Śmierć to odwieczny temat
historii, to nasza codzienność którą przecina krucha granica istnienia. Nigdy
nie jesteśmy w pełni przygotowani na jej nadejście, spoufaleni z nią- gotowi
zaglądać jej w oczy. Człowiek naszej cywilizacji wszystko mierzy techniką i nie
rozumie, że nawet ona może zawieść, oszukać, zmylić trop… Katastrofa wywołuje
sprzeciw naszej świadomości, jakieś wyparcie wobec tektoniki cierpienia. Ciągle
jesteśmy pyłem z telefonem w dłoni, zdanym na kaprysy bezlitosnego losu. Martwe dziecko pod gruzami zawalonego domu, to
nie przedmiot zawieruszony przez gwałtowne tchnienie żywiołu, to życie na które
niewiadoma siła natury zsunęła całun ciemności. Jego bezbronny płacz
osamotnienia w przeszywającej pustce i chłodzie, słyszy już jedynie Bóg.
Modlitwa istnienia wydanego milczeniu ! „Bezradność lubi odzwierciedlać swoją
nicość w cierpieniach innych”(G. Bernanos). Zdarzenie trzęsienia ziemi w Turcji
i Syrii, obezwładnia słowa i pozostawia na długo w paraliżującym umysł szoku. Tak
nagle zstępująca tragedia to wydarzenie gwałtowne, nagłe i bezsensowne. Życie
miast tętniących swoim niezmąconym rytmem, zostaje przerwane sejsmicznym
wstrząsem. Śmierć wygnana na peryferia, powraca przez niebezpieczeństwo zwalonych
budynków i płacz ludzi przeczesujących zgliszcza; nasłuchujących krzyku
pogrzebanych bliskich, sąsiadów, przypadkowych ludzi i zwierząt. Nagle
zaczynamy pojmować, że jesteśmy śmiertelni i zdani na łaskę innych. „Śmierć
ludzi budzi nienawiść”- miał odrobinę racji Tołstoj. Przychodzi taki moment,
gdzie musimy rozstać się z czasem, przestając być łakomi życia- to jest bolesne
i nieodwracalne doświadczenie. Jesteśmy wzburzeni lecz niepozbawieni wiary
wobec zaistniałego dramatu. Dzisiaj otrzymałem list od mojego Władyki: „Czasy
są złe, ale ufamy miłości Boga, który nigdy nie opuszcza tych, którzy jej
szukają...” Twarz dziewczynki wyciągniętej po czterech dniach z klaustrofobicznej
pustki. Pocieszenie to pierwszy krok ku nadziei.