poniedziałek, 30 stycznia 2012
Mk 5, 21-43
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.
A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.
A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»” On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich:
„Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go.
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Dziecko nie umarło, tylko śpi. Ten fragment Ewangelii zawsze ogromnie mnie wzrusza, jest tyle emocji i przeżyć takich ludzkich, rodzicielskich...często w czasie liturgii pogrzebowej czytam ten fragment Ewangelii, choć w swojej liturgii słowa nieprzewiduje go rytuał. Kiedyś chowałem dziecko które kobieta poroniła, straszny dramat...długo oczekiwany syn, a tu takie rozczarownaie, ból i łzy. Na cmentarzu była kobieta matka tego dziecka, ja, oraz pracownik zakładu pogrzebowego niosący trumienkę z dzieckiem. Byłem bezradny wobec tej sytuacji, ale po chwili przypomniałem sobie o tej dzisiejszej scenie z Jezusem. Przytuliłem kobietę i powiedziałem iż bóg jej dziecko w tym momencie już trzyma za rękę, rozpłakała się ale odeszła z nadzieją.Taka głęboka nadzieja i życie wytryskuje z uzdrawiającego gestu Jezusa. To nic innego jak liturgia życia...wiara w to, że przychodzi taki moment życia kiedy trzeba odejść, po to aby Bóg chwycił mnie za dłoń i powiedział z milośnym spojrzeniem : „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”.
Medytacja Jana Pawła II nad tajemnicą Przemienienia
Warto wpatrzeć się przede wszystkim w jaśniejące oblicze Chrystusa w tajemnicy Przemienienia. Do tej „ikony” odwołuje się cała starożytna tradycja duchowa, która łączy życie kontemplacyjne z modlitwą Jezusa „na górze”. W pewien sposób można do niej sprowadzić „czynne” wymiary życia konsekrowanego, jako że Przemienienie jest nie tylko objawieniem chwały Chrystusa, ale także przygotowuje do doświadczenia Jego krzyża. Wiąże się z „wejściem na górę” i z „zejściem z góry”: uczniowie, którzy mogli przez chwilę cieszyć się bliskością Nauczyciela, ogarnięci blaskiem życia trynitarnego i świętych obcowania, jakby przeniesieni poza horyzont wieczności, zostają natychmiast sprowadzeni na powrót do rzeczywistości codziennej, gdzie widzą już tylko „samego Jezusa” w uniżeniu ludzkiej natury i słyszą wezwanie, aby powrócić na nizinę i tam wraz z Nim wypełniać z trudem Boży zamysł i odważnie wejść na drogę Krzyża.
To światło dociera do wszystkich dzieci Kościoła, które są jednakowo powołane, by iść za Chrystusem i Jemu powierzyć ostateczny sens swojego życia, tak aby móc powiedzieć za Apostołem: „Dla mnie bowiem żyć- to Chrystus”(Flp 1,21).[…] Pełne zachwytu słowa Piotra: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy”(Mt 17,4)[…] ukazują chrystocentryczne napięcie całego chrześcijańskiego życia. Jednak w sposób szczególnie wymowny wyrażają całkowite i bezwarunkowe oddanie, które stanowi wewnętrzną dynamikę powołania do życia konsekrowanego: jak dobrze jest przebywać z Tobą, oddawać się Tobie, skupić całe swoje życie wyłącznie wokół Ciebie! Istotnie, kto otrzymał łaskę tej szczególnej komunii miłości z Chrystusem, czuje się jakby pochłonięty jej żarem: On jest „najpiękniejszy z synów ludzkich”(Ps 45,3) – jest Niezrównany.
Uczniowie w chwili uniesienia słyszą wezwanie Ojca, aby słuchali Chrystusa, zaufali Mu bez reszty i uczynili Go centrum swojego życia. Słowo przychodzące z wysoka nadaje nową głębię wezwaniu, które sam Jezus skierował na początku działalności publicznej, aby poszli za Nim, odrywając ich od zwykłego życia i dopuszczając do zażyłości z sobą […]
W jedności chrześcijańskiego życia różne powołania są bowiem jakby promieniami jednego światła Chrystusa, „jaśniejącego na obliczu Kościoła”. Ludzie świeccy ze względu na świecką naturę swego powołania odzwierciedlają tajemnicę Wcielonego Słowa przede wszystkim jako Tego, który jest Alfą i Omegą świata, podstawą i miarą wartości wszystkich rzeczy stworzonych.
W spojrzeniu Jezusa (por. Mk 10,21), który jest „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15), odblaskiem chwały Ojca (por. Hbr 1,3), dostrzegamy głębię odwiecznej i nieskończonej miłości, dotykającej korzeni bytu. Człowiek, który pozwala się ogarnąć, musi porzucić wszystko i iść za nią (por. Mk 1,16-20; 10,21.28). Tak jak Paweł, uznaje całą resztę „za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa” i nie waha się głosić, że w porównaniu z Nim wszystko inne uznaje za śmieci, „byleby pozyskać Chrystusa”(por Flp 3,8). Pragnie utożsamić się z Nim, przyjmując Jego dążenia i sposób życia.
„Obłok świetlany osłonił” (Mt 17,5). Według jednej ze znanych interpretacji duchowych Przemienienia obłok ten jest obrazem Ducha Świętego.
