej sprzeczności pomiędzy tym, co się mówi a tym, co się robi”(O. Clement). Archipelag kłamstwa ! W jednej z nowel Arżaka- Daniela rozlega się oddolne i pełne rozpaczy wołanie: „Wrosły w nas łagry, zapuściły w nas głębokie korzenie.” To jedynie metafora codzienności w której czas zatacza swój pośpieszny taniec, stając się naocznym świadkiem gwałtu na jednostce. Kiedy łamana jest demokracja i deptane prawo, to brukselskie elity odwracają głowę i udają, że nic nie widzą; nic się nie dzieje, ponieważ namaszczony przez nich „wódz” otrzymał wszelkie prerogatywy, aby „było, tak jak było.” Gdzie się schowali stróże Konstytucji, wymachujący nią jak rycerze chorągwią ? Świetlana przyszłość i mit „zielonej wyspy” to jedynie powtarzane mrzonki za którymi kryją się partykularne interesy nielicznych. Instrumenty policyjnego państwa przywodzą na myśl te najboleśniejsze karty historii i represji, której oblicze i strategia, nie przedawniła się, przywdziewając odrobinę mniej przerażający kostium strachu. Kolor czerwony zniknął, lecz mechanizm działania pozostał ten sam; sprawdzony i przynoszący pożądane efekty. To jedynie dobrze zaprogramowana polityczna czystka, polegająca na zdemontowaniu mediów i kraju z jego suwerenności i samostanowienia o sobie ! Zasłona dymna za którą mocodawcy zgodzą się na wszystko, byle „brukselska bestia”- niczym Saturn Goyi, skonsumowała swoje dzieci i wypluła je do ideologicznego rynsztoku. Ludzie wyszli  na ulicę, aby przemówić głosem wolności, kierowani nieubłagalnym przynagleniem przywrócenia na powrót jedności i odcięcia pajęczyn komunistycznej piramidy wpływów i przywilejów. W szalonej rotacji i wykładni praw, jest taki mętlik, iż przeciętny obywatel zupełnie nie wie, jak cienka jest granica pomiędzy prawdą a misternie reprodukowanym fałszem. Czy prawda się obroni ? Czy jej blask będzie rezonował pośród tak wielu zafałszowanych poziomów rzeczywistości ? Tego, nie wiem, choć zawsze pozostaje nadzieja na kontury normalności.

środa, 10 stycznia 2024

 

Upór, z jakim nieustannie odradza się walka z Bogiem i religią, domaga się nie tylko wnikliwej i twórczej refleksji – ale zdecydowanej i zaangażowanej reakcji ze strony samych wierzących, jak również ludzi intelektu – świadomie przekonanych jak profetyczną i kulturową rolę odgrywa religia z wiarą tlącą się w ludzkich wnętrzach. „Czym byłby świat, gdyby nie narodził się w nim Chrystus ? Odpowiem na to pytanie jednym słowem: niczym” (P. Czadajew). Nie da się uniknąć sekularyzacji gryzącej ciało świata który niegdyś był chrześcijański, a dzisiaj jest synkretyczną mieszaniną wszystkiego, a zarazem niczego. „Ten świat to zamknięte drzwi. To przeszkoda w drodze do celu. A zarazem – przejście”(S. Weil). Wobec cynizmu dzisiejszej myśli i ton  wylewającego się ideologicznego szlamu, nie sposób założyć rąk i skapitulować. Intelektualna histeria z którą chrześcijaństwo mocuje się od wieków. Najprościej jest wtopić się w tłum i stać się wyjałowioną z odwagi stawiania pytań istotą. Tak zrobiło wielu ochrzczonych i kapitulujących na pierwszym zakręcie konfrontacji z ideami burzącymi święty spokój. Bezruch to już pierwszy stopień do kapitulacji jednostki. JE est un autre. Czy w świecie rozmytych ideałów, kwestionowanych uparcie wartości, musi nieustannie odgrzewać walka człowieka z siłami których, ani jego umysł, a na pewno serce nie jest wstanie zgłębić ? Impas mrówki mocującej się ze Słońcem ! Whithead słusznie stwierdził: „Bóg jest tym, co człowiek czyni ze swoja samotnością.” Być może moda na ateizm, afirmację „post oświeceniowej racjonalności”, zdaje się bezradną próbą zagłuszenia tych prawd, których siła rezonowania przenika każdą porę skołatanej duszy. „Być inteligentnym oznacza dziś rozumieć wszystko i nie wierzyć w nic.” Człowiek pragnie być wolnym, będąc fałszywie przekonanym, iż obecność Boga, stanowi pewien rodzaj tamy w tym szaleńczo pojmowanym samorozwoju – owej emancypacji bytu. „Człowiek nigdy nie jest ofiarą Boga, Bóg zawsze jest ofiarą człowieka”(R. Girard).Teologia, choć zepchnięta na margines wszelkich dywagacji ma płaszczyźnie humanistyki, ciągle żyje i odnawia swoje żywotne siły do dialogu; artykulacji przyprószonych kurzem obojętności znaczeń i sensów, a nade wszystko  percepcji i myślenia symbolicznego. Religia nie musi się spoufalać z nauką, ale harmonijnie współdziałać w próbie odpowiedzi na pytania z którymi wadzi się człowiek obarczony ciężarem zamętu i duchowego zagubienia. Miał rację Louis Dupre, iż „cała literatura naszej cywilizacji daje świadectwo konfrontacji człowieka z transcendencją… Lecz, jedynie akt religijny może przekształcić ją w świadomość Boga.” Jakże obolałe muszą być umysły i serca wyznawców Chrystusa, kiedy z uporem pierwszych apostołów, próbują przekonać świat o dynamizmie wiary zdolnej przemienić tak wiele. „Prawdziwą teologią jest być może ta, która potrafi stawić odpowiednie pytania, żeby utrzymać człowieka w stanie czujności oraz wzbudzić duchowy niepokój wobec prawdy, której nie można się nauczyć, gdyż ona ciągle się staje”- pisał N.A. Nissiotis. Charyzmat ucznia wchodzącego w ciemność świata z oliwną lampą, rozpraszając gęstą i ciemną atmosferę buntu i zawiesinę negacji. Jutro należy do dzieci świtu, zginających obolałe plecy, aby z ziemi podnieść drogocenne perły.  

