Jerycho- miejscowość powszechnie znana i ciesząca się dużym zainteresowaniem
tych, którzy szukali rozmaitej rozrywki. Miejsce w którym można było zaspokoić różne
pragnienia- szczególnie te grzeszne- nieczyste. Ściągali tam ludzie o wątpliwej
reputacji, przedstawiciele politycznego establishmentu, bogate towarzystwo pławiące
się w luksusach i uciechach cielesnych. Chrystus wchodzi do miasta grzechu, a
scena ta zostaje drobiazgowo opisana przez ewangelistę. Mógł przemilczeć-
wykadrować ze świętego tekstu tak uchodzącą za niestosowną dla ortodoksyjnych
Żydów sytuację. Jednak w metropolii rozpusty, rozwiązłości, pogardy dla
przyzwoitego życia, Bóg znajduje w tłumie twarz, spojrzenie i mętne życie
celnika. Znajduje dom w który można wnieść przebaczającą miłość. Postacią na
której zatrzymuje się nasza uwaga to Zacheusz. Na fali ciekawości tłumu
biegnie, pragnie zobaczyć człowieka o którym liczne opowiadania dotarły na
długo przed wkroczeniem do miasta. Cudotwórca, uzdrowiciel, prorok, dobroczyńca
rozmnażający chleby, wyjątkowy człowiek. Ciekawość jest tak silna od
sceptycyzmu, obojętności i pogardy dla świętości. W oczach ludzi Zacheusz
uchodzi za człowieka skompromitowanego- lokalnego konfidenta- celnika i
dorobkiewicza żyjącego dostatnio na krzywdzie innych. Lojalny współpracownik
okupantów rzymskich: bezwzględny, wyrachowany i cyniczny człowieczek opływający
w luksusach. Karykaturalny i zakompleksiony karzeł, rekompensujący własne
kompleksy kosztem innych. Najprawdopodobniej był niskiego wzrostu, dlatego
wdrapał się na sykomorę. To symboliczna scena. Sykomora to drzewo
przypominające figowca, jego korzenie wychodzą na zewnątrz i pną się w kierunku
pnia. On też musi „wyjść na zewnątrz”- odsłonić się, wychylić, dać się
zauważyć. Ewangelista fantastycznie buduje napięcie tego spotkania. Widzimy
człowieka zawieszonego na gałęzi i wybałuszającego oczy; musiał być śmiesznym w
oczach podnoszących w górę oczy gapiów. Jezus przechodząc spojrzał w górę i
ujrzał dyrektora komory celnej. Zobaczył małego, wątłego i wzbudzającego
politowanie człowieka. Spojrzenie Boga zatrzymało się na nim. Święty i
grzesznik. Miłosierdzie i ludzka nędza. Chrystus przerywa widowisko i wprasza
się do domu poborcy na kolację. Chce nawiedzić do człowieka nieczystego i
napełnić światłością jego duszę. Nie ma tu żadnego moralizowania, tylko spokój
i życzliwość. Dom grzesznika stanie się Kościołem ! Dom złodzieja stanie się
przedsionkiem Królestwa. „Miłość bezwarunkowa jest szaleństwem”- pisała S.
Weil. Czyż Bóg nie jest szalony w swojej miłości ? Potrafi odkryć człowieczy
głód i rozniecić Ogień który wypali wnętrze z grzechów. Wystarczył jeden krok,
jedno spojrzenie i taka metamorfoza. Po chwili widzimy Zacheusza jako człowieka
w pełni wolnego, potrafiącego od przypływu miłości rozdać wszystko co, posiada.
Staje się rozrzutnym w miłości. Odkrywa prawdę o sobie. Wdzięczność z
otrzymanego przebaczenia, staje się źródłem głębokiej wiary. „Bez istnienia
grzesznika nie moglibyśmy pojąć miłości Chrystusa ani zmierzyć jej głębi- pisał
Matta el-Maskine- Chrystus zstąpił z chwały swego królestwa, aby szukać tych,
którzy ugrzęźli w błocie, których dosięgnął bezmiar biedy, rozpaczy, ciemności.
To w nich objawia się potęga Jego czynów i moc Bóstwa, gdy Jego ukrzyżowana
miłość powstaje, by ich podnieść z błota, z gnoju, i pokropić ich, obmyć swoją
krwią ich zbrukane ciała. To w nich zostaje wysławiona dobroć Boga.” Myślę, że
każdy człowiek ma swoją sykomorę na której wypatruje z nadzieją Boga. Tęskni za
przebaczającym spojrzeniem Miłości !