Podobnie jak cała egzystencja chrześcijanina, także powołanie do życia konsekrowanego jest głęboko związane z działaniem Ducha Świętego. To On sprawia, że na przestrzeni tysiącleci coraz to nowi ludzie odkrywają zachwycające piękno tej trudnej drogi. Za Jego sprawą przeżywają oni niejako doświadczenie proroka Jeremiasza: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” (20,7). To Duch budzi pragnienie pełnej odpowiedzi; to On kieruje wzrostem tego pragnienia, skłania do udzielenia pozytywnej odpowiedzi, a później pomaga w jej wiernej realizacji; to On formuje dusze powołanych, upodabnia ich do Chrystusa czystego, ubogiego i posłusznego oraz przynagla do podjęcia Jego misji, on zaś, idąc pod przewodnictwem Ducha drogą nieustannego oczyszczenia, stają się stopniowo osobami ukształtowanymi na wzór Chrystusa – historyczną kontynuacją szczególnej obecności zmartwychwstałego Pana.
Z wielka przenikliwością i intuicją Ojcowie Kościoła określali tę duchową drogę mianem filokalii, co oznacza umiłowanie Bożego piękna, które jest promieniowaniem Bożej dobroci. Człowiek którego moc Ducha Świętego prowadzi stopniowo do Chrystusa, nosi w sobie odblask tego niedostępnego światła, a w swej ziemskiej pielgrzymce dąży do niewyczerpanego Źródła światłości.
Olśniewający blask Przemienienia zapowiada już dramatyczne, ale nie mniej chwalebne wydarzenie Kalwarii. Piotr, Jakub i Jan kontemplują Pana Jezusa wraz z Mojżeszem i Eliaszem, z którymi- według ewangelisty Łukasza –Jezus rozmawia „o swoim odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie” (por. 9,31). Oczy Apostołów są zatem utkwione w Jezusie, który myśli o Krzyżu (por. Łk 9,43-45). Na Krzyżu Jego dziewicza miłość do Ojca i do wszystkich ludzi wyrazi się w sposób najdoskonalszy; Jego ubóstwo stanie się całkowitym ogołoceniem, a Jego posłuszeństwo darem z własnego życia.
Uczniowie są wezwani do kontemplacji Jezusa wywyższonego na Krzyżu, z którego „Słowo zrodzone z milczenia” przez swoje milczenie i osamotnienie proroczo ogłasza absolutną transcendencję Boga wobec wszystkich dóbr stworzonych, zwycięża we własnym ciele nasz grzech i przyciąga ku sobie wszystkich ludzi, każdemu darując nowe życie zmartwychwstania (por.J12,32; 19,34.37). Kontemplacja ukrzyżowanego Chrystusa jest źródłem natchnienia dla wszystkich powołań; z niej biorą początek – obok podstawowego daru Ducha- wszystkie dary, a zwłaszcza dar życia konsekrowanego.
„Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli” (Mt 17,6). Synoptyczne opisy Przemienienia, choć różnią się szczegółami, zgodnie podkreślają uczucie bojaźni, jaka ogarnęła uczniów. Przemienione oblicze Chrystusa jest porywająco piękne, ale mimo to uczniowie są przerażeni wobec Boskiego majestatu, który ich przerasta. Zawsze, gdy człowiek ogląda chwałę Bożą, odczuwa wyraźnie swoją małość i to napawa go lękiem. Ta bojaźń jest zbawienna, ponieważ uświadamia człowiekowi Boską doskonałość, a zarazem przynagla go nieustannym wezwaniem do świętości.”
Wszystkie dzieci Kościoła, powołane są przez Ojca, aby słuchać Chrystusa, muszą odczuwać głęboką potrzebę nawrócenia i świętości.[…] Wezwanie do świętości zostaje przyjęte i może być rozwijane jedynie w milczeniu i adoracji przed obliczem nieskończonej transcendencji Boga: „Musimy wyznać, ze wszyscy potrzebujemy tego milczenia przenikniętego obecnością adorowanego Boga; potrzebuje go teologia, aby mogła w pełni rozwinąć swój charakter mądrościowy i duchowy; potrzebuje go modlitwa, aby nigdy nie zapominała, że oglądanie Boga oznacza zejście z góry z obliczem tak promieniującym, iż trzeba je przykryć zasłoną (por. Wj 34,33); […] potrzebuje go ludzki wysiłek, aby zrezygnować z zamykania się w walce bez miłości i przebaczenia. […] Wszyscy, wierzący i niewierzący, muszą nauczyć się milczenia, które pozwoli Bogu mówić, kiedy i jak zechce, a nam rozumieć Jego słowo. W praktyce oznacza to niezachwianą wierność modlitwie liturgicznej i osobistej, chwilą przeznaczonym na modlitwę myślną kontemplację i adorację eucharystyczną, comiesięcznym dniom skupienia i ćwiczeniom duchowym.[…]
Dążenie do świętości wymaga zatem podjęcia duchowego zmagania. Jest to trudny wymóg, któremu nie zawsze poświęca się należną uwagę. W tradycji symbolem duchowego zmagania jest często duchowa walka, jaką toczy Jakub z Bogiem, aby uzyskać Jego błogosławieństwo i móc Go oglądać (por. Rdz 32,23-31). W tym wydarzeniu, sięgającym początków historii biblijnej, osoby konsekrowane mogą dostrzec symbol ascetycznego wysiłku, jaki musza podjąć, aby rozszerzyć swe serce i otworzyć się na przyjęcie Boga i braci.
Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie nie lękajcie się!” (Mt 17,7).[…] Ta zachęta Nauczyciela jest oczywiście skierowana do każdego chrześcijanina. O wiele bardziej jednak dotyczy tych, którzy zostali wezwani, aby „wszystko porzucić”, a wiec także, aby „wszystko zaryzykować” dla Chrystusa. Jest ona szczególnie ważna zawsze wówczas, gdy wraz z Nauczycielem schodzimy „góry”, aby wejść na drogę wiodącą na Kalwarię. Wspominając o tym, że Mojżesz i Eliasz rozmawiali z Chrystusem o Jego tajemnicy paschalnej, Łukasz w sposób znaczący używa słowa „odejście” (exodus): „mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie” (Łk 9,31). „Exodus” to fundamentalny termin Objawienia, do którego odwołuje się cała historia zbawienia i który oddaje głęboki sens paschalnej tajemnicy. Zawiera się w nim oczywiście także to, co należy do misterium crucis. Jednakże ta niełatwa „droga exodusu”, widzenia z perspektywy Taboru, jawi się jako droga prowadząca od światła do światła: od proroczego światła Przemienienia do ostatecznej światłości Zmartwychwstania. Powołanie do życia konsekrowanego – mimo swoich wyrzeczeń i doświadczeń, a raczej właśnie dzięki nim- jawi się na tle całego życia chrześcijańskiego jako droga „światła”, nad którą czuwa spojrzenie Odkupiciela: „Wstańcie, nie lękajcie się!”
niedziela, 29 stycznia 2012
Mk 5,1-20
Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego.
Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach.
Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie”. Powiedział mu bowiem: „Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka”. I zapytał go: „Jak ci na imię?” Odpowiedział Mu: „Na imię mi legion, bo nas jest wielu”. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy.
A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: „Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli”. I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze.
Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic.
Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzeki do niego: „Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą”. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.
Jezus przychodzi jako przynoszacy wolność dla tych co są zniewoleni działaniem demonów, przychodzi do kraju Gerazeńczyków, jeszcze dobrze nie wyszedł z łodzi, a już spotyka człowieka opetanego przez ducha nieczystego. Pan rozpoznaje w nim całe legowisko złych duchów- legion. Jezus lituje się nad tym człowiekiem i wrzuca złe duchy w świnie. "Wczujmy się w położenie Gerazeńczyków. W ich kraku wydarzyło się coś niezwykłego. Biegna nad brzeg morza. Dwa różne, ale równie wstrząsające obrazy przyciągają ich wzrok. Z jednej strony trzoda pędzących świń, które do nich należały, z drugiej opętany, który stał się człowiekiem normalnym. A pośrodku stoi Jezus i zmusza ich do wykonania niesłychanego wyboru: dwa tysiące świń albo jeden człowiek". Ci, ludzie znali tego człowieka opetanego, wszyscy się go wstydzili, wielu próbowało go separowć od społeczności, był tematem rozmów, plotek i kpin. Teraz wszystko się zmieniło, znowu stał się taki jak inni, ale to uwolnienie ma swoją wysoka cenę. Pan chce aby ludzie uznali iż ten człowiekjest wązniejszy od świn. Jednak oni się nie zgadzają. Wzniosłe i najbardziej szlachetne uczucia nie zapewnią nikomu pożywienia. Świnie owszem. O jednego człowieka normalnego jest więcej, o dwa tysiące świn mniej, to jakieś szaleństwo myślenia i złego kalkulowania. Świnie dla wielu stanowią dobrobytm zabezpiecznie. Ale człowiek nie jest tyle, co dwa tysiące świń.Ta sytuacja może być przeniesiona na dzisiejsze chrześcijaństwo, jak spoglądamy na człowieka...czy jest dla nas wartością? Czy kiedy życie, cały świat drugiego człowieka mojego brata jest zagrożony ruiną, czy przypadkiem nie jestem taki jak Gerazenczycy, to jego problem...ta pomoc może być zbyt kosztowna dla mnie, lepiej niech "zdechnie". Świat posiadania rzeczy tego świata, może przesłonić miłość do brata, jak przesłoni te głębokie uczucia, wtedy stajesz się jak opetany, jak świnia z ryjem w korycie, twoja egzystencja jest śmierdzącym poczuciem własnego samozadowolenia, ale tylko do czasu...Chrześcijaństwo bez wrażliwości i miłości, która wyzwala mocą Chrystusa, jest pustką...albo kierunkiem w stronę wiecznej samotności, w której się liczy tylko moje "Ja".