niedziela, 7 stycznia 2024

 

Teofania- jest to jeden z najstarszych ikonograficznych śladów które Kościół przechowywał w swoim duchowym skarbcu i który tak mocno był związany z liturgiczną celebracją sakramentu inicjacji chrześcijańskiej. Freski z katakumb, sarkofagi, pielgrzymie ampułki, księgi liturgiczne, witraże, miniatury i mozaiki będą z upodobaniem wizualizować nam objawienie się Boga w Betabara- będące znakiem wieczności i obietnicą przebaczenia. Tak jak liturgia która dotyka ludzkich zmysłów i prowadzi je do innego wymiaru rzeczywistości, tak ikona- odsłania piękno obmytego i przemienionego świata który wraz zstąpieniem Chrystusa w wody Jordanu- wprowadza czas i przestrzeń w świt eschatologicznej pełni. „Potrzeba ikony wypływa z konkretności uczucia religijnego, któremu nie wystarczy tylko sama kontemplacja duchowa- pisał S. Bułgakow- ale poszukuje, bezpośredniej, namacalnej obecności.” W liturgii antycypujemy ewangeliczne wydarzenie Jordanu, a przez ikonę stajemy się naocznymi świadkami misterium odrodzenia i uświęcenia. „W swoim Narodzeniu- twierdził św. Hieronim- Syn Boży przychodzi na świat w sposób ukryty, a w swoim Chrzcie ukazuje się na sposób widzialny.” Trójca Święta objawia się nad brzegiem Jordanu, tak uobecnia się Jej działanie na sposób sakramentalny i charyzmatyczny wypełniając obficie serce Mistycznego Ciała- jakim jest Kościół. „Gdy chrzciłeś się Panie, w wodach Jordanu, objawiła się Trójca najgodniejsza pokłonu. Rodzica bowiem głos dał o Tobie świadectwo, nazywając Ciebie ukochanym Synem, Duch zaś w postaci gołębicy świadczył o prawdziwości słowa Ojca. Objawiłeś się, Chryste Boże, i świat oświeciłeś, chwała Tobie” (Troparion). Zstąpienie Ducha Świętego pod postacią gołębicy wyraża ruch Ojca, który zwraca się ku swojemu Synowi. Kościół wynurzył się z wody, stając się paschalnym i trynitarnym znakiem miłości Boga. „Woda jest źródłem życia, Jordan źródłem wody Ewangelii”- napisał św. Cyryl Jerozolimski. Przez swoje zstąpienie do rzeki Bóg- Człowiek odnowił świat i człowieka, antycypując tym samym śmierć i chwalebne zmartwychwstanie. Teofania- Święto Światłości- ciało Najczystszego zanurza się całkowicie w żywiole śmierci, rozpromieniając ciemność blaskiem swojej boskiej mocy. „Odtąd w Chrystusie przestrzeń śmierci zmienia się w przestrzeń Ducha, ciężar lęku staje się brzemieniem wiary, a przez wiarę Boże światło napełnia człowieka” (O. Clement). Święty Ambroży wyjaśniał katechumenom, że Chrystus wszedł do Jordanu nie po to, aby się uświęcić, jak gdyby potrzebował sakramentu odrodzenia, ale by uświęcić wody.” Niezwykle wymownie to wydarzenie przybliża ikonograficzna wizja. Kiedy wzrok przybysza przywyknie do półmroku  weneckiej bazyliki, spojrzenie podąży ku ścianom i sklepieniom rojącym się od barwnych przedstawień. Na mozaice Chrystus ukazany zostaje w pozycji stojącej- otulony zewsząd zalegającymi falami wody; akwen staje się płynnym grobem. Jan Chrzciciel kładzie dłoń na głowie Zbawiciela, a aniołowie asystują tej podniosłej i skąpanej w złocie chwili. Kosmos zatrzymuje się w zadziwieniu nad tym cudem. Na twarzy Oblubieńca rysuje się czułość, miłosierdzie i współczucie. Światło staje się duszą tego przedstawienia, a świat staje na powrót Edenem. „Dzisiaj wody Jordanu zamieniają się w lekarstwo dla ludzi przez pojawienie się Boga naszego. Dzisiaj strumieniami wody, na które tchnął ogniem, napawa się całe stworzenie” (św. Sofroniusz). Uczestniczymy duchowo w strumieniu tego wydarzenia. Chrystus błogosławi wodę, czyniąc z niej materię sakramentalną- czyniąc wspólnotę wierzących „źródeł wody żywej” (Ap 21,6).  Komentuje to dla nas św. Grzegorz z Nazjanzu: „Bądźmy pogrzebani wraz z Nim, aby i z Nim zmartwychwstać, zstąpmy  razem z Nim, aby i z Nim wstąpić, bądźmy wyniesieni wraz z Nim, aby i z Nim być wyniesionymi do chwały.”

