Czuję się okaleczonym
będąc otwartym na realność napierającego czasu i następujących po sobie
wydarzeń. W roztrzaskanym do cna społeczeństwie, wszyscy zajmują się polityką i
mędrkują o przyszłości której kształtu tak naprawdę nikt nie jest wstanie
przewidzieć. Powinniśmy się uczyć od Francuzów jakie są realne granice
demokracji, i że nawet zawierucha na ulicy Paryża i innych miast, nie jest
wstanie zmienić decyzji sprawujących władzę, czy kaprysu prezydenta Macrona (z
tą różnicą, iż u nas policja nie bije obywateli). U nas nieprzerwane dyskusje i
sondażowe słupki maltretują umysły tych dla których ekran telewizora i
komputera, stał się areną walki – na śmierć i życie. Od lewa do prawa ludzie
przerzucają się argumentami, komentarzami, opiniami, krzykliwymi dyskusjami, a
co gorsza inwektywami, mającymi w rzeczy samej tylko jeden cel – aby przyszłość
okazała się moją i nienaruszalną przestrzenią egzystencji. Okopani w szczelnych
bastionach, wyrywają ochłapy utopijnie rozumianej i fragmentarycznie
postrzeganej wolności. Wrzenie słów i gimnastyka gestów przed obiektywami kamer i
napierających mikrofonów. Kultura debaty sięga bruku, stając się
odzwierciedleniem powszechnego schamienia i intelektualnej pustki. Każdy
ciągnie wózek w swoją stronę i liczy na to, że ten drugi wypadnie z gry o
władzę i wpływy. Za tymi wszystkimi zrywami domniemanej troski, stoją niezaspokojone
apetyty polityków na pieniądze, dla pozyskania których - próbują jak
najbardziej umiejętnie kupić zaufanie mas; ich postawiony krzyżyk na liście
wyborczej do parlamentu. W moim kraju żadna partia polityczna, nie potrafi
udźwignąć odpowiedzialności za człowieka i jego skrywanych w sercu i umyśle
potrzeb. „Są ludzie którzy sądzą, jakoby poważne było wszystko, co czyni z
poważną miną”- twierdził w Pochwale
wątpienia Lichtenberg. Teatr kukiełkowy. Idiotyczne happeningi połączone z
mało błyskotliwą demagogią nad wyraz śmieszą. Emocje nadmuchane do granic
możliwości w walce ze zdrowym rozsądkiem zwyciężają. Dystrybucja idei nie idzie
w parze z troską o realne potrzeby człowieka. „Marzę- powiem za jednym z
bohaterów Dostojewskiego – by ujrzeć, i nawet jak gdyby już naprawdę widzę, co
nastąpi: albowiem w końcu najbardziej zepsuty bogacz pocznie się wstydzić swego
bogactwa przed biednymi, a biedny widząc jego pokorę, zrozumie i ustąpi mu z
radością i życzliwością odpowie mu na jego bogobojny wstyd.” To tylko pobożne
marzenie ! W tym politycznym impecie o władzę, jednym puszczają hamulce i
odsłaniają swe prawdziwe intencje, a inni biorą wszystko na przeczekanie, jakby
licząc na łut szczęścia. Każdy żagluje wydedukowanymi z rękawa prawdami i
posiada błyskawiczne antidotum na bolączki jutra. Każda, nawet najbardziej
żenująca doktryna polityczna ma swoje alibi. Mając lat ponad czterdzieści
człowiek trzyma się w garści i wie, że to jedynie mrzonki i dyrdymały nudnych ślepców,
powiększających kosztem malutkich zasobność własnych kont. Wielcy ludzie już
dawno porzucili politykę, ponieważ w porę rozpoznali że to bagno, tak
intensywnie i nieodwracalnie wciągające na same dno absurdu. Nieważkość i
bezideowość naszego politycznego podwórka bierze się z nierozliczonej do
dzisiaj historii. By podjąć się odpowiedzialności w polityce, trzeba zrozumieć
tragiczne mechanizmy przeszłości. Niewyrwanych oddolnie korzeni komunizmu,
zatruwających nieustanne kształt wyłonionego wolnościowych przewrotów świata. „Ignorancja
ma skrzydła orła i wzrok sowy”- to nieprzedawniona diagnoza Zbigniewa Herberta.
Czerwona pajęczyna nigdy nie została zerwana. Uśmiechnięte biesy spacerują po
świecie, kpiąc z tych których karmi wspomnienie niezadośćuczynionego cierpienia.
Czerwone sztandary przemalowano na
błękitne barwy i okraszono kosmopolitycznymi intencjami budowania „nowoczesnej”
i „płynnej” rzeczywistości. Ten stary świat się jeszcze nie skończył, a życie
na podsłuchu wciąż trwa. Resentymenty pozostały, a zaropiałe rany krzywd ciągle
pęcznieją. Tylko zmieniły się narzędzia i bardziej spoufalone z ludem oblicze,
oddolnie wmawiając mu poczucie wstydu wobec wielkiego – rzekomo ucywilizowanego
i humanistycznego świata Zachodu. „Weź w karby i wychłoszcz demony, które są w
tobie i w świecie, mówi duch prawicy. Uczyń je aniołami- szepce duch lewicy”(G.
Thibon). Wystarczy ostrożnie zerwać te maski i zobaczyć kim kto jest. To niby
tak wiele, ale cena tego aktu jest nad wyraz brzemienna w skutkach i wymaga od teraźniejszości
wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Wyznaję za poetą: „Noc każe mi trwać w
pogotowiu. Z dłońmi na w pół zaciśniętymi, nagi na piasku, mając własne życie i
śmierć za jedyną broń, czekam prawdziwej walki.” Wbrew podszeptom wścibskich głosów
i ukośności idei, chrześcijanin potrafi zakreślić horyzont szczęścia. Światło
nie zastygło w ciemności. Odpowiedzieć drganiu sumienia na obraz Boga. Chrześcijaństwo
aktywne z krzyżykiem po jasnej stronie mocy.