sobota, 28 stycznia 2012
Mk 1,21-28
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
Słowa które wypowiada Chrystus powodują zachwyt i zdumienie wśród ludzi zgromadzonych wokół Niego, głosi z mocą i ma władzę nad ludzką bezradnością, chorobą i zniewoleniem przez demony. W pierwotnej mentalności wiele chorób, a zwłaszcza psychicznych, przypisywano wpływowi złych duchów. Z opętaniem przez złego ducha wiązano często upośledzenia fizyczne: niemotę, głuchotę, ślepotę, paraliż, epilepsję. W przekonaniu ogółu tamtejszych ludzi tacy chorzy sa ofiarami złych sił, było to bardzo krzywdzące ale jakże codzienne przekonanie. Dzisiaj jest odwrotnie kiedy mamy do czynienia z manifestacją złego ducha w życiu człowieka, to mądrzy tłumaczą, że to tylko histeria, kryzys maniakalno - depresyjny, schizofrenia. Zamiast powiedzieć że ktoś jest dręczony przez złego, to lepiej opisać osobę i przykleić naklejkę paranoik. "Chrystus nie przyszedł bowiem po to, aby torować drogi współczesnej psychiatrii. Ludzie powinni robić to co, do nich należy, to jest prowadzić badania, które pozwola ustalić przyczyny choroby. Przypadku z którym ma do czynienia, Jezus nie interpretuje w sposób naukowy, lecz w sposób teologiczny. Staje wobec kogoś, kto nie jest sobą, kto jest rozbity, opetany przez kogoś innego". W tym nieszczęsnym człowieku Jezus widzi obecność wroga, kogos kto jest przeciwnikiem i ma destruktywny wpływa na osobę, demon który przywłaszcza sobie dziecko które należy do miłującego Boga. Wypędzenie złego jest manifestacją Bożej miłości do człowieka, to eksmisja zła które chciałoby się zkorzenić i rozszerzać katechezę kłamstwa. To wypowiedziane słowa mocy, które przynoszą wolność dziecka Bożego. Milcz i wyjdź z niego.
piątek, 27 stycznia 2012
Mk 4,35-41
Przez cały dzień Jezus nauczał w przypowieściach. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego : „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”
Tyle razy łapię się na tym, że gdy pojawia się sytuacja trudna w moim życiu z która jest mi ciężko, to wołam jak wystarszeniu uczniowie z Ewangelii...Boże czemu Jesteś taki obojetny, czy ta sytuacja w której jestem nic, Cię nie interesuje ? Często oczekujemy natychmiastowej interwencji Boga...cudu. Istnieją dwie postawy zdolne rozbudzić cudotwórczą moc Jezusa. "Wiara proszącego. Twarz pałająca wiarą jest widokiem, któremu Chrystus nie potrafi się oprzeć. "Niech ci, się stanie, jak chcesz...". Druga sytuacja to ta z dzisiejszej Ewangelii- nieszczęście. Gdy Jezus spotyka na swej drodze nieszczęście, sytuację beznadziejną, czuje że musi dokonać cudu, jakoś zaradzić...Wystarcza obecność bólu, prośba człowieka w sytuacji krytycznej, łzy. Wtedy Jezus zdjęty litością i widzi wiarę, to motywy cudów. Istnieją chrześcijanie którzy za wszelką cenę chcieliby zobaczyć cud. Wydaje sie, że wiara opiera się bardziej na cudach niż, na Słowie Bożym. Ich życie rozwija się pod znakiem wyjątkowości i ekscentryczności. Nie, zrozumieli że to wiara jest źródłem cudu ! "Twoje ręce to mój ląd wiem nie utonę. Twoje ręce to mój brzeg kiedy dokoła sztorm. twoje ręce to mój ląd, pokonam drogę do tych wyciągniętych rąk..."
KRZYŻ DRZEWO ŻYCIA
To drzewo jest dla mnie wiecznym zbawieniem, nim się karmię, nim się żywię. Zakorzeniam się w jego korzeniach, rozprzestrzeniam się w jego gałęziach, obmywam się jego rosą, a jego duch karmi mnie i ożywia jak powiew wiatru. W jego cieniu rozbiłem namiot i uciekając przed ogromnym upałem mam tam obfitujące w rosę schronienie. Kwitnę z jego kwiatami, rozkoszuję się w pełni jego owocami, swobodnie korzystam z jego plonów które od początku zostały dla mnie przeznaczone. On jest moim pokarmem, gdy jestem głodny, źródłem gdy odczuwam pragnienie, ubraniem gdy jestem nagi, jego liście są dla mnie tchnieniem życia, i nie mam już liści figowych. Drzewo to sięgające nieba, z ziemi do nieba się wzniosło, jest ono nieśmiertelną rośliną, która tkwi między niebem i ziemią, jest podporą wszystkich rzeczy, fundamentem wszechświata, oparciem zamieszkałej ziemi, kosmicznym węzłem, zbiornikiem różnorakiej i ludzkiej natury, umocowanym za pomocą niewidzialnych gwoździ Ducha, aby słowo przylgnęło do Bóstwa, nie zostało już od niego oderwane. Sięgając swym wierzchołkiem niebios, korzeniami tkwiąc w ziemi, a potężnym ramieniem ogarniając ze wszystkich stron ogromna przestrzeń powietrza, całe było we wszystkim i było wszędzie(…).Pseudo-Hipolit „Homilia Paschalna”.
Krzyżu święty, nade wszystko,
drzewo przenajszlachetniejsze!
W żadnym lesie takie nie jest,
jedno, na którym sam Bóg jest.
Słodkie drzewo, słodkie gwoździe
rozkoszny owoc nosiło.
Skłoń gałązki, drzewo święte,
Ulżyj członkom tak rozpiętym.
