sobota, 11 czerwca 2022

Niewielu teologów potrafi zdobyć się na odwagę pisania o rzeczywistości bezpośrednio doświadczanej w kategoriach apokaliptycznych. „Najpłodniejsze wydarzenia rodzą się w nas długo, zanim dostrzeże je dusza”(G. D’ Annunzio). Skrycie marzę o świecie doskonałym, wolnym od kłamstwa, przemocy, rozpadu, nie stojącym nad przepaścią samozagłady; choć prawda zbyt prostych i szczerych uogólnień jest aż nazbyt skomplikowana i odległa od faktycznego stanu rzeczy. „W teraźniejszości zawarte są wszelkie przesłanki nieodwracalnej katastrofy mogącej wydarzyć się w niedalekiej przyszłości- pisał profetycznie A. Tarkovski- zdajemy sobie z tego sprawę, lecz nie potrafimy temu zapobiec.” Pomiędzy człowiekiem a światem wytwarza się swoiście rozumiane napięcie- drganie, które odczuwalność wydziera przestrzenie pustki- próbując tak dobrze oswojone horyzonty życia, nasycić strachem, cierpieniem i śmiercią. Eco w swoich diagnozach współczesności dostrzegł, że „narodził się nowy rodzaj niepohamowanego indywidualizmu; nikt już nie jest towarzyszem drogi dla innych, ale wrogiem, przed którym należy się chronić.” Z zatrwożeniem myślę o zdaniu Camusa: „jedyne wartości jakie panują nad światem to te, które rządzą światem zwierzęcym- gwałt i chytrość.” Wyrazem przepastnej naiwności jest świadomość, że coś złego dzieję się gdzieś tam, daleko od nas i możemy spać spokojnie. Za chwilę rozpoczną się wakacje, w promieniu słońca roztopią się uporczywe myśli- zapomnienie o wojnie której przebieg stał się pojemny w granicach milczącej oswajalności. Dopóki siadamy w wygodnym fotelu to temperatura bezpieczeństwa utrzymuje się w dostosowanej do progu tolerancji amplitudzie. Po czasie pandemicznej hibernacji w przestrzeni publicznej pojawili się na ulicy miasta Świadkowie Jehowy- siewcy kąkolu. Na jednym z propagandowych wózeczków widniał napis: „Kiedy nastanie pokój ?” Z pewnością „badacze” natchnionego Słowa znają odpowiedź na to udręczające umysł pytanie, lecz ja z prześmiewczym uśmiechem, abstrahuję od zbyt łatwego ferowania pewnikami, a na pewno próbą udzielania jakiejkolwiek odpowiedzi. Zajmując fragment chodnika można jedynie dostrzec ludzki pośpiech i usłyszeć jęk zadyszanego w pośpiechu miasta. Największym niebezpieczeństwem nowoczesnego człowieka jest przeświadczenie, że nieszczęścia są udziałem tych innych- anonimowych nieszczęśników którym los zwyczajnie płata figle lub na których- co boleśnie niesprawiedliwe ( i powinno być obce chrześcijańskiej pedagogii nadziei) spada jakaś z góry zesłana kara. Spekulacje teodycei okazują się bardziej drażniące i niebezpieczne niż krzykliwy ateizm, wyrażony małpimi grymasami ludzi źle życzących chrześcijaństwu. „Spróbujcie ukrzyżować Słońce. A przekonacie się kto jest Bogiem”(W. Rozanow).Wobec okropności wojny i zwyrodniałych ludzkich postaw, racjonalna teologia wchodzi w depresję z której nie łatwą ją wyprowadzić za pomocą świętości ledwie dostrzegalnej dla zmęczonego oka; tlącej się w sercach prawie niezauważalnych mistyków. „Demon ukazał się starcowi, mówiąc: „Ja jestem Chrystus.” Na ten widok mnich zamknął oczy. Demon powtórzył: „Jestem Chrystusem, dlaczego zamykasz oczy ?” Starzec odparł: „Nie chcę oglądać Chrystusa tutaj, na ziemi, lecz w innym życiu.” Po tych słowach diabeł zniknął”- czytam w Apoftegmatacie Ojców Pustyni. Powolnej wędrówce w zrozumieniu najgłębszego sensu naszego życia, pojawia się przebłysk pogodnego przeświadczenia, że ostatecznie koniec będzie lepszy niż początek. Szczęście zatriumfuje nad rozpaczą. Miłość rozleje się obficie i wypełni ludzkie otchłanie. „Tu milknie język ludzki- pisał M. Bierdiajew- Eschatologiczna perspektywa to nie tylko perspektywa nieprzewidywalnego końca świata, jest to również perspektywa każdej chwili życia. W każdej chwili życia trzeba kończyć ze starym światem i rozpoczynać świat nowy. W tym jest oddech Ducha. Eon kresu jest odsłonięciem Ducha.”