sobota, 3 sierpnia 2019


Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu  (Łk 19,1-10).

Jerycho- miejscowość powszechnie znana i ciesząca się dużym zainteresowaniem tych, którzy szukali rozmaitej rozrywki. Miejsce w którym można było zaspokoić różne pragnienia- szczególnie te grzeszne- nieczyste. Ściągali tam ludzie o wątpliwej reputacji, przedstawiciele politycznego establishmentu, bogate towarzystwo pławiące się w luksusach i uciechach cielesnych. Chrystus wchodzi do miasta grzechu, a scena ta zostaje drobiazgowo opisana przez ewangelistę. Mógł przemilczeć- wykadrować ze świętego tekstu tak uchodzącą za niestosowną dla ortodoksyjnych Żydów sytuację. Jednak w metropolii rozpusty, rozwiązłości, pogardy dla przyzwoitego życia, Bóg znajduje w tłumie twarz, spojrzenie i mętne życie celnika. Znajduje dom w który można wnieść przebaczającą miłość. Postacią na której zatrzymuje się nasza uwaga to Zacheusz. Na fali ciekawości tłumu biegnie, pragnie zobaczyć człowieka o którym liczne opowiadania dotarły na długo przed wkroczeniem do miasta. Cudotwórca, uzdrowiciel, prorok, dobroczyńca rozmnażający chleby, wyjątkowy człowiek. Ciekawość jest tak silna od sceptycyzmu, obojętności i pogardy dla świętości. W oczach ludzi Zacheusz uchodzi za człowieka skompromitowanego- lokalnego konfidenta- celnika i dorobkiewicza żyjącego dostatnio na krzywdzie innych. Lojalny współpracownik okupantów rzymskich: bezwzględny, wyrachowany i cyniczny człowieczek opływający w luksusach. Karykaturalny i zakompleksiony karzeł, rekompensujący własne kompleksy kosztem innych. Najprawdopodobniej był niskiego wzrostu, dlatego wdrapał się na sykomorę. To symboliczna scena. Sykomora to drzewo przypominające figowca, jego korzenie wychodzą na zewnątrz i pną się w kierunku pnia. On też musi „wyjść na zewnątrz”- odsłonić się, wychylić, dać się zauważyć. Ewangelista fantastycznie buduje napięcie tego spotkania. Widzimy człowieka zawieszonego na gałęzi i wybałuszającego oczy; musiał być śmiesznym w oczach podnoszących w górę oczy gapiów. Jezus przechodząc spojrzał w górę i ujrzał dyrektora komory celnej. Zobaczył małego, wątłego i wzbudzającego politowanie człowieka. Spojrzenie Boga zatrzymało się na nim. Święty i grzesznik. Miłosierdzie i ludzka nędza. Chrystus przerywa widowisko i wprasza się do domu poborcy na kolację. Chce nawiedzić do człowieka nieczystego i napełnić światłością jego duszę. Nie ma tu żadnego moralizowania, tylko spokój i życzliwość. Dom grzesznika stanie się Kościołem ! Dom złodzieja stanie się przedsionkiem Królestwa. „Miłość bezwarunkowa jest szaleństwem”- pisała S. Weil. Czyż Bóg nie jest szalony w swojej miłości ? Potrafi odkryć człowieczy głód i rozniecić Ogień który wypali wnętrze z grzechów. Wystarczył jeden krok, jedno spojrzenie i taka metamorfoza. Po chwili widzimy Zacheusza jako człowieka w pełni wolnego, potrafiącego od przypływu miłości rozdać wszystko co, posiada. Staje się rozrzutnym w miłości. Odkrywa prawdę o sobie. Wdzięczność z otrzymanego przebaczenia, staje się źródłem głębokiej wiary. „Bez istnienia grzesznika nie moglibyśmy pojąć miłości Chrystusa ani zmierzyć jej głębi- pisał Matta el-Maskine- Chrystus zstąpił z chwały swego królestwa, aby szukać tych, którzy ugrzęźli w błocie, których dosięgnął bezmiar biedy, rozpaczy, ciemności. To w nich objawia się potęga Jego czynów i moc Bóstwa, gdy Jego ukrzyżowana miłość powstaje, by ich podnieść z błota, z gnoju, i pokropić ich, obmyć swoją krwią ich zbrukane ciała. To w nich zostaje wysławiona dobroć Boga.” Myślę, że każdy człowiek ma swoją sykomorę na której wypatruje z nadzieją Boga. Tęskni za przebaczającym spojrzeniem Miłości !