Odmień teraz oną srogość,
Którąś miało z urodzenia.
Spuść lekuchno i cichuchno
Ciało Króla niebieskiego.
Tyś samo było dostojne,
Nosić światowe Zbawienie,
Przez cię przewóz jest naprawion,
Światu, który był zagubion,
Który święta Krew polała,
Co z Baranka wypłynęła.
W jasełkach leżąc gdy płakał,
Już tam był wszystko oglądał,
Iż tak haniebnie umrzeć miał,
Gdy wszystek świat odkupić chciał
W on czas między zwierzętami
A teraz między łotrami.
Niesłychana to jest dobroć,
Za kogo na krzyżu umrzeć,
Któż to może dzisiaj zdziałać,
Za kogo swoją duszę dać?
Sam to Pan Jezus wykonał,
Bo nas wiernie umiłował.
Nędzne by to serce było,
co by dziś nie zapłakało,
widząc Stworzyciela swego
na krzyżu zawieszonego.
Na słońcu upieczonego
Baranka Wielkanocnego.
Niech powstanie Bóg
I rozproszą się Jego wrogowie,
niech ci, którzy Go nienawidzą,
uciekają przed Jego obliczem.
Jak się rozwiewa dym,
tak niech się rozwieją,
jak taje wosk wobec ognia,
tak zginą szatani od oblicza miłującego Boga,
żegnających się znakiem krzyża świętego
i z radością mówiących:
Bądź pozdrowiony,
życiodajny krzyżu Boży,
który odpędzasz szatany
mocą ukrzyżowanego na Tobie
Boga naszego Jezusa Chrystusa,
który do piekieł zstąpił,
podeptał moc szatańską i dał nam Ciebie,
krzyż swój czcigodny,
na odpędzenie wszelkiego nieprzyjaciela.
O czcigodny i życiodajny krzyżu Boży, pomagaj mi
z Najświętszą Władczynią, Dziewicą Bogurodzicą,
i wszystkimi świętymi na wieki
Krzyż jest znakiem naszego odkupienia; w tym znaku każdy chrześcijanin odkrywa swoją tożsamość, bowiem każdy na mocy sakramentu chrztu zostaje włączony w śmierć Chrystusa na drzewie krzyża. „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas , którzy dostępujemy zbawienia”. (1Kor 1,18). „Ukrzyżowanie było najbardziej okrutna i haniebną karą śmierci stosowaną przez Rzymian. Skazywano na nią tylko niewolników i przestępców; nigdy obywateli rzymskich. Dopiero cesarz Konstantyn Wielki zniósł tę karę w imperium rzymskim, gdyż śmierć Pana uświeciła krzyż i stał się on znakiem zwycięstwa.”(D. Forstener świat symboliki chrześcijańskiej ). Chrystus bardzo często przygotowywał swoich uczniów na wydarzenie krzyża, mówił aby Go naśladować (Mt 10,38; 16,24), sens tego naśladowania zrozumieli dopiero po Jego męce. Paweł Apostoł stawia krzyż w centrum życia każdego chrześcijanina, to szczególny znak pojednania z Bogiem(Ef 2,16), znak pokoju (Kol 1,20), znak mocy Bożej (1Kor 1,18), znaku chluby (Ga 6,14). A na końcu świata w czasie Paruzji, ukaże się- zgodnie z zapowiedzią Pana, na niebie znak Syna Człowieczego (Mt 24,30). Krzyż jest więc konkretnym wyrażeniem zwycięstwa przez upadek, chwały przez pokorę, życia przez śmierć. „Krzyż stał się więc symbolem Boga wszechmogącego, który zechciał stać się człowiekiem i umrzeć jako niewolnik, aby zbawić swoje stworzenie. Znak królewskości Chrystusa- Ja nazywam Go królem, ponieważ widzę Go ukrzyżowanym; On jest królem umierającym za swoich. (św. J, Chryzostom, O krzyżu i łotrze ). Krzyż jest także obrazem zbawienia, które jest ekonomia trynitarnej miłości skierowanej ku upadłej ludzkości: Krzyżująca Miłość Ojca, ukrzyżowana Miłość Syna, Miłoość Ducha Świętego triumfująca przez drzewo krzyża. (bp. Filaret Drozdow).
Raduj się życiodajny Krzyżu, pobożności niezwyciężone zwycięstwo, bramo raju wiernych umocnienie, Kościoła obrono, przez którego zniszczenie zostało zniszczone i zlikwidowane, i zdeptana władza śmierci, i zostaliśmy podniesieni z ziemi na niebo. Oręż niezwyciężony, biesom przeciwny, sława męczenników, sprawiedliwych zaprawdę umocnienie, przystani zbawienia, daruj światu wielkie miłosierdzie. (III Niedziela W. Postu, nieszpory Kościoła Wschodniego)
Gdzie jest mędrzec ? Gdzie uczony ? Gdzie badacz tego, co doczesne ? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi szukają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. ( 1 Kor1,20-24).
