Gdy
zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty,
upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus
wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast
został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: «Uważaj, nie mów nikomu,
ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na
świadectwo dla nich» (Mt 8,1-4).
W świecie starożytnym
trąd był jedną z najbardziej strasznych i budzących obrzydzenie chorób.
Potwierdzają to liczne świadectwa i obrzędy zachowywania czystości w Starym
Testamencie, mające na celu uchronić człowieka przed mikrobem - inicjującym
rozwój choroby w organizmie. Mycobacterium
leprae jest bakterią, blisko spokrewnioną z prątkiem gruźlicy, znajdującą
schronienie w ludzkim ciele, namnażając się wolno i niszcząc wszystko, co
napotka na drodze. Niedostateczny brak higieny przyczynia się dynamicznego
rozwoju bakterii, rozwijając się i powodując spustoszenie organizmu oraz
bolesne zmiany fizyczne, często prowadząc do rozciągniętej w czasie agonii i
ostatecznie śmierci. Kruchość ludzi „których ciała – jak pisze Jacques Berlioz
– są igraszką nieprzewidywalnych warunków środowiska.” Dramatyzm, namacalność i
uzewnętrznienie tego stanu rzeczy, możemy doświadczyć w postaci ewangelicznego
trędowatego. Ile to razy snujący się po drodze człowiek, wołał do Boga: Ciało
nie należy do mojego „ja.” Daj mi miejsce w słońcu, aby mnie ujrzeli.
Rozpadlinę w skale, aby woda Twego deszczu mnie obmyła. Wiatr roznoszący
zapachy kwiatów i ziół, aby przykrył mój odór. Śmiech dziecka, zwiastujący
niezmąconą radość istnienia i wspomnienie ulotnego piękna. Inną dłoń, co zedrze
ze mnie skórę martwego węża i przywdzieje szatę godową. Ewangelia mówi, iż
Jezus dotknął trędowatego. Położył dłoń na twarzy, przemierzając jej brzegiem
zachowane fragmenty wczorajszej cielesności w której jeszcze nie zalęgły się
muchy. Głęboko zajrzał w jego wypłukane od łez oczy; przeniknął świat
okropności i cierpienia. Otworzył duszę na natychmiastowe muśnięcie Ducha.
Nieczysty drżał, a przez spękane słońcem usta, wydały nikłe słowa pragnienia i
artykułowanej na skraju rozpaczy prośby. „Jest słowo zawierzone ciszy, które
przekazuje nam cień” – powie poeta Jourdan. Mistrz przełamuje barierę lęku,
okrywając go niewidzialną szatą współczucia. Dotyka go, stając się „Bogiem
wyczuwalnym” ! Jest ucieleśnieniem świata w którym ostatnie słowo należy do
nadziei. Od tej chwili trędowaty „symbol
grzechu par excellence,” jest także
„obrazem Chrystusa biorącego na siebie wszystkie skalania ciała i stającego się
najobrzydliwszym z obrzydliwych gwoli zbawienia ludzkości”(J. Agrimi). Świadomie
próbując odsunąć, a nawet wyrwać paraliżujący lęk z uczniów, wobec samego faktu
choroby, jak i człowieka, którego ciało cuchnęło, puchło i odpadało kawałkami,
stając się jedną, wielką, broczącą ropą i krwią raną. Los trędowatego był
naznaczony wygnaniem i izolacją, odseparowaniem od świata „żywych.” Kołatka lub
dzwonek zaciśnięty w dłoni, oraz jękliwe i przejmujące wołanie z oddali:
„nieczysty, nieczysty” miały na celu ostrzegać osoby zdrowe przed spotkaniem na
drodze z chorym. Człowiek – żebrak miłosierdzia wydany śmierci i Bóg w
Chrystusie, milcząca i współczująca Miłość ! Dla jednych to epizod szaleństwa,
dla innych ekonomia miłosierdzia, oczyszczenia sięgającego przez włókna ciała
do duszy, a może jeszcze dalej ku horyzontowi Raju. Tak, poza zdruzgotanym
cierpieniem ciałem jest szczęście ocalenia i
przebóstwienia.