sobota, 6 stycznia 2024

 

A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię (Mt 2, 9).

Orientacja jest ważnym zjawiskiem twórczej obecności w świecie. „Stając wobec siebie i swego pochodzenia, człowiek odczuwa pragnienie, by Transcendencja ukazała mu się jako osoba”- dumał filozoficznie Jaspers. Chrześcijanin jest człowiekiem drogi, poznawczego zachwytu, wędrówki, zagubienia, poranionych o kamienie stóp, przyśpieszonego bicia serca – upojonego wieścią o bliskości Misterium w którym można się rozkochać i zatracić. „Słońce wschodzi tylko dla tego, kto idzie mu na spotkanie”- pisał Henri le Saux. Pójść śladem gwiazdy, nie bez oporów, jak Mędrcy wychyleni ku migotliwości płomienia, rewidujący pokornie rozumem rzeczywistość do której to kontemplacji zaprosił ich Przedwieczny. Każdy przebyty kilometr w krajobrazie duszy pozwala rozkwitać wierze, rzeźbić i karmić ją nadzieją. Wszystko to, co tłamsi, alienuje, uwiera i pozostawia posmak śmierci, przechodzi w niepamięć. Stać się uczestnikiem cudu Wcielenia, narodzin i obecności Dziecka, obłaskawiającego pokojem i miłością, wyrywającego świat z dusznego przeświadczenia o swojej wystarczalności. Życie – czym jesteś ? Takie pytanie stawia człowiek z pozycji mrówki lub larwy, próbującej ogarnąć piękno, wieczność, boskość i eksplozję światła od nadmiaru którego można stracić wzrok. Bóg ma szczególną predylekcję do życia świetlistego, rozpraszającego mroki i inaugurującego nową ontologię istnienia. „Jak moglibyśmy złączyć się z nieśmiertelnością- pyta św. Ireneusz z Lyonu- gdyby ona nie stała się tym, czym my jesteśmy, aby istota śmiertelna została wchłonięta przez nią, i w ten sposób zostajemy przybrani za synów Bożych i stajemy się nimi ?” On ma udział w naszym istnieniu i antynomiach naszego humanizmu. Nagle otwierasz szeroko oczy i uświadamiasz sobie druzgoczącą wszystko prawdę: „Lęk ogarnia piekło, bo Stwórca staje się sercem stworzenia.” Z dłoni wypadają dary, brzęcząc w otchłani groty i błyszczą na szeleszczących pośród pachnących snopów siana. „Chwała Ci, Panie, za Twe przyjście ! Przez nie grzesznicy zmyli winę, zajmując miejsce w Twym ogrodzie, jakim jest jeden, święty Kościół”- wyśpiewuje św. Efrem Syryjczyk. Święto błogosławieństwa i obradowania !