Krzyż był w sercu pierwotnego chrześcijaństwa szczególnie obecny, wielu prześladowanych za wiarę chrześcijan utożsamiało się ze Zbawicielem który złożył Swoje życie za życie świata. Pisze o tym niezwykle wymownie już w II-III wieku Tertulian, mówiąc iż chrześcijanie sygnowali całe swoje życie pieczęcią krzyża. We wszystkich naszych przedsięwzięciach: gdy wchodzimy i wychodzimy, przed ubraniem się, przed kąpielą, przy stole, gdy wieczorem zapalamy nasze lampy, przed pójściem spać, gdy zasiadamy do czytania, we wszystkich powszechnych zajęciach naszego codziennego życia, znaczymy na naszych czołach znak Krzyża. ( O koronie). „Naznaczeni pieczęcią, chrześcijanie pierwotnego Kościoła nie przechodzili łatwo niepostrzeżeni. Św. Augustyn relacjonuje, że chrześcijanie z Afryki są identyfikowani przez pogan przy ich wyjściu z amfiteatru przez znak Krzyża czyniony na czole. Wydaje się jednak, ze znak Krzyża miał niekiedy inny sens, związany z grecką literą Tau („T”). Ezechiel prorokował, że Tau będzie oznaczał na czole tych, którzy zostaną przyjęci przez Mesjasza. Hebrajskie Tau- przedstawione przez + lub x- odpowiada greckiej literze Omega i odnosi się do Boga. Chodzi o pieczęć wspomnianą w Apokalipsie, znak wyróżniający wybranych (Ap 7,3). Jest rzeczą pewną, iż znak krzyża, jakim znaczyli się pierwsi chrześcijanie, oznaczał dla nich imię Pańskie, to znaczy Słowo i że, zostali Jemu poświeceni. Noszenie tego znaku świadczy o przywiązaniu do Śmierci i Zmartwychwstania.”(M. Quenot Zmartwychwstanie i ikona).
„Według świadectw nauczycieli Kościoła II – V w. radość wiary młodych chrześcijan dopatrywała się śladów krzyża świętego także w przyrodzie i w najprzeróżniejszych przedmiotach. Rozpoznawano go w układzie czterech stron świata, w sylwetce lecącego ptaka, w postawie człowieka stojącego z rozpostartymi ramionami, w sylwetce statku z masztem i żaglami, w kształcie drabiny czy pługu znaczącymi bruzdami ziemię. Tym znakiem królewskim wierni uzbrajali się przeciw demonom, które drżąc uciekały przed nim, a także uświęcali nim najzwyczajniejsze czynności codziennego życia. Greccy Ojcowie widzieli w krzyżu symbol Chrystusa, który rozpostarty na drzewie Męki obejmuje cały wszechświat, jego wysokość, szerokość i długość, przenika go swoim Bóstwem i harmonijnie łączy w jedno.”
Mimo triumfu krzyża świętego w IV wieku Chryzostom w swoich licznych mowach, nie przezwyciężono jeszcze bynajmniej pełnej czci bojaźni przed przedstawieniem ukrzyżowanej postaci Chrystusa, bo zbyt żywa była jeszcze pamięć o doznanej przezeń hańbie śmierci krzyżowej, Do VI wieku pozostał więc krzyż tylko symbolem; nie umieszczano na nim ciała Zbawiciela. Na starochrześcijańskich sarkofagach, na których przedstawiano też sceny pasyjne obejmujące kilka postaci ludzkich, ukrzyżowanie było zastąpione przez tzw. Anastasis (wzniesienie, wystawienie, obudzenie, wskrzeszenie). Ten motyw, z którym się spotkamy będzie pojawiał wiele razy. To kombinacja wielu symboli, składa się na krzyż, nad którym wznosi się konstantyński monogram Chrystusa w wieńcu zwycięstwa dziobanym przez gołębie. U stóp krzyża, po jego prawej i lewej stronie, czuwają jak przy grobie Chrystusa dwaj rzymscy żołnierze. Znak hańby przybiera więc postać znaku zwycięstwa.
Zbaw, Panie, lud Twój i pobłogosław dziedzictwo Twoje, zwycięstwem prawowiernych nad przeciwnikami obdarzaj i przez Krzyż Twój ochraniaj społeczność Twoją (Troparion Święta Podwyższenia Krzyża ).
W V I VI w. Bardzo rozpowszechniły się gemmy w formie krzyży. Zawieszano je jako wota w bazylikach albo służyły jako krzyże do błogosławieństw i relikwiarze, jako krzyże procesyjne i ołtarzowe. W malarstwie ściennym i w sztuce mozaikowej zajmują miejsce centralne. Krzyże o różnych wielkościach i wykonane różną techniką, umieszczane na stopniach, na tronach, pod łukami triumfalnymi, wypuszczające pędy i kwiaty- mówią wszędzie o zwycięstwie, życiu i radości; są typami przemienionego Chrystusa. Prudencjusz opisując w poemacie malowidła ścienne jednego z Kościołów, mówi o scenie ukrzyżowania. Ukrzyżowania na plakietach z kości słoniowej, na cyprysowych drzwiach kościoła św. Sabiny w Rzymie.
Tam zaś, gdzie przedstawia się samego Chrystusa, najczęściej trzyma On w ręku krzyż w kształcie berła albo laski. Krzyż w kształcie berła trzyma zwłaszcza w scenach przedstawiających cuda przez Niego dokonane. W ten sposób podkreśla się ich charakter misteryjny to, co Zbawiciel uczynił w swoim życiu w sposób widzialny, dokonuje także w sposób niewidzialny w liturgii Kościoła.
