niedziela, 21 stycznia 2024

 

Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: «Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich» (Mt 8,1-4).

W świecie starożytnym trąd był jedną z najbardziej strasznych i budzących obrzydzenie chorób. Potwierdzają to liczne świadectwa i obrzędy zachowywania czystości w Starym Testamencie, mające na celu uchronić człowieka przed mikrobem - inicjującym rozwój choroby w organizmie. Mycobacterium leprae jest bakterią, blisko spokrewnioną z prątkiem gruźlicy, znajdującą schronienie w ludzkim ciele, namnażając się wolno i niszcząc wszystko, co napotka na drodze. Niedostateczny brak higieny przyczynia się dynamicznego rozwoju bakterii, rozwijając się i powodując spustoszenie organizmu oraz bolesne zmiany fizyczne, często prowadząc do rozciągniętej w czasie agonii i ostatecznie śmierci. Kruchość ludzi „których ciała – jak pisze Jacques Berlioz – są igraszką nieprzewidywalnych warunków środowiska.” Dramatyzm, namacalność i uzewnętrznienie tego stanu rzeczy, możemy doświadczyć w postaci ewangelicznego trędowatego. Ile to razy snujący się po drodze człowiek, wołał do Boga: Ciało nie należy do mojego „ja.” Daj mi miejsce w słońcu, aby mnie ujrzeli. Rozpadlinę w skale, aby woda Twego deszczu mnie obmyła. Wiatr roznoszący zapachy kwiatów i ziół, aby przykrył mój odór. Śmiech dziecka, zwiastujący niezmąconą radość istnienia i wspomnienie ulotnego piękna. Inną dłoń, co zedrze ze mnie skórę martwego węża i przywdzieje szatę godową. Ewangelia mówi, iż Jezus dotknął trędowatego. Położył dłoń na twarzy, przemierzając jej brzegiem zachowane fragmenty wczorajszej cielesności w której jeszcze nie zalęgły się muchy. Głęboko zajrzał w jego wypłukane od łez oczy; przeniknął świat okropności i cierpienia. Otworzył duszę na natychmiastowe muśnięcie Ducha. Nieczysty drżał, a przez spękane słońcem usta, wydały nikłe słowa pragnienia i artykułowanej na skraju rozpaczy prośby. „Jest słowo zawierzone ciszy, które przekazuje nam cień” – powie poeta Jourdan. Mistrz przełamuje barierę lęku, okrywając go niewidzialną szatą współczucia. Dotyka go, stając się „Bogiem wyczuwalnym” ! Jest ucieleśnieniem świata w którym ostatnie słowo należy do nadziei. Od tej chwili  trędowaty „symbol grzechu par excellence,” jest także „obrazem Chrystusa biorącego na siebie wszystkie skalania ciała i stającego się najobrzydliwszym z obrzydliwych gwoli zbawienia ludzkości”(J. Agrimi). Świadomie próbując odsunąć, a nawet wyrwać paraliżujący lęk z uczniów, wobec samego faktu choroby, jak i człowieka, którego ciało cuchnęło, puchło i odpadało kawałkami, stając się jedną, wielką, broczącą ropą i krwią raną. Los trędowatego był naznaczony wygnaniem i izolacją, odseparowaniem od świata „żywych.” Kołatka lub dzwonek zaciśnięty w dłoni, oraz jękliwe i przejmujące wołanie z oddali: „nieczysty, nieczysty” miały na celu ostrzegać osoby zdrowe przed spotkaniem na drodze z chorym. Człowiek – żebrak miłosierdzia wydany śmierci i Bóg w Chrystusie, milcząca i współczująca Miłość ! Dla jednych to epizod szaleństwa, dla innych ekonomia miłosierdzia, oczyszczenia sięgającego przez włókna ciała do duszy, a może jeszcze dalej ku horyzontowi Raju. Tak, poza zdruzgotanym cierpieniem ciałem jest szczęście ocalenia i przebóstwienia.