Doznałem
zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos jakby trąby
mówiącej: „Co widzisz w księdze napisz…”(Ap 1, 10). W
czasie mojego kilkudniowego pobytu na Ukrainie, kiedy wertowałem Biblię natrafiłem
na słowa z Apokalipsy świętego Jana. Rozmyślałem nad rzeczywistością jakże
odmienną od tej w której dane jest nam normalnie i względnie spokojnie
egzystować. Na strzępach papieru ułożonych na kolanie notowałem odczucia i ubierałem
je w kostium lapidarnych słów. Nie będą relacjonował pobytu z pozycji
reportera, lecz jedynie człowieka obserwującego ludzkie twarze i czytającego z
nich zgoła więcej, niż może udźwignąć serce. Dopóki poruszamy się na powierzchni
tego świata, zło wydaje się silniejsze i mutuje się w swojej zachłanności
śmierci. Jakże trudno jest zakomunikować innym odczucia które w tamtych
chwilach mi towarzyszyły. Nie będę relacjonował cudzych słów, ponieważ między nimi
rysuje się radość i ból, rozpacz i nadzieja, niepewność i wiara w jutro
przynoszące powiew wolności. W ciszy zimy którą zastałem na Ukrainie, w głębokim
milczeniu mroźnych nocy, zobaczyłem ludzi których modlitwa jest donośnym
wołaniem- ektenią otwierającą miłosierne serce Boga. Jeden z żołnierzy na
przejściu w Medyce, spostrzegłszy mnie w stroju duchownym, uśmiechnął i w tym
bezszelestnym dialogu zrodziła się jakaś nić porozumienia; współodczuwania
spraw naprawdę ważkich. Można poczuć się bezradnym i nieużytecznym, widząc
ludzi kierujących się ku granicy; słysząc płacz dzieci owiniętych kocami i
niesionymi niczym drogocenny dar ku ziemi obiecanej. „Są takie miejsca w naszym
sercu, które jeszcze nie istnieją, i trzeba, aby przeniknęło je cierpienie po
to, aby były”- przypomina nam Leon Bloy. Poczułem się spóźnionym uczniem
Chrystusa, który przespał moment praktycznego miłosierdzia. „Pozostań z nami,
bo dzień ma się ku zachodowi”- zwracałem się słowami uczniów zdruzgotanych
lękiem, a następnie przenikniętych ciepłem obecności pośród nich Mistrza w Emaus.
„Pozostań z nami” - kiedy gasną światła miast i kordony wojsk szczelnie
rozstawionych na trajektoriach ulic, wyczekują kolejnego wschodu słońca. „Pod
rozłożonym skrzydłem śniegu kiełkują zalążki, tętnią ukryte źródła, śpią
zwierzęta w norach. Pozór śmierci kryje życie- pisał Mauriac- Okres pozbawiony miłości
uzbraja nas w przyjęcie nieopowiedzianego objawienia.” Dane mi było spędzić
kilka dni w monasterze Pantelejmona pod Lwowem. Brak ciepła, prądu i wody, nie
był powodem do rozterek, lecz próbą wiary wojownika którego oddech splata się z
oddechem mnichów ze spokojem przyjmującym trud niewygody przekutej na błogosławieństwo.
Słowa młodzieńca w podrasniku, próbującego umyślnie zatuszować bolesną
wiadomość o śmierci ojca na froncie. Jego łzy schowane pod powiekami twardości.
Przytuliłem go i nie byłem wstanie wydobyć z siebie żadnego pocieszenia.
Panorama jakże inna od tej którą mam na co dzień. Nocną mgłę i siarczysty mróz, przerywał z
oddali hałas przelatujących helikopterów i wycie bezpańskich psów biegnących w
oddali lasu. W cerkwi paliły się lampady, a modlitwa postrzyżonych mnichów,
czyniła z tego miejsca przestrzeń czuwania i gotowości na przyjęcie cudu. „Panie
Jezu Chryste, Synu Boży. Zmiłuj się nade mną.” Trwałość uczucia religijnego,
niezwyciężonego dla powierzchownej spekulacji, zwiastuje bankructwo wojny i przywraca
wiarę w człowieka. „Odtąd w Chrystusie przestrzeń śmierci zmienia się w
przestrzeń Ducha, ciężar lęku staje się brzemieniem wiary, a przez wiarę Boże
światło napełnia człowieka” (O. Clement). Uświadomiłem sobie, iż los świata
zależy od mojej umiejętności bycia wrażliwym na sprawy wobec których inni
przyjęli postawę oswojenia, obojętności, czy wyparcia. W rzeczywistości
dotkniętej wojną, wszelka najbardziej błaha kalkulacja okazuje się grzechem
przeciw miłości bliźniego. Misterium ludzkich wyborów !