piątek, 3 czerwca 2022

Samotność, słowo które niczym strzała przepruwa serce człowieka nowoczesnego. Mimo licznych napięć nerwowych trapiących przechodniów życia, tym co najbardziej uwiera, to tęsknota za kimś innym- będącym w zasięgu słowa i wzroku. Nostalgia za zauważeniem i rozpaczliwym zwróceniem na siebie uwagi. To przeświadczenie w sposób szczególny towarzyszy ludziom młodym i starcom w których męczące hausty powietrza pobudzają nikłe okruchy pamięci. Naszą płyną rzeczywistość znamionuje kultura zapomnienia, sporadyczności, chwiejności i dostrzegania innych w kategoriach pewnego rodzaju użyteczności. Jest w tym jakaś trudna do zrozumienia pedagogia uprzedmiotowienia na chwilę. Nasze stulecie zajmuje się rozpatrywaniem nicości i dysocjacją uczuć. Człowiek tylko wyłącznie skupiony na sobie, wpada w pułapkę przeszywającej świadomość pustki. Antropologia zagubienia i unicestwienia życia, które aortą duszy, powinno przepływać pomiędzy osobami otwartymi na dar z siebie, a co tragiczne staje się zatorem lub co gorsze katastrofą. Dostojewski w Łagodnej pisze: „Ludzie są samotni na ziemi- w tym tragizm. Czy jest w polu żywy człowiek ?- woła heros. Wołam i ja- chociażem nie heros- i nikt się nie odzywa. Powiadają, że słońce żywi wszechświat. Wzejdzie słońce i – popatrzcie nań, czy to nie trup ? Wszystko martwe i wszędzie trupy, samotni tylko ludzie, a wokół nich milczenie- oto świat !” Pisarz ten emocjonalny marazm prowadzący ostatecznie do śmierci, zdiagnozował nadzwyczaj celnie. Indywidualizm i egoizm prowadzi do obumierania serca, ślepoty oczu i ostatecznej agonii w paraliżującym przeświadczeniu, że już nie można odwrócić tego stanu rzeczy. W tej sytuacji przytłaczjącej samotności może podnieść się rozpaczliwy krzyk pragnienia; przekroczenie śmierci ! Pojawia się iskra nadziei na ocalenie. Być może „otchłań serca zacznie ciążyć ku otchłani Boga”(Angelus Silesius), a tym samym eksploduje uśpioną i stłumioną w podziemiach- siłą człowieczeństwa. „Egzystuję, więc kocham” parafrazując Heideggera i doprowadzając tym samym do stanu powtórnych narodzin; uczłowieczenia, relacyjności i spotkania. „W świeżości pory wieczornej Bóg przychodzi, by rozmawiać z człowiekiem”- czytamy w Genesis (Rdz 3,8). Samotność zostaje przezwyciężona poza czasem i staje się miejscem zdjęcia masek, kamuflaży, zalegających w otchłani umysłu usprawiedliwień. Zaczyna się widzieć wszystko wzrokiem przeobrażonym, a krajobraz twarzy staje się świetlistym. Oblicze człowieka staje się „lustrem,” ale nie otaczającego świata, lecz zstąpienia miłości w sam środek bytu. Osamotniona istota uświadamia sobie prawdę o tym, że „gdybym nie miał miłości, byłbym niczym”(1 Kor 13,3). Cała dotychczasowa i udręczająca samotność, zmusza do wyjścia poza siebie- ku Misterium. Kamienne serce pęka, a Duch bierze w posiadanie człowieka. Chrześcijaństwo będzie w tym doświadczeniu postrzegało głębię wymiaru pentakostalnego- przebóstwienia. Cyryl Jerozolimski objaśnia ten stan rzeczy następująco: „Duch Święty maluje w nas obraz istoty boskiej nie jak malarz, nie tak, jakby sam był czymś innym niż ona; nie, nie w ten sposób czyni On nas podobnymi Bogu: On właśnie sam będąc Bogiem i od Boga pochodząc, niczym pieczęć wosku odciska się w sercu tych, którzy Go przyjmują.” To nawiedzenie i napełnienie zaciera kontury samotności i eksploduje siłą miłości. Człowiek zaczyna czuć w sobie życie świata i innych, a to już początek Epifanii !