Ta wizja krzyża nieustannie się zmienia idąc bardziej ku realistycznemu przedstawieniu Chrystusa cierpiącego, są to krzyże na których w punkcie złączenia dwóch desek znajduje się popiersie Zbawiciela, Baranek Boży lub okolona aureolą ręka Chrystusa. W VI wieku pojawiają się krzyże z przybitym do drzewa męki Ciałem Chrystusa, ale odzianym w tunikę i w zwycięskiej postawie. Także w epoce romańskiej ukrzyżowany Chrystus zachowuje postawę triumfującą, jest przedstawiony jako Król.
„Szczególny charakter mają celtyckie krzyże kamienne, które często spotyka się w Wielkiej Brytanii, a mianowicie w Irlandii i Szkocji. Na kontynencie są one nie znane, a jeśli się pojawiają, to w innej formie. Rozwinęły się one z prehistorycznych dolomenów; w czasach chrześcijańskich w tych nieforemnych kamieniach- pomnikach żłobiono najpierw tylko krzyż otoczony kołem, a potem spiralne ornamenty i litery. We wczesnym średniowieczu ustala się forma krzyża w swej dzisiejszej postaci. Bywa ona ozdobiona scenami biblijnymi, ornamentem wstęgowym, spiralami. Zbawiciel jest na krzyżu albo w glorii, przedstawiona raczej symbolicznie niż realistycznie.”
W X wieku przedstawienie krzyża jest już bardzo realistyczne, ten wymiar pasyjny ukazujący cierpiącego Syna Bożego staje się przedstawieniem wielkiego dramatu opuszczenia i cierpienia.
Krzyż widziany oczami chrześcijan Wschodu
„Wschód i Zachód chrześcijański różnią się między sobą odmiennym rozłożeniem akcentów, niejednokrotnie komplementarnych, w rozumieniu i przeżywaniu misterium Chrystusa. Zachód rozwijał zwłaszcza od średniowiecza, głęboki kult człowieczeństwa Chrystusa. Dokonało się to w dużej mierze pod wpływem bezpośredniego kontaktu z Ziemią Świętą (zwłaszcza od czasów wypraw krzyżowych) oraz rozwoju różnych form kultu okazywanego osobie Chrystusa. Tymczasem chrześcijański Wschód zazwyczaj nie zatrzymywał się w swej teologii i duchowości na cierpiącym człowieczeństwie Chrystusa. Dzięki właściwej sobie wrażliwości dogmatycznej szedł jeszcze dalej w kontemplacji Jego misterium, czcząc w milczeniu niewyrażalną tajemnicę „Boga, który wycierpiał mękę”. Dlatego dogmatyczna wizja męki i śmierci Chrystusa przeniknięta jest w tradycji wschodniej myślą o chwale, zwycięstwie i przetwarzającej mocy bóstwa, osobowo zjednoczonego z człowieczeństwem. Niewłaściwą rzeczą byłoby jednak przeciwstawienie Zachodu z jego kultem tajemnicy Krzyża Chrystusa wschodniej wrażliwości na Jego chwałę i zmartwychwstanie. Wystarczy wsłuchać się we wschodnie nabożeństwa w okresie Męki Pańskiej, kiedy to liturgia ukazuje Jezusa uniżonego i pokornego (…)Umysł ludzki z trudem przyjmuje, że transcendentny Bóg może być równocześnie Tym, który został ukrzyżowany i przeszedł przez mękę. Istnieją w ikonografii bizantyjskiej przejmujące wyobrażenia Jezusa (…)Bizantyjski Chrystus w stanie największego upokorzenia łagodnie promieniuje tajemnicą Przemienienia. Łacinnicy przebywający do w Bizancjum w XI wieku gorszyli się wręcz na widok ikony Chrystusa ukrzyżowanego z zamkniętymi oczyma i ze skłonioną głową. W tym czasie na Zachodzie przedstawiano Go na krzyżu jeszcze jako żywego, z głową podniesioną i otwartymi szeroko oczyma i ze skłoniona głową, chcąc podkreślić Jego Boską moc. Jednak kilka wieków później, wraz z rozpowszechnieniem się koncepcji odkupienia i zadośćuczynienia rozwiniętej przez św. Anzelma z Cantenbury, na Zachodzie zaczęto podkreślać przede wszystkim cierpienie i mękę człowieczeństwa Chrystusa.” (W.Hryniewicz Kościół jest jeden ).
Bizantyjski Krzyż
„Przedstawiony Chrystus jest obnażony, jedynie w białej przepasce (perizonium) obejmującej biodra. Ciało przegięte w prawo, głowa pochylona i zamknięte oczy wskazują na śmierć Ukrzyżowanego. Jednak Jego twarz, skierowana w stroną Marii, zachowała wyraz majestatu w cierpieniu, wyraz, który pozwala myśleć o zaśnięciu. Oznacza to, że ciało Bogaczłowieka pozostało w śmierci niezniszczalnym: Życie zasnęło i otchłań drży z przerażenia.( Oficjum bizantyjskie Wielkiej Soboty).
