środa, 8 maja 2019


O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie. I w kościele, i w sklepiku i w pysznej komnacie. W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci. I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci. Która perły masz od królów, złoto od rycerzy. W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy... (Jan Lechoń)

Chciałbym zająć moje skromne stanowisko w kontekście dokonanej profanacji na wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej. Być może zostanę odebrany w roli chrześcijańskiego epigona mocującego się z nowoczesną „kulturą” - w której wszystko wolno lub wszystko przystoi. Publikacja wizerunku ikony Madonny z nimbem w kolorach tęczy- liberalno-genderowej rewolucji seksualnej jest jakimś poważnym tąpnięciem którego nie sposób pominąć, przemilczeć, czy udawać- że to tylko jakieś tam prowokacyjne działanie performatywne o humorystyczno-satyrycznym zabarwieniu ideowym. Jest to wypadkowa tego co dzieje się z Europą, nieustanne osłabienia się w człowieku związku z boskością; wygnaniu przeżyć religijnych ze świata sztuki-wydestylowanie języka sacrum. Tego typu działanie jest moim zdaniem celowe i wymaga od ludzi Kościoła i kultury jednoznacznej reakcji. Nie można tego działania porównać do zabiegu jaki dokonał Duchamp, domalowując wąsy Mona Lisie Leonarda. To jest inna płaszczyzna dyskursu i artystycznej inwencji. Ktoś próbuje wejść w sferę sacrum, aby zasypać ją błotem i zbanalizować. Światem szarpią nowe demony; ubrane w kostium tolerancji i fałszywie interpretowanej  wolności- przykrywające grzech ironicznym i maskaradowym uśmiechem. „Sytuacja chrześcijaństwa wobec szalejących żywiołów świata jest tragiczna”- pisał profetycznie wiele lat temu M. Bierdiajew. Taka instrumentalizacja sfery sacrum jest niedopuszczalna. Wyobraźmy sobie podobiznę Mahometa na kolorowym sztandarze LGBT ? Aż ciarki przechodzą po plecach w jaki sposób zareagowałyby środowiska muzułmańskie i  jaki cień lęku położyłby się na tych, którzy by się tak prześmiewczej profanacji dopuścili.  Przysłuchuję się wielu dyskusjom w mediach na ten temat i rośnie we mnie przekonanie, że wielu dziennikarzy, publicystów i polityków, nie rozumie w jaki sposób chrześcijaństwo postrzega rolę obrazu- jego teologicznego znaczenia i sensu. Ikona w powszechnym rozumieniu teologii jest czymś więcej niż próbą tylko i wyłącznie wizualizacji wiary- ukazania osoby świętej; jest tu o wiele głębsza płaszczyzna- quasi sakramentalna. Mówimy tu o teologii obecności „w której cześć oddawana wizerunkowi przechodzi na jego pierwowzór.” W sztuce chrześcijańskiej ikona nigdy nie ulega jakiemuś procesowi rozkładu, manipulacji, interwencji- zawsze jest odzwierciedleniem świata przemienionego do którego ma dostęp- przez percepcję- grzeszny człowiek. „Co księga przekazuje nam w słowach, ikona obwieszcza przy pomocy farb i uobecnia.” Ikona w tym przypadku wyraża obecność Maryi i prawdy o jej błogosławionym macierzyństwie- Misterium Wcielenia ! Przenika tu ewangeliczna i gorzka prawda, że radość wypełniająca Jej serce, pod którym rozwijało się Życie, była od początku zagrożona. To prawda, że ikona jest jedynie drewnianą deską na której artysta wypisuje przedstawienie, ale to utrwalenie za pomocą kolorów -twarzy ma już wymiar teologiczny, modlitewny, dialogiczny i epifaniczny. Głębia przeżywanej wiary zostaje przełożona na dzieło materialnej kultury z całym spektrum namacalności i identyfikacji z osobą zobrazowaną. „Ikona poprzez sztukę powściągliwie przemieniającą, stawia przed nami osobową obecność Chrystusa (Jego Matki), stającą się jakby sakramentem Boskiego Piękna. Ta obecność zaprasza nas do komunii. Ikona przypomina że chrześcijaństwo jest religią twarzy”- pisał O. Clement. W żaden sposób nie można uzasadnić synergii wizerunku Madonny z tęczowym nimbem, ponieważ niweluje się w ten sposób sakralny i dialogiczno-epifaniczny charakter tego dzieła. Jest to działanie bulwersujące i dotykające wewnętrznie ludzi wierzących dla których wizerunek Częstochowskiej Madonny, nie jest jedynie jakimś tam elementem dewocji, ale przestrzenią spotkania i wiarygodnie doświadczanej świętości; obfitego życia wiary. W historii wizerunek Czarnej Madonny przechodził wiele razy drogę próby i męczeństwa wraz z uciemiężonym narodem. Być może przyzwyczailiśmy się do widoku „poranionego obrazu”- w którym zawierają się wszystkie ludzkie dramatyczne historie. „Można niemal usłyszeć krzyki niezliczonych dusz, jakie rozlegały się przed tą ikoną od tylu wieków. Oczy Matki bez przerwy towarzyszą losowi każdego człowieka i nic nie może zatrzymać porywu Jej matczynego serca” (P. Evdokimov). Pamiątka i symbol cierpiącej Ojczyzny, którą Matka trzyma na swoich kolanach przytulając w chwilach próby i niepewności. Poeta ksiądz Jan Twardowski napisał, że Matka Boska Częstochowska „jest dlatego cudowna, że kiedy patrzymy na Nią, przypomina się Polska.” Ten klejnot naszej kultury utrwalił się na w poezji i prozie, haftowany na sztandarach, grawerowany na ryngrafach husarskich, reprodukowany w fotografiach i oleodrukach zajmował poczesne miejsce w domach najbiedniejszych, kierujących swe modlitwy ku najpiękniejszej z kobiet- Oblubienicy Boga. Jan Długosz w Liber beneficiorum powtarzał za Anonimem z XV wieku, że na obrazie jasnogórskim „jest przedstawiona najdostojniejsza Królowa świata i nasza.” Bizantyjska Hodegetria „Ta, która wskazuje drogę” wybierając polską ziemię, stała się Matką wszystkich ludzi; podzielonych przez wieki chrześcijan i tych, którzy patrząc w Jej twarz odkrywali błogosławioną czułość każdej z matek tej ziemi. Nie wolno zmieniać statusu tego dzieła i wciągać go w ideologiczne wojny.