O
Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie. I w kościele, i w sklepiku i w
pysznej komnacie. W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci. I przed którą
dniem i nocą wciąż się światło świeci. Która perły masz od królów, złoto od
rycerzy. W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy... (Jan Lechoń)
Chciałbym zająć moje
skromne stanowisko w kontekście dokonanej profanacji na wizerunku Matki Boskiej
Częstochowskiej. Być może zostanę odebrany w roli chrześcijańskiego epigona
mocującego się z nowoczesną „kulturą” - w której wszystko wolno lub wszystko
przystoi. Publikacja wizerunku ikony Madonny z nimbem w kolorach tęczy- liberalno-genderowej
rewolucji seksualnej jest jakimś poważnym tąpnięciem którego nie sposób
pominąć, przemilczeć, czy udawać- że to tylko jakieś tam prowokacyjne działanie
performatywne o humorystyczno-satyrycznym zabarwieniu ideowym. Jest to
wypadkowa tego co dzieje się z Europą, nieustanne osłabienia się w człowieku
związku z boskością; wygnaniu przeżyć religijnych ze świata
sztuki-wydestylowanie języka sacrum. Tego typu działanie jest moim zdaniem
celowe i wymaga od ludzi Kościoła i kultury jednoznacznej reakcji. Nie można
tego działania porównać do zabiegu jaki dokonał Duchamp, domalowując wąsy Mona
Lisie Leonarda. To jest inna płaszczyzna dyskursu i artystycznej inwencji. Ktoś
próbuje wejść w sferę sacrum, aby zasypać ją błotem i zbanalizować. Światem
szarpią nowe demony; ubrane w kostium tolerancji i fałszywie interpretowanej wolności- przykrywające grzech
ironicznym i maskaradowym uśmiechem. „Sytuacja chrześcijaństwa wobec szalejących
żywiołów świata jest tragiczna”- pisał profetycznie wiele lat temu M.
Bierdiajew. Taka instrumentalizacja sfery sacrum jest niedopuszczalna. Wyobraźmy
sobie podobiznę Mahometa na kolorowym sztandarze LGBT ? Aż ciarki przechodzą po
plecach w jaki sposób zareagowałyby środowiska muzułmańskie i jaki cień lęku położyłby się na tych, którzy
by się tak prześmiewczej profanacji dopuścili. Przysłuchuję się wielu dyskusjom w mediach na
ten temat i rośnie we mnie przekonanie, że wielu dziennikarzy, publicystów i
polityków, nie rozumie w jaki sposób chrześcijaństwo postrzega rolę obrazu-
jego teologicznego znaczenia i sensu. Ikona w powszechnym rozumieniu teologii
jest czymś więcej niż próbą tylko i wyłącznie wizualizacji wiary- ukazania
osoby świętej; jest tu o wiele głębsza płaszczyzna- quasi sakramentalna. Mówimy
tu o teologii obecności „w której cześć oddawana wizerunkowi przechodzi na jego
pierwowzór.” W sztuce chrześcijańskiej ikona nigdy nie ulega jakiemuś procesowi
rozkładu, manipulacji, interwencji- zawsze jest odzwierciedleniem świata
przemienionego do którego ma dostęp- przez percepcję- grzeszny człowiek. „Co
księga przekazuje nam w słowach, ikona obwieszcza przy pomocy farb i uobecnia.”
Ikona w tym przypadku wyraża obecność Maryi i prawdy o jej błogosławionym
macierzyństwie- Misterium Wcielenia ! Przenika tu ewangeliczna i gorzka prawda,
że radość wypełniająca Jej serce, pod którym rozwijało się Życie, była od
początku zagrożona. To prawda, że ikona jest jedynie drewnianą deską na której
artysta wypisuje przedstawienie, ale to utrwalenie za pomocą kolorów -twarzy ma
już wymiar teologiczny, modlitewny, dialogiczny i epifaniczny. Głębia
przeżywanej wiary zostaje przełożona na dzieło materialnej kultury z całym
spektrum namacalności i identyfikacji z osobą zobrazowaną. „Ikona poprzez sztukę
powściągliwie przemieniającą, stawia przed nami osobową obecność Chrystusa
(Jego Matki), stającą się jakby sakramentem Boskiego Piękna. Ta obecność
zaprasza nas do komunii. Ikona przypomina że chrześcijaństwo jest religią
twarzy”- pisał O. Clement. W żaden sposób nie można uzasadnić synergii wizerunku
Madonny z tęczowym nimbem, ponieważ niweluje się w ten sposób sakralny i
dialogiczno-epifaniczny charakter tego dzieła. Jest to działanie bulwersujące i
dotykające wewnętrznie ludzi wierzących dla których wizerunek Częstochowskiej Madonny,
nie jest jedynie jakimś tam elementem dewocji, ale przestrzenią spotkania i
wiarygodnie doświadczanej świętości; obfitego życia wiary. W historii wizerunek
Czarnej Madonny przechodził wiele razy drogę próby i męczeństwa wraz z uciemiężonym
narodem. Być może przyzwyczailiśmy się do widoku „poranionego obrazu”- w którym
zawierają się wszystkie ludzkie dramatyczne historie. „Można niemal usłyszeć
krzyki niezliczonych dusz, jakie rozlegały się przed tą ikoną od tylu wieków.
Oczy Matki bez przerwy towarzyszą losowi każdego człowieka i nic nie może
zatrzymać porywu Jej matczynego serca” (P. Evdokimov). Pamiątka i symbol
cierpiącej Ojczyzny, którą Matka trzyma na swoich kolanach przytulając w
chwilach próby i niepewności. Poeta ksiądz Jan Twardowski napisał, że Matka
Boska Częstochowska „jest dlatego cudowna, że kiedy patrzymy na Nią, przypomina
się Polska.” Ten klejnot naszej kultury utrwalił się na w poezji i prozie,
haftowany na sztandarach, grawerowany na ryngrafach husarskich, reprodukowany w
fotografiach i oleodrukach zajmował poczesne miejsce w domach najbiedniejszych,
kierujących swe modlitwy ku najpiękniejszej z kobiet- Oblubienicy Boga. Jan
Długosz w Liber beneficiorum powtarzał
za Anonimem z XV wieku, że na obrazie jasnogórskim „jest przedstawiona najdostojniejsza
Królowa świata i nasza.” Bizantyjska Hodegetria „Ta, która wskazuje drogę” wybierając
polską ziemię, stała się Matką wszystkich ludzi; podzielonych przez wieki
chrześcijan i tych, którzy patrząc w Jej twarz odkrywali błogosławioną czułość
każdej z matek tej ziemi. Nie wolno zmieniać statusu tego dzieła i wciągać go w ideologiczne
wojny.