Zwycięstwo nad śmiercią i otchłanią symbolizuje otwierająca się jama u stóp krzyża, pod szczytem kamienistej Golgoty, skała pęknięta w momencie śmierci Chrystusa i pozwalająca dostrzec trupią czaszkę. Jest to czaszka Adama, który według wierzenia niektórych, jak mówi św. Jan Złotousty, był pochowany pod Golgotą-miejscem Trupiej Czaszki.(J 19,17). Jeżeli tradycja ikonograficzna zaadaptowała ten szczegół, zaczerpnięty ze źródeł apokryficznych, to w celu wyjaśnienia sensu dogmatycznego ikony Ukrzyżowania: odkupienie pierwszego Adama przez Krew Chrystusa, Nowego Adama- Boga, który stał się człowiekiem, aby zbawić rodzaj ludzki.
Krzyż ma trzy poprzeczki- formę, która odpowiada bardzo starej tradycji, zachowanej jako autentyczna na Wschodzi i Zachodzie. Górna porzeczka odpowiada tablicy z napisem głoszącym winę skazańca. Dolna jest odpowiednikiem suppedaneum, na którym spoczywały nogi Chrystusa, przebite dwoma gwoźdźmi. Poprzeczka ta na greckich ikonach jest horyzontalna, natomiast na rosyjskich jest najczęściej pochyła. To pochylenie przechodzące od prawej strony Chrystusa ku lewej zawiera pewien sens symboliczny- oto sąd: usprawiedliwienie dobrego łotra i potępienie złego. Tło architektoniczne za krzyżem przedstawia mury Jerozolimy. Tło to jest już umieszczone na scenie Ukrzyżowania z drzwi kościoła św. Sabiny (VIw.). Szczegół ten nie tylko odpowiada prawdzie historycznej, ale równocześnie wyciska pewien duchowy nakaz: jak Chrystus wyszedł poza Jerozolimę, tak również chrześcijanie powinni naśladować Go i wyjść poza mury, niosąc Jego hańbę (…). Górna część krzyża wraz z rozciągniętymi ramionami Chrystusa wznosi się ponad murem na tle nieba. Ukrzyżowanie na miejscu odkrytym oznacza kosmiczne znaczenie śmierci Chrystusa, który oczyścił powietrze i uwolnił wszechświat od władzy demonów.”( W. Łosski Krzyż – artykuł umieszczony NOVUM 1-2/1981).
Na ikonie przedstawione są również postacie zgodnie przekazem Ewangelii. Maryja zajmuje miejsce po prawej stronie Chrystusa, archetyp kobiecości, obraz doskonałej kobiecości (Kościół obmyty Krwią Baranka). Jej oblicze wyraża ludzkie emocje, widząc cierpienie i agonię Syna, wyciągając ku Niemu swa rękę, to postawa zatrzymania w kontemplacji zbawczego wydarzenia, do którego każdy chrześcijanin w osobie Matki jest zaproszony. Widzimy również św. Jana, stoi opanowany choć rodziera go cierpienie wewnętrzne patrząc na ukochanego Mistrza. Jan to ten który spoczywał na piersi Jezusa w czasie wieczerzy paschalnej- jest symbolem wielkiej mistyki Kościoła Wschodniego, który w swojej teologii pragnie zgłębiać misterium spoczywając na piersi Zbawiciela. „A ból i udręczenie są widziane z punktu widzenia Zmartwychwstania- dlatego też ciało spoczywa na ramionach krzyża spokojnie i dostojnie. Tragedia nie jest tu pominięta- krzyż pozostaje krzyżem- a jednak nie do niego należy ostatni głos na temat ludzkiego ciała. Ikona Ukrzyżowania jest oknem nadziei. Jest nauką, jak spoglądać na ludzkie ciało i jak je przedstawiać. Tendencja ta w mniejszej lub bardziej udanej realizacji – przenika wszystkie ikony i to ona między innymi stanowi o ich przyciągającej mocy i pięknie.”(M. Bielawski Blask Ikon ).
„Dający życie Krzyż jest jedyną odpowiedzią na ateistyczny proces królowania zła. Można tutaj odnieść do Boga najbardziej paradoksalne pojęcie, pojecie słabości, która oznacza zbawienie przez dobrowolną miłość: Bóg pojawia się i wyznaje swoją miłość i błaga, żeby Mu ją odwzajemnić (…) odepchnięty, czeka przed drzwiami (…) Za całe dobro, które nam wyświadczył, prosi w zamian tylko o naszą miłość; w zamian za nasza miłość umoży wszystkie nasze długi”. Wobec cierpienia, wobec wszelkiej formy zła jedyna odpowiednią wydaje się odpowiedź, że „Bóg jest słaby” i że może tylko cierpieć razem z nami. Słaby na pewno nie w swojej wszechmocy, lecz w swej ukrzyżowanej Miłości…”(P. Evdokimov Sztuka ikony. Teologia Piękna).
Boże, któryś przyszedł przy końcu czasów, ażeby nas zbawić, któryś wygnał Adama z raju o wieczorze dnia i przywrócił go do dziedzictwa również u schyłku dnia, przez Twe ukrzyżowanie zmiłuj się nade mną teraz, gdy koniec mojego życia nadchodzi i kiedy ogarnia mnie zmrok.
(św. Makary Egipcjanin – Modlitwa wieczorna)
Subskrybuj:
Posty (Atom)