sobota, 18 lutego 2023

 

Jesteśmy dziś otwarci na świat w najdrobniejszych szczegółach i najdalej usytuowanych miejscach. Dzięki możliwościom technicznym możemy na sposób wirtualny spacerować już nie tyle wyobraźnią, co ograniczonym ramą ekranu komputera miejscach o których niegdyś rozmyślano na sposób mityczny i dla fizycznego kontaktu niemożliwy. Jako dziecko palcem po globusie zwiedzałem odległe zakamarki świata i ekscytowałem się poznawaniem najbardziej odległych krain i miejsc geograficznych. Fascynacja historią rodzi w młodym człowieku pragnienie podróżowania; wzmaga głód za rzeczywistościami które stają się źródłem estetycznych podniet i zapachów, pozostając na długo skatalogowanymi w pozornie wątłej pamięci skarbami. Myślę, że podobna ciekawość towarzyszy ludziom wiary, pragnącym się wychylić ku drugiemu światu, będącego już częścią metahistorii. „Od setek tysięcy lat człowiek żyje w dwóch światach: i w tym, po którym się krząta, by zaspokoić głód, dać sobie bezpieczne schronienie, zrodzić nowych ludzi, i w tym, który go zabiera na zawsze, nieznany, niewidzialny, a niedostępny. Kruche ciało, zdolne przeżyć kilkadziesiąt lat, upomina się o wieczność”- pisał J. Parandowski. Miejscu którego nie sposób wpisać w wyszukiwarkę komputera, czy wytyczyć szlak w samochodowej nawigacji. To pragnienie ujrzenia rzeczywistości którego kontury wykreśla najdoskonalszy ikonograf jakim jest Duch Święty. Miejsce zdumienia które próbuje rozkruszyć nieudolnie konstruowana eschatologia o której bezbrzeżne plaże rozbija się pełna zuchwałości ludzka myśl. Miejsce za horyzontem nadziei- kontemplowane oczami mistyków, poetów i wizjonerów- których wabiły zapachy wieczności i Raju, lub ruch miłości wytryskujący z Boga spowitego światłem i czyniącego wszystko nowym. „Święty zwraca twarz niczym statek swój dziób ku temu, co przychodzi z przyszłości, aby zapłodnić teraźniejszość- pyłek kwiatowy przenoszony przez anioły wszelkiej maści. Święty nieustannie łączy bliskie z dalekim, ludzkie z boskim, żywe z żywym”(Ch. Bobin). Trzeba mieć przemieniony wzrok i zdolność do tak ogromnego wzruszenia, aby uchwycić choć odrobinę ze spraw z którymi nieudolnie próbuje się mierzyć. Ubi amor, ibi oculus- powie Hugo z klasztoru św. Wiktora. Jeżeli „filozofia jest  uchwyceniem sensu życia. To religia jest życiem w tym sensie,” jednocześnie go przekraczając ku absolutnemu byciu naprzeciw Obecności. Iluż to pierwszych chrześcijan podrywało się do lotu ku górze. Ich spojrzenia przeszywały niebo, a uszy wychwytały najpiękniejszą z muzyki sfer- liturgię subtelnych bytów- obezwładnionych miłością, naprzeciw Niepoznawalnego. Jakże wielu pragnęło i błagało Boga, aby po śmierci „posiąść radość wśród połyskujących kamieni raju,” doświadczyć onieśmielającego i czyniącego na powrót dziewiczym blasku światła- czyniącego z wyznawców płonących niczym menora w Namiocie Spotkania. My nowocześni jesteśmy przytwierdzeni do ziemi „żelaznymi klamrami” wątpliwości, nie potrafiąc spoglądać dalej niż czubek własnego nosa. Imitujemy wieczność na ziemi, niecierpliwie napinając strunę naszej cielesności, uciekając tym samym od świadomego i w pełni zaakceptowanego faktu, że jednak jesteśmy śmiertelni i samotni w odchodzeniu na drugą stronę, wypieranego podskórnie świata. Dźwięczy mi pocieszająco w głowie zdanie Peguy’ego: „Nadzieja widzi to, czego jeszcze nie ma, i to, co nadejdzie. Lubi to, co jeszcze się nie stało, a co przyjdzie. W przyszłości czasu i wieczności.”