Jeżeli miałbym pisać o
świetlistości koloru w sztuce to na pewno wskazałbym na ikony w których
dokonuje się nieustanne „odczucie boskości.” W Enneadach u Plotyna czytamy: „Pojedyncze jest również piękno barwy,
sprawione przez kształt i ujarzmione w mroku materii, przez obecność
niecielesnego światła, które jest i wątkiem rozumnym i ideą.” Gdybym
przemierzał tropy malarstwa i poszukiwał jakiego zbiegu z ikoną (siła barwy) to
na pewno wskazałbym twórczość Marka Rothko (1903-1970) amerykańskiego artysty
samouka, oczytanego w literaturze i teologii myśliciela oraz „mistyka
abstrakcji”- świadomie separującego malarstwo od figuracji i postrzegania
świata takim jakim jest na pierwszy rzut oka. Jego sztukę spowija pewna zasłona
tajemnicy- niedopowiedzenia- zakamuflowanego horyzontu z którego może wychylić się
myśl o Absolucie. Kiedy spoglądam z podziwem na jego dzieła to przekonuje się,
że kolor może być eteryczny i uwodzący zmysły- przenika wgłęb duszy niczym
powietrze którym oddychamy; jest w tym coś duchowego. „Sztuka zmierza do
absolutu, lecz wychodzi z pustki, jej poryw nie zabiera ze sobą nic z tego
świata, żadnego kawałeczka ciała”- pisał pewien rosyjski myśliciel. Wielkie Płótna
Rothki oddziałujące tylko i wyłącznie siłą koloru -„ponadczasowością plam
barwnych.” Na niemal monochromatyczne płaszczyzny tła nakładał linie i pasy poszarpanych
cieniowanych barw, zmierzając za pomocą świetlistości koloru „niemal do
teofanii, do boskiego objawienia za pośrednictwem światła.”Sam artysta odżegnywał
się od tego, aby uważać jego dzieła jako abstrakcyjne korelacje koloru i formy.
„Nie wierzę- pisał artysta- że kiedykolwiek istniała kwestia abstrakcji lub
reprezentacji. To naprawdę kwestia zakończenia tej ciszy i samotności,
oddychania i wyciągania rąk, a transcendentne doświadczenia stały się możliwe.”
U niego kolor zaprasza widza do wejścia w świat transcendentny. „Malować –
mówił Mallarme- nie rzecz, lecz efekt, który ta rzecz wywołuje.” Obcowanie z
czystym kolorem jest jak wchodzenie w snop światła. Brenske twierdził, że
Rothko traktował światło w kategoriach metafizycznych, mieszanie tonów
chłodnych i ciepłych, których celem było wciągnięcie obserwatora w głąb
przestrzeni malarskiej zamkniętej w prostokątnych barwnych polach. Owe pola
przypominały bezsprzecznie pasową kompozycję ikon. Kreuje on świat, do którego wchodzi
się przez doświadczenie delikatnie położonej barwy wywołującej w pierwszym
kontakcie odczucie szczęścia. W przekonaniu Petera Selza obrazy Rothki „naprawdę
wydają się domagać jakiegoś osobnego miejsca, rodzaju sanktuarium, gdzie
mogłyby pełnić funkcję, która jest w istocie sakramentalna.” Myślę, że jego
płótna opowiadają o pewnej „teologicznej egzystencji”- poszukiwaniu horyzontu
wieczności przy jednoczesnej i trudnej szamotaninie z życiem. Jest w tych
dziełach coś z „pustyni” którą trzeba przemierzyć aby ostatecznie dojść do
upragnionego celu- „nowego nieba i nowej ziemi.”