czwartek, 4 stycznia 2024

 

Czas odsłania prawdę o człowieku i otaczającej go rzeczywistości. Otwiera ścieżki do światów które próbuje się mozolnie i zniecierpliwienie przekraczać. Kiedy rozpoczyna się nowy rok, bulwarowa prasa płodzi horoskopowe przepowiednie, katastroficzne scenariusze różnej maści wróżbitów i etatowych prognostyków przyszłości, będące wypadkową fatalistycznych wyroczni i zasianego niepokoju, mającego skłonić nowoczesnych pogan do rozmaitych aktywności i ślepego biegu naprzeciw nowych wyzwań. „Wszystkie przypadki naszego życia są materią, z którą możemy robić, co chcemy”(Novalis). Oczywiście lęk leży u podstaw egzystencji i może paraliżować. To udręka i bezradność od której nikt nie jest wolny. Psychologowie i kołczerzy opracowują strategie jak wyrwać zagubionego człowieka rozpędzonej cywilizacji z opresji ciążącego na nim fatum. Stylizowany pesymizm który się dobrze sprzedaje, wzbudzając apetyt nawet wśród dobrze wykształconych i zdawać się nawet inteligentnych ludzi. „Mniej przeraża śmierć niż wyobrażenie prawdy.” Niektórzy w przypływie strachu i niepewności są wstanie zaakceptować wszystko. „Trzepoczą się jak nietoperze wyrwane z uśpienia. Wirują na oślep, usiłując chwycić coś, czego nie widzą”(C. Wodziński). W imię świętego spokoju i stabilizacji rozdrabniają prawdę na drobne; dają wiarę wszystkiemu, co oddaje pozory stabilizacji. Prężą umysły jakby apokaliptyczne jutro miało się ziścić w klaustrofobicznej przestrzeni ich życia. Znam ludzi karmiących się takimi nowinkami, dających wiarę płodnej głupocie etatowych wizjonerów – rzekomo widzących przyszłość w mniej optymistycznych barwach od tych, których życie bez względu na zbiegi okoliczności i pofałdowane drogi, wydaje się barwne i świetliste. „Pustka uczy patrzenia”- powtórzę za poetą, dając wyraz niemożliwości przewidzenia czegokolwiek. Tylko Bóg kreśli chwile sposobne; scenariusze na których marginaliach dopisuje coraz to świeże frazy i dopowiedzenia. Daje nam szanse i drobne przynaglenia, nie przymuszając do niczego, nasycając duszę haustami wezbranej wolności, przecierając oczy na mglistych zakrętach wątpliwości i zstępującego gwałtownie lęku. „Żeby istnieć, trzeba mieć dookoła siebie trwającą rzeczywistość” – przekonywał poddany kaprysom żywiołów Saint-Exupéry. Chrześcijaństwo nie odrzuca świadectwa proroków, rozeznaje ich mądrość pokornie, przyjmując postawę szeroko otwartych oczu. „Prorokiem jest ten, kogo Bóg wprowadza w tajniki swoich planów, aby świadczył o nich wobec ludzi”(J. Danielou). Autentyczne proroctwo ludzi charyzmatycznych i przenikliwych jest postrzeganiem przyszłości w zamyśle mądrości Boga. To wyjście z pod władzy czasu, drganie miłości w bycie skierowanym ku Misterium. „Dlatego Apokalipsa wszystko objawia symbolicznie, z tego świata i nie z tego świata, w historii i poza granicami historii, jeszcze w naszym czasie i w metaczasie, w wieczności”(M. Bierdiajew). Pozostaje nam jedynie zachować spokój i roztropność, żyć chwilą obecną, nie tracąc gruntu pod nogami. Spoglądać ku górze i wznosić swoje skołataną duszę ku Temu, który potrafi zaskakiwać w najbardziej niespodziewany sposób. Być człowiekiem wiary i